Quantcast
Channel: Blog w zasadzie ogrodowy
Viewing all articles
Browse latest Browse all 1487

Kocie gadki - wykonywam tłumaczenie

$
0
0
Jak niemal  każda osoba mieszkająca pod jednym dachem ze zwierzętami mam tzw. tendencje  do antropomorfizacji inszych gatunków.  Czasem się zastanawiam czy koty są  świadome  że ludzie  podejrzewają je  o zdolność felinizacji człowieka. Bo podejrzewają, to jest pewne bo ja jestem  ludź i podejrzewam. Wydaje się mi to pewne bo w końcu jakiś tam dialog między nami ssakami ( a niekiedy ptakami a nawet gadami ) jest prowadzony.  Bez słów  ale  niekoniecznie bardziej prymitywny, rozmawiamy całym ciałem, zapachami,  dźwiękami - na bogato.  Co prawda ciężko nam dziś przyjąć pozasymboliczne, pozaliteralne , ogólne pozawerbalne porozumiewanie się jako to najbardziej szczere czyli właściwe. Dialog wg. przeważającej części ludzkości to słowa, słowa, słowa.  Padają hasełka typu "proces logiczny",   "myślenie pojęciowe", "kognitywność" albo i jeszcze mądrzej i tylko od czasu do czasu  do czasu do nas dociera że ktoś  uznał czyjeś poglądy za głupie  bo mu skóra interlokutora cóś brzydko pachniała. Nie uświadamiamy sobie masowo tego pozawerbalnego dialogu który prowadzimy ze  światem, w ogóle cóś tacy mało prawdziwie  świadomi siebie  jesteśmy.  Na ten przykład pieprzymy o nadzwyczajnym statusie naszego gatunku, o tym jak to potrafimy środowisko zmieniać  i w ogóle,  nie zauważając że takim bakteriom to my w tej dziedzinie nawet do fimbrii i pilusów  podskoczyć nie możemy. Naczelne mają tendencję do  głupawego zadowolenia z siebie, u kuzynów dostrzegamy to wyraźnie u siebie tę cechę starannie ignorujemy. Cóż może ona była  naszemu rodzajowi potrzebna do czegoś tam ale nie wiem czy  w przypadku  naszego gatunku nie stała się balastem.

Z drugiej strony przeca większość ludzi wie  że zwierzęta czują, podejrzewa że ich procesy myślowe w jakiejś części są tożsame z naszymi a nawet postrzega że sposób myślenia co niektórych gatunków gwarantuje im zdolności adaptacyjne wcale nie gorsze od  naszych. Taa, taka dychotomia nam się  robi - z jednej strony odjechany "pan stworzenia" a z drugiej nie tak głośno wyćwierkiwane ale za to głęboko zakorzenione przekonanie o istniejącej bliskiej więzi z innymi gatunkami. Cóż, pojęcie  "pana stworzenia" nie wytrzymuje krytyki, przeżynamy  z takimi bezmózgami jak   wirusy więc  zdaje się  że to drugie podejście jest tym właściwym ( zapewne ku rozpaczy kreacjonistów ). A jak ja tylko przedstawiciel jedynego obecnie występującego  gatunków z rodziny Homo w  rodzaju naczelnych to sobie  mogę przekładać z kociego na ludzki, choć sprawa  trudniejsza niż  z przekładem z inszego ludzkiego języka.  A może wcale nie bo "Słowa są źródłem nieporozumień"? Przeca ludzie na całym świecie, niezależnie od  języka w który ubierają myśli  rozumieją swoje zwierzęta, więc może tylko porządnie trza odkurzyć stary zapomniany język którym kiedyś porozumiewaliśmy się ze  światem i wysłowić niewysłowione.

Podstawiam sobie literki pod ruchy ogonów, pozycje uszu, burknięcia, miauczenia  i "strzelanie ślepiami" i słyszę w myślach te dialogi, monologi i kłótnie wieloosobowe. Ha, czasem nawet słyszę cóś jakby  śpiew  tłumu. Tak, przyznaję się  bez bicia - znam mowę zwierząt!  Nie wszystkich ale tych ze mną  żyjących pod jednym dachem to na bank.  Mam wykute na blachę nawet cóś jakby idiomy, he, he, he.  Oczywiście jak to w każdym tłumaczeniu ( dobrym ) trochę ze mnie w tej translacji  jest, nie da się tego uniknąć.  Bezczelnie się pocieszam że to zawsze lepsze niż robota robota, każdy kto  tłumaczył googlem wie  o czym piszę. Moje zwierzęta w związku z  moim  nazwijmy to wkładem artystycznym, potrafią kląć, snuć opowieści szkatułkowe a nawet śpiewać. No tak, w końcu tłumaczę na moje a dopiero potem jakoś to układam na ogólnoludzki wyrażany  po polsku. Jestem pewna że podobny proces translacji ludzkiego na koci przeprowadza  druga strona i że tam też istnieje pewna indywidualizacja tłumaczenia zależna od osobowości tłumaczącego.  No  bo tak, zwierzęta wicie rozumicie to też indywidua so.  Mam wrażenie że podobnie jak ludzie są stadnie przekonane o swej  indywidualnej niepowtarzalności, he, he, he.


Jakież to u mła w domu kocie rozmówki się odbywają?  "Ano różne, różniste"że zacytuję klasyka. Pogodne pogawędki  o pogodzie i możliwości zmoczenia futerka,  egzystencjalne gadki o dużym stopniu złożoności pojęć ( cinżko  to tłumaczyć ),  przechwalanki, kłótnie różnopowodowe, zażarte dyskusje na temat hierarchii gatunkowej.  Oprócz rozmówek prowadzone są monologi, za przerwanie monologu  grozi  kara - czystość formy ma  być zachowana! Uprawiane są też  tak zwane półrozmówki półgębkiem, takie niedopowiedzenia celowe bądź nie. Gwarno  i ciekawie znaczy jest. Przykłady?  Proszę bardzo - poranne rozmówki przedśniadaniowe w  wykonaniu kociej czwórki  i mła.


Mła otwiera ślepie o  godzinie czwartej  trzydzieści bo  poczuła na powiece wilgoć.  Po  otwarciu ślepia druga porcja śliny sącząca się ze sznupy udeptującej mła  Szpagetki trafia w gałkę oczną.
"Czy czujesz jak  cię kocham?" - wymrukuje i wydeptuje na mła Szpagetka
"Boszsz, kota proszę  zejdź.  Nie po szyi, nie po szyi!" - wystękuję mła
"Ale czujesz jak  cię kocham?  I będę cię kochała aż do podania śniadania! Bardzo cię  będę kochała, o tu po szyi łapką będę cię kochała, tak żebyś naprawdę  poczuła  że cię naprawdę kocham"
"Eghhhghhh...." - mła  czuje, nie ma siły  żebym  nie czuła.  Naprawdę!
"Śniadanieee, śniadanieee, zrób śniadanie okaż miłość kotu."- wydeptywane z uczuciem.
Nagle  Szpagetka zamiera w pozie "Łapa na gardle", po czym powoli odwraca głowę w kierunku skradającej się Sztaflisi.
"Byłam pierwsza" - cedzi spojrzeniem.
"No i wuj!" - odpowiada Sztaflik postawą ( siad,  łepek tak ustawiony że  robi się większy podbród, spojrzenie nr 21 pod tytułem  "Nie mamy Pana płaszcza i co nam Pan zrobi?" ).
"Ignoruj ją, nadal cię będę kochała" - Szpagetka pomrukując i śliniąc się obficie wydeptuje na mła ale na wszelki wypadek rzuca Sztaflikowi spojrzenie nr 22 pod tytułem "Rozpiendrolę  wam tę szatnię jak  płaszcz się nie znajdzie."
Łup! Czuję na brzuchu cztery kilo kota. Wydaję z się cóś  na kształt westchnienia "Eyyii...".
"Odtąd   aż do nóg jest moje do kochania" - udeptuje  energicznie Sztaflik
"Ale ja kocham mocniej" - Szpagetka włącza do akcji pazury
"Yyyyyyy!" - to mła
Koty udeptują mrucząc, mła  usiłuje złapać oddech i cóś zrobić z rękami zaplatanymi w kołdrę.  Wyzwolić ręce i oswobodzić  się z tej kociej miłości to priorytet, znaczy szansa na przeżycie. Łup! O rany jak dobrze że obok głowy skoczyła a nie na głowę! - myśl przebiega mła przez mózg a tymczasem Okularia rozsiada się na poduszce i szykuje  do porannej toalety. Zaczyna od  wylizywania łapek którymi myje sznupę ale  nie kończy ablucji bo interesują ją moje  usiłowania wyplątania rąk z kołdry.
"Polowanie, bawimy się w polowanie!"- Okularia cała jest Wielką Łowczynią. Szpagetka przerywa udeptywanie  i też zostaje  Wielką Łowczynią. Mła jest już dla nich  tylko ofiarą.  Sztaflik widząc  że zwalnia się miejsce przy szyi szybko zajmuje pozycje na klacie mła  i zapewnia  o gorącym uczuciu.
"Bardzo cię kocham i śniadanie też. Ukochaj kota daj  śniadanie" - wydeptuje mocno, na szczęście  się nie ślini.  Jak się waży ponad cztery kilo zamiast dwóch z małym kawałkiem to nie trzeba się ślinić żeby  przekonać o solidności uczuć.
"Łiiii!" - popiskuję bo  Okularii udało się  osaczyć  rękę mła i  zagryźć. Nagle  słyszę ten jękliwy ton pełen  pretensji, Felicjan przylazł z dworu i wymiaukuje żale:
"No jasno jest, prawie południe a  śniadanie  nienaszykowane. A ja  głodny  jestem!  Zły jestem, zaraz zrobię porządek z tymi tam co na tobie siedzą. Skoczę tylko na ciebie i będę porządkował! A potem zjem  śniadanie."
Robi się nieciekawie, nie życzę sobie  żadnych bójek na mnie. Zanim  Felicjan zdąży skoczyć na łóżko trza się wyzwolić z dziewczątek.  No niestety mła  musi  się przy tej czynności wspomóc  rykiem pełnym emocji  i wyrazu.  Jednego wyrazu.
"Karrrwaaa!" - ryczę i wygrzebuję się spod kotów jak  Godzilla spod zwałów ziemi, otrząsam się z nich i łapię oddech.
"No, wstałaś wreszcie!" - rzuca pełnym dezaprobaty miaukiem  Felek i natychmiast nowym miaukiem dodaje "To teraz kochaj nas i daj  śniadanie"
Stado dzikim pędem rzuca się do kuchni, ja uciekam do kibelka. W łazienkowym lustrze widzę swoją oplutą gębę i podrapaną szyję ( miłosne pazurkowanie Szpagetki ), włos zmierzwiony. Za to nie widzę  nawet mikrego  śladu po tym co kiedyś zwano poranną świeżością.  Nie ma jednak czasu na dołowanie się  wyglądem, z kuchni dobiega ryk zbiorowy:
"Śniadanie, daj  śniadanie! Kochaj Kota!"
Takie to są poranne kocio - ludzkie gadki.


Dzisiejszy wpis miały ozdabiać pocztówki  z kotami drukowane w Japonii na początku  XX wieku ale  doszłam do wniosku że  nie ma co pocztówkować tylko trza  pokazać z czego się kocie pocztówki narodziły ( jak się lepiej wgryźć w temat to jak wyglądały praszczury mangi ).  Jak o ukiyo - e i kotach to musi być o Kuniyoshi Utagawa ( to ten facet na drzeworycie powyżej, oczywizda należycie otoczony kotami ).  Naprawdę nazywał się Magosaburō Igusa ale japońscy artyści przyjmowali nowe imiona i nazwiska  kiedy osiągnęli mistrzostwo w swoim fachu.  Tak jakby z rikszy  nagle zrobiła się toyota. Często przyjmowano nazwiska artystów  u których się kształcono,  Kuniyoshi przyjął nazwisko Utagawa które należało do jego mistrza Kunisady Utagawy, który z  kolei przyjął je  od artysty zwanego Toyokuni Utagawa. Wielki ród japońskich artystów ukiyo - e Utagawa to ludzie niespokrewnieni ze sobą tylko tacy których połączyła wykonywana przez nich sztuka. Rodzina  to naprawdę pojemne pojęcie, he, he, he. Utagawa Kuniyoshi żył w latach 1798 - 1861, w złotym okresie sztuki ukiyo - e, znaczy w epoce zwanej Edo.

Viewing all articles
Browse latest Browse all 1487


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>