Spokojnie, do porządków i w ogóle jakiegokolwiek wysiłku fizycznego to mnie raczej teraz ciężko namówić natomiast nic nie stoi na przeszkodzie w porządkach blogowych. Cały miesiąc lipiec pilnie usuwałam spam z Azji, dzielnie śledziłam komentarze i zamartwiałam rosnącą ilością wejść ( taa... więcej wcale nie znaczy lepiej ). Reklamuję jak się okazało platformy do gier a raz nawet udało mi się zareklamować stronę porno. Rozwijam się znaczy biznesowo choć biznes jest taki w stylu kolegi szwagra Antka, znaczy szmal do mojej kieszeni cóś nie płynie. Zanim zacznę nienawidzić mieszkańców dalekiej Kambodży muszę podjąć jakieś kroki "odnienawidzające". Poczułam że czas na obrazek kontrolujący czy aby komentarza nie wysyła szczwany bocik ze skośnymi procesorami. Wiem że to do doopy i w ogóle ale ni ma wyjścia. Jak mnie już wywalą z bazy programu spamującego ( trochę potrwa ) to przywrócę stare ustawienia. Przepraszam za ewentualne niedogodnościowanie.
A co u nas? Nudno nie jest, jak tylko zdjęli gips z nadgarstka Gieni występy medyczne zaczęła Irenka. Jak to określiła Małgoś - Sąsiadka prawdziwe nieszczęście bo upadła z powodu omdlenia a nie potknięcia. Jakby upadek spowodowany potknięciem był jak najbardziej usprawiedliwiony i tak naprawdę był jedynym właściwym rodzajem upadku bez względu na jego konsekwencje a wszystkie inne upadki to straszna choroba. Niestety Irence się nieszczęśliwie zemdlało w związku z czym głównie będzie leczona kardiologicznie i internistycznie ( potłuczenie ma solidne ). Irenka na razie w strachu, czas na pewną dumę z "bo mnie się zrobiło" przyjdzie dopiero po podleczeniu, podczas snucia wieczornych opowieści krzesełkowych na Podwórku. No tak, słodkie bajania o wyższości schorzeń kardiologicznych nad prozaicznymi urazami ortopedycznymi. Na taki obrót sprawy mam nadzieję. Pocieszam się że przy tej pogodzie mogło być z tym Irenkowym zdrowiem gorzej, że jeszcze nie jest tak źle, że jak na 90 latek to jest jeszcze dziarsko ale mam świadomość że pogoda mojej kamienicznej geriatrii nie sprzyja i byłoby najlepiej gdyby upały przestały nas dręczyć.
Kotom pogoda ze spiekotą jakby przestała doskwierać, może się przyzwyczaiły. Felicjan zamiast w domu siedzieć i wyra pilnować bezczelnie ucieka i wraca z poparzoną przez słońce gębą. Zadaję mu maści i kremy ale pomaga mu to średnio. Najlepszą opcją byłoby zatrzymanie go w domu ale Felek jakiekolwiek ograniczenie wolności odbiera jako wypowiedzenie wojny. Nie mam siły na prowadzenie działań wojennych, zwabiam więc tylko gada do domu na żarcie i usiłuję zapewnić mu w chałupie rozrywkę coby szybko z niej nie wyszedł ( niestety ulubioną rozrywką jest wyżeranie Małgoś - Sąsiadce z talerza, Małgoś co prawda ryczy że to tylko niesolony ser biały ale ja się wściekam bo chodzi o sam fakt siania terroru przez Felka a nie jego menu ). Trio dziewczęce zaszywa się w Alcatrazie, wracają tylko na posiłki, jedzą ekspresowo i myk do ogrodu. Od czasu do czasu któraś zaszczyca mnie tzw. solówką czyli okazaniem miłości przez udeptywanie, przytulanie czy ślinienie. Korzystają z lata na całego, może czują że tak trzeba. Ja cóś nie czuję, za to zrobiło mnie się starawo - wyraźnie babcieję. A to słońce za ostre, a to wietrzyku brak, a to wozduch za ciężki bo cóś jakby burza w powietrzu wisiała ( na ogół tylko wisi, skrapla się u nas średnio ), każdy pretekst jest dobry żeby nosa z czterech ścian nie wyściubiać. Chyba spłynęła na mnie z mojej geriatrii ta potrzeba ostrożności, uważania i oszczędzania się bo to "Wiek już nie ten". W związku z moim babcieniem ogród żyje sobie w spokoju niezakłócanym moją obecnością, kto wie co się w nim jeszcze podczas mojej absencji zalęgnie - stado jelonków, zające, a może lisy z kotowstrętem ( znaczy takie które nie zbliżają się do kotów )?
No animalne życie w nim na pewno wre, słyszę po nocach "pijackie" rozmówki jeży, ryki pilnujących terytorium Felicjana i Sztaflika, śpiewy świerszczy. Nad ranem zaczynają się kłótnie srok, ćwierkolą i insze ptaszęta - pewnie umawiają się na polowania na te tabuny komarów grasujących w co bardziej cienistych miejscach ogrodu. Jak wygląda szata roślinna? Sorry, nawet nie chcę wiedzieć bo być może musiałabym jakąś wymagającą straszliwego wysiłku interwencję podjąć. Chyba jednak mogę być spokojna o stan roślinek z tego jakże paskudnego dla mła powodu że co miało paść to już padło. Wczoraj padło właściwie czyi spłynęło z góry parę kropel więc nie czuję się aż tak bardzo zobowiązana do konewkowania czy naszlauszania , sumienie mam takie półczyste, he, he, he.
P.S. Irenka oprócz wypisów z kardio i interny zdobyła kolejny sprzęt ortopedyczny - z powodu starych złamań kompresyjnych przepisano jej stosowne oprzyrządowanie i szczęśliwie wywiozła z izby przyjęć gorset ortopedyczny. Dziewczęta z geriatrii już zazdraszczajo ( Małgoś - Sąsiadka natentychmiast poczuła że ma silne bóle w okolicy lędźwiowej i też by przydała się jej pionizacja - no tak, do tej pory poruszała się poziomo, he, he, he ). Przejdzie im jak zobaczą to ustrojstwo, choć kto wie czy Gienia jako twarda zawodniczka się nie skusi. Pociesza mnie tylko to że może się jej nie uda, Gieniowe złamania cóś szczęśliwie z roku na rok "słabsze" ( zaczęła od biodra, potem był bark, w zeszłym roku zakładany popręg Wernera w tym roku już tylko nadgarstek ). Także na stanie mamy nowość, co prawda jeszcze nie moje wymarzone języczniki ale gorset ortopedyczny to też jest cóś.
Dzisiejszy wpis ilustrują prace nieznanego mła autora. Nieznanego bo alfabet je opisujący jest mła obcy. Wiem że to nie ten którym posługują się w Kambodży he, he, he, wygląda mi na chiński. W necie znalazłam po angielsku jeno tytuły tych prac, czy one autentyczne czy też nadał je jakiś sieciowy poeta nie wiem. Na pewno są adekwatne do tego co na łobabrazkach - "Letni sen w ogrodzie", "Wietrzyk wśród drzew jabłoni" - te klimaty. Do mnie przemawia najbardziej ostatni obrazek, razem z tytułem "Radości zimy" - chyba wiecie dlaczego.
A co u nas? Nudno nie jest, jak tylko zdjęli gips z nadgarstka Gieni występy medyczne zaczęła Irenka. Jak to określiła Małgoś - Sąsiadka prawdziwe nieszczęście bo upadła z powodu omdlenia a nie potknięcia. Jakby upadek spowodowany potknięciem był jak najbardziej usprawiedliwiony i tak naprawdę był jedynym właściwym rodzajem upadku bez względu na jego konsekwencje a wszystkie inne upadki to straszna choroba. Niestety Irence się nieszczęśliwie zemdlało w związku z czym głównie będzie leczona kardiologicznie i internistycznie ( potłuczenie ma solidne ). Irenka na razie w strachu, czas na pewną dumę z "bo mnie się zrobiło" przyjdzie dopiero po podleczeniu, podczas snucia wieczornych opowieści krzesełkowych na Podwórku. No tak, słodkie bajania o wyższości schorzeń kardiologicznych nad prozaicznymi urazami ortopedycznymi. Na taki obrót sprawy mam nadzieję. Pocieszam się że przy tej pogodzie mogło być z tym Irenkowym zdrowiem gorzej, że jeszcze nie jest tak źle, że jak na 90 latek to jest jeszcze dziarsko ale mam świadomość że pogoda mojej kamienicznej geriatrii nie sprzyja i byłoby najlepiej gdyby upały przestały nas dręczyć.
Kotom pogoda ze spiekotą jakby przestała doskwierać, może się przyzwyczaiły. Felicjan zamiast w domu siedzieć i wyra pilnować bezczelnie ucieka i wraca z poparzoną przez słońce gębą. Zadaję mu maści i kremy ale pomaga mu to średnio. Najlepszą opcją byłoby zatrzymanie go w domu ale Felek jakiekolwiek ograniczenie wolności odbiera jako wypowiedzenie wojny. Nie mam siły na prowadzenie działań wojennych, zwabiam więc tylko gada do domu na żarcie i usiłuję zapewnić mu w chałupie rozrywkę coby szybko z niej nie wyszedł ( niestety ulubioną rozrywką jest wyżeranie Małgoś - Sąsiadce z talerza, Małgoś co prawda ryczy że to tylko niesolony ser biały ale ja się wściekam bo chodzi o sam fakt siania terroru przez Felka a nie jego menu ). Trio dziewczęce zaszywa się w Alcatrazie, wracają tylko na posiłki, jedzą ekspresowo i myk do ogrodu. Od czasu do czasu któraś zaszczyca mnie tzw. solówką czyli okazaniem miłości przez udeptywanie, przytulanie czy ślinienie. Korzystają z lata na całego, może czują że tak trzeba. Ja cóś nie czuję, za to zrobiło mnie się starawo - wyraźnie babcieję. A to słońce za ostre, a to wietrzyku brak, a to wozduch za ciężki bo cóś jakby burza w powietrzu wisiała ( na ogół tylko wisi, skrapla się u nas średnio ), każdy pretekst jest dobry żeby nosa z czterech ścian nie wyściubiać. Chyba spłynęła na mnie z mojej geriatrii ta potrzeba ostrożności, uważania i oszczędzania się bo to "Wiek już nie ten". W związku z moim babcieniem ogród żyje sobie w spokoju niezakłócanym moją obecnością, kto wie co się w nim jeszcze podczas mojej absencji zalęgnie - stado jelonków, zające, a może lisy z kotowstrętem ( znaczy takie które nie zbliżają się do kotów )?
No animalne życie w nim na pewno wre, słyszę po nocach "pijackie" rozmówki jeży, ryki pilnujących terytorium Felicjana i Sztaflika, śpiewy świerszczy. Nad ranem zaczynają się kłótnie srok, ćwierkolą i insze ptaszęta - pewnie umawiają się na polowania na te tabuny komarów grasujących w co bardziej cienistych miejscach ogrodu. Jak wygląda szata roślinna? Sorry, nawet nie chcę wiedzieć bo być może musiałabym jakąś wymagającą straszliwego wysiłku interwencję podjąć. Chyba jednak mogę być spokojna o stan roślinek z tego jakże paskudnego dla mła powodu że co miało paść to już padło. Wczoraj padło właściwie czyi spłynęło z góry parę kropel więc nie czuję się aż tak bardzo zobowiązana do konewkowania czy naszlauszania , sumienie mam takie półczyste, he, he, he.
P.S. Irenka oprócz wypisów z kardio i interny zdobyła kolejny sprzęt ortopedyczny - z powodu starych złamań kompresyjnych przepisano jej stosowne oprzyrządowanie i szczęśliwie wywiozła z izby przyjęć gorset ortopedyczny. Dziewczęta z geriatrii już zazdraszczajo ( Małgoś - Sąsiadka natentychmiast poczuła że ma silne bóle w okolicy lędźwiowej i też by przydała się jej pionizacja - no tak, do tej pory poruszała się poziomo, he, he, he ). Przejdzie im jak zobaczą to ustrojstwo, choć kto wie czy Gienia jako twarda zawodniczka się nie skusi. Pociesza mnie tylko to że może się jej nie uda, Gieniowe złamania cóś szczęśliwie z roku na rok "słabsze" ( zaczęła od biodra, potem był bark, w zeszłym roku zakładany popręg Wernera w tym roku już tylko nadgarstek ). Także na stanie mamy nowość, co prawda jeszcze nie moje wymarzone języczniki ale gorset ortopedyczny to też jest cóś.
Dzisiejszy wpis ilustrują prace nieznanego mła autora. Nieznanego bo alfabet je opisujący jest mła obcy. Wiem że to nie ten którym posługują się w Kambodży he, he, he, wygląda mi na chiński. W necie znalazłam po angielsku jeno tytuły tych prac, czy one autentyczne czy też nadał je jakiś sieciowy poeta nie wiem. Na pewno są adekwatne do tego co na łobabrazkach - "Letni sen w ogrodzie", "Wietrzyk wśród drzew jabłoni" - te klimaty. Do mnie przemawia najbardziej ostatni obrazek, razem z tytułem "Radości zimy" - chyba wiecie dlaczego.