Jakby to ładnie ująć? Kolejny miesiąc spędzam ogrodniczo leniwie, teraz mam tłumaczenie "bo staram się przeżyć". W czerwcu Alcatraz starał się przeżyć teraz kolej na mnie. Po suszy upały a to mnie rozwala. Chowam się w domu razem z Felicjanem ( uczulenie kota na nadmierne nasłonecznienie wymaga "zdejmowania" go z dworu w okolicach godziny dziesiątej rano i trzymania w chałupie tak mniej więcej do godziny szesnastej ) i ani myślę wyłazić z budynków na tzw. świat Boży. Jako pani starsza zdecydowanie nie powinnam w okolicach południowych plątać się po ogrodzie. Trza się plątać w inszych miejscach. Chwile na ogrodowanie można wyrwać tylko o świcie i o zmierzchu, reszta dnia do przebimbania poza ogrodem ( no dobra, może nie przebimbania ale Alcatrazu i Podwórkiemu z tego nic ). W tym roku właściwe ogrodowanie miało miejsce w kwietniu, potem coraz większe rozleniwienie i coraz lepsze usprawiedliwienia ( no, w maju to wiadomo ale czerwiec i lipiec to po prostu zwyczajne lenistwo ). Co prawda w lipcu posadziłam irysy, parę razy zrobiłam opiel ( nawet wspomnienia po nim nie ma dzięki tej saunie która u nas trwa od pewnego czasu ), nieco przyróżankowałam. No ale to jest kropla w morzu zadań ogrodowych które sobie wyznaczyłam ( a zaznaczam przy tym że wyznaczyłam sobie absolutne minimum, minimalniej już nie można było ). Na zwyczajne cieszenie się ogrodem nie mam siły, za gorąco a ja cóś jakby słaba albo co. Zdjęć nie załączam bo ich ostatnio nie robię, nawet apart dla mnie ciężki i czynność z tych męczących. Dobra, koniec spowiedzi - czas gotować kotom drób ( w czasie upałów nie chcą jeść nic inszego ).
Jakby to ładnie ująć? Kolejny miesiąc spędzam ogrodniczo leniwie, teraz mam tłumaczenie "bo staram się przeżyć". W czerwcu Alcatraz starał się przeżyć teraz kolej na mnie. Po suszy upały a to mnie rozwala. Chowam się w domu razem z Felicjanem ( uczulenie kota na nadmierne nasłonecznienie wymaga "zdejmowania" go z dworu w okolicach godziny dziesiątej rano i trzymania w chałupie tak mniej więcej do godziny szesnastej ) i ani myślę wyłazić z budynków na tzw. świat Boży. Jako pani starsza zdecydowanie nie powinnam w okolicach południowych plątać się po ogrodzie. Trza się plątać w inszych miejscach. Chwile na ogrodowanie można wyrwać tylko o świcie i o zmierzchu, reszta dnia do przebimbania poza ogrodem ( no dobra, może nie przebimbania ale Alcatrazu i Podwórkiemu z tego nic ). W tym roku właściwe ogrodowanie miało miejsce w kwietniu, potem coraz większe rozleniwienie i coraz lepsze usprawiedliwienia ( no, w maju to wiadomo ale czerwiec i lipiec to po prostu zwyczajne lenistwo ). Co prawda w lipcu posadziłam irysy, parę razy zrobiłam opiel ( nawet wspomnienia po nim nie ma dzięki tej saunie która u nas trwa od pewnego czasu ), nieco przyróżankowałam. No ale to jest kropla w morzu zadań ogrodowych które sobie wyznaczyłam ( a zaznaczam przy tym że wyznaczyłam sobie absolutne minimum, minimalniej już nie można było ). Na zwyczajne cieszenie się ogrodem nie mam siły, za gorąco a ja cóś jakby słaba albo co. Zdjęć nie załączam bo ich ostatnio nie robię, nawet apart dla mnie ciężki i czynność z tych męczących. Dobra, koniec spowiedzi - czas gotować kotom drób ( w czasie upałów nie chcą jeść nic inszego ).