Od czterech lat z kawałkiem prowadzę blogiego co to niby jest ogrodowy. Niby, bo pełno w nim postów całkiem nieogrodowych, w tym sporo takich o doopie Maryni ( pozdrawiam Cio Mary ). Czas zbastować, 168 postów w roku to jest hola hola. W nowym roku będę pisać mniej za to bardziej na temat. Rzecz jasna nie oznacza to że nie będzie wpisów podróżniczych, kotowych, ciotkoelkokulinarnych czy "życiowych". Będą i owszem, tylko wszystkiego będzie mniej. Czasem mniej oznacza więcej, he, he, he. To nie jest tzw. postanowienie noworoczne tylko zdrowe podejście do rzeczywistości, nawet jak ona wirtualna.
A jak tam z postanowieniami noworocznymi? Hym... od paru lat nie uprawiam i całkiem mi z tym dobrze. Wystarczą mi w zupełności marzonka noworoczne, takie mniej zobowiązujące od postanowień. Po wczorajszym maratonie ajerkoniakowo - uzowo - bąbelkowym tylko na marzonka mnie stać, he, he, he. Dziś wraz z pierwszym łykiem kefirku spłynęło olśnienie na mnie coby zajrzeć do Mid - America, irysowej szkółki zza Ołszyna. A tam już na mnie czekał prześliczny 'Another Suggestion', odmiana Keppela w typie 'Haunted Heart' w ciepłym kolorycie. Zajarzyło natetntychmiast! Już kiedyś podczas przeglądu odmian TB dokonywanego u Mamelona ( "Ona znów siedzi w moim fotelu" - Największy Miś do Mamelona ) ten irys wpadł mi w ślepia. Tym razem oblookałam więcej zdjęć i jestem pewna - must have. Znaczy wpisuję na listę wymarzeńców. W maluchach też fajnie, najbardziej podobały mi się esdebięta - 'It's A Small World',
'Web Of Desire' , 'Orange Obsession' i 'Breathtaking'. Może znajdę je w katalogu na 2018, który ma być na tzw. dniach. Czyż nie piękne to noworoczne "otwarcie sezonu ogrodowego"? Za oknem pogoda tyż taka bardziej jesienno - wiosenna a nie zimowa, mile do marzonek ogrodowych dostrojona. A insze marzenia ogrodowe? Głównie roboty alcatrazowe cudzymi rękami wykonywane mnie się marzą, chciałabym jakąś siłę kompetentną do cięższego kopania i pielenia. Tylko że to jest marzenie ściętej głowy, nie chcesz mieć wypielonych anemonopsisów nie dopuszczaj ludziów do pielu, nawet jak twierdzą że zęby zjedli ogrodując. Skończy się raczej na takich co ze śnieguliczką pomogą, pielenie spadnie jak zwykle na mła. I nie ma za bardzo co sarkać na tę sytuejszyn , lepiej popielić co nieco, resztę odpuścić niż narzekać jak panna Marple na źle okopany groszek i cholerny, krwisty odcień lwich paszczy posadzony po wszystkich "tak, lady, będą pastelowe" wymuszonych na ogrodniku.
A tak poza ogrodem to marzę sobie ażeby koty przez ducha dobroci zostały nawiedzone. Po świętach, chyba z przeżarcia, zrobiły się prawdziwie super upierdliwe. Nie ma innego słowa, które lepiej by określiło tę ich gotowość nieustanną do tego żeby ode mnie czegoś wymagać i włazić mi na głowę kiedy słusznie ( zawsze jest słusznie ) odmawiam ustępstw w sprawach ich kretyńskich zachcianek. Nie będę łapać srok ani przynosić im żółwia od sąsiadów do domu. Nie ma i ryki oraz napraszania tego nie zmienią! Ostatnio cała piątka śpi na drugim piętrze szafy ( drabina oczywiście nadal ustawiona, potrącam o to ustrojstwo codziennie ), w miejscu po wyciągniętych na święta bombkach. Przyznaję że mnie kusi żeby przesunąć płytę drzwi kiedy towarzystwo siedzi w środku, he, he, he. Takie niegrzeczne myśli mam. Ryk byłby co prawda straszny ale moja pozycja w domu niewątpliwie byłaby wyższa ( obecnie jestem tak gdzieś między sługą a podnóżkiem, znaczy niezmiennie od lat w tym samym miejscu ). Kto wie czy nie skorzystam z brzydkich cech mojego charakteru i nie wyzłośliwię się wobec kotów. Towarzystwu przydałoby się choć lekkie otrzeźwienie, nie wiedzą gady na czym im kocie tyłki jeżdżą! Kocham je bardzo ale czasem chciałabym żeby były choć trochę bardziej "mamusine", "do ludzi", no, żeby były społecznie przystosowane. A one ciągle prawdziwe koty, robio co chco!
A czego poza kotowego bym sobie życzyła? Luzu i możliwości podróżowania. Nie muszę koniecznie odwiedzać Ritza w Paryżewie, ale bardzo, bardzo ciągnie mnie tam gdzie mnie jeszcze nie było. Czyżby geny koczowniczych przodków znów się we mnie odezwały? Chciałabym trochę równowagi złapać pomiędzy życiem osiadłym a takim podróżniczym. W ubiegłym roku głównie siedziałam na tyłku ( taka zdziwność z tymi nie - niby nie mój wybór, przymusowo niby nie było ale czasem tak się po prostu układa ) i to zasiedzenie uzmysłowiło mi jedną ważną rzecz - bez podróży, choćby tramwajem do pobliskich Pabianic, schnę ja te świerki na drodze do Morskiego Oka. Muszę od czasu do czasu gdzieś się wyrwać żeby się codziennością nie udusić. Taki ze mnie typ. Dom tak, ogród tak, ale czasem szkoda że nie na kółkach te moje bytowiska ( Ciotka Elka i koty zdaje się są innego zdania ).
I to by było w zasadzie na tyle. Nie ma co Najwyższej Zwierzchności sobą głowy zawracać paciorkując namiętnie w intencji spełnienia pragnień. Jeszcze Najwyższa Zwierzchność zechce się przyjrzeć bliżej moim poczynaniom i jak to się mawia - dopieści. Dopieszczanie przez Najwyższą Zwierzchność może być stresujące, Najwyższa Zwierzchność ma charakterek jak Babcia Wiktoria - zawsze wie co dla człowieka najlepsze. A ty człowieku tłumacz że nie o to ci chodziło! W tym roku nie ma noworocznych kartek w charakterze ozdóbstwa wpisu, są za to foty z bombową świnką i innymi atrakcjami ( prozdrowotnymi z błonnikiem ). Do siego!
A jak tam z postanowieniami noworocznymi? Hym... od paru lat nie uprawiam i całkiem mi z tym dobrze. Wystarczą mi w zupełności marzonka noworoczne, takie mniej zobowiązujące od postanowień. Po wczorajszym maratonie ajerkoniakowo - uzowo - bąbelkowym tylko na marzonka mnie stać, he, he, he. Dziś wraz z pierwszym łykiem kefirku spłynęło olśnienie na mnie coby zajrzeć do Mid - America, irysowej szkółki zza Ołszyna. A tam już na mnie czekał prześliczny 'Another Suggestion', odmiana Keppela w typie 'Haunted Heart' w ciepłym kolorycie. Zajarzyło natetntychmiast! Już kiedyś podczas przeglądu odmian TB dokonywanego u Mamelona ( "Ona znów siedzi w moim fotelu" - Największy Miś do Mamelona ) ten irys wpadł mi w ślepia. Tym razem oblookałam więcej zdjęć i jestem pewna - must have. Znaczy wpisuję na listę wymarzeńców. W maluchach też fajnie, najbardziej podobały mi się esdebięta - 'It's A Small World',
'Web Of Desire' , 'Orange Obsession' i 'Breathtaking'. Może znajdę je w katalogu na 2018, który ma być na tzw. dniach. Czyż nie piękne to noworoczne "otwarcie sezonu ogrodowego"? Za oknem pogoda tyż taka bardziej jesienno - wiosenna a nie zimowa, mile do marzonek ogrodowych dostrojona. A insze marzenia ogrodowe? Głównie roboty alcatrazowe cudzymi rękami wykonywane mnie się marzą, chciałabym jakąś siłę kompetentną do cięższego kopania i pielenia. Tylko że to jest marzenie ściętej głowy, nie chcesz mieć wypielonych anemonopsisów nie dopuszczaj ludziów do pielu, nawet jak twierdzą że zęby zjedli ogrodując. Skończy się raczej na takich co ze śnieguliczką pomogą, pielenie spadnie jak zwykle na mła. I nie ma za bardzo co sarkać na tę sytuejszyn , lepiej popielić co nieco, resztę odpuścić niż narzekać jak panna Marple na źle okopany groszek i cholerny, krwisty odcień lwich paszczy posadzony po wszystkich "tak, lady, będą pastelowe" wymuszonych na ogrodniku.
A tak poza ogrodem to marzę sobie ażeby koty przez ducha dobroci zostały nawiedzone. Po świętach, chyba z przeżarcia, zrobiły się prawdziwie super upierdliwe. Nie ma innego słowa, które lepiej by określiło tę ich gotowość nieustanną do tego żeby ode mnie czegoś wymagać i włazić mi na głowę kiedy słusznie ( zawsze jest słusznie ) odmawiam ustępstw w sprawach ich kretyńskich zachcianek. Nie będę łapać srok ani przynosić im żółwia od sąsiadów do domu. Nie ma i ryki oraz napraszania tego nie zmienią! Ostatnio cała piątka śpi na drugim piętrze szafy ( drabina oczywiście nadal ustawiona, potrącam o to ustrojstwo codziennie ), w miejscu po wyciągniętych na święta bombkach. Przyznaję że mnie kusi żeby przesunąć płytę drzwi kiedy towarzystwo siedzi w środku, he, he, he. Takie niegrzeczne myśli mam. Ryk byłby co prawda straszny ale moja pozycja w domu niewątpliwie byłaby wyższa ( obecnie jestem tak gdzieś między sługą a podnóżkiem, znaczy niezmiennie od lat w tym samym miejscu ). Kto wie czy nie skorzystam z brzydkich cech mojego charakteru i nie wyzłośliwię się wobec kotów. Towarzystwu przydałoby się choć lekkie otrzeźwienie, nie wiedzą gady na czym im kocie tyłki jeżdżą! Kocham je bardzo ale czasem chciałabym żeby były choć trochę bardziej "mamusine", "do ludzi", no, żeby były społecznie przystosowane. A one ciągle prawdziwe koty, robio co chco!
A czego poza kotowego bym sobie życzyła? Luzu i możliwości podróżowania. Nie muszę koniecznie odwiedzać Ritza w Paryżewie, ale bardzo, bardzo ciągnie mnie tam gdzie mnie jeszcze nie było. Czyżby geny koczowniczych przodków znów się we mnie odezwały? Chciałabym trochę równowagi złapać pomiędzy życiem osiadłym a takim podróżniczym. W ubiegłym roku głównie siedziałam na tyłku ( taka zdziwność z tymi nie - niby nie mój wybór, przymusowo niby nie było ale czasem tak się po prostu układa ) i to zasiedzenie uzmysłowiło mi jedną ważną rzecz - bez podróży, choćby tramwajem do pobliskich Pabianic, schnę ja te świerki na drodze do Morskiego Oka. Muszę od czasu do czasu gdzieś się wyrwać żeby się codziennością nie udusić. Taki ze mnie typ. Dom tak, ogród tak, ale czasem szkoda że nie na kółkach te moje bytowiska ( Ciotka Elka i koty zdaje się są innego zdania ).
I to by było w zasadzie na tyle. Nie ma co Najwyższej Zwierzchności sobą głowy zawracać paciorkując namiętnie w intencji spełnienia pragnień. Jeszcze Najwyższa Zwierzchność zechce się przyjrzeć bliżej moim poczynaniom i jak to się mawia - dopieści. Dopieszczanie przez Najwyższą Zwierzchność może być stresujące, Najwyższa Zwierzchność ma charakterek jak Babcia Wiktoria - zawsze wie co dla człowieka najlepsze. A ty człowieku tłumacz że nie o to ci chodziło! W tym roku nie ma noworocznych kartek w charakterze ozdóbstwa wpisu, są za to foty z bombową świnką i innymi atrakcjami ( prozdrowotnymi z błonnikiem ). Do siego!