Polazłam do Megi na blogiego i mnie się lekko od niej smęcenie udzieliło. Takie na rzeczywistość naszą przez małe "r" pisaną. Przez ten dualizm medialno - realny człowiekowi się porzyguje jakąś dziwną papą, dlaczego jak jest tak dobrze to jest tak źle? . W związku z przysmęceniem ogólnym żeby się zabawić napiwszy się promili i pooglądawszy filma. Po raz kolejny oglądałam odprężający "Tropic Thunder" ( przetłumaczono to jako "Jaja w tropikach", żeby durny widz wiedział że ma być śmiesznie ), humor radośnie "w złym guście" co wcale nie oznacza że nieinteligentny. Taka satyra na Hollywooda. Niestety przedtem przejrzawszy wiadomości tygodniowe i mnie się nałożyło. Znaczy "Korona Królów", odcinek 10 001 = rekonstrukcja Rzundu a potem to Rzund vs Świat. Tyż śmieszne. I pewnie dlatego mnie się plącze.
Nie chcę się nami zamartwiać. Niech się martwio Grażyny i Janusze ( których w stanie dzikim, bez obróbki, w przeciwieństwie do niektórych naszych yntelektualistów nie trawię ), w końcu nie wystarczy aspirować do roli "nowych elyt", trzeba się jeszcze takową elytą stać a to duży wysiłek i nie da się na nikogo zwalić. Nie wystarczy sobie wmawiać że jest się solą ziemi i ornamentem człowieczeństwa bo prawda o człowieku i tak wylezie jak ta słoma z butów. Bycie elitą ma swoją cenę, niech więc Grażyny i Janusze ją płacą. Taka nauka boli ale inaczej się nie da. Na dzień dobry trzeba się będzie nauczyć że wykształcenie pod tytułem papierek nie tworzy elit podobnie jak tzw. świeże pieniądze ich nie tworzą. A potem to dopiero będzie ból doopska - tzw. problema złożone wypłyną. Tak, tak, - tak właśnie hartuje się stal, he, he. Niewesoło czyli na poważnie śmiem twierdzić że społecznie żyjemy złudzeniami, nawet nasze tzw. prawdziwe elity nimi żyją. Procesów rządzących tym światem uparcie nie chcemy zrozumieć i się czepiamy nie wiadomo dlaczego nieszczęsnej "narodowej tradycji" jak dziecko matczynego fartucha bo przeca tradycją walcząc "Z komunizmem się udało". Taa, mylimy zjawiska, pojęcia, dewaluujemy to spoiwo jakim jest tradycja ( kiedy wahadełko polityczne ruszy w drugą stronę alergia na nią będzie powszechna - to nie jest rzecz, która mnie cieszy ) i kręcimy się w kółko. Tu i hola, jak te chochołki. No i dopieszcza się namiętnie Grażyny i Januszów wmawiając im że bycie nimi to jest właśnie kwintesencja najlepszego co przydarzyło się światu ze strony człowieka. Polityczni pewnie zaproponują że jeszcze bardziej uszczęśliwią Grażyno - Januszy koralikami, barchanami, lusterkami i wodą ognistą. A łune skojarzo że jak bedo miały koraliki to może łatwiej zelyciejo, tak bezboleśnie. Potem jak zwykle doopa i oszukaństwo ale kto by się prostakami przejmował ( prostactwo to dla mnie kategoria etyczno - estetyczna, można być wykształconym prostakiem, nawet wysoce wykształconym ). Dobrzy są tylko wtedy jak na ich grzbietach trzeba gdzieś wjechać, a potem "Bujaj się Fela" i kacyk do wtóru "Miałeś chamie złoty róg". No i to wrażenie zdziwne że nic się właściwie nie zmieniło - jak cie rąbali tak cię nadal rąbią.
Coś ciężko mi idzie ostatnio wczuwanie się w ducha narodu, może się boję że jak za bardzo się wczuję to mogę skończyć zamknięta w lodówce, w której będę próbowała wrócić w ziemską atmosferę lub też jako iluzja koguta, he, he. Wicie rozumicie, filmowe skojarzenia mam. W każdym razie jak się zamartwiacie sytuacja naszą codzienną to przestańcie i włączcie sobie coś do pośmiania a i promila możecie użyć ( byle nie za dużo ). Poniżej macie moje ulubione dialogi z "amerykańskiego filmu o Wietnamie". Prawie tak niezłe jak orbanomowa i zapewnienia naszego premiera że oto mieszkamy w raju i że zaraz już za chwileczkę to on nam pokaże że sam z niczego zrobi 76 rajskich dziewic. W kwestii zapewnień nasz bankier bije ś.p. towarzysza Gierka na głowę. Czekam kiedy zapowie że w 2050 każdy dostanie od państwa 30 000 na miesiąc. Tak za nic. Cieszmy się, kto wie może dzięki temu stać nas będzie na bułkę raz w tygodniu, he, he, he. A teraz filmowo.
Komedia pomyłek na dzień dobry
- "Zabiłem ją.
Najbardziej ukochane przeze mnie stworzenie.
- To dziwka. Zabiłeś dziwkę. Uspokój się. Oto, co zrobimy: poszukaj wybielacza, nadtlenku wodoru i wapna.
- Ale ja zabiłem pandę.
- Amandę? To pewnie zmyślone imię."
Zważywszy na to że prawdziwym problemem nie jest ubicie pandy tylko gang narkotykowy osaczający rozbitego spowodowaniem śmierci pandy bohatera, rady jego przyjaciela są równie przydatne jak "poparcie Orbana". Normalnie wybielacz, nadtlenek wodoru i mnóstwo wapna załatwiają wszystko.
Albo taki kwiatuszek, cóś przypominający nasze targi z bandycką zagramanicą. Usiłujemy robić za szantażystę a wychodzi to mniej więcej tak.
-"Jesteśmy z Ognistego Smoka, mamy Speedmena, oddamy go za 50 milionów.
- Kto mówi i skąd masz ten telefon?
- Jesteśmy z Ognistego Smoka, Głupi Jack jest nasz!
- Wasz mówisz?! Coś ci powiem zasrańcu - nie słyszałem o waszej agencji, jeśli myślisz że mi zgarniecie klienta...
-50 milionów albo go zabijemy!"
Telefon zostaje przejęty przez Lesa Grossmana, pana Kasę. Nawet "Pope blesses Les". Pan Kasa jest paliwem dla tego motoru , który porusza łódź którą wszyscy płyniemy. Jak wiadomo od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku z paliwem to ostrożnie bo cena skacze i może ubić jak wysokie ciśnienie.
-" Tu Les Grossman, z kim mówię?
- Jesteśmy z Ognistego Smoka!
- OK, jasne ze Smoka, yebay się w pysk. Najpierw zrób krok do tyłu - pan Kasa podnosi głos - i naprawdę yebniy się w pysk!"
(... stek artystycznych bluzgów w wykonaniu pana Kasy)
Pan Kasa do asystenta po rzuceniu telefonem:
"Sprawdzisz mi kto to był?" ( He, he, he - Polska peryferyjnym centrum wszechświata jest i basta! )
Dalej jest naprawdę ciekawie. Stajemy na kolanach, to znaczy chciałam napisać wstajemy z kolan.
Dryń, dryń.
-"Les Grossman
- Nie dostaliśmy pieniędzy, cena rośnie do 100 milionów. Zapłacicie albo Głupi Jack jutro zginie!
-Tylko zapiszę - 100 milionów. Zaraz, mam lepszy pomysł - zamiast 100 milionów przyślę wam sera spod skóry.
- Co?
- Zabijajcie go, róbcie swoje, obedrzyjcie drania ze skóry, co tam chcecie i oczywiście ... walcie się."
Wtręt w wykonaniu przyjaciela Speedmana.
-"Nie!"
Pan Kasa oświadcza:
- "Z terrorystami się nie negocjuje"
Ogólne oklaski
Przyjaciel Speedmana
-" Odbiło ci, zabiją go!"
Pan Kasa wyjaśniająco
- " A my będziemy płakać, żeby media widziały. Ufundujmy stypendium jego imienia. A potem, dużo, dużo później wystąpimy o odszkodowanie."
Asystent pana Kasy
-" Ale przed końcem roku fiskalnego, to pokryje straty ( ... ) "
Tak bym chciała ktoś by naszych politycznych, szczególnie tych teraz rzundzących, usadowił przed ekranem z właściwym filmem. Co prawda niewielka szansa że opanują strategie negocjacyjne ale przynajmniej by wiedzieli ( taką mam nadzieje ) że pod żadnym pozorem nie należy być w położeniu Ognistego Smoka, he, he, he. Wnerw członków walnego zgromadzenia zarządu to picoletto przy rozjuszonym suwerenie, któremu z przyczyn oczywistych ( Grażyno - Januszyzm ) cinżko będzie zrozumieć że sam się oszukał a nie jego oszukano. Jakby kto zarzucał że się bez podstaw nad Grażyno - Januszyzm wywyższam to informuję że jestem świadoma że Grażyna we mnie mieszka ale ze wszystkich sił się staram żeby nie ubiła we mnie Tabazelli. Grażyna to poczciwa kobita ale jako mentalna kuchta ( przepraszam kucharki, ale przeca nie o zawód tu chodzi tylko o pojęcie ) nie nadaje się na ministra. Tabazella na szczęście to rozumie i dlatego z Grażyną siedzą w chałupie a nie brylują w rzundowych ławach w parlamencie czy tam innych salonach ( choć Grażyna wyrwałaby się dla rozrywki ). I filmy na przemian z wiadomościami ze świata oglądają aż im się kręci która komedia jest realna a która to fikcja ( Tabazella twierdzi że real też półfikcyjny, a jak sobie popije to że wszystko jest złudzeniem ), każda rechocząc z czego innego zawartego w tej mieszance medialnej.
Dzisiejszy wpis zdobią ilustracje Georga Barbiera. To słodkie fête galante z początku XX wieku. Temat w sam raz do gadek na temat elyt, he, he. George Barbier żył w latach 1882 - 1932. Zajmował się niemal "wszystkim artystycznym"– malował, , ilustrował i projektował modę. Uważa się go za jednego z czołowych twórców stylu Art Deco.
Nie chcę się nami zamartwiać. Niech się martwio Grażyny i Janusze ( których w stanie dzikim, bez obróbki, w przeciwieństwie do niektórych naszych yntelektualistów nie trawię ), w końcu nie wystarczy aspirować do roli "nowych elyt", trzeba się jeszcze takową elytą stać a to duży wysiłek i nie da się na nikogo zwalić. Nie wystarczy sobie wmawiać że jest się solą ziemi i ornamentem człowieczeństwa bo prawda o człowieku i tak wylezie jak ta słoma z butów. Bycie elitą ma swoją cenę, niech więc Grażyny i Janusze ją płacą. Taka nauka boli ale inaczej się nie da. Na dzień dobry trzeba się będzie nauczyć że wykształcenie pod tytułem papierek nie tworzy elit podobnie jak tzw. świeże pieniądze ich nie tworzą. A potem to dopiero będzie ból doopska - tzw. problema złożone wypłyną. Tak, tak, - tak właśnie hartuje się stal, he, he. Niewesoło czyli na poważnie śmiem twierdzić że społecznie żyjemy złudzeniami, nawet nasze tzw. prawdziwe elity nimi żyją. Procesów rządzących tym światem uparcie nie chcemy zrozumieć i się czepiamy nie wiadomo dlaczego nieszczęsnej "narodowej tradycji" jak dziecko matczynego fartucha bo przeca tradycją walcząc "Z komunizmem się udało". Taa, mylimy zjawiska, pojęcia, dewaluujemy to spoiwo jakim jest tradycja ( kiedy wahadełko polityczne ruszy w drugą stronę alergia na nią będzie powszechna - to nie jest rzecz, która mnie cieszy ) i kręcimy się w kółko. Tu i hola, jak te chochołki. No i dopieszcza się namiętnie Grażyny i Januszów wmawiając im że bycie nimi to jest właśnie kwintesencja najlepszego co przydarzyło się światu ze strony człowieka. Polityczni pewnie zaproponują że jeszcze bardziej uszczęśliwią Grażyno - Januszy koralikami, barchanami, lusterkami i wodą ognistą. A łune skojarzo że jak bedo miały koraliki to może łatwiej zelyciejo, tak bezboleśnie. Potem jak zwykle doopa i oszukaństwo ale kto by się prostakami przejmował ( prostactwo to dla mnie kategoria etyczno - estetyczna, można być wykształconym prostakiem, nawet wysoce wykształconym ). Dobrzy są tylko wtedy jak na ich grzbietach trzeba gdzieś wjechać, a potem "Bujaj się Fela" i kacyk do wtóru "Miałeś chamie złoty róg". No i to wrażenie zdziwne że nic się właściwie nie zmieniło - jak cie rąbali tak cię nadal rąbią.
Coś ciężko mi idzie ostatnio wczuwanie się w ducha narodu, może się boję że jak za bardzo się wczuję to mogę skończyć zamknięta w lodówce, w której będę próbowała wrócić w ziemską atmosferę lub też jako iluzja koguta, he, he. Wicie rozumicie, filmowe skojarzenia mam. W każdym razie jak się zamartwiacie sytuacja naszą codzienną to przestańcie i włączcie sobie coś do pośmiania a i promila możecie użyć ( byle nie za dużo ). Poniżej macie moje ulubione dialogi z "amerykańskiego filmu o Wietnamie". Prawie tak niezłe jak orbanomowa i zapewnienia naszego premiera że oto mieszkamy w raju i że zaraz już za chwileczkę to on nam pokaże że sam z niczego zrobi 76 rajskich dziewic. W kwestii zapewnień nasz bankier bije ś.p. towarzysza Gierka na głowę. Czekam kiedy zapowie że w 2050 każdy dostanie od państwa 30 000 na miesiąc. Tak za nic. Cieszmy się, kto wie może dzięki temu stać nas będzie na bułkę raz w tygodniu, he, he, he. A teraz filmowo.
Komedia pomyłek na dzień dobry
- "Zabiłem ją.
Najbardziej ukochane przeze mnie stworzenie.
- To dziwka. Zabiłeś dziwkę. Uspokój się. Oto, co zrobimy: poszukaj wybielacza, nadtlenku wodoru i wapna.
- Ale ja zabiłem pandę.
- Amandę? To pewnie zmyślone imię."
Zważywszy na to że prawdziwym problemem nie jest ubicie pandy tylko gang narkotykowy osaczający rozbitego spowodowaniem śmierci pandy bohatera, rady jego przyjaciela są równie przydatne jak "poparcie Orbana". Normalnie wybielacz, nadtlenek wodoru i mnóstwo wapna załatwiają wszystko.
Albo taki kwiatuszek, cóś przypominający nasze targi z bandycką zagramanicą. Usiłujemy robić za szantażystę a wychodzi to mniej więcej tak.
-"Jesteśmy z Ognistego Smoka, mamy Speedmena, oddamy go za 50 milionów.
- Kto mówi i skąd masz ten telefon?
- Jesteśmy z Ognistego Smoka, Głupi Jack jest nasz!
- Wasz mówisz?! Coś ci powiem zasrańcu - nie słyszałem o waszej agencji, jeśli myślisz że mi zgarniecie klienta...
-50 milionów albo go zabijemy!"
Telefon zostaje przejęty przez Lesa Grossmana, pana Kasę. Nawet "Pope blesses Les". Pan Kasa jest paliwem dla tego motoru , który porusza łódź którą wszyscy płyniemy. Jak wiadomo od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku z paliwem to ostrożnie bo cena skacze i może ubić jak wysokie ciśnienie.
-" Tu Les Grossman, z kim mówię?
- Jesteśmy z Ognistego Smoka!
- OK, jasne ze Smoka, yebay się w pysk. Najpierw zrób krok do tyłu - pan Kasa podnosi głos - i naprawdę yebniy się w pysk!"
(... stek artystycznych bluzgów w wykonaniu pana Kasy)
Pan Kasa do asystenta po rzuceniu telefonem:
"Sprawdzisz mi kto to był?" ( He, he, he - Polska peryferyjnym centrum wszechświata jest i basta! )
Dalej jest naprawdę ciekawie. Stajemy na kolanach, to znaczy chciałam napisać wstajemy z kolan.
Dryń, dryń.
-"Les Grossman
- Nie dostaliśmy pieniędzy, cena rośnie do 100 milionów. Zapłacicie albo Głupi Jack jutro zginie!
-Tylko zapiszę - 100 milionów. Zaraz, mam lepszy pomysł - zamiast 100 milionów przyślę wam sera spod skóry.
- Co?
- Zabijajcie go, róbcie swoje, obedrzyjcie drania ze skóry, co tam chcecie i oczywiście ... walcie się."
Wtręt w wykonaniu przyjaciela Speedmana.
-"Nie!"
Pan Kasa oświadcza:
- "Z terrorystami się nie negocjuje"
Ogólne oklaski
Przyjaciel Speedmana
-" Odbiło ci, zabiją go!"
Pan Kasa wyjaśniająco
- " A my będziemy płakać, żeby media widziały. Ufundujmy stypendium jego imienia. A potem, dużo, dużo później wystąpimy o odszkodowanie."
Asystent pana Kasy
-" Ale przed końcem roku fiskalnego, to pokryje straty ( ... ) "
Tak bym chciała ktoś by naszych politycznych, szczególnie tych teraz rzundzących, usadowił przed ekranem z właściwym filmem. Co prawda niewielka szansa że opanują strategie negocjacyjne ale przynajmniej by wiedzieli ( taką mam nadzieje ) że pod żadnym pozorem nie należy być w położeniu Ognistego Smoka, he, he, he. Wnerw członków walnego zgromadzenia zarządu to picoletto przy rozjuszonym suwerenie, któremu z przyczyn oczywistych ( Grażyno - Januszyzm ) cinżko będzie zrozumieć że sam się oszukał a nie jego oszukano. Jakby kto zarzucał że się bez podstaw nad Grażyno - Januszyzm wywyższam to informuję że jestem świadoma że Grażyna we mnie mieszka ale ze wszystkich sił się staram żeby nie ubiła we mnie Tabazelli. Grażyna to poczciwa kobita ale jako mentalna kuchta ( przepraszam kucharki, ale przeca nie o zawód tu chodzi tylko o pojęcie ) nie nadaje się na ministra. Tabazella na szczęście to rozumie i dlatego z Grażyną siedzą w chałupie a nie brylują w rzundowych ławach w parlamencie czy tam innych salonach ( choć Grażyna wyrwałaby się dla rozrywki ). I filmy na przemian z wiadomościami ze świata oglądają aż im się kręci która komedia jest realna a która to fikcja ( Tabazella twierdzi że real też półfikcyjny, a jak sobie popije to że wszystko jest złudzeniem ), każda rechocząc z czego innego zawartego w tej mieszance medialnej.
Dzisiejszy wpis zdobią ilustracje Georga Barbiera. To słodkie fête galante z początku XX wieku. Temat w sam raz do gadek na temat elyt, he, he. George Barbier żył w latach 1882 - 1932. Zajmował się niemal "wszystkim artystycznym"– malował, , ilustrował i projektował modę. Uważa się go za jednego z czołowych twórców stylu Art Deco.