Pogoda słoneczna, Felicjanowi wyraźnie lepiej ( pochlał mnie do krwi za próbę przesunięcia jaśka, to zły kot jest ), porządki świąteczne na etapie zabaw okiennych, ogród odłogiem leży. Zamiast pracować jak ten pszczółek w ogrodzie ( niestety nadal w moim wypadku określenie "jak ten trzmiel" pasowałoby lepiej ), grzebię się w domu. Do Alcatrazu wychodzę tylko w celach rozrywkowych, roślinki focić. Piły, nożyce i grabie będą w użytku dopiero po świętach, za to będzie to użytek bardzo solidny ( mam niecne plany w stosunku do Pana Andrzejka ). Teraz tylko troszkę liście odsuwam od wyłażących cebulek, bez przekonania, aby, aby. W końcu zapowiadają u nas jeszcze przymrozki nocne, takie do - 4 czy nawet -5. Alcatrazemu liściowa kołderka wcale nie szkodzi ( jest w takim stanie że już mu niewiele może zaszkodzić, he, he ), szczególnie że delikatne liście klonów czy jesionów zaraz się rozkruszą i zamienią w tzw. przedglebie czyli składnik próchnicy. Klony czy brzozy mają liście "szybko rozkładowe", nie to co buki i dęby. Moja pamięć też zaczyna się robić "szybko - rozkładowa", próchnica a nie rzetelny, dobrej jakości hipokamp! Miałyśmy z Mamelonem wykonać zimą znaczniki do hiacyntów i lilii, nawet tworzywo zostało zakupione, ale jakoś nam się zapomniało. Dopiero dzisiaj na widok wyłażących hiacyntowych pąków doznałam niemiłego uczucia jakie zawsze mnie nawiedza, kiedy odkrywam u się daleko posuniętą sklerozę. Co prawda Mamelon też zabyła, a we dwie zawsze raźniej te zaniki pamięci znosić, ale nie lubię uświadamiania sobie własnych słabości ( a kto lubi? ).
W Alcatrazie szaleństwo krokusowe, kwitnienie zaczęły tzw. krokusy botaniczne Crocus chrysanthus, Crocus sieberi . W masie drobnica cebulowa urodna jak marzenie. Odmiany Crocus tommasinianus jeszcze w pąkach, zaczynają kwitnienie tuż przed Crocus vernus, "prawdziwymi" krokusami. "Prawdziwe" w pogotowiu, na bardziej słonecznych stanowiskach zaczynają rozchylać pąki, jednak mimo tego że ich kwitnienie niby bardziej spektakularne ( w końcu kwiaty mają względnie duże ) ja, jak już pisałam w wątkach krokusowych, bardziej cenię krokusowe maluchy. Niczym nieskrępowany urok dziczyzny, co roku zachwycający mnie na nowo! Pszczoły uwijają się przy świeżutko otwartych krokusowych kieliszkach, jak tylko temperatura podskoczy powyżej "pszczelno- zasypiającej", buczenie w kwiatach z daleka słychać. Obrabiają kieliszki z pyłku, przenoszą ten cymes przyczepiony do ostatniej pary "łapek". Fociłam dziś taką jedną, bardzo pracowitą, normalnie skrzętna Marta na kwiatach Crocus sieberi 'Tricolor'. Rozbijała się po tych kwiatach, wywalając bardziej niemrawe koleżanki z najbardziej bogatych w pyłek kielichów. Spryciara! Pozowała przepięknie, na moment zamierając na dźwięk migawki, a potem ze zdwojoną energią grasowała dalej. Dziś pszczoły wyraźnie upodobały sobie wyraziste kwiaty 'Tricolor', na odmianach 'Firefly' ( foty 5 i 6 ), 'Blue Pearl' ( fota 7 ), 'Ladykiller' ( foty 8 i 10 ), czy Crocus biflorus'Miss Vain' ( fota 9 ) pracujących pszczół było niewiele.
Trochę więcej owadów zleciało się do kwiatów odmian Crocus chrysanthus; 'Cream Beauty' ( foty 11 i 12 ) i przeuroczej 'Romance' ( fota nr 13 ), tu działały nie tylko pszczoły ale i trzmiele.Oczywiście te ostatnie szalenie zainteresowały koty, musiałam przerwać focenie żeby nie dopuścić do ekscesów. Ryki protestacyjne były, nawroty do miejsc zakazanych, a także bezczelne gapienie się na mnie z tych zakazanych, trzmielowo - pszczelnie nawiedzanych miejsc. Przywabiałam gmyrając po Tyrawniku obciętymi pędami forsycji, po jakimś czasie na tyle je zabawy z przyszłym "wyposażeniem" wazonów zainteresowały, że porzuciły niebezpieczne zajęcia z owadami i zaczęły napadać na biedną forsycje, a potem na siebie wzajemnie. Rozkoszne skrzeki i wściekłe prychania sprowadziły do ogrodu Niescęście i Bufonka ( najnowszy nabytek sąsiedzki - czarny, "pufiasty na buzi", jak mawia Małgoś - Sąsiadka, przymilny kotek ), za którym przydreptał Epuzer. Rekonwalescent jakoś zniósł towarzystwo, natomiast Lalek musiał być przytrzymany na rękach. Po pewnym czasie miałam dość dźwigania wyrywającego się, prawie siedmiokilowego zawodnika kociego sumo i puściłam luzem potwora. Lalek natychmiast przystąpił do działań wojennych, w trakcie których o mało co nie doszło do zdewastowania Ciemiernikowszczyzny. Dziewczyny też się zaczęły głupio gryźć a Felicjan wydobył z siebie ten obrzydliwy przeciągły jękomruk, który nie zwiastuje niczego dobrego. Przylałam wszystkim kotom chabaziami z forsycji i zagnałam swoje stado do domu. Koniec zabaw świńskich w ogrodzie jak się nie potrafią godnie zachować!
Po zamknięciu kotów w chałupie razem ze świeżo znalezioną, starą zabawką Felicjana ( myszka na sznurku, którą Lalek chyba z zazdrości odsznurkował, a nie wiadomo kto ukrył w na półce w szafie, w moich świętych i nietykalnych swetrach ) poszłam do ogrodu tak na spokojnie przyjrzeć się radościom przyglebowym przedwiośnia. Szczególnie interesowały mnie przebiśniegi, zeszłej jesieni posadziłam cebulki Galanthus woronovii. No późno je posadziłam i ciekawa byłam czy w ogóle wylazły. Zobaczyłam jasno zielone czubeczki jako żywo przypominające cebulicę syberyjską w fazie wybijania. Teraz się zastanawiam czy te rarytetne przebiśniegi nie okażą się przypadkiem całkiem pospolitą cebulicą. To że śnieżyczki Galanthus nivalis są w pełni rozkwitu, a woronovii ledwie wyłażą tak by mnie nie niepokoiło, ale kwitną już śnieżyczki Elwesa a to mnie optymistycznie co do "prawilności" wymarzonych Galanthus woronovii nie nastawia. Co prawda nabyte jesienią, niby śnieżyczkowe cebulki nie przypominały cebulicy syberyjskiej, ale ja też nie jestem ekspertem z zakresu cebulologii klasycznej. Pocieszam się że jednak jestem na tyle cebulologicznie wyedukowana że na pewno nie jest to śniedek ( fuj! )
Nic to, pozostaje mieć nadzieję na to że wymarzeniec okaże się wymarzeńcem , a poza tym cebulica syberyjska też miła roślina. Pokiwałam głową nad problemem śnieżyczkowym i przez Ciemiernikowszczyznę przelazłam w rejon Podskarpka i Zabukszpania, żeby dokładniej przyjrzeć się przylaszczkom siedmiogrodzkim rozsadzonym trzy lata temu i różowej przylaszczce pospolitej rozsadzonej w zeszłym roku. Przyczyna rozsadzenia przylaszczek jest oczywista - odmianowe przylaszczki nie należą do roślin najtańszych, a posiadanie jednej kępy przylaszczki do podziwiania w dużym ogrodzie ma w sobie coś perwersyjnego. Jeżeli kupuje się małą roślinkę za ponad pięć dych do dużego ogrodu to ni ma innej opcji - trza się uzbroić w cierpliwość, podhodować i rozpocząć dzielenie kęp. Żmudne to i na efekt trzeba sporo poczekać, dopiero dobrze rozrośnięte kępy , z wieloma kwiatami robią odpowiednie wrażenie. No nie ma lekko! Mam tzw. "czysty'" gatunek i dwie odmiany przylaszczki siedmiogrodzkiej z których udało mi się zrobić dziewięć kęp. Kępy gatunku ku mojej uciesze w tym roku zaczęły produkować trochę więcej kwiatów, wygląda na to że chyba z Przylaszczkarnią mi się powiedzie.
Podniesiona ma duchu rozrostem przylaszczkowych kęp polazłam w rejony fiołkowiska, gdzie od paru lat wysiewają się cyklamenki dyskowate Cyclamen coum . Optymizm ze mnie uleciał natychmiast, śnieg jest dla cyklamenków zabójczy, czułam że tak będzie. Co z tego ze siewkowa bulwka wyprodukowała dziesięć kwiatów skoro one na glebie w liście opadłe wtłamszone. Tylko nieliczne pędy kwiatowe, które teraz wzrastają mają szansę na normalny, wyprostowany pokrój. Starsze leżą i kwiczą! Napisałabym że d..a, ale teraz to nie wiadomo czy urzędu nie obrażę, może się jeszcze okazać że nawet obronności zagrażam czy cóś, he, he. No smętnie cyklamenki wyglądają. W naszych warunkach chyba jednak bezpieczniej uprawiać cyklameny kwitnące latem i jesienią. Mniej stresu, pędy cyklamenów letnich i jesiennych nie są narażone na takie pogodowe zawirowania jakie w marcu serwuje nam nasz klimat ( ten od sorry, he,he ) i nie wylegają. I to by było na tyle szybkiego przeglądu przedwiosennego przyglebia w Alcatrazie.
W Alcatrazie szaleństwo krokusowe, kwitnienie zaczęły tzw. krokusy botaniczne Crocus chrysanthus, Crocus sieberi . W masie drobnica cebulowa urodna jak marzenie. Odmiany Crocus tommasinianus jeszcze w pąkach, zaczynają kwitnienie tuż przed Crocus vernus, "prawdziwymi" krokusami. "Prawdziwe" w pogotowiu, na bardziej słonecznych stanowiskach zaczynają rozchylać pąki, jednak mimo tego że ich kwitnienie niby bardziej spektakularne ( w końcu kwiaty mają względnie duże ) ja, jak już pisałam w wątkach krokusowych, bardziej cenię krokusowe maluchy. Niczym nieskrępowany urok dziczyzny, co roku zachwycający mnie na nowo! Pszczoły uwijają się przy świeżutko otwartych krokusowych kieliszkach, jak tylko temperatura podskoczy powyżej "pszczelno- zasypiającej", buczenie w kwiatach z daleka słychać. Obrabiają kieliszki z pyłku, przenoszą ten cymes przyczepiony do ostatniej pary "łapek". Fociłam dziś taką jedną, bardzo pracowitą, normalnie skrzętna Marta na kwiatach Crocus sieberi 'Tricolor'. Rozbijała się po tych kwiatach, wywalając bardziej niemrawe koleżanki z najbardziej bogatych w pyłek kielichów. Spryciara! Pozowała przepięknie, na moment zamierając na dźwięk migawki, a potem ze zdwojoną energią grasowała dalej. Dziś pszczoły wyraźnie upodobały sobie wyraziste kwiaty 'Tricolor', na odmianach 'Firefly' ( foty 5 i 6 ), 'Blue Pearl' ( fota 7 ), 'Ladykiller' ( foty 8 i 10 ), czy Crocus biflorus'Miss Vain' ( fota 9 ) pracujących pszczół było niewiele.
Trochę więcej owadów zleciało się do kwiatów odmian Crocus chrysanthus; 'Cream Beauty' ( foty 11 i 12 ) i przeuroczej 'Romance' ( fota nr 13 ), tu działały nie tylko pszczoły ale i trzmiele.Oczywiście te ostatnie szalenie zainteresowały koty, musiałam przerwać focenie żeby nie dopuścić do ekscesów. Ryki protestacyjne były, nawroty do miejsc zakazanych, a także bezczelne gapienie się na mnie z tych zakazanych, trzmielowo - pszczelnie nawiedzanych miejsc. Przywabiałam gmyrając po Tyrawniku obciętymi pędami forsycji, po jakimś czasie na tyle je zabawy z przyszłym "wyposażeniem" wazonów zainteresowały, że porzuciły niebezpieczne zajęcia z owadami i zaczęły napadać na biedną forsycje, a potem na siebie wzajemnie. Rozkoszne skrzeki i wściekłe prychania sprowadziły do ogrodu Niescęście i Bufonka ( najnowszy nabytek sąsiedzki - czarny, "pufiasty na buzi", jak mawia Małgoś - Sąsiadka, przymilny kotek ), za którym przydreptał Epuzer. Rekonwalescent jakoś zniósł towarzystwo, natomiast Lalek musiał być przytrzymany na rękach. Po pewnym czasie miałam dość dźwigania wyrywającego się, prawie siedmiokilowego zawodnika kociego sumo i puściłam luzem potwora. Lalek natychmiast przystąpił do działań wojennych, w trakcie których o mało co nie doszło do zdewastowania Ciemiernikowszczyzny. Dziewczyny też się zaczęły głupio gryźć a Felicjan wydobył z siebie ten obrzydliwy przeciągły jękomruk, który nie zwiastuje niczego dobrego. Przylałam wszystkim kotom chabaziami z forsycji i zagnałam swoje stado do domu. Koniec zabaw świńskich w ogrodzie jak się nie potrafią godnie zachować!
Po zamknięciu kotów w chałupie razem ze świeżo znalezioną, starą zabawką Felicjana ( myszka na sznurku, którą Lalek chyba z zazdrości odsznurkował, a nie wiadomo kto ukrył w na półce w szafie, w moich świętych i nietykalnych swetrach ) poszłam do ogrodu tak na spokojnie przyjrzeć się radościom przyglebowym przedwiośnia. Szczególnie interesowały mnie przebiśniegi, zeszłej jesieni posadziłam cebulki Galanthus woronovii. No późno je posadziłam i ciekawa byłam czy w ogóle wylazły. Zobaczyłam jasno zielone czubeczki jako żywo przypominające cebulicę syberyjską w fazie wybijania. Teraz się zastanawiam czy te rarytetne przebiśniegi nie okażą się przypadkiem całkiem pospolitą cebulicą. To że śnieżyczki Galanthus nivalis są w pełni rozkwitu, a woronovii ledwie wyłażą tak by mnie nie niepokoiło, ale kwitną już śnieżyczki Elwesa a to mnie optymistycznie co do "prawilności" wymarzonych Galanthus woronovii nie nastawia. Co prawda nabyte jesienią, niby śnieżyczkowe cebulki nie przypominały cebulicy syberyjskiej, ale ja też nie jestem ekspertem z zakresu cebulologii klasycznej. Pocieszam się że jednak jestem na tyle cebulologicznie wyedukowana że na pewno nie jest to śniedek ( fuj! )
Nic to, pozostaje mieć nadzieję na to że wymarzeniec okaże się wymarzeńcem , a poza tym cebulica syberyjska też miła roślina. Pokiwałam głową nad problemem śnieżyczkowym i przez Ciemiernikowszczyznę przelazłam w rejon Podskarpka i Zabukszpania, żeby dokładniej przyjrzeć się przylaszczkom siedmiogrodzkim rozsadzonym trzy lata temu i różowej przylaszczce pospolitej rozsadzonej w zeszłym roku. Przyczyna rozsadzenia przylaszczek jest oczywista - odmianowe przylaszczki nie należą do roślin najtańszych, a posiadanie jednej kępy przylaszczki do podziwiania w dużym ogrodzie ma w sobie coś perwersyjnego. Jeżeli kupuje się małą roślinkę za ponad pięć dych do dużego ogrodu to ni ma innej opcji - trza się uzbroić w cierpliwość, podhodować i rozpocząć dzielenie kęp. Żmudne to i na efekt trzeba sporo poczekać, dopiero dobrze rozrośnięte kępy , z wieloma kwiatami robią odpowiednie wrażenie. No nie ma lekko! Mam tzw. "czysty'" gatunek i dwie odmiany przylaszczki siedmiogrodzkiej z których udało mi się zrobić dziewięć kęp. Kępy gatunku ku mojej uciesze w tym roku zaczęły produkować trochę więcej kwiatów, wygląda na to że chyba z Przylaszczkarnią mi się powiedzie.
Podniesiona ma duchu rozrostem przylaszczkowych kęp polazłam w rejony fiołkowiska, gdzie od paru lat wysiewają się cyklamenki dyskowate Cyclamen coum . Optymizm ze mnie uleciał natychmiast, śnieg jest dla cyklamenków zabójczy, czułam że tak będzie. Co z tego ze siewkowa bulwka wyprodukowała dziesięć kwiatów skoro one na glebie w liście opadłe wtłamszone. Tylko nieliczne pędy kwiatowe, które teraz wzrastają mają szansę na normalny, wyprostowany pokrój. Starsze leżą i kwiczą! Napisałabym że d..a, ale teraz to nie wiadomo czy urzędu nie obrażę, może się jeszcze okazać że nawet obronności zagrażam czy cóś, he, he. No smętnie cyklamenki wyglądają. W naszych warunkach chyba jednak bezpieczniej uprawiać cyklameny kwitnące latem i jesienią. Mniej stresu, pędy cyklamenów letnich i jesiennych nie są narażone na takie pogodowe zawirowania jakie w marcu serwuje nam nasz klimat ( ten od sorry, he,he ) i nie wylegają. I to by było na tyle szybkiego przeglądu przedwiosennego przyglebia w Alcatrazie.