Quantcast
Channel: Blog w zasadzie ogrodowy
Viewing all 1484 articles
Browse latest View live

W oczekiwaniu na cieplejsze dni

$
0
0



Było pięknie, było miło ale szybko się skończyło! Wczorajszy dzień  należał do tych nielicznych prawdziwie wiosennych dni tegorocznego kwietnia. W Alcatrazie wiosna zakonserwowana, nawet jakby z lekka opóźniona bo drzewa jabłonek i wisienek japońskich dopiero zbierają się do kwitnienia a zazwyczaj w trzeciej dekadzie  kwietnia kwitną już  jak szalone. Odkrywam coraz to nowe szkody, których przyczyną były kwietniowe przymrozki. Takie liście 'Empress Wu' nie wyglądają najlepiej, kiepsko też mi się widzą podmarznięte pędy róży  'Kifsgate' i "piżmaka"'Felicia', języczniki też paskudne. No przegląd ogrodowy mnie nie uradował, bardzo oględnie pisząc ( zmilczę o mojej reakcji na widok  zmarzniętej  wyłażącej właśnie pierwszymi listkami rodgersji ). Podczas poprzedniego przeglądu po przymrozkach jakoś mi to wszystko umknęło, fakt, skoncentrowałam się głównie na magnoliach i modrzewiach ( 'Diana' okryta  kartonem w "noc próby"  wygląda najlepiej z moich modrzewi ), przyziemie aż tak nie straszyło. Wczoraj w prawdziwym wiosennym ciepełku po prostu  połaziłam po ogrodzie solidniej i tak bardziej "dociekliwie". No cóż , mogę sobie powzdychać i to wszystko co mogę. Nie ma co się załamywać, ogród to żywe stworzenie więc musi żyć dalej. Po prostu rośliny, które oberwały nie będą w tym sezonie najpiękniejsze ale szczęśliwie nadal będą w ogrodzie rosły. W końcu wypadów straszliwych i łamiących serce nie było ( choć pożegnałam jeden krzew austinki 'Charles Austin' - nie odbiło mu się do tej pory ). Trzeba się cieszyć tym co jest a nie rozważać jakby to pięknie było  i nieustannie  wspominać utracone możliwości.

Nowe lawendy jeszcze nieposadzone ale miejsca pod nie naszykowane a wokół cud wypielenie ( gwiazdnica odporna na pierońskie zimno ). Posadziłam za to na miejsca i to docelowe australijskie irysy. Nie było to proste  bo żeby miejsca docelowe zrobić musiałam co nieco poprzestawiać.  No dobra, zdrowo poprzesadzać. W związku z tym  były wczoraj wykopki różane i wykorzystując  lekkie opóźnienie wegetacji i przesadziłam tzw. rzutem na taśmę kolejne lilaki ( rzecz jasna z bryłą korzeniową - mój kręgosłup zapowiada "wycofanie się z organizmu" ). W dzisiejszym zimnym deszczu wyglądają  jakby zniosły przeprowadzkę  bezstresowo, przynajmniej jest jakiś pożytek z tej cholernej pogody. Znaczy tej wiosny w sumie  pięć lilaków zmieniło swoje miejsca, znaczy  mimo  niesprzyjających okoliczności jakoś tam ogrodowo działam. Oczywiście zrobiłoby się więcej ale nie wszystko  w ogrodzie zależne jest od ogrodnika, dobrze zdać sobie z tego sprawę i przestać się stresować. A co tam, dla mnie  gryplany ogrodowe to tylko możliwości dla wędrującego w czasie podróżnika a nie  ścisłe wytyczne korporacji wymuszające realizację zadań. Ogród to ma być jedna wielka przyjemność a nie wieczne źródło stresów! Zmartwienia i niepowodzenia ogrodowe lepiej przyjmować ze spokojem stoika. W końcu życia nie da się  okiełznać, poukładać i jeszcze  szufladki na klucz zamknąć.



A co nowego u roślinków? Definitywnie kończą się już hiacynty, obecnie trwa faza narcyzowo - szafirkowa. Do kwitnienia zbierają się kaliny, nadal kwitną magnolie  choć ze względu na uszkodzenia kwiatów nie jest to kwitnienie zjawiskowe. Pełne zawilcowe szaleństwo, kwitną gajowe dzikusy i te odmianowe, nadal widzę też kwiaty zawilców greckich ( na pierwszej fotce siewki, na drugiej eleganckie odmianowe ). Miodunki  i brunnery  kwitną dość nierówno, na niektórych stanowiskach rośliny maja pięknie  rozwinięte kwiaty a  nieopodal dopiero kwitnienie się zaczyna. Przyuważyłam parę  brunnerowych siewek, dobra nasza, półdziki ogród z siewkami brunner to jest właśnie  to w co  chcę  żeby  zmieniał się Alcatraz. Marzę teraz o  cieplejszym dniu, w którym znów podrepczę sobie odkrywczo po  Alcatrazie i  pokatuję mój kręgosłup pracami ogrodowymi. Oby do wiosny  Kochani, oby do wiosny!





Codziennik - narzekania pogodowe

$
0
0
Do doopy proszę Państwa z taką pogodą, do doopy! Usiłuję robić coś ogrodowego ale coś ogrodowego robionego pod prysznicem wody z kurka oznaczonego na niebiesko to jest hardcore i działanie samobójcze ( już mam tzw. kluchę w gardziole i głosik mnie się obniżył o oktawę ). A kwiecień powinien być kwiecisty a nie wybrakowany i przez przeważającą część zimno mokry. Nie żebym tak  ćwierkała za Meg  że wiosna przereklamowana ale nie jest  do końca satysfakcjonująca i bez mnóstwa piany jaką daje najlepszy produkt, he, he. Człowiek o tej porze roku powinien  roślinami się zajmować, życiem ogrodowym, takim  pszczelim, trzmielowym i motylim a nawet mrówkowym,  a tu wszyscy po ulach siedzą albo po szopach i innych mrowiskach schowani, rośliny wegetują w tempie życia najstarszych  emerytów i niebo leje na mnie. Wiosna niby jest ale ja tę wiosnę oglądam zza szyb razem z kotami zajmującymi strategiczne  pozycje na parapetach ( wiadomo, chwilowa przerwa w wodolejstwie i one myk na "świeże"ódzkie powietrze ).  I jak tu blog ogrodowy prowadzić  kiedy ogrodowanie mocno dorywcze?  Przeca nie będę pisać w kółko o wspominkach z podróży i żarciu  ciast oraz niezwykle zwykłym życiu kotów, inszej rodziny i moim. Ileż też można snuć ogrodowych gryplanów kiedy pogoda nie sprzyja ich realizacji. No spleen mam wiosenny wzmocniony popsuciem się pralki ( mam nadzieję że to tylko pasek który zaprotestował przeciwko zbyt mocnemu ładowaniu bębna przez Naczelną Piorącą - znam ciekawsze sposoby na pozbycie się tysiąca złotych z hakiem niż zakup nowej pralki ). Z drżącym sercem oglądam prognozy i "zamawiam przyszłość"żeby się sprawdziły. Taa, człowiek cieszy się z dwunastu na plusie bo w porównaniu do  plusowych sześciu to się dopiero nazywa wzrost temperatury. Jednak tak po prawdzie to ciut nisko jak na maj za pasem. Nic to, żyć jakoś trzeba - wyczekam przerwy w opadach i dopłynę na rabatę niegdyś zwaną Suchą żeby posadzić lawendy. Chyba nie wygniją?!

Podsumowanie kwietnia i leśny relaks

$
0
0
Mało ogrodowe bo większość miesiąca  była przymusowo spędzona w domowych pieleszach. Otóż kwiecień był coś mało kwietniowy a taki bardziej początkowo marcowy co pracom na łonie  natury nie sprzyjało. Znaczy nie dlatego w ogrodzie jak ta pszczółka nie pracowałam bo moje wrodzone lenistwo wzięło i ze mnie wylazło, tylko zimno i mokro było na tyle że prawdziwe pszczółki karnie w ulach siedziały, czekając na dokarmianie bo o oblotach w takich temperaturach nie było co marzyć. Teraz maj za pasem ale ogród jeszcze mocno kwietniowy, wegetacja zatrzymała się i oglądam kwitnące rośliny typowe dla połowy kwietnia. Na rabatach sasanki, szafirki, pierwiosnki kluczyki, moje drzewa owocowe czyli ozdobne jabłonie  wiśnie japońskie dopiero otwierają pąki,  śliwa  'Pissardi' powolutku zaczyna przekwitać, magnolie kwitną na całego ale ze względu na tzw. przejścia ich kwitnienie  w tym roku nie cieszy. Podsumowanie kwietnia wygląda tak - kwiecień się zatrzymał w Alcatrazie na ciut  dłużej niż zwykle i w związku z tym zatrzymało się nam ogrodowe życie we wszelkich jego przejawach ( znaczy moje latania ze szpadelkiem i sekatorem też  ). Obecnie wyczekujemy ( nadal ) cieplejszych dni i czegoś na kształt przyzwolenia Wielkiego Ogrodowego na przeprowadzanie robót na "świeżym" powietrzu ( świeże w cudzysłowie  bo w końcu to Ódź ). Do Dorofieji z prośbami ogrodowymi się już nie zwracam bo mimo palenia prawdziwego wosku zostałam wykukana i nawet nie mam gdzie zażalenia na brak działania świętej złożyć ( kto wie może ona też przemarznięta albo cóś, może i lepiej  że tego zażalenia nie ma gdzie złożyć ).




Postanowiłam przestać przejmować się tak bardzo przyrodą "domową" czyli ogrodem i  sobotnie popołudnie spędziłam w lesie na spacerze. Las taki bardziej miejski, znaczy domiszcza stare i nowe wypasione "wylle" się w nim znajdują, ale szczęśliwie drzew nikt na terenach "wyllowych" siekierą nie traktuje. Poza "wyllowymi" ogrodami też sobie porastają bezpiecznie, nie widać śladów wyrębów, być może szyszkizm zatrzymał się w odpowiednim momencie ( numer z deweloperami w tej części Odzi  mógłby się smutno skończyć dla władz miasta, już raz na biegu musieli szybciutko robić plan zagospodarowania w związku z łódzkim lasem na który deweloperka ostrzyła sobie wąpierze  kły ). Las mieszany, taki zwany grądem, grabowo  - kloniasto - brzozowo - dębowy, aż cud że rośnie wśród otaczających Ódź od południa sosnowych borów. W lesie ptocy ćwierkają, "wewiórki" pomykają, ślady po ryciu dzików się trafiają, no i  felicjanopodobne z domiszczy i "wylli" wyłażą i spacery łowieckie urządzają ( jednego takiego minęłam na ścieżce,  tuptającego  z gryzoniowym łupem w pysku - na mój widok przyspieszył kroku, jakby podejrzewał mnie  o chęć odebrania mu zdobyczy ). Ot taki zwyczajnie niezwyczajny podmiejski las, dwadzieścia minut spacerkiem od mojego domu położonego przy ruchliwej ulicy i pracującej niemal na okrągło fabryce.

Oj, potrzeba mi było takiego oddechu, zatrzymanego kwietnia w "okolicznościach przyrody". Nie roboty "na siłę" w zimnym  Alcatrazie ale szerszego spojrzenia na zielone. W końcu udało mi się trafić na jeszcze kwitnące zawilce ( co prawda "śpiące" ze względu na aurę ), pachnące czeremchy i cudowną zielenią młodziutkie liście klonów polnych. Niestety nie dodreptałam do pierwiosnków kluczyków ani nie dotarłam na łąki nad Nerem, gdzie kwitną kaczeńce. Sił nie stało po zakupach przed weekendowych. Szczerze pisząc gdyby nie promocyja na materace nic by mnie do centrum handlowego przed długim weekendem nie zagnało. Jednak kręgosłup domaga się dopieszczenia po katowaniu go  zbędnymi kilogramami i robotami fizycznymi uskutecznianymi "na szybko". No i dla zdrowia kręgosłupa i komfortu kotów wlazłam w  czeluść podziemnego parkingu załadowanego do maksimum samochodami, wjechałam na pierwsze piętro handlowego czyśćca ( o dziwo są tacy, którzy uważają to za niebo ) w którym grzesznicy poddawani są tzw. katordze tłumu, rzuciłam się w ów tłum  i zakupiłam byłam cud inżynierii sypialnianej dzięki któremu mój kręgosłup zrobi się dla mnie  łaskawszy ( znaczy koniec z napieprzaniem nocą i przymusowym ćpaniem przeciwbólowych, nie ma wytłumaczenia że się krzywo ułożył ) a koty przejdą na wyższy stopień zalegiwania. Ustrojstwo dziś przywieźli, zaraz je zamontujemy. Potem kręgosłup zostanie ponownie wyprowadzony na spacer  ( nadal zbyt zimno na zabawy ogrodowe ) a po spacerze  zaczniemy  robić hygge czyli dawać sobie luzik i popełniać szczęśliwość. Jeżeli w długi weekend pogoda się nie poprawi sporo czasu spędzimy  na nówkowym materacu, skandynawskie kryminałki czekają!



Hygge weekendowy

$
0
0
No i mamy nowy luksus dla kręgosłupa i kotów. O ile kręgosłup zachwycony o tyle koty cóś niezadowolone. Po pierwsze dla Lalka jest za wysoko ( żąda podnoszenia ) a dla Felicjana za nisko ( Felicjan uwielbia wchodzić na wyrko drogą przez szafkę ), po drugie Okularia uznała że czas się zacząć bać materaca bo ona  go nie zna za dobrze i w ogóle to nie zostali sobie przedstawieni. Po trzecie czarnule okazały się szalenie konserwatywne, pretensje były o to gdzie są ich materacowe dołki. Za nic  mając moje kręgosłupowe dobro poszukiwały swoich grajdołów i układały się w miejscach gdzie  takowe  kiedyś były tylko po to by wstać szybciutko  i porykiwać głosikami pełnymi pretensji. Dołów nie ma i szybko nie będzie, kręgosłupu też  się  coś od życia należy a dołki to sobie  trzeba uporczywie wysiedzieć a nie liczyć na materacowe latka. Nic to,  po jakimś czasie się niestety przyzwyczają i żegnaj  mój komforcie - będą zalegały masowo jak na starym materacu. Jednak na razie okazują niezadowolenie, niektórzy aż tak że był trzepany tyłek ( Felicjan potłukł  jeden z moich ulubionych kubków - twierdzę że celowo, bo trącał go łapą mimo  moich ostrzegawczych krzyków ). No tak, coś przybyło coś ubyło, bilans się  zeruje.


Sztaflik odkrywa nowego piernata, Na sznupie widoczna zaskoczka i lekkie zaniepokojenie - to nie jest znajome! Obce!!!

Szpagetka eksploruje piernata  zaraz po  ucieczce Sztaflika.

Kuźwa, tu był mój dołek! Mnie się nic nie pokręciło.

No jakże to tak?!

Mój wzrok jest smutny i zobacz  - nie będę się na ciebie gapić, będę błądzić smętnymi  oczkami po pokoju i rozglądać się za starym, kochanym materacem. Takie miał cudowne  grajdołki.

Podłość ludzka nie zna granic, ta złośliwa małpa ten durny podkład pod siebie kupiła! Nic empatii, co za bydlę!

Położę się, z przymusu. Niech  nie myśli że będzie sama na piernacie zalegać.

A jakby tak się kulgnąć na boczek a potem na plecki?

No,  może  być. Zniosę to i będę zalegać. Ale ze wstrętem!

Jak Szpagetka zalega to Sztaflik się decyduje. Na sznupie widoczny wyraz podejmowania decyzji - też zmusić się i zalec żeby nie pozwolić zagarnąć Szpagetce całego  piernata.

Pogoda jakby ciut lepsza, co napawa otuchą. Dziś rano oblookałam kłosy na irysach SDB, no, wreszcie coś się zacznie dziać. Pojawiły się nawet pierwsze kwiaty, choć dośc skromnawo. Mam  nadzieję że zimny kwiecień nie wpłynie na jakość kwitnienia. Przede mną sadzenie lawend, szczególnie cieszy mnie odmiana 'Melissa Lilac', taki średniak lawendowy z kwiatami w kolorze wrzosu.  Dosadzę też odmianę 'Imperial Gem' i spróbuję  czy w  ódzkim klimacie uda się uprawiać z powodzeniem ( znaczy czy nie będzie rosła nędznie ) Lavandula x chaytorae 'Sawyers'. Tę ostatnią lawendę sadzę nie tyle ze względu na jej kwiaty co ze względu na piękne, szare liście. Przede mną ulubiona czynność ogrodowa - sadzenie roślin. Co tam pielenia i przycinania, robię sobie dobrze nasadzając zielone w ten przedłużony weekend. Przy okazji sadzenia lawend podzielę wreszcie kępę owsa wiecznie zielonego Helictotrichon sempervirens. Wygląda na to że dojrzał do podziałki a stanowiska już mam dla niego naszykowane. To fajna trawa o ile nie podłapie grzyba wygląda pięknie. Planuję mieć z pięć solidnych kęp żeby rabata Sucha - Żwirowa nie była zbyt "sztywna" w pasie lawendowo - szałwiowym.



W Alcatrazie oczywiście jeszcze mocno wiosennie cebulowo, bardziej kwietniowo niż majowo. Mogę nadal cieszyć się kwitnieniami na Ciemiernikowszczyźnie. Porządnie kwitną też szafirki i pierwiosnki. Zaczynają kwitnienie pierwiosnki motylkowe. Zamierzam w tym roku zdrowo je porozsadzać, są naprawdę uroczymi roślinami, w dodatku mało kłopotliwymi.  Zanim jednak  zabiorę się do sadzenia czeka mnie przemeblirowka kolejnej części  dawnego Landryna, słodyczastej rabaty bylinowej. Jeszcze sporo roślin  z tej rabaty trafi na podwórko i zasili tamtejsze nasadzenia. Umyśliłam sobie przeniesienie  chabrów górskich tak żeby kwitły już na nowych stanowiskach. Na ich miejscu na byłym Landrynie, które z powodu rozrastania się magnolki jest obecnie bardziej zacienione niż  kiedyś, zamierzam posadzić morze kuklików zwisłych. Bez napinania, na luziku wykonam to zbożne dzieło mini szpadelkiem.






Uff! Tekścik powyżej pisałam w niedzielę, wczoraj i dziś cudnie weekendowałam. Był nawet szkółking z którego przywiozłam sobie mały ostrokrzew. Wygląda na coś karłowatego, ma małe liście,  źródełko jakby zmętniało na  moje pytanie co to za jeden.  Znaczy nieznajomek  się pojawił, zobaczymy jak sobie poradzi. Popołudnie spędziłam ryjąc w ziemi, w związku z czym  szczęśliwa jestem jak prosię po kąpieli błotnej. Nawet deszcz który znów zaczął lać mi  nie przeszkadza, wszak podlewa moje nowe nasadzonka. Zaraz zrobię sobie drinka świątecznego i zalegnę na piernacie przed włączonym kompem. Upodlę się jakimiś detektywami sądowymi czy czymś w tym guście ( he, he, he, odkryłam program o ciekawostkach z kostnicy - czegóż to Amerykanie nie wyprodukują?! ) i normalnie odpłynę w towarzystwie kotów które już zaakceptowały piernata. Prawdziwy weekendowy hygge!

Oczekując na kwitnienie irysów SDB

$
0
0
"Powolutku jak  żółw ociężale" - że zacytuję poetę zbliża się kwitnienie irysów SDB. Tak szczerze pisząc trochę to wygląda jakby nie wyglądało i coś czuję że po raz kolejny to kwitnienie będzie takie na wpół zadowalające. No taki mamy klimat, nieprzewidywalny  i w ogóle. Staram się nie zniechęcać do uprawy, choć oczekiwanie na powalające kwitnienia irysowych karzełków zaczyna przypominać oczekiwanie na Godota. Pocieszająco staram się  sobie  wmawiać  że inni mają bardziej przerąbane, np. tegoroczni maturzyści jacyś tacy wybrakowani z powodu niezgrania kwitnienia kasztanowców z  egzaminami maturalnymi. Ech, chciałoby się czasem ( bardzo głupio zresztą ) żeby tak wszystko układało się  w życiu "pod kancik". Szczęśliwie tak nie jest ale człowiek zawsze niezadowolniony jak kontroli nie ma. Taki już ten człowiek  jest - kierownik kontroler siedzi w najbardziej  by się zdało uległym i płynącym z losem ludzkim osobniku. Cóż, moja część ogrodowa stara się cieszyć tym co los dla niej zadysponował, choć nie zawsze jest to lekkie , łatwe i przyjemne. Irysy  kłoszą się nierówno ale  wygląda na to że ich kwiaty nie zostały zdeformowane przez niskie temperatury. Dobre i to - hurra i na cześć Wielkiego Ogrodowego trzykrotne banzai! Co prawda coś się pokręciło Zwierzchności bo przyuważyłam szybko przygotowujące się do kwitnienia dwie odmiany TB ale Zwierzchność mimo  że bezczasowa to z ludzkiego punktu widzenia starszawa i mogło się Jej  pokróliczyć miażdżycowo  czy cóś (  tu przywołuję ten fragmencik Dobrej Księgi o stworzeniu ludzia na podobieństwo Zwierzchności, he, he ). Zdziwne to wymieszanie kwitnień różnych kategorii irysów bródkowych,  w ogóle nie mam pojęcia czym je tłumaczyć. Mam nadzieję że wszystkie irysowe  kępy coś tam wyprodukują, chciałabym zrobić solidną inwentaryzcję po przeprowadzce z Pumilotonów na Suchą - Żwirową. No niby pozaznaczałam  odmiany ale wicie rozumicie jak to jest ze znacznikami, pewna zgodności odmianowej będę dopiero kiedy karzełki zakwitną. Przede mną ulubiony sport majowy - ranne oblookiwanie  nowo rozwiniętych irysów. Kocham to, cały rok czekam na te chwile!

No a co z Alcatrazem? Alcatraz nadrabia zaległości, w tej chwili trwa cebulowe szaleństwo. Oczywiście 'Thalia' bije na cebulę wszystkie inne odmiany narcyzów. Śliczna i elegancka! W zeszłym roku jesienią miałam zaćmienie umysłowe i kupiłam trochę  najnowszych odmian. Nie tędy droga. że się tak wypiszę. Wszystkie nowe  kupione przeze mnie odmiany narcyzów to wazonowce, choć na początku sezonu sądziłam że tak źle nie będzie i tylko jedna z nich będzie nieco  przecywilizowana. Te narcyzy  mają przede wszystkim wielkie kwiaty, co jak już wspominałam w którymś z postów i owszem świetnie wygląda w wazonie ale na moich rabatach to już niekoniecznie. Sama budowa kwiatów mimo że  bardzo cywilizowana nie raziłaby gdyby nie ten  king size. Hym... to nasadzenie z  najnowszych odmian  narcyzów  zdecydowanie  bardziej pasi do Keukenhof niż do Alcatrazu, porośniętego o tej porze roku fiołkami nie tylko motylkowymi, niezapominajką i miodunkami. No wyraźnie nie ta bajka. Ciekawe czy cebule nowych odmian przetrwają do następnej wiosny?  Przyznam że śmiem  wątpić i to wcale nie z lekka. Być może zatem sprawa rozwiąże się sama. Na razie wielkie kwiaty nowych odmian wzbudzają solidne zainteresowanie owadów, no przynajmniej widać że  w Alcatrazie obudziło się życie. Nawet jakby było to życie wraże i źle wróżące dobrej formie roślin to cieszę się że w ogóle jest. O tej porze roku zazwyczaj  to bzykało, furczało i w ogóle dawało znać że żyje, w tym roku zbyt długo było cicho.

Cieniste i półcieniste miejsca Alcatrazu powolutku nabierają prawdziwie wiosennego  sznytu,  po prawdzie takie widoczki to zazwyczaj pojawiają się  pod koniec kwietnia a w pierwszych dniach maja to jest po prostu pełnia kwitnienia. Jednak nie ma co narzekać i ściśle trzymać się kalendarza skoro Zwierzchność uznała za stosowne przesunąć terminy kwitnień. Grunt że w ogóle jet kwitnienie!  Łażę po  Alcatrazie w kaloszkach, łypię bardzo złym okiem na podagrycznik ( mimo zachęt ze strony Meg cóś nie mogę się do niego przekonać ) i planuję gdzie posadzę  bardziej lubianego przeze mnie chwasta czyli żywokost. Do tej pory uprawiałam Symphtum officinale czyli żywokost lekarski zwany też  żywokostem szorstkim. Bylina urocza choć pełzająca i wymagająca od czasu do czasu ograniczenia przez wykopki. Dość długo zastanawiałam się czy nie kupić kwitnącego w kolorze niebiesko niezapominajkowym żywokostu kaukaskiego Symphtum caucasicum. Niestety ten pożądany żywokost jakoś mi nie podszedł pod ślepia w żadnym z odwiedzanych przeze mnie miejsc roślinnych zakupów. No nie złożyło się.

Mogłam była za to bezproblemowo zakupić mieszańcowy żywokost Symphytum x uplandicum  'Axminster Gold'. Taa, tylko on mi się nie podobał, nie zagrało między nami. Znacznie bardziej przemawia do mnie żywokost wielkokwiatowy Symphtum grandiflorum o złoto obrzeżonych liściach 'Goldsmith' a jeszcze bardziej jego odmiany o niebieskich kwiatach 'Wisley Blue' czy 'Hidcote Blue' ( na zdjątku obok ). U Beth Chatto można kupić uroczą odmianę 'Hidcote Pink' o kwiatach w odcieniu delikatnego łososiowego różu, przyznam bezczelnie że już mam dla niej miejsce choć nie wiem jeszcze jak ją dopadnę. Miło też prezentują się dla oczu kwiaty Symphtum ibericum czy Symphtum asperum.  Może nieco mniej przemawia do mnie odmiana Symphtum ibericum 'All Gold', złotolistne odmiany wyglądają czasem jak rośliny cierpiące na chlorozę, za to z przyjemnością "wkleiłabym" w Alcatraz  pochodzącą z Niemiec odmianę  Symphtum ibericum 'Blaueglocken' . No jest z czego wybierać z tego żywokostowego dobra, które pasiłoby do miodunek, brunner i fiołków!



Teraz o kalinach. Zaczyna się kwitnienie a mnie po raz kolejny rzuciło w kalinowe zakupy. W Alcatrazie pojawi się kalina japońska 'Grandiflorum'. Mam straszną słabość do japońskich kalin o kulistych kwiatach. Tak przy okazji udało mi się zrobić zdjęcie na którym jest widoczna różnica wyglądu kwiatów kaliny koreańskiej Viburnum carlesii  ( druga fotka poniżej ) i Viburnum x burkwoodii ( trzecia fotka poniżej ).




Rozwijają się też na całego kwiaty magnolii. Na zdjątku poniżej debiutująca w Alcatrazie nowozelandzka magnolka 'Black Tulip'. Jak dla mnie urocza i jakoś bardziej przemawiająca do serca niż amerykańskie mieszańcowe kuzynki z drugiego i trzeciego zdjątka poniżej. Kwiaty ma stosunkowo niewielkie w porównaniu do popularnych magnoliowych mieszańców co czyni ją nieco mniej egzotyczną ( taa,  żadnej magnolii nie możemy nazwać rośliną swojską, he, he). Niestety inna nowozelandzka magnolia, 'Vulcan', nadal bez kwiatów!



Codziennik - spleenowaty niedziel

$
0
0
Dziś nie jest niedziela, żeńska forma istnienia nie osiąga takiego depresyjnego dna, dziś jest niedziel - smętny jak wisielec dyndający na żyłce wędkowej z której miał korzystać w cudownie zapowiadający się weekend. Gdyby to była niedziela to coś bym w domu porobiła, poczytała , pooglądała a może nawet upichciła ale jest niedziel i tylko smętnie gapię się przez okno na zapłakane podwórko i mżawkowy Alcatraz. Wszystkie moje gryplany ogrodowe poszły się tradycyjnie gryplanić, w domu smętek po kątach a koty rozłożone na piernacie tak że wcisnąć się nie ma gdzie. Dobrze że choć wczoraj nie zważając na  przedburzowy ciężki wozduch i wszechogarniającą duchotę popracowałam  na Suchej  - Żwirowej  i troszki w Alcatrazie. No i ze spraw  pocieszających to fakt że pralka naprawiona ( tylko ile to pranie będzie teraz schło?! ). Takie sobie te pocieszki, średnio mnie na duchu podnoszą, tym bardziej że prognoza na ten tydzień to pogoda deszczowa i niewysokie temperatury. Podłamka!  Nic to, włożę kaloszki, zabiorę parasoli i udam się na jakąś ekskursję. To nie jest dobry dzień na zaleganie w pieleszach ( tym bardziej że pielesze zajęte ), postraszę sobą podódzkie okolice i "wolną  naturę". Łona przyrody mi trzeba a nie tzw. oferty kulturalnej! Jak przylezę to profilaktycznie potraktuję się alkoholem ( jak maj będzie tak smętny i nieogrodowy jak  kwiecień to witaj klubie AA ) żeby kluchy w gardle nie wyhodować ( choć nie wiem czy to coś da bo po rodzinie szerzy się wirusowa zaraza, kolejna w tym roku ) a potem będę oglądała pocieszające reportaże z kostnicy. Taa, cholerny niedziel!

 Zaleganie uparte  zaimpregnowane na otoczenie.

 Zezwoliłem na sesję?! Było wydane pozwoleństwo?! Wypad z tym aparatem!

 Proszę zwrócić uwagę na rozciapierzenie łapki. To tak na wszelki wypadek, jakby przyszło mi do głowy zalec koło Felicjana. Hym... tego... łapka przygotowana  do karcenia. To nie jest podpieranie się łapuchną, to dyskretna groźba.

Wczoraj po południu na Suchej - Żwirowej jakby zaczęło się dziać. Niestety dziś esdebięta namakają i co gorsza przywabiają ślimory. Skorupkowe małe są paskudne dla irysowych kwiatów, nienawidzę ich tak mocno jak hostowi pomrowów!




 Wreszcie zaczęły  wyglądać magnolie. Oj nie była ta wiosna dla nich życzliwa. Człowiek się cieszy  z mżawki bo ulewa gwałtowna mogłaby szybciutko to spóźnione tegoroczne kwitnienie zakończyć. Jedno co dobre że przy chłodnej pogodzie magnolki jeszcze pokwitną!




Półcienista część Alcatrazu powolutku  robi się paprotno - hostowo - kokoryczowo - fiołkowa. No i dobrze! W tym roku mniej na niej dzikich lokatorów a więcej siewek pożądanych  roślin - miodunek, fiołków i przylaszczek. Oby tak dalej.



A teraz to wszystko zmżawkowane, uwilgocone i smętnie mokre! Ech! Nie dziwię się że koty twardo zalegajo, kto by  chciał być zmżawkowany, uwilgocony i mokry?!

Zima wiosną!

$
0
0
No strach się bać, złe się czai i ponoć zamierza uderzyć nocą ( jak to złe ). Kartonów mi nie starczy żeby przykryć wszystkie esdebięta  więc mam dylemat - co chronimy a co zostawiamy na łasce losu? W dodatku wzbiera we mnie złość  i  w nerwach mogę podjąć tzw. nieodpowiedzialną decyzję, znaczy olać sprawę i nic nie przykrywać. Ech, szlag by to trafił! Pieprzeni ogrodnicy o imionach dotychczas mi nieznanych ( np. dziś jest Heladiusza, natychmiast zionę uczuciem w kierunku Heladiuszy ). Do tej pory zimni  ogrodnicy nazywali się Pankracy, Serwacy i Bonifacy a teraz jest Heladiusz. Spadkowi temperatury patronowała niejaka Ewoodia. Czort z nią, wstrętne babsko, bardziej paskudne od zimnej Zochy. Z zimnymi ogrodnikami to jest niby tak - zjawisko klimatyczne, które jest charakterystyczne dla naszej, środkowej części Europy, kiedy w połowie maja, po okresie utrzymywania się wyżu barycznego ( jakiego wyżu ja się pytam?! ) nad Europą Środkowo - Wschodnią  następuje zmiana cyrkulacji atmosferycznej, wyż słabnie i napływa pierońsko zimne powietrze z obszarów polarnych. Po prawdzie zimni ogrodnicy mogą się pojawiać nieco wcześniej ale ich najczęstsze występowanie to czas pomiędzy 10  a 17 maja. No są ci zimni coroczni, naukowo potwierdzone zjawisko. Wyraźnie fluktuacja w nim z lubością występuje spędzając  sen z powiek ogrodującym w sporej części kontynentalnej Europy. Niby wiesz że będą ale oni tak z zaskoczki parę dni wcześniej Ewoodię i  Heladiusza namówią do działań ogrodom nieprzychylnych. W tym roku zimni wydają mi się szczególnie nieprzyjaźni, no po prostu winter is coming i w ogóle. Nie dość że wiosna zimna i  jak do tej pory przeciągle marcowa to jeszcze zimni ogrodnicy wcześniej zimnem potraktują ogrody. Pultanie we mnie wzbiera, ja się zapytowywuję Wielkiego Ogrodowego - co to jest  do cholery za wiosna bez wiosny?! Ja przestanę Zwierzchności zawierzać w sprawach podstawowych i przerzucę się na ateizm wojujący ( bardzo interesujące wyznanie! ). Proszę natychmiast włączyć farelkę! Włączyć nie włanczyć!

O mrozoodporności ogrodów

$
0
0
Pamiętacie taki pościk Zjawisko - egzoty w ogrodach  ?  W nim już mi się udało zadać pytanie o sens uprawy  w naszym klimacie niektórych roślin. Klimat nasz niby przyjazny roślinom, wszak nazwa umiarkowany sugeruje że wiele z nich powinno w nim rosnąć bezproblemowo. Wiele nie oznacza jednakże wszystkich które byśmy chcieli widzieć u siebie w ogrodzie, nie oznacza też  że ogrodowe odmiany powstałe z dzikich roślin porastających  naszą część Europy wytrzymają wszystkie zawirowania aury. Tak, tak,  Kochani, świetnie to widać na przykładzie kosaćca ( przepraszam za brzydkie słowo ) syberyjskiego, który mimo nazwy sugerującej pochodzenie ze znacznie zimniejszego klimatu jest swojakiem.  Wicie rozumicie gatunek da radę,   zniesie zarówno ciężkie zimy jak i wiosenne ekscesy pogodowe, nowoczesne odmiany nie są tak tolerancyjne. Obce geny ( delikatnie japońskie na ten przykład ) które obecne są w grupie  ogrodowych irysów nazywanej irysami syberyjskimi wierzgają kiedy czują że cóś nie bardzo klimacik im pasi. No i oto wprowadzamy do ogrodu  roślinę której nazwa sugeruje że to hardcore,   niby odpornego kosaćca, który potrafi rosnąć wstecz a w ekstremalnych przypadkach zamierać. Jeszcze gorzej jest z pochodzącym  najprawdopodobniej z  basenu Morza Śródziemnego kosaćcem bródkowym. Średnio rośnie się przy silnych wiosennych przymrozkach   odmianom starym, odmianom najnowszym tej rośliny jakby nie było  tzw. podstawowego doboru,  rośnie się często  bardzo paskudnie. Najbardziej narażoną na ekscesy  aury jest kategoria SDB, irysowych karzełków , której kwiaty raz na parę lat są uszkadzane przez wiosenne przymrozki ( na fotce nr 1 macie taki uszkodzony przymrozkiem kfiotek ).

No to co? Przestać uprawiać? Tworzyć ogród wyłącznie z dzikich gatunków występujących u nas. Siać tylko to co rodzime. Dobra, to wypluć tę kaszę jęczmienną, gryczaną, wyrzygać pszenicę i ziemniaczki. Tak się nie da, człowiek zbyt głęboko zaingerował w środowisko, cała  cywilizacja powstała na tej ingerencji. Nie ma bezbolesnego powrotu do grup zbieracko - łowieckich, mrzonka o złotej przeszłości i ludziach idealnie wpisanych w naturę jest zresztą bajką ( jak  opowiadają mi o cudownym zintegrowaniu z naturą takich grup to zawsze radośnie pytam o liczebność, stopień wojowniczości  i uzupełnianie diety obrzędami egzokanibalizmu albo endokanibalizmu, które pojawiają się wraz z sukcesem mierzonym rozwojem populacji ). Mamy w "repertuarze ogrodowym" gatunki obce i ich odmiany ogrodowe, które są odporne na  wiosenne przymrozki. Hamerykańskie lasy i prerie podarowały Symphyotrichum novae-angliae i Symphyotrichum novi-belgii, jeżówkę Echinacea purpurea, która całkiem nieźle  u nas daje radę i kupę innych roślin.To samo dotyczy sporej grupy chińskich irysów czy peoni ( no i nie możemy narzekać przy tej chińszczyźnie że kwitnie dopiero latem albo i jesienią, jest co prawda bardziej przez to narażona na podmarzanie niż hamerykańskie rośliny kwitnące  latem ale  nie są to straszne delikatesy  ). No a poza tym nie można popadać z jednej przesady w drugą - zamiast sadzenia egzotów przynajmniej 10 dębów  na działce 600 metrowej w celu odtworzenia prapolskiej kniei i żadnych chabrów bławatków  bo to wraże przybłędy, parę tysięcy lat siedzą ale przybłędy, he, he. Jak martwi nas  możliwość zamiany host w zgniłą papę to dosadźmy  sobie pierwiosnków a przede wszystkim wykrzeszmy z siebie choć odrobinę optymizmu. Ogrodnik jakby z natury rzeczy jest optymistą ( czasem co prawda dobrze poinformowanym, he, he, ale jednak optymistą ).


Narcyzki przetrwały zimnych ogrodników i dają czadu. Przede mną dopiero kwitnienie poeticusów. Późnawo.






Ewidentny koniec kwitnień na Ciemiernikowszczyźnie. w tym roku ścinam kfioty  i suszę. Siewek i tak mam od cholery!


W samym Alcatrazie nie jest tak tragicznie, mam wrażenie  że mróz działał nierównomiernie - na Schrekowisku  i Zabukszpaniu są miejsca gdzie wygląda jakby go nie było!




Ogólniejsze widoki Zabukszpania z dedykacją  dla  Kwiatowej. Reszta Alcatrazu wygląda jak pobojowisko z wbitym  w środku byłego Tyrawnika szpadlem! Usiłowałam cóś robić ale oczywiście złośliwy los sprawił że zamiast przykładać się należycie  do obrabiania ogrodu wylądowałam z sąsiadką Irenką ( lat 89 ) w szpitalu. Irenka miała przygodę w wyniku której ma tzw. krwiak podczepcowy ( wygląda jakby wszytkie sąsiedztwo jej wlało ) a ja wnerw na twór pod tytułem służba zdrowia! Co jak co ale na pewno nie jest to służba. No, chyba że rozpuszczona.







Przemrożony sezon irysów SDB

$
0
0
Wygląda na to że Wielki Ogrodowy się wziął i uwziął, znaczy  mam czuć  że zostało wypowiedziane na górze - "Nie lubię  Cię Tabazella". Żebym tak narcystycznie do sprawy nie podchodziła zostali wraz ze mną ukarani  inni ogrodnicy, he, he. Dobra, narcyzm narcyzmem ale ciężko się człowiekowi zdobyć na obiektywizm jak go coś tak dość osobiście uwiera. Już czekałam w ogródku, już witałam się z gąską, że sparafrazuję wieszcza, a tu zonk - cholerne przymrozki  poniszczyły kwiaty irysów SDB! Owszem, wyłażę rano z kawą i oglądam kfioty które się właśnie rozwinęły ale zamiast miodu zalewającego moje serducho naturalną i zdrową słodyczą jakieś jadowite zalewania z okolic woreczka żółciowego czuję. Przemrożone pąki wydają z siebie tragicznie zmutowane potwory! Stopień deformacji jest różny w zależności od tego jak dojrzałe były irysowe pąki ale ogólnie to wesoło nie jest. Z opisywania nowych odmian jak na razie nici, obabrazki z ogrodu nie nadają się do ilustrowania takiej "encyklopedycznej" story irysowej. Mogę co najwyżej zilustrować pościk o przemrożonym sezonie  SDB. Ech, życie, życie!







Te irysowe kwiaty z fotek powyżej wyglądają jeszcze jako tako ( dopóki im się bliżej nie przyjrzeć ), reszta która teraz wyłazi jest zdeformowana w sposób wręcz powalający. Nóż  mnie się w kieszeni otwiera i rani cud Tabazellowe ciało w miejscach szczególnie wrażliwych. Pocieszam się tym że może późniejsze odmiany lepiej zniosły  przymrozki, ich kłosy były w powijakach więc może  jest jeszcze nadzieja na mile wspominki z tegorocznego sezonu SDB. No a jeżeli karzełki zawiodą to może irysy wyższych kategorii osłodzą m irysowy sezon. W końcu wiosenne przymrozki to nie zagłada nuklearna tylko występujące  przejściowo i tak naprawdę niezbyt natężone  zjawisko ( wszak nie spadło do minus dwudziestu ). Da się przeżyć choć człowiek brzydkie słowa mamrocze pod adresem Zwierzchności, która złośliwie zarządziła przymrażanie w tym a nie innym terminie, uprzednio katując nas zimnym kwietniem. Chyba zamiast kawy na wycieczki poranne  na Suchą - Żwirową będę zabierała kubeczek ze świeżo zaparzoną melisą, może spotworniałe kfioty zrobią się ciut ładniejsze a wydalanie żółci zostanie uregulowane. Co tam, cieszyć się trzeba tym co jest i kwitnie, jedną rzecz będę mogła przeprowadzić mimo kiepskiego wyglądu kwiatów  - oznaczanie odmian i naniesienie ich na mapkę w zeszyciku ( ilość sztuk itp, bardziej wiarygodne niż posługiwanie się znacznikami, które interesują różnych takich nieupoważnionych ).




A teraz najważniejsze - brygada wspomagająca złożona ze Sztaflika i Szpagetki. Inspektorki nadzoru uczestniczą w porannym rytuale oglądania nowo rozwiniętych kwiatów. Poświęcają się biedne kociny odrywając się od śniadankowo  wypełnionych misek aby towarzyszyć  mi przy przeglądzie. Wąchają kfioty, o niektóre się  ocierają, na inne fumkają z niezadowoleniem - prawdziwe znawczynie irysowego tematu, he, he.


Codziennik - wreszcie ciepełko

$
0
0
Wreszcie ciepełko! W ogrodzie kwitnienia zrobiły się majowe, prawdziwe szaleństwo  późniejszych odmian tulipków, narcyzów i innego dobra. Kwiaty ogrodowe zaszczycają swoją obecnością domowe pielesze. Wiem, wiem,   niby jest u mnie  kwieciście za oknem ale takie skrzywienie mam od dzieciństwa żeby kwiaty ogrodowe wazonować. Moja Mama cóś  lubiła ogrodowce i polniaki w wazonach, przeszło  na mnie w genach albo tam innej socjalizacji. Nie kręcą mnie w ogrodowym sezonie żadne kwiaciarniane eustomy i gerbery, wyjątek robię dla lewkonii i kalii ( kocham lewkoniowy zapach a kwiaty kalii prawilno zwanej cantedeskią powalają mnie elegancją ). Za to kwiaty z ogrodów, pól i łąk zawsze mile widziane. Niestety nie potrafię się powstrzymać i mało gustownie upieprzam przy kwiatach dekory, choć po prawdzie one wcale nie są  wazonowym bukietom do dobrej prezencji potrzebne. Ale upieprzanie dekorów zostało mi po zawodzie niechlebowym i gdzie się da ustawiam koszmary ku własnemu  ukontentowaniu, zdziwieniu rodziny i szczęściu kotów ( nie ma to jak zapoznawać się z nową mamusiną ustawką, prawdziwa radość obwąchiwania, ocierek i prób zrzucania ). Moja ostatnia zdobycz to okrutne zajączki w kaloszkach, solidnie przecenione co niby ma usprawiedliwiać moje rozpasanie zakupowe. Zajączki rzecz jasna zostały wysortami bo sezon zajęczo - jajeczno - barankowy się zakończył. Może dla  większości ludziów w Kraju Kwitnącej Cebuli się zakończył ale nie dla mnie. Zajączki w kaloszkach stoją twardo przy tulipkach bo  opóźnienie wegetacji mamy i zające się na wystawkę załapały! Howgh!


Jak groziłam ścięłam w tym roku przekwitające kwiaty ciemierników. Na razie jeszcze stoją w wodzie ale za niedługi czas zacznę je podsuszać. Przyznam się że zaczynam rozważać alternatywną metodę utrwalania czyli potraktowanie kwiatów roztworem z gliceryny. Gdzieś tam  kiedyś zapisałam proporcję mikstury w której kwiaty mają "naciągać". Jednak nie bardzo pamiętam gdzie mogłam te zapiski  wtrynić, było w czasach przedkomputerowych więc praktycznie mogą być wszędzie ( np. w książce, jak ta karteczka z przepisem na piernik Cioci Reni ). Hym... jakbym się skusiła na glicerynowanie to  chyba przyszłoby mi szukać przepisu na glicerynowy roztwór w necie. Być może jednak skończy się na szumnych gryplanach i z ciemierników powstaną  takie zwykłe suszki, które  będą pasować do zasuszonych żonkili i frezji które jako świeżynki zdobiły sobą dom w kwietniu. Taa, to się nazywa mieć dylematy, normalnie mamusia myśli o bombie atomowej i problemie pokoju na świecie, he, he. No ale zawsze to lepsze niż kretyńskie emocjonowanie się cudzymi tragediami i robienie sobie z nich zabawy w kryminał ( Laura Palmer story ).

Koty pokochały już piernata, na zabój że tak to określę. Cała piątka podzieliła między siebie miejsca zalegania, które mogą być czasowo zamieniane na inne ( w przypadku Lalka tylko pod jego nieobecność można zajmować jakiekolwiek z miejsc,  które sobie uprzynależnił ). O miejsce dla siebie walczę podstępem, wieczorkiem  tuż przed planowanym zajęciem pozycji strategicznej na wyrze przydzielam tzw. smakołyczki.   One lecą do misek a ja sprytnie zalegam na piernacie. Moje  zaleganie jako "zajęte, pierwsza" jest tolerowane, inne sposoby zalegania czynione przeze mnie czyli "nastąp się", "przesuń się tycieńko" a zwłaszcza  "kot wypad" spotykają się z oporem, w przypadku Felicjana z agresywnym oporem. Najbardziej zakochany w piernacie jest Lalek, gdyby nie żarciucho to mógłby zalegać na okrągło. Wczoraj usiłował mnie władczymi rykami zmusić do przyniesienia michy do wyra, udawałam że nie wiem o co chodzi. Przylazł w końcu do miski ciężko obrażony, zupełnie jak nie on gapił się na mnie spod oka i wyżerał z michy obrócony do mnie tyłkiem. No musiałam poczuć że nie dorosłam do jego wyobrażeń o mnie w roli idealnego podajnika do żarcia. Nie spisałam się, he, he. Wyzwałam go  od zdziadziałych kocich pierników, troszki się zmitygował i nawet po żarciu niby ocierkę wobec mnie zastosował. A potem szybciutko w tył zwrot i biegiem na piernata! Mój dziadunio.




Przede mną  leniwe ogrodowanie ( znaczy nie wylegiwanie się na trawsku ale bezekscesowe pielenie i "dyskretne" przesadzanie małych bylin  ) oraz robienie powidełek z rabarbaru. Nie wiem dlaczego rabarbarowe przetwory nie cieszą się u nas wielką popularnością. Bezczelnie przyznaję że uwielbiam smak rabarbarowych łodyg. Mniam! Jednak reszta narodu zdaje się nie podziela mojego gustu kulinarnego, nie ma u nas w sklepach gotowych dżemików z rabarbaru. Może z powodu szczawianów ( ale szczaw pasteryzowany sprzedają ) a może z jeszcze innych "trujących" powodów. Nie lekko, chcesz pożreć rabarbarowe przetwory? Zrób je sama ( sam ) człowieku. Taka to ma być niedziela, radośnie  ogrodowo- prze "twórcza". Pełen luz i czynny wypoczynek.

'Raspberry Tiger' - irys SDB "pocieszkowy"

$
0
0
Rozwijają się pierwsze kwiaty irysów SDB o których mogę z czystym sumieniem  napisać że tak właśnie powinny wyglądać kwiaty takich a takich odmian. Pierwszą pocieszką okazał się irysek Paula Blacka z 2009 roku  'Raspberry Tiger'. Prawdziwy z niego tygrysek, nie dał się przymrozkom - kwiat cud ukształtowany, żadnych uszkodzeń mrozowych  na płatkach kopuły, tekstura i substancja dokładnie taka jaka powinna być. Przyznam że bordowe czerwienie irysów bródkowych  niespecjalnie mnie kręcą ale ten maluch miał tak  ładny kształt kwiatów że ściągnęłam go do kolekcji. Dobra decyzja, bo i jego kolor na rabacie jest znacznie bardziej ciekawy niż ten oglądany na większości fot w necie. No i są  tygrysie pręgi, he, he. Może nie tak szybko zauważalne ale jak się ciut solidniej przyjrzeć dolnym płatkom to widać drapieżność przecinającą hafty i biegnącą ku brzegom płatka. Ta odmiana na stałe zagości w ogrodzie, warta miejsca dla niej  przeznaczonego. Jest trzecią  po  'Cat's Eye' i 'Raspberry Jam'  czerwono - bordową odmianą "na zawsze". Teraz metryczka - już wiecie kto i kiedy zarejestrował tę odmianę, teraz trochę o pochodzeniu iryska. Odmiana jest wynikiem krzyżowania: ( siewka odmian 'Subtle' x 'Minidragon') X 'Bamboozle'. Wprowadzono 'Raspberry Tiger' do handlu w 2009 roku przez szkółkę Mid - America, otrzymała Honorable Mention 2011 i Award of Merit 2013. Słusznie! Jest jednym z rodziców pięknej odmiany 'Purple Tiger', "pręgowanego" irysowego karzełka w ślicznym, głębokim odcieniu fioletu.


'Neony Warszawy' - irys SDB "nie do przegapienia"

$
0
0
Strasznie byłam ciekawa kwiatów tej odmiany w realu a tu zonk - cholerne przymrozki uszkodziły pierwsze kwiaty gotowe do kwitnienia. Na szczęście kolejne kwiaty wyłażące z pąków są w lepszej formie i można ich fotki podpiąć pod opis. Bardzo lubię "dymne" irysy Roberta, klimaty "smoky" paszą mi we wszelkich  irysowych kategoriach. W  tej  odmianie z tą nieoczywistością kolorystyczną jaką jest tzw. przydymienie  barwy skojarzone są odblaskowe bródki, zaprawdę neonowo święcące na tle wysublimowanej barwy  płatków. Warszawa wg. Roberta jest miastem zasmogowanym ( co prawdą jest, zwłaszcza zimą odczuwalną ) za to wściekle rozjaśnionym przez "światła nowej ery", jak to kiedyś mawiano o neonach ( dawno temu to było, dziś rurki wypełnione świecącym gazem  zostały wygryzione przez  podświetlane bannery i monitory ). To jest taka Warszawa o parę dekad młodsza ( spoko, smog już był tylko o nim nie pisano a wieczorem miasto rozbłyskiwało neonami typu Orbis, Społem czy Cepelia ). Jak dla mnie to bardzo miła dla oka ta "warsiawska" odmiana. Teraz metryczka - irys  jest taką prawie świeżynką, zarejestrowany został w 2015 roku przez Roberta Piątka. Dorasta do  28 cm,  szybko się rozrasta. Kwitnie  w środku sezonu, powstał w wyniku krzyżowania odmian 'Zap' X 'Amateur' ( po "mateczce" odziedziczył te odblaskowe bródki ). Zamierzam  docelowo posadzić tego maluszka przy innej "smoky" odmianie karzełkowej Roberta  - 'Bushman'. Razem powinny  świetnie wyglądać.


Dzień Niezapominajki i inne obchody

$
0
0
To jest wpis  niebiesko - różowy, ślicznie zofijnie majowy, troszki nastrojowy i z lekka tymczasowy bo jeszcze trochę i będzie po niezapominajkach i po magnolkach. Jednak teraz trwa niezapominajkowy szał, apogeum kwitnienia, niebieszczy się nie tylko na Podskarpku i Zabukszpaniu ale niemal w całym Alcatrazie. Czuję się ukontentowana tegorocznym kwitnieniem, jest naprawdę wspaniałe i po mizerii zeszłorocznej ( susza, susza, dwa lata temu ), podczas której coś tam się  "niebiewsko"  kwieciło ale nie aż tak spektakularnie ja bym sobie tego życzyła, przywraca mi chęć do uprawy niektórych  roślin dwuletnich ( znaczy wysieję  oprócz niezapominajek wypatrzoną odmianę naparstnicy, co sobie będę żałować ) i nie tylko dwuletnich. W ramach dopieszczania podwórka  postanowiłam odtworzyć "poduchy" z pastelowo kwitnących odmian floksów szydlastych, które padły ofiarą tzw. inwestycji budowlanej. Jakieś nędzne resztki tylko się ostały ( ale irysów za to ekipa nie zniszczyła - wydawałam z siebie ryki ostrzegawcze i ekipa wiedziała że mieczowate liście to świętość, he, he ). Martwi mnie  że nie widzę odmiany floksa  'Candy Strip', wiem że łatwo odtworzyć  ale to jest tzw. roślina sentymentalna, dostałam ją od miłej memu sercu osoby która już przeniosła się do Niebieskich Ogrodów. Alcatraz w maju będzie niezapominajkowy a podwórko  będzie "zapoduszkowane"  na pastelowo. Poduszki mają być jak największe, właściwie to poduchy  takie na pograniczu pierzyn by się przydały. Jakoś bardziej czuję miętę do floksa szydlastego, dość odpornego na kocie i czasem ludzkie udeptywanie niż do cholernego trawska.




W tym roku magnolia  'Betty' mimo niesprzyjających warunków zakwitła widowisko jak  się jej  już dawno nie zdarzało. Bananowa dieta cud którą zastosowałam w zeszłym roku przyniosła efekt o jakim mi się nie śniło. Zapowiedziałam  Małgoś - Sąsiadce że w tym roku też  twardo będziemy jeść banany w różnej postaci, skórek pod magnolki potrzebuję w dużej ilości. Małgosia krnąbrnie nie  chce już jadać surowych bananów, jako osoba "trzymająca dietę"żąda bananów karmelizowanych, podawanych z czekoladą i lodami, chlebków bananowych i tym podobnych wymyślności. Poświęcę się, będę bananić czyli kulinarnie wyzywać  się na owocu a skórki kompostować pod magnolkami. Zaprawdę powiadam  Wam - metoda nawożenia się sprawdza, o czym możecie się przekonać oglądając fotki 'Betty' poniżej. W tej chwili jej kwiaty robią konkurencję zapachową kalinom, krzyżówki Magnolia liliflora i Magnolia stellata pięknie pachną,  zapach trochę różany, trochę podobny do zapachu peonii. W ciepłym, wilgotnym powietrzu czuć kwitnące kwiaty z daleka. Wącham póki magnolki kwitną i jeszcze nie otworzyły się kwiaty lilaków. Za parę dni powietrze wokół domu będzie pachniało lilakami. Ich zapach jest tak mocny że przebije bez trudu subtelniejszą woń kwiatów magnolek. Hym... chyba poobchodzę Dni Magnolii, popiknikuję po południu z kotami na resztkach  Tyrawnika w pobliżu kwitnących magnoliowych drzewek. Zapowiadają piękną pogodę, taką w sam raz na różne celebracje, he, he. Kawusia w dłoń i i do obchodów przystąp!



'Nosferatu' - irys SDB niepokojący

$
0
0
"Nosferatu  - symfonia grozy" - no, prawie tak było bo sprowadzony parę lat temu irysek był tyle razy przesadzany że dopiero teraz udało mu się porządnie zakwitnąć. Przy tych przeprowadzkach o mały włos a byłby kipnął, stąd  ta groza. Zacznę od tego że inaczej sobie ten kfiot wyobrażałam. Niby w opisie wyczytałam co i jak ale sądziłam że barwy są mniej "odblaskowe", kwiat taki bardziej  ponury. A tymczasem to jest wąpierz niepokojąco przyciągający wzrok dobrze wysyconym kolorem.  Właściwie nie powinno mnie to dziwić, "złe" musi być wabiące i przykuwać uwagę. Tak, tak, atrakcyjne i wpadające w oko "dzieci nocy". Co prawda krwista barwa często ociera się o kolor skrzepliny ale pojawiają się ciemno czerwone przebłyski krwi tętniczej. Jednak tym co "robi" tego irysa są fioletowo - bordowe plamy pod żółtą bródką. Dzięki temu szczegółowi ten irys jest nie do przegapienia. Hym... niepokojąco nie do przegapienia.  Teraz metryczka - odmianę zarejestrował w roku 2010 Paul Black, do handlu trafiła w tym samym roku za sprawą szkółki Mid - America. 'Nosferatu' jest wynikiem następującego krzyżowania ( siewka odmian'Eye Of Newt' x 'Marksman') X 'Gingerbread Trim'. Kwitnienie zaczyna pod koniec środka sezonu SDB i kwitnie  do jego końca. Dorasta do 36 cm, ponoć dobrze się rozrasta ale z powodu wspomnianych nieustających przeprowadzek kłącza nie jestem w stanie tego potwierdzić. Odmiana została nagrodzona Honorable Mention 2012 i Award of Merit 2014.




'Smalltown Boy' - irys SDB ciekawy "na drugi rzut oka"

$
0
0
Pierwsze otrzymane kłącze zeszło z powodu podłapanej zgnilizny, drugie okazało się być bardziej odporne,   dość szybko się przyjęło i bezproblemowo zakwitło. Początkowo wydawał mi się taki sobie ten kfiot, jednak kiedy  drugi raz rzuciłam  okiem jakbym zobaczyła te przywrzosowione beże w nowym świetle.  No przyjrzałam się solidniej. To piękny, nienachalny w odbiorze kwiat. Nie jest go prosto zestawiać z innymi irysami, jak to w przypadku irysów o kwiatach w przełamanych kolorach bywa,  ale warto poświęcić trochę czasu na przemyślenie doboru towarzystwa i zapuścić go na rabacie. Jak dla mnie to wart miejsca w ogrodzie. Teraz metryczka - "tatusiem" odmiany jest Loïc Tasquier, holenderski hybrydyzer ( w ogrodzie mam jeszcze jedną jego odmianę SDB - 'Jolie Môme' ). 'Smalltown Boy' został zarejestrowany w 2012 roku i w tym samym roku wprowadziła go do handlu La Ferme des Iris. Odmiana jest wynikiem krzyżowania 'Celsius' X 'LA Ballet'. Dorasta do 35 cm wysokości, zaliczana jest do odmian późnych.




'Circus Clown' - irys SDB z tych nie do końca określonych

$
0
0
To było lekkie zdziwko. Pojawił się na rabacie z kfiotem a ja cóś byłam zdezorientowana - no on to czy nie on to? Z bardzo dobrego źródełka ale nawet Schreinerom zdarzają się pomyłki. Jednak po tzw. solidniejszym przeglądzie opisu  w AIS i netowych fotek doszłam do wniosku że tak , to jest to - 'Circus Clown'. Nie podejrzewałam Paula Blacka o  tak  przewrotne poczucie humoru, to odmiana o  bardzo subtelnych kolorach, gdzie mu tam do cyrkowej pstrokacizny! A jednak z jakichś bliżej nieznanych mi powodów ten irys nazwany został tak a nie inaczej. Hym... może w Hameryce w cyrkach moda na takie wyrafinowania kolorystyczne, he, he. To jest irys dla wielbicieli odmian "smoky", nie to żeby cały był  przydymiony ale kwiat ma trochę  przydymionych miejsc ( nie będę Was katowała opisem - "falls" czy też  "style arms" - po prostu gdzie nie gdzie jest podwędzony ). Oczywiście dość ciężki do zestawienia z innymi irysami - jak tu ten rancik płatków beżowo - kremowy uwidocznić, tego typu problemy. U mnie zostanie na stałe, ku ciężkiemu niezadowoleniu Ciotki Elki ( "Jaki on tam wrzosowy?!" ) oraz mojemu zadowoleniu z rosnącej grupki "wyrzygańców i szmateksów" SDB. Na koniec metryczka - odmiana zarejestrowana przez Paula Blacka w2005 roku i tego samego roku wprowadzona do handlu przez  szkółkę  Mid - America. Jest wynikiem krzyżowania odmian 'Buddy Boy' X 'Lumalite'. Dorasta do 33 cm wysokości  i kwitnie w środku sezonu SDB. Otrzymała Honorable Mention 2007 i finito, znaczy wielkiej kariery irysek nie zrobił. Chyba zbyt subtelny.


Codziennik kociennik - słoneczkowanie

$
0
0
Pogoda śliczna ale nam smutno - zginął kolega moich kotów, czarny dzikusek z białym krawacikiem i łapkami. Cholerny samochód. U Maćka sąsiada akcja z  szerszeniami, dobrze że jego kotka nie została użądlona. Felicjan ma problem z połykaniem wszystkiego co nie jest surową wołowiną, w tym wypadku mam podejrzenia że problem jest urojony. Niedobroć Szpagetki wobec innych kotów po prostu zatyka, atakuje z zębami i pazurami jak się da a jak się nie da  to przynajmniej próbuje. Niedobroć kotów  wobec mnie też jest z tych wysokogatunkowych, może nie taka wyrażająca się w bezpośrednich zębowo - pazurowych atakach ale dręcząca  upierdliwością ( "Chcę nietoperza na własność.", "To leżenie jest moje!", " Nie będę jadła wątróbki z indyka, chcę z kurczaka z antybiotykami!", "Jestem gwiazdą a  gwiazdy mają pierszeństwo  przy korzystaniu z sedesu, zwłaszcza kiedy korzystającym  ma być człowiek!" ).  Kocia upierdliwość  dotyczy nie tylko domowych pieleszy, miejsca które oczyściłam z darni pod nowe nasadzenia są  natychmiast wykorzystywane przez towarzycho jako plaża. Kąpiele słoneczne w szarych piaskach odchodzą. Próby przepędzania spełzają na niczym, totalne ignorowanie moich pokrzykiwań, odsuwania szpadelkiem, prób obrzydzania miejsca przez akcję prysznicową ( owszem, uciekną ale zaraz wracają a  Lalek i Felicjan zatwardziale stoją i mokną  - Lalek ucieka zewsząd jedynie na widok aparatu fotograficznego ). Niektórzy ( być może to Fuckicjan, ale za pazur nie złapałam ) posuwają się do tego że usuwają posadzone na  "ich plaży" byliny.





Na zdjątkach powyżej najbardziej upierdliwa dwójka kotów - Felicjan i Szpagetka. Na zdjątkach poniżej Sztaflicja i Okularia cinżko naburmuszone. Sztaflicja dlatego że walczyła ze Szpagetką o prawo zalegiwania na moim ogrodowym kubraczku ( wygrała ale ile się przy tym musiała naskrzeczeć, groźnie namruczeć, nadymać ), a Okularia zrobiła poważną  minę na widok aparatu skierowanego w swoją stronę ( przedtem były ziewania i marylinowate,  rozkoszne ocierki o Lalka ). Lalek nie pozwolił się focić, zaszył się gdzieś  w okolicach uschniętego grabu, pod fabrycznym murem i tam się wylegiwał na słoneczku - dyskretnie i z dala od aparatu. Lalek na starość podobnie jak czułej pamięci Danuś ceni sobie intymną swobodę, którą najwidoczniej obiektyw zwrócony w jego kierunku mu psuje. No niezadowolniony jest gdy zamierzam go focić. Odkładam aparat i Lalek już jest przy mnie, biorę gadżeta  do rąk i kot zanika.



'Under Ice' - irys SDB w sam raz na upały

$
0
0
Irys orzeźwiający, tak można by nazwać te odmianę o kwiatach lodowato niebieskich. To nie jest urodziwa nachalność przykuwająca natychmiast wzrok, to taki irys którego niby się nie zauważa ale bez niego ( czytaj koloru kwiatów ) cóś ta rabata nie jest do końca taka jak być powinna. Mam tu na myśli zestawienia z roślinami o szarych liściach - czyśćcami, szantą czy przetacznikiem siwym. To chyba u mnie najchłodniejszy kwiatowy  błękit w kategorii irysów SDB, nic bardziej "z lodu" na Suchej Żwirowej nie kwitnie. Dostałam  go w zeszłym roku i  widzę  że to będzie tzw. kłącz bezproblemowy, już zapowiada się na niezłego zadarniacza. Dosadzę do "niebiewskich" kolegów, niech trochę te moje  irysowe błękity będą zróżnicowane ( lodowaty   esdebiaczek  przypomina mi nieco moje ulubione Iris pumila zaproszone niegdyś do Alcatrazu, te same coolorki  ). Teraz metryczka - odmiana została zarejestrowana przez Roberta Piątka w 2016 roku. Przodkowie są znani tylko po części. Wiadomo że rośliną mateczną ( trochę oficjalne  to sformułowanie ale cóż ) jest siewka odmiany 'Irish Moss' i "nieznanego sprawcy" ( tzw. wolne zapylenie )  a "tatuś" to kolejny irys nieznany. Hym, taki z tej odmiany irysek znajdek, nieprawe bo nieznane  łoże że się tak wypiszę. Takie rzeczy zdarzają się w najlepszych domach, znaczy irysowych szkółkach. Odmiana ciekawa to  uwagi do rodowodu i paranteli się nie przykłada, grunt żeby kwitnienie było miłe dla oka. 'Under Ice' dorasta do 36 cm wysokości, kwitnie w środku sezonu irysów  SDB.


' Sky Of Forest' - irys SDB z serii "leśnej"

$
0
0
Robert jest leśniczym i nie ma że nie ma - jego irysy często noszą "leśne" imiona. Oto kolejny z nich - 'Sky Of Forest'. Niebo znaczy zaimportowane z leśniczówki Jaźwin. Na rabacie nie do przeoczenia bo to jest niebo z tych pogodnych, należycie błękitne. Błękity dzielą się na smętne i te mniej smętne, ten odcień koloru niebieskiego zalicza się do tych mniej smętnych. Odmiana jest wynikiem kryżówki  'Vechory Na Khutori' x 'Amateur', błękit dostała w genach po amerykańskim "tatusiu", po ukraińskiej "mamusi" ma niezbyt wysoki wzrost - dorasta do 30 cm wysokości ( 'Vechory Na Khutori' dochodzi zaledwie do 25 cm wysokości - karłowaty karzełek, znaczy krasnoludek, choć jeszcze nie tak nisko żeby załapać się na kategorię MDB ). Kwitnie od początku do końca środka sezonu SDB ale u mnie zakwitł w tym roku w środku sezonu i nadal kwitnie, choć sezon zmierza powolutku ku końcowi. Widzę że będzie ładnie się rozrastał ( to ma po "tatusiu", "mamusia" taka bardziej stateczna, nie szaleje z produkcją kłączy ) co mnie cieszy bo chciałabym mieć trochę więcej irysowych błękitów na rabacie ( strasznie u mnie fioletowo w irysach SDB, za sprawą dulczeń Ciotki Elki ). Błękity paszą mi do moich ulubionych szmateksów i  szarości liści innych roślin uprawianych na Suchej  Żwirowej. Aha, odmiana ' Sky Of Forest' została zarejestrowana przez Roberta Piątka w roku 2016 - absolutna świeżynka!




Alcatraz umajony

$
0
0
No i wreszcie wiosna! Taka prawdziwa, ze wszystkimi ćwierkolącymi, kolorowymi, pachnącymi i alergizującymi atrybutami. W tym roku wiosna o przedłużonym okresie trwałości, znaczy natura jeszcze nie nadgoniła kwietniowego spowolnienia. Pogoda w sam raz do ogrodowania, nawet chwilowe ochłodzenie jest miłe   ( co to za ochłodzenie do osiemnastu na plusie kiedy jeszcze nie tak dawno, niecałe dwa tygodnie temu,  maksymalna temperatura wynosiła  dziesięć stopni ). Kiedy tylko mogę wyłażę do ogroda i  się cieszę ogrodowaniem. Problem tylko w tym że tak się teraz porobiło iż możliwości  wyłażenia mam ograniczone przez tzw. losową niespodziewankę. Znaczy muszę robić co innego a nie to co bym chciała, normalność życiowa trafiająca niekiedy  każdego z nas ludziów. W związku ze związkiem Alcatraz znów odłogiem leży a ja do niego co najwyżej doskakuję i coś tam dziabnę, pielnę albo kota pogonię. Szpadelek wbity w glebę od czasu do czasu bo posadzić  trzeba taką kalinę  japońską 'Grandiflora' na ten przykład, ale generalnie to Alcatraz sobie zarasta a ja sobie pracuję na innej niwie, że tak to określę. No ale przynajmniej mam choć te chwile ukradzione obowiązkom, które to chwile mogę sobie ogrodowo  wypełnić. A ogród jak wymarzony, wypełniony kwitnieniem, zapachami, brzęczeniami, świergotami i miaukami temperamentnymi. Taki w sam raz do zasięścia w nim z kubeczkiem kawy i "przechrupką", do zastanawiania się "Coby tu,  gdzie by tu? ", do wkopków niespiesznych bo takich po dłuuugim przemyśliwaniu dokonywanych, do podziwiań kwitnących roślin, owadów, ptoków i kotów. Ogród regenerujący znaczy.

Terapeutyczne właściwości majowego Alcatrazu są mi znane nie od dziś, teraz tylko mocniej je doceniam. Myślę że to dlatego żem już starą rurą jest a pewne rzeczy zaczyna się szanować w tzw. pewnym wieku. Doświadczenie znaczy niezbędne jest żeby wartościować życiowe sprawy i sprawki, bez niego człowiek się plącze w labiryncie konieczności, tego co musi i tego czego wcale nie musi tylko głupio chce ( albo jeszcze głupiej wydaje mu się że chce ). He, he, he, prawdziwą wiosnę docenia się jesienią, tak nam to natura urządziła. Siedzę sobie zatem w moim starannie niewypielonym ogrodzie, podglądam biedronki, nasłuchuję kocich słodkich pomrukiwań i obrażonych miauków i myślę sobie jak dobrze jest siedzieć wśród zielonego, posadzić parę roślinek, parę ukarać za zbytnią ekspansywność wyrwaniem, mieć wylane  na "muszę mieć", na  "muszę jak inni" i na jeszcze parę innych głupich muszę. Na szczęście w Alcatrazowej nieskoszonej trawie wiatr szumi jak w gałęziach drzew - "Nie wszszszystko  musisisisisisz, trumna nie ma kieszszszszszeeeniii". Życie  układa się na nowo i życiowe sprawy i sprawki nabierają normalnych proporcji, człowiek  wychodzi z ogrodu "ustawiony", pełen dystansu do świata i naładowany jakąś pozytywną energią. No i dzięki temu nie wariuje jak mu się niespodziewanki losowe każą wyżywać pozaogrodowo , wie że "Jest czas siania" itd. a najważniejsze to zachować umiar i zdrowy rozsądek we wszelkich życiowych okolicznościach i głęboko  w sobie pielęgnować świadomość że szklanka jest nie tylko do połowy pełna ale że może nawet  jakimś cudem nam coś doleją ( a dlaczegóż to nie pielęgnować w sobie leciutkiego optymizmu? ).










A w Alcatrazie nadal kwitną fiołki motylkowe, brunnery, ułudki. Zazwyczaj od tej porze było  już po nich, w tym roku jednak szaleją nadal. Po ogrodzie niesie się zapach kaliny angielskiej wymieszany z wonią konwalii, narcyzów poeticusów i ciężkim zapachem  lilaków. Smell to high heaven czyli śmierdzi pod niebiosa jak to prawi moja alergiczna i trochę anglojęzyczna część familii. Jak dla mnie cudnie wonieje, lubię nawet miodowy zapach kwitnących berberysów i hym... zapaszek kwitnących jarzębów. Dopiero w czerwcu  smrodek kocioszczynka czyli odór kwitnącego czarnego  bzu wywołuje u mnie niemiłe skojarzenia zapachowe. Teraz okna domowe szeroko otwarte, niech lube wonie wnikają!

Co prawda delikatna woń kokoryczki, czy irysów bródkowych nie ma szans na dotarcie do nosa kiedy w pobliżu kwitną lilaki ale co tam, zawsze można podreptać, pochylić się i poniuchać. Jak kokainista w poszukiwaniu działki łażę po Suchej Żwirowej i co raz wykonuje przysiady, przyklęki a czasem nawet przypady. Irysy pachną przepięknie! Pachną wszystkie bródki ale mam taką niezbyt widowiskową odmianę Ibiaków, żółte  to do bólu, której się nie pozbędę bo jej  zapach wręcz zwala mnie z nóg. Mój Wielki Ogrodowy, jakież Ty zapachy wymyślasz, najlepsi perfumiarze to przy Tobie cienkie Bolki! Na razie niucham solidnie wymyślony przez Zwierzchność zapach narcyzów, już niedługo  ich kwiaty znikną i dopiero w przyszłym roku  na przedwiośniu, kiedy w marketach pojawią się pierwsze pędzone cebulaki będę znów mogła nacieszyć się ich zapachem.







Viewing all 1484 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>