Znów będzie troszki fotek dla uziemionych. To jedyne co mła może zrobić na odległość oprócz wysyłania fluidów i zapewnień że covid cinżko śmiertelny nie jest, acz spory procent ludzi nie przechodzi bardzo lekko brytyjskiej mutacji. Pewnie to żadne pocieszenie kiedy kaszel dusi, mięśnie bolą a jedzenie smakuje tak że lepiej żeby smaku człowiek naprawdę nie miał. Jednakże do przodu trza nam iść, swoje przejść i wogle. Myśli zająć czymś przyjemnym coby się nie dołować. Dlatego dzisiejszy wpis mła nie będzie o trudnościach życia, bo to jest taki chleb codzienny. Po prostu jest jak jest i trzeba brać na klatę. Dzisiejszy wpis będzie świąteczny, taki o różyczkach mamuni, ogrodzie porzuconym a jednak wdzięcznym i o świętach ćwierćgwizdkowych. W domu mła usiłuje wyczarować cóś na kształt wielkanocnego nastroju. Tajemnice mistyczne nie dla niej, im dalej w las tym mniej we mła zacięcia do mistycznych uniesień. Mła robi się z wiekiem coraz bardziej sceptyczna wobec wszelkich mistycyzmów, nie tylko tych związanych z chrześcijaństwem. Pewnie te obszary które odpowiadają za transcendentalne przeżycia mła ma w mózgu cóś mniej aktywne, znaczy jakby łaska jej się nie trafiła. Hym... mła za bardzo od większości rodaków nie odstaje, oni też głównie celebra i rytuały zamiast dogłębnego przeżywania wiary. Kościół nasz narodowy nie tyle ludowy co ludyczny, nieliczni są prawdziwie wierzący, reszta katolicy kulturowi.Skutek jest taki że tyle te nasze święta mają wspólnego z "tajemnicą krzyża" co pisanka z wyznaniem wiary. Mła wcale nie jest pewna czy to dobrze, potrzeba sacrum siedzi w człowieku, rytuały jej nie zastąpią. Religie mijają, jak wszystko rozpływają się w czasie, potrzeba zrozumienia świata, chęć zbudowania więzi z czymś od nas większym nadal trwa. Mła się boi żeby tzw. nauka nie została nową religią, mła pisze tzw. bo prawdziwa się nijak na religię nie nadaje ale tzw. to i owszem. Wyznawcy gorliwi do granic fanatyzmu, strach się bać. Ech... Lepiej nie rozmyślać bo głowa zaboli. Mła ze świąteczności ostały się przyziemności, przemycane pogańskie baranki, kurczaczki, zajączki, jajeczka kraszone, cała ta obsada przedchrześcijańska dokoptowana do "święconki". W tym roku dekoracje są marketowe, dosłownie. Mła zakupiła zające z czekolady i tyle, jakoś tak w stylu "uroki cynfolii i okolice" się zrobiło.
Różyczki mamuni są poobrażane, mamunia nie dogląda jak należy. Ich zdaniem rzecz jasna. Szpagetka znów zaliczyła w celach ubikacyjnych podkomodzie w pokoju Cioci Dany i Azy, Mrutek zrzucił żelazko z deski do prasowania - mła miała ambicje prasowalnicze, przeszły jej wraz ze sprawnością żelazka, Pasiak usiłował atakować Epuzera i dostał wpiendrol, Sztaflik pomagała bardzo niesolidarnie w laniu Pasiaka a Okularia rezyduje u sąsiadów wraz z Pusiem jako ta biedna i opuszczona. Popisy znaczy były żeby mła nie zapomniała kto tu jest najważniejszy. Mła znosi to resztką sił tylko dlatego że czuje się winna zaniedbań, rzeczywiście ma dla kotów mniej czasu a one tak lubią kiedy poświęca się im uwagę. W święta mła zamierza nadrobić wszelkie swoje niedociągnięcia w tym zakresie i będzie dopieszczać i rozpieszczać, nynować, upuchuchać, ciurlikać i ciamkać.
Ogród odłogiem leży z powodu braku czasu na roboty ogrodowe ale jakoś daje radę. Rośliny w nim kwitną a mła zauważyła wśród kiełków hiacyntowych olbrzymią ropuchę. Niestety nie sfociła, bo aparatu przy sobie nie miała. Kiedy wróciła z obiektywem olbrzymka gdzieś się skryła, wielka szkoda bo to była ropucha pełną gębą a właściwie to pełnowymiarowa. Mła dawno nie widziała tak dużego przedstawiciela gatunku, no Alcatraz maże być dumny z takiego mieszkańca. Mła nie sfociła też jeża, którego wieczorem słyszała w ogrodzie, hym... może on też szukał ropuchy? Jedyne jej foty ogrodowo zwierzątkowe to te trzmielowo - pszczółkowe, słodkie bo trzmiele nurkujące w kieliszkach krokusów to słodki widok. Jednakże przy ochłodzeniu na nowe foty pasących się pszczół i trzmieli trza będzie poczekać, deszcz ze śniegiem i zimno nie sprzyjają owadziemu zbieractwu. Kotów jako źwierza ogrodowego mła nie liczy, koty so pany a to jest całkiem insza inszość. Mła nadal przeżywa ciemierniki, z powodu aury zapowiada się na dłuższe przeżywanie.
Dzisiejsze foty czyli zdziśki to moja cynfoliowa świątecznośc rodem z marketu, Okularia okupująca stół w nadziei że ukleszczeni dostaną dodatkowe żarło - przyniosła kolejnego kleszcza, chyba trza już będzie pryskać sierściuchy, oraz ciemierniki tuż po deszczu. W muzyczniku cóś co mła bardzo lubi, pieśń o niesmutnym odlatywaniu i zaproszenie do "wód Jordanu". Tak mła się kojarzy ta muzyka z czymś radosnym a przeca święta Wielkiej Nocy są radosne, no to Wam zapodaję ku pokrzepieniu serc.