Podobno prawdziwa wiosna to od przyszłego tyźnia, teraz zamiera zima. Na zimno i na paskudnie. Mła się czuje jakby się nie czuła bo znów musi latać, coby wszystko ważne przed lockdownem wykonać i mieć z głowy bo znów idzie czas wielkiej niemocy. W kamienicy mamy serial medyczny, mła przeciera oczy ze zdumienia bo się jej wydawa wyrabiamy jakąś dziwną normę w wezwaniach pogotowia. Sąsiedzi okoliczni popatrują na nas ze współczuciem i z lekkim strachem, bo medyczni są u nas regularnie. No więc do rzeczy, była kolejna groza, strach blady na kamienicznych padł bo sąsiad zachorzał jakby wirusowo z czterdziestostopniową gorączką. Zrobienie testu wydawało mu się niegłupim pomysłem ale okazał się być wolny od covida jak ten skurwonek fruwający na niebie. Kamieniczni odetchnęli, ale sąsiad miał z oddechem kłopot. No i zaczęła się dla niego jazda bezcovidowa! Zaordynowane leki cóś nie pomogły, gorączka trzymała, problem z nabieraniem powietrza w płuca był, sąsiedztwo współczuło a covida nie było. Robiło się coraz gorzej ale kolejna teleporada zakończyła się pytaniem ze strony medycznego "No i co ja mam z Panem w tej sytuacji zrobić?", więc zdecydowano się na prywatną wizytę w efekcie której zmieniono leki. Efekt finansowy wizyty cóś nie przeniósł się na efekt ozdrowieńczy i w nocy przyjechało do nas po raz kolejny pogotowie. Na szczęście w zespole był ogarnięty medyczny więc pomoc była trochę w dawnym stylu wymuszonym nowymi wytycznymi ( znaczy nie tak że zabezpiecz pacjenta i szybko z nim do szpitala tylko zdiagnozuj i cóś zrób bo nie masz go gdzie zawieźć ). Oczywiście został wykonany test, który i tym razem okazał się być negatywny. Był osłuch, była kroplówa i to dłużej podawana, no i diagnoza, która zaskoczyła wszystkich ( bo sąsiad się nią radośnie podzielił ) ale okazała się trafna i sąsiad dochodzi do się i to błyskawicznie. Sprawa była banalna i właściwie powinien wychwycić ją lekarz pierwszego kontaktu, gdyby oczywiście obejrzał w porę pacjenta. Wizyta prywatna nic nie dała bo objawy pojechały już tak mocno że mogły być różnie interpretowane. Sąsiad jest na tyle młody że przed nim sporo do przeżycia, już od pewnego czasu cóś zaczyna przebąkiwać o emigracji w kierunku skandynawskim. Jako kamieniczne ciotki Klotki kiwamy głowami no bo co tu takiemu co się niemal udusił dzięki standardowej poradzie medycznej powiedzieć. Na forum kamienicznym cóś ostatnio sceptycyzm wobec medycznych się zalągł, moim zdaniem niesłuszny bo w końcu to medyczni przyjeżdżali ratować i kombinować co by tu i te zespoły ratownicze nas nawiedzające naprawdę były w porzo. Teleporady to idiotyzm do kwadratu ale są utrzymywane nie wiadomo dlaczego ( znaczy wiadomo ale jakoś nikt nie chce otwarcie mówić o pieniądzach ). To jest błąd systemu, medyczni w tym wszystkim to tylko wisienka na torcie. W związku z atrakcjami mła znów niewyspana i wkurzona. Do pisemka z cenami wywozu śmieci dołączy chyba pismo z zakazem chorowania. Podzieliła się tą myślą z Małgoś - Sąsiadką, która natychmiast mła wypomniała że u niej to pogotowia nie było prawie trzy lata. Mła dzielnie odparowała że nie chce karetki wezwanej do niej widzieć przynajmniej przez następne trzy ale Małgoś już nie słuchała tylko jakieś gryplany snuła jak to pójdzie do sklepu i przetestuje jakość szczepionki bo jakby się co zadziało to "Do nas to karetki szybko przyjeżdżają.". Taa... atrakcji wyraźnie pani starszej mało. Nasza starszyzna kamieniczna tak w ogóle to wraca do metod leczniczych przodków, Ciotka Elka swoje przypadłości ortopedyczne zwalcza okładami, smarowankiem i ćwiczeniami i lekiem antyzapalnym sprzedawanym bez recepty, Włodzimierz ziółkuje jako i Małgoś oraz Gienia. Młodsi stawiajo na budowanie formy - Pan Krzysiu wierzy w siłę ćwiczeń a Maciek w potęgę roweru. W kamienicy wielką popularnością cieszą się mikstury z przepisów niejakiej Danusi. Jeszcze trochę a odkryjemy moc poszeptuchy.
Dziś za ozdobniki robią wiosenne pocztówki z Japonii i chyba nie tylko ( ostatnia ) a w muzyczniku Suo Gân, walijska kołysanka z XIX wieku. A teraz mła idzie z Panem Dzidkiem na odrurczenie, godzina konkretna więc nie powinni jej wywalić z poczekalni ( Pan Dzidek wsparcie mieć musi bo ze stresu nie ogrania i myka, zamiast np. rejestrować następną wizytę w przyszpitalnej ).