![]()
No i minął nam pierwszy dzień nowego roku, który po prawdzie niczym się nie różnił od ostatniego dnia roku starego. Magia umownych dat, żadne tam pomiary astronomiczne tylko zwyczajna umowa. Mła im dłużej brnie w kalendarz tym mniej przywiązana do dat umownych. Na tle czasu postrzeganego jako fizyczny wymiar umowne daty wyglądają komicznie. Mła coraz bardziej czuje że starzeje się wraz ze światem ale i tak ma nieźle, świat to dopiero musi się czuć, he, he, he. Jednakże nie da się ukryć że mimo potwornie wdzierającej się w jej żywot świadomości upływu czasu mła udziela się nastrój niewytłumaczalnego optymizmu, który jej bliźni corocznie przejawiają o tej porze. No bo ten nowy rok to dopiero będzie ho, ho i i jeszcze raz ho! Szczęśliwy , zdrowy i pomyślny. Taa... dokładnie taki sam jak każdy nowy rok, znaczy pisany nadzieją. Mła niby to wie ale jej to nie przeszkadza się owym corocznym nastrojem pełnym nadziei cieszyć. Być może dlatego że bardzo jej tego cieszenia się potrzeba ( stary rok był dla niej ogólnie do dupy ). Będzie lepiej z tym że oczywiście najpierw musi być gorzej o czym nas poinformowały w orędziach noworocznych głowy państw. Mła zabrzmiało znajomo, ona pamięta jak mieliśmy osiągnąć raj komunistyczny ale przedtem trza nam było przejść przez reglamentacyjny czyściec i pierwszy krąg piekła związany z brakiem papieru toaletowego co było równie doskwierające ( a może i bardziej ) jak brak wolności.
![]()
![]()
Mła jako człek starszy lubi te piosenki które już kiedyś słyszała, więc się w tym nowym roku tak pięknie przez polityków zapowiadanym od razu poczuła pewniej. Politycznych jednak postanowiła sobie przynajmniej na tydzień odpuścić żeby zgagi nie dostać. Mła wie że ona bardzo politycznie zaczęła jakiś czas temu pisać ale to dlatego że mła się nie chce znaleźć w gronie takich co widzieli, wiedzieli a nie ćwierkali bo życie, bo dom, bo własne sprawy. Zawsze są własne sprawy, waląc z grubej rury to mła przypomina że Niemcy w latach 30 XX wieku też je mieli, mła to jakoś nie chce wyjść z pamięci. Pewnie przez tę książkę o Stutthofie co ją w wieku nieodpowiednim oglądała i słuchanych opowieściach Frau Małgosi o jej mamie, którą ogień alianckich nalotów zamienił w zwęgloną figurkę lalki ( taa... właśnie dlatego że kiedyś tam postanowiono nie myśleć tylko głęboko zawierzyć i zająć się własnymi sprawami ). Mła nie podejrzewa u się Kawkizmu ale taką zwyczajną Franztowatość, która każe jej posądzać różnych takich ze świecznika o niecne zamiary a bliźnich o głupotę i radosne, powodowane lenistwem truchtanie w kierunku przepaści. Takie banały z Burke'a jej po łbie jak insekty łażą - "Aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił."
![]()
Mła skromnie jadzi na blogim, w wąskim zakresie lecz bardzo by chciała żeby młodsi od niej wreszcie raczyli ruszyć tyłek i cóś z tym piendrolnikiem jaki nam się ostatnio wykluł raczyli na poważnie zrobić. Mła już swoje na tzw. barykadach odbębniła, czas żeby młodsi pokumali że nie ma nic za darmo i jak się chce trwać w rzeczywistości w której na papier toaletowy człowiek się nie zapisuje to trza się troszki nad tworem zwanym państwem pochylić i przepracować "za darmo" ( wcale nie za darmo bo to inwestycja ale widać wychowanie obywatelskie w szkołach szwankuje, jak zresztą wszystko inne ). Mła o tej potrzebie ruszenia się młodych pisze w blogu drugi raz, niechże oni się pospieszą z tymi zmianami bo mła chce pisać o kwiatach, kotach, motylkach i tym podobnych a nie robić za wróżkę Ednę, która smutę ekonomiczną przepowiada. No ruszać z posad tę bryłę świata, zanim Was przygniecie!
Mła ozdobiła wpis karykaturami sprzed ponad stu lat, śmieszne jak się to wszystko pozmieniało. Rechoty z sufrażystek, stosunki anglo - amerykańskie hym...tego..., stosunek do ofiar mody może ten sam, no i mateczka cholera jako prawdziwie groźna zaraza w świecie wygódek w typie sławojek ( klozet ziemny, czar XIX wiecznej Brytanii ) i publicznych ujęć wody. W muzyczniku dwie piosenki Ewy Dałkowskiej, każda w jakimś tam stopniu związana z treścią wpisu.
P.S. Żeby mła tak do końca nie była zalewana falami optymizmu to właśnie odwiozła "odziedziczonego" sąsiada, Pana Dzidka do szpitala. Woreczki z węglem w tajemnicy nosił z szopy do domu. Mła się postawiła bo strach covidowy strachem ale przepuklina rzeczą równie niebezpieczną. Mła ma psiaki na głowie a Pan Dzidek jakieś dreny w sobie ( dzwonił ze szpitala ). Taa... data umowna nic nie zmienia z wyjątkiem naszego nastawienia, że tak sobie rymnę.