Hym... mła nie powinna nic czytać co spod dziennikarskiego pióra wyszło , bo jej się od tego niedobrze robi. Ostatnio mła nie taplała się w ścieku ale niby tak bardziej wybiórczo pływała w lepsiejszych okolicach "Kultury Liberalnej", której redahtorzy sami siebie uważają niemalże za drugobiegowych. Taa... nie wiem czy to starcza stetryczałość mła powoduje złośliwą krytykę która w niej się lęgnie podczas lektury a potem zaczyna wypływać, czy po prostu liberalni nie są aż tak liberalni jak powinni być. No mła czyta ale ma wrażenie że gdzieś to już czytała, w zamierzchłej przeszłości i że ówczesne prawdy objawione pisali też młodzi i natchnieni liberalną myślą, która później okazała się być myślą wcale nie tak liberalną. Chyba jednak to starość, mła przeżywa powtórkę z rozrywki. Dla równowagi mła postanowiła poczytać prawicowych ale od tego to jej uczulenie się robi, wypryski na płatach czołowych czy cóś i mła w trosce o zdrowie zaprzestała lektury. Ścieku mendialnego mła postanowiła nie tykać bo pełen miazmatów i bakterii chorobotwórczych. Mimo pięknej pogody mła nie pracuje w ogrodzie, ba ona nawet w chałupie nic nie robi bo ma zaropiałą łapę przy pazurze, co jest bolesne i upierdliwe. Dzielnie moczę pazura w roztworze szarego mydła ( mocno ciepłym, auć ) i w rivanolu. Jakby troszki lepiej, mam nadzieję że raz dwa zaniknie mi to paskudztwo bo mam mnóstwo rzeczy do zrobienia w tym tygodniu a z bolącym paluchem którego nie powinnam niczym dokazić czuję się jak ćwierćinwalidka ( rękawiczki odpadajo bo już mam uczulenie na wszystkie niemal tworzywa, ponoć na skutek nadmiernego oczyszczania łap środkami dezynfekującymi ). A dokazić nie mogę bo oprócz roboty mła ma zamiary ( tfu, tfu, tfu! ).
Mamelon śpiewa bo uczulenie jej powoli przechodzi ( też tfu, tfu, tfu! ), nie pomogły sterydy, nie pomogły antyhistaminy brane w straszliwych ilościach - pomógł chamski len a konkretnie siemię lniane wodą zalewane. Mamelonu uczulenie po piciu lnianej wody niknie więc jest szansa że za jakiś czas będziemy we dwie straszyć tzw. szeroki świat. Na razie mła roztacza przed Mamelonem rozkoszne wizje nas na plaży w Rio albo w jakim Miami i wychowuje koty żeby podczas jej nieobecności godnie reprezentowały rodzinę. Znaczy Szpagetka ma nie znikać nie wiadomo gdzie wzorem czułej pamięci Felicjana, Sztaflik nie podejmować wieczornej próby zalegania na wszystkich wejściach do dróg oddechowych śpiącej w wyrku osoby, Okularia ma regularnie zjawiać się na posiłkach i pod żadnym, pozorem nie przyprowadzać do domu kochasiów ( co denerwuje chłopców i Małgoś - Sąsiadkę, która nie ogarnia tego rozkocenia i ładuje wszystkim michy tak że karmimy fabryczne, które swoje michy przeca majo ), no chyba że Epuzera, Pasiak ma nie drzeć paszczy jak tylko widzi coś do zechlania. Mła jest tylko pewna dobrego zachowania Mrutka, Mruti jest po prostu stworzony do tego by być dobrym, przykładnym kotem. Mła go leciutko napomni w sprawie wychodzenia za furtkę w celu śledzenia gołębi i to wszystko, Mrutek popatrzy mądrymi ślepkami i będzie się stosował. No bo Mrutek to mógłby do akademii dla kotów chodzić i nawet jaki przewód dohtorski wykopać, taki Mrutek jest mądry. Całej bandzie go za przykład madka postawi.
W ogrodzie sucho, mła będzie musiała troszki podlać wybrane roślinki. Na ślimory taka lekka susza jest dobra, mła ma nadzieję że właśnie wyłażące z ziemi białe kieliszki zimowitów nie padną łupem ślimorów. No i Szpagetka śpiąca popołudniami w żubrówce odetchnie ( mła musi z niej zdejmować wbite w sierść ślimory co Szpagetce wcale dobrze nie robi na słodycz charakteru ). I t o by było na tyle z powszedniości, mła się cieszy że jest nudnawo i spokojnie i życie sączy się kropelkami. September jak złoto, pogoda jeszcze letnia, koty i insza rodzina w miarę zdrowi, gryplany są - czegóż więcej żądać? No dobra, parę życzeń może by się znalazło ale mła na razie opanowuje zadowalanie się tym co ma, to bardzo cenna umiejętność, czyni człowieka szczęśliwym. Zdaniem mła to lepiej cieszyć się że suchutki chlebek jest dobrze wypieczony niż narzekać że masełko do piersi kurczęcia de volaille to nie od krów rasy Jersey. Aha, mła wysłała zapytanie do cebulkowych, może i ona niecierpliwa ale już tak ma. No dyszy z niecierpliwości i chciałaby sadzić. Teraz o ozdobnikach. Mła kiedyś dostała książeczkę z ilustracjami tego artysty, starą krową już była ( naprawdę, panią w wieku balzakowskim ) ale ucieszyła się jak dziecko . Bajeczka ilustrowana przepięknie. Mła postanowiła Wam zapodać troszki klimatu rosyjskich bajek wg. wizji ilustratora, w związku z czym dzisiejszy wpis ozdabiają prace których autorem jest Gennady Spirin. Artysta urodził się w 1948 roku w Rosji. Jest absolwentem Szkoły Sztuk Pięknych im. Surikowa w Moskwie i Moskiewskiego Instytutu Sztuki Stroganowa. Wyróżnia go unikalny styl ilustracji wykonanych techniką akwareli. Po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1992 roku Spirin wyemigrował wraz z żoną i synami do Stanów Zjednoczonych, ostatecznie osiedlając się w Princeton w New Jersey. Jego obrazy wystawiane są w publicznych i prywatnych galeriach na całym świecie.
Muzycznik też dziś ruski, piszę ruski bo nie wiem tak do końca czy to pieśń rosyjska czy ukraińska, zdaje się że zarówno Ukraińcy jak i Rosjanie się poczuwają że jest ich. Określenie ruska zatem brzmi bezpiecznie. Na pewno wywodzi się z tradycji muzyki cerkiewnej. Zresztą muzykę zza wschodniej granicy chyba najlepiej określać ruską bo tak po prawdzie to o krąg kulturowy chodzi. W końcu rosyjski "cygański" romans "Очи чёрные" napisał Ukrainiec do muzyki zruszczonego Niemca. Taa...