Mła zrobiła sesję Pasiaku, zdjątka nie majo w sobie nic z ostrości żylety ale trudno ustawić parametry bo mła się prosi o portrecik a Pasiak że on woli cóś jak uchwycenie w ruchu i on ma inną koncepcję artystyczną i wogle. Efekt tego jest taki jak na fotce obok, większość zdjęć Pasiaka przedstawia szarawą plamę na różnym tle. Tym niemniej mła jakoś to wszystko rozmazane poprzegladąła, selekcję zrobiła i trzy najbardziej przyzwoite ( o ile przyzwoitym jest fota kota posiadającego stół na własność wspólną z inszymi członkami kociego stada ) postanowiła wkleić. Mła uznała że Pasiak wygląda już na tyle przyzwoicie że nie będzie się wstydził własnych fot. Uszka jak widzicie ślicznie różowe ( precz ze świerzbowcem, szczęśliwie nie rzuciło się na insze kocyndry ), spojrzenie wdziączne ( na force nr 3 widać jak Mruti czule zagląda Pasiaku w oczy, tak z przysiadu żeby nie było że się wywyższa - Mrutek jest większy od Pasiaka ), ranka ledwie widoczna ( jak się dobrze przyjrzycie na fotce nr 3 widać tego hot spota na przedniej łapinie, widać też fragment nieobciętych dzyndzylyndzy ), sierść zaczyna połyskiwać. Pasiak dopiero opanowuje bycie modelem, jak na razie małpuje Mrutka ale nie jest w stanie za długo wytrzymać "w pozach", chyba trzeba go będzie focić inaczej. Zdaniem Szpagetki focenie Pasiaka jest głupie, no ale wiadomo - gwiazda jest tylko jedna. Szpagi opanowała nawet ustawianie chorej łapy à la Lady D. ( księżna Walii swego czasu wyginała stopy pod przedziwnymi kątami ).
Mła słusznie podejrzewała że jesień się już czai w ogrodzie. Nie ta złoto i szkarłatnolistna ale, ta wczesna co to mimozami się zaczyna, szyszeczkami chmielowymi i wschodzącymi zimowitami daje znać że oto już jest i zaraz zarządzone zostaną przez Wielkiego Pogodowego mgły poranne, siąpanie niespiesznie długaśne, nagłe niepodziankowe upały i rozrastająca się wieczorna ciemność. Hym... mła nawet z tego odkrycia jesienności powoli się rozpełzającej zaczęło strzykać w kręgosłupie ( dla odmiany kręgi lędźwiowe ), skrzypi mła teraz tak bardzo jesiennie, jak schnące polana drewna kominkowego. Mła ma nadzieję że odgłosy jakie z siebie wydawa kiedy ma się podnieść z wyra albo schylić to tak cóś jak wysychająca szlachetna buczyna - "Yyyy, łoo, ajjj!", czasem niestety do buczynowego skrzypienia wkrada się treść nie licująca "Kułłłwa!" . Trza rozpocząć smarowania i picie ziółek oraz herbatki ( jesień jest wymarzoną porą na picie herbatki, zdaniem mła żadna inna pora roku tak do delektowania się smakiem herbaty nie nadaje jak właśnie jesień ). Tak to już jest gdy człowiekowi robi się wiek jesienny, trzeszczy wraz z nadchodzącą jesienią i uzależnia się od herbatek i podejrzanie pachnących mazidełek "na kości".
Mła usiłowała cóś tam w ogrodzie robić ale skutek tego jest taki że zrobionego niewiele widać a za to mła pokręcona. Corcovado znaczy albo Quasimodo, czy też bardziej swojsko Kwasimąt z niej się zrobił. Mła cóś czuła że tak będzie i że powinna sobie odpuścić, cóż nadgorliwość gorsza niż faszyzm i mła to teraz czuje kręgosłupem. Trza było instynktu słuchać a nie kretyńskie podcinania urządzać. Robota nie zając nie ucieknie a szlachetne zdrówko ma się jedno i trza hołubić. Dobra, dość narzekania i kwękania, przeca jeszcze nie listopad. Mła przyuważyła wychodzące kiełki zimowitów, jeszcze nie formują w większości kieliszków, na razie to tylko biało kremowe zajawki. Mła postanowiła je troszki wiosną dokarmić ale potem cóś zapomniała i swoją porcję nawozu otrzymały późno, liście już zaczęły im żółknąć. Hym... ciekawe czy tak późno zapodany nawóz im cokolwiek dał, na razie jeszcze za wcześnie na ocenę, trzeba będzie ze dwa tygodnie poczekać aż się w pełni kwiaty rozwiną. Wyłażą dość gęsto więc może cebule załapały trochę dobra. W przyszłym roku będę jednak musiała pamiętać o tym nawozie zapodawanym kiedy liście zimowitów wyłażą, w zeszyciku ogrodowym zapiszę i podkreślę. Trza mi też będzie podkreślić konieczność wymiany gleby pod marcinki, raz na jakiś czas trzeba to zrobić by marcinki cieszyły oczy obfitym kwitnieniem.
W ogóle na Suchej - Żwirowej cóś dużo roboty się szykuje, wiele roślin trzeba będzie dzielić i zmieniać im stanowiska coby nie wyjałowiły gleby do cna. Mła się przede wszystkim będzie musiała zająć czyśćcami bizantyńskimi. Bardzo lubię tę roślinę, jest niekłopotliwa a efektowna. Jednakże żeby tę efektowność utrzymać trzeba ją raz na jakiś czas podzielić i posadzić na nowym stanowisku, ewentualnie wymienić ziemię na starym. Mła bardzo chętnie dosadziłaby do czyśćcowych poletek szantę Marrubium supinum, kiedyś miała piękny okaz który wypadł po zbyt wilgotnej zimie. Późniejsze dosadzanie szanty cóś się nie powiodło, roślina szybko kończyła żywot ale kto wie, może zła passa dla szanty już się na Suchej - Żwirowej skończyła? Mła chętnie by widziała szantowe szarawe listki w paru miejscach na "przemeblowanej" Suchej - Żwirowej. Razem z czyśćcami bizantyńskimi ładnie by jej wysrebrzyły rabatę. Mła będzie musiała też posadzić jeszcze w paru miejscach anafalis perłowy Anaphalis margaritacea, w tym samym celu co czyśćce i szanty. Te rośliny o liściach jeszcze jaśniejszych i bardziej wysrebrzonych niż liście szałwii lekarskich i lawend, dobrze robią Suchej - Żwirowej na urodę. Mła wie co prawda że teraz to najlepiej by jej rabacie na urodę zrobiło przycięcie irysowych liści ale to nie wchodzi w grę. Na samą myśl o przycinaniu kręgosłup cóś mła się usztywnia.
Jeśli chodzi o Alcatraz to on się będzie tej jesieni uprawiał sam, mła najwyżej cóś jeszcze dosadzi albo przesadzi. I to nie będzie nic wymagającego sił niespożytych, Alcatraz ma się pięknie sam zapuszczać. Czy Alcatraz to czuje i rozumie?! Mła ma nadzieję że tak, bo sił jej jakoś nie przybywa. Alcatraz jest miły dla oka fragmentarycznie, po całości to chynch, no ale przeca tu trzeba czasu na zleśnienie ogrodu. Jak na razie podszytem karmią sie bezczelne ślimory, po wielu fuknkiach zostały puste miejsca. Ten sezon ogrodowy był zaślimaczony do niemożliwości. Mła się po nocach śniły potwory czarne, brązowe i plamiaste, które wpieprzały bezczelnie jej rarytetne rośliny. Mła nie truje jak Chemiczny Ali bo ślimory to pokarm inszych zwierzątków, jednakże w przyszłym roku, jak najwcześniej rozsypie niebieskie granulki. Ledwie tylko wyjdą funkiowe kły, wówczas jest szansa na to że co się w ogrodzie uchowa. Tegoroczna inwazja ślimacza to jakaś aberracja natury, za mało jeży czy cóś bo ślimaków jest na pewno zbyt wiele.
A teraz z okazji sobotniego wieczoru mła się uwali przed monitorem razem z kotami i będziemy się ukurtularniać. Mła może włączy sobie ten zdziwny serial "Lovercraft Country", bo wraz z jesiennieniem mła zaczyna jak zawsze doceniać urok opowieści niesamowitych. A może włączy cóś innego, mniej popowego że się tak wypiszę. Nie tak dawno oglądała "Madame J.", nawet jej się podobało ( choć nie powaliło ). Mła ma słabość do filmów z dobrą scenografią, porządną robotą projektanta kostiumów, dobrze foconych i z przyjemną dla ucha muzyką. Czasem wybacza takim filmom wtórność czy niespójność historii, mielizny scenariuszowe i tym podobne niedociągnięcia. Miło się je zakazane wieczorną porą owocki i ogląda takie filmidła. Za oknem popaduje, na ekranie harmonia barw, gruszeczka masełkowata a soczysta i rozkoszne mruczando wokół. Taa... porządnie jesiennieje!