Nie będę wam opisywała ekscesów Szpagetki bo to wstyd ( na jej usprawiedliwienie dodam że kota wiele przeszła i ma prawo czuć niechęć do procedur vetowych ), swoich ran tyż nie bo na te rany mła to opis nie pomoże. Najważniejsze że kota dochodzi do się a dziś całe towarzycho piknikowało w ogrodzie wraz z nią. Szpagetce chyba lepiej, z zębowymi problemami wiązała się kwestia żarełka a od żarełka to zależy niemal wszystko, zaczęła zjadać swoje rarytetne paszteciki ( choć nie aż tak jak mła by chciała żeby zjadała ) a reszta kotów czeka coby miskę po karmie rekonwalescenckiej wylizać. Leczenie się jeszcze nie skończyło, będę na pewno gryziona za płukanki ściągające dziąsełka. Małgoś - Sąsiadka z okazji udanego zabiegu i otrzymanych przez mła ran postanowiła nas uraczyć pieczonymi ziemniaczkami ( genialnie je robi ) z twarożkiem ze szczypiorkiem. Nawet palcem kole obiadu nie tknęłam, cały dzień mogłam z kotami w ogrodzie spędzić. Po raz pierwszy Pasiak piknikował z całą familią, najpierw były dzikie gonitwy z Mrutkiem a potem wspólne zaleganie. Dziefczynki miały gdzieś kocurkowe podchody i podgryzania, w swoich bazach jak w lożach się mościły i obserwowały zabawy chłopaków od czasu do czasu porykując zachęcająco lub grożąco ( rekonwalescentka tyż ). A mła w przerwach pomiędzy gmeraniami w futrach, pogłaskiwaniami, robieniem czółka ( baranek znaczy w wykonaniu mła ) uprawiała ogród.
Głównie przycinała drzewa i krze oraz troszki sadziła oraz lekki przepiel robiła. Skoncentrowała się mła na Alcatrazie bo w nim siedzieli koty a mła dziś bardzo chciała z nimi być razem. Zazwyczaj to jest tak że one przy każdej ogrodowej robocie mła przeszkadzają bo namiętnie usiłują uczestniczyć ale dziś było inaczej. One szybko odpuściły i poszły w kojo w żubrówce, to mła co i raz przerywała prace żeby się do śpięcych królewiąt przymilić, po grzbiecikach poczochrać, po brzuszkach podrapać, pod bródkami posmyrać i popuchać w uszka. Hym... towarzystwo było cóś średnio zadowolnione z zainteresowania mła ich osobami ( zupełnie jak mła jest średnio zadowolniona z ich "pomocy" w ogrodowaniu ). Nie żeby prychały albo ząb czy pazur pokazywały, to strojenie minek obrażonych było, odpychanie łapką, zapluszczenie powiek które ani drgnęły mimo dopieszczeń ( nie ma po co otwierać oka, przeca wiadomo że to mła sie do nich tak dowala ). Kiedy ściągnęły do domu na kolacyjkę Mrutek postanowił przywrócić normalność, nalał w kuwetę ku wielkiemu oburzeniu Szpagetki. Zaleganie w kuwecie oficjalnie zostało zakończone. Szpagetka nie jest z tych co łatwo odpuszczają, zrobiła minę 32 - Kot Baaardzo Smutny i mła musiała przynieść jej oficjalne łóżeczko z powrotem do łazienki, ustawić niedaleko kuwety, przy wannie umieścić pojemniczek z żarełkiem, zapalić małe światełko ( bo jak ciemno to jest ryk ) i przede wszystkim zamknąć drzwi do kibelka żeby Mrutek nie mógł wejść i lać w kuwetę. Oczywiście Mrutek który kuwetowanie uznaje za cóś poniżej godności dorosłego kocura teraz nagle zapragnął z tej kuwety korzystać. Jak będą dalej tak kombinować z kuwetą to w końcu mła się zbiesi i do niej naleje i wtedy dopiero zobaczą!
Na Podwórku wszystko wydaje się nieco prostsze do ogarnięcia. Wydaje się, to właściwe słowo. Mła musi się wreszcie zabrać za nieustająco "za chwileczkę" przycinanie róż historycznych, czego wręcz histerycznie nie chce się jej robić. Histerycznie dlatego że mła i tak już jest solidnie podrapana a z przycinaniem roślin kolczastych to jest tak że jakby mła nie kombinowała i jak nie uważała to zawsze z takiej imprezy wychodzi podrapana, pokłuta i z resztkami kolców w skórze ( które pracowicie wydłubuje bo jak nie wydłubie to lubiejo podejść zielonym czego z kolei mła nie lubi ). Kiedy mła pomyśli sobie o różach mchowych to czuje że słowo histeria jest jak najbardziej na miejscu i w sposób właściwy oddaje uczucia mła do tej konieczności jaka ją czeka. Któś mógłby stwierdzić że skoro ta potrzebna czynność to taka groza to dlaczego mła nie skombinuje sobie osoby do przycinania groźnych historycznych różyczek. No cóż, nikt tak nie przytnie róż jak mła - to jest sedno problemu. Mła po prostu wie jak chce krzew uformować a tłumaczenie komuś niezorientowanemu o co kaman, dlaczego ma być przycięte tak a nie inaczej, dlaczego nie tniemy za piątym oczkiem, dlaczego galijki tniemy w miarę nisko a portlandki tylko formujemy, dlaczego tę konkretną odmianę wykaszamy tylko do pięciu pędów a tej odmiany prawie nie ruszamy. Mła ma wrażenie że więcej energii straciłaby na tłumaczenie niż na przycinanie, bo z tego co pamięta to najemna siła ogrodowa jest na ogół z tych co wiedzą lepiej mimo tego że guano wiedzą.
Znaczy nie ma lekko trza zdusić histeryczne ciągoty ( ojć, ojć, boli ) i ciąć samej. Na osłodę - Szpagetka postanowiła z lekka podeptać mła i nieco ją oślinić ( było kanarkowanie, za to puszeczki rarytetnej tylko 1 / 3 zjedzona ale mła ma wrażenie że zaniesienie Szpagetki do dohtora zostało jej wybaczone ) a jutro rano wpada do mła Tatuś. Mła ma w chałupie bordello ale że czynienie z domu chlewika ma po Tatusiu to jakby jakieś uwagi rodzicielskie były to da odpór. Mła się cieszy bo Tatusia to ostatnio na szpitalnym wyrku widziała a teraz w domu podejmie go śniadankiem ( o ile nie skończy się na kawie bo Tatuś tak jak mła cóś śniadanków nie lubi ). Z inszej beczki to mła się zastanawia co to za róża jej zakwitła ( ta z ostatniej foty ), w pamięci szuka co tam sadziła, chyba przyjdzie jej do zeszyciku starego zaglądać. W muzyczniku "Java Jive" z analogowej płyty ( jest klimacik ).