Piątek, piąteczek, piątunio, znaczy koniec tyźnia się zbliża i jest to ostatni dzień w którym mła boi się zajrzeć do serwisów netowych żeby kampanią nie oberwać. Nie wiem czy wróci po tym cyrku normalność, osobiście mocno w to wątpię ( podobno kandydaty cuda czynią, wystarczy tylko głos na któregoś oddać i człowiek od razu robi się piękny, młody i w dodatku sam z się bogaty w materialne dobra ) ale przynajmniej nachalność medialna nieco opadnie. No a potem będzie kaszana bo wszystkie wyborce oczekujo na mannę a to co spadnie z nieba będzie miało więcej wspólnego z produktem ptasiego trawienia niż z biblijnym cudem. Tak nawiasem pisząc chyba prawdą jest że historia lubi się powtarzać jako farsa - kieszonkowy Piłsudski i "Tyle znacy co Ignacy a Ignacy nic nie znacy". Nie wiem czy to dobra wróżba dla szeregowego posła bo za prezydentury Mościckiego marszałek się przekręcił.
Dla narodu tyż mało ciekawie bo z tego co mła pamięta z lektur to prezydent Mościcki głównie rautował i błyszczał a potem zwiewał do Rumunii, dla następcy Ignacego tyż nie słodko bo "sikorskie" bardzo brzydko potraktowały jakby nie było "kiedyś tam" prezydenta RP i schorowany Mościcki musiał pójść do roboty w Szwajcarii coby żyć było z czego. Taa... historia chyba rzeczywiście nikogo niczego nie uczy i przeca "inne okoliczności i wogle" jakby mechanizmy ludzkich działań i ich skutki były insze. Żundza piniundza czy głód władzy jest u ludeczków od wieków taki sam, nic się nie zmienia mimo istnienia wiedzy że każda gwiazda kiedyś gaśnie i nawet mając tej władzy tyle co Josif Wissarionowicz można skończyć we własnym moczu czekając na lekarza którego przezornie nikt nie wezwał. Hym... grzebanie się w historii jakoś skutecznie zniszczyło możliwy apetycik mła na władzunię, mła jest panią na Alcatrazie i Madką Kotów i to jej absolutnie do szczęścia wystarczy. Na razie wszyscy polityczni jak tylko mogą ideę władzuni ludkowi obrzydzajo, Tatuś proroczy kolektyw ale mła jest sceptyczna wobec dyktatu kolektywa jako zajadła przeciwniczka komuny.
Pogodowo jest indyjsko, znaczy czasem słońce czasem deszcz ale temperatura z takich jakie mła lubi - w sam raz do pracki ogrodowej. Później niestety ma być mocno cieplej. Zatem mła się będzie zwijać. Szpagetka zjadła połowę dużej konserwy, nalała w kuwetę i dała w długą przez okno, Okularia kuleje na prawą tylną łapkę ( nie wiem czy to cóś naprawdę czy symulacja, w łapkę daje się dotykać, nie wygląda na uszkodzoną ). Tercet męski czyli Sztaflik ( nasza trans ), Mrutek i Pasiak ryczą o dodatkowe chlanie. Małgoś - Sąsiadka ryczy o andruty zatem zaraz udam się do sklepu. Dzisiejsze zdjątka to wspomnienie po zaróżowanym czerwcowym kotku ( tak nazywam ten różowy wazonik ), który już został schowany do szafki i insze różane foteczki. Zwróćcie uwagę jaka z "Henia" porządna floribunda, co prawda mimo silnego cięcia buja na metr osiemdziesiąt zamiast przepisowych rozmiarów ale za to ile kfiotów! W muzyczniku Marilyn śpiewa o tym że nadchodzi fala upałów. A mła czuje się prawdziwie lipcowo i żadne upały jej teraz nie straszne - wszystkie lipy na ulicy kwitną. Jakiś to cud natury że mła lepiej znosi wysokie temperatury kiedy czuć zapach lipowych kwiatów. Jakby upał wśród kwitnących lip był mniej odczuwalny ( bo naturalny czy cóś ).