Mła się wzięła i zainspirowała wpisami na blogach zaprzyjaźnionych, znaczy wpisem o szalonych zającach, o potrzebie bio różnorodności i przekleństwie tyrawniczkowym, o podróżowaniu wśród robót drogowych, kwitnących pól i opadłych samolotów. Mła podreptała do sklepu dla kotów i przy okazji tego podreptania sfociła pobocza. W mieście Odzi od pewnego czasu tnie się na zielonych poboczach ulic tylko to co może kierowcom kłopot z widocznością sprawiać a resztę zostawia się ku uciesze owadów dość długo niekoszoną. Dla mła to też radość bo ma kwitnącą bzyczącą łąkę na wyciągnięcie własnej krótkiej nogi tuż za bramą posesji.
Wszystkich kleszczofobów niniejszym informuję że ze zdobytych info nie wynika że koszenie jakoś specjalnie zmniejsza częstotliwość ataku kleszczy. Wydawa się że jedynie kompletne zabetonowanie otoczenia może kleszcze powstrzymać. Oczywiście pod warunkiem że mniejszej żywinie typu szczur wędrowny pozwoli się w tych betonowych okolicach pomieszkiwać. Bo kleszcze to cwane są, mła je podejrzewa że z czasem nawet do betona się dostosujo a jak żywiny drobnej na nim nie spotkajo to się rzuco na żywię większą czyli ludzia. A kleszcze się nie szczepio i są nosicielami, czyli jak to się teraz przyjęło kretyńsko w mediach zapodawać są "chorymi bezobjawowymi".
Oczywiście w zielonym łąkowym poboczu siedzą nie tylko kleszcze, cała masa innych pierdonek, chrząszczyków brzydali, puchodupnych trzmieli, pszczółek i ich krewniaczek korzysta z kwitnienia roślin. No to zupełnie insza inszość niż zielone trawsko. Tfu, jakie zielone?! Lipiec za pasem i zaraz takie trawsko będzie żółtawe a odpowiednio przycięte podczas upału zamieni się we wspomnienie po trawie. Szczególnie tam gdzie gleba piaszczysta a wody cóś niewiele ( dzięki dziurwie w Bełchatowie to jeszcze troszeczkę i wszędzie w okolicach miasta Odzi będziemy mieli takie warunki glebowo - wodne ).
O ile nie będzie się straszyć roślin zbyt często kosiarką to nawet na suchych piochach pięknie zakwitną. Kole mła takie suchawe łąki teraz zaczęły występować. Co prawda panie starsze w mojej kamienicy cinżko oburzone na ten brak koszenia bo to nieporządek jest. No ale natura ma swój porządek, ludzka wizja porządku to może tak bardziej na koncepcjach powinna się kończyć. Hym... jak się tak solidniej nad tym zastanowić to w ogóle dość dziwny pomysł podporządkowywać insze życie, całe ekosystemy ludzkiej potrzebie układania i porządkowania świata. No i jeszcze to przeświadczenie że się nad tym wszystkim panuje. He, he, he, panuje! Histerie się urządza z powodu mało zjadliwego wirusa a nad naturą tyrawnikową to się niby panuje. Mój boszsz... jakież złudzenia pielęgnujemy w sobie.
Ciekawe czy miłośnicy koszonej jednolitej zieleniny pomyśleli kiedyś o tym że tyrawniczki to nic inszego jak paskudna monokultura, która zawsze źle się kończy bo zdycha sama z się. Nadal boimy się natury, wiemy jaka z niej suka, podtopić potrafi, wysuszyć, popalić. Namiętnie próbujemy ją zmienić i pokonać zamiast klasycznym damskim sposobem uświadomić jej że to że pojawiliśmy się na świecie to był jej pomysł i w związku z tym możemy sobie podpatrywać i kombinować z różnymi innymi jej pomysłami, no bo ona przeca ma same fajne pomysły ( nieprawda ale niech jej będzie ). Dobrocią z nią, pochlebstwem, bez napinki bo na cholerę nam ta konfrontacja?! I tak ona górą bo my się przeca w kompost zamienimy albo w proszek popielny w sam raz pod róże. Jak to leciało? - Jak nie możesz ich pokonać to się do nich przyłącz.