No i stało się! Było pięknie, było miło ale grypą się skończyło. Znaczy geriatria przywlokła ze spotkań rodzinnych zarazę od prawnucząt. Zaczęło się od mamy Wujka Jo, która uczestniczyła w spędzie wigilijnym na ponad dwadzieścia osób. Już w okolicach sylwestra robiło się ciekawie ale mama Wujka Jo nie z tych co się tak łatwo poddają i przepuszczą imprezkom ( od ponad dwudziestu lat mama Wujka Jo obchodzi ostatnie święta ). Na szczęście mimo setki na karku mama Wujka Jo bezproblemowo poradziła sobie z wystawieniem e - recepty na wspomagacze ( w tym wieku bez wspomagaczy się grypy ponoć przejść już nie da ), zarządziła kwarantannę i obecnie chorzeje czyli ogląda telewizję, złośliwie nie odbierając telefonów od zmartwionej jej stanem zdrowia bliższej i dalszej rodziny ( no bo to oni ją zarazili, znaczy znalazła winnych ). Wujek Jo i Cio Mary przełamali kordon sanitarny i teraz mają zarazę w Grenadzie, a Cio Mary rzutem na taśmę sprzedała bakcyla Małgoś - Sąsiadce. Małgoś zachorzała wczoraj dość gwałtownie i mła musiała udać się po wspomagacze bo dziewięć dych to też nie jest wiek w którym grypę przechodzi się bezproblemowo. No i zgadnijcie komu dziś po południu zrobiło się łee i kto dostał gorączki?! Ech...a takie miałem plany związane ze spacerami i Mamelonem. Dupanda!
Guzik też wyszło z focenia ogrodu, zalegam a nie straszę ciemierniki albo podglądam czy aby przebiśniegi się nie szykują do startu. Oczywiście jak ja mam dychawkę to pogoda miodzio, ani śladu po wczorajszym siąpaniu, zimowe słońce daje czadu a temperatura taka w sam raz na wymrożenie wszystkich grypopodobnych świństw. I co mi z tego jak ja już zalegam?! Mła jest zła na "całyświat" - na pogodę grudniową, która wykluwaniu się zaraz sprzyjała, na spędy rodzinne wielopokoleniowe, krnąbrne staruszki o wielkiej chęci użycia, paskudne dzieci złośliwie podłapujące wirusy, no i jak zawsze na polityków bo oni się najczęściej mła z głupotą kojarzą. Dobra, nie będę Wam zatruwała wieczoru moją "miłością do świata", zajmę się czymś pożytecznym albo przynajmniej pożytecznopodobnym ( muszę prześledzić w necie jak ewoluowały stroje z comedia dell'arte, kiedy zamieniły się we wdzianka cyrkowe, jak to sie stało że Pierrot zamienił się w Pirouette, itd. ). Ma to związek z kukłami które kiedyś tam mła nabywszy na śmieciach. Wśród karnawałowych laleczek chińskiej produkcji pojawiają się czasem takowe które są "mniej seryjne" że tak rzecz określę. Lepiej wykonane i w ogóle. Niekiedy nawet biskwit jest prawdziwy albo i porcelana szkliwiona całkiem , całkiem. Niestety zazwyczaj jakość glinki nie przenosi się na jakość ubabranka. W koszmary prawdziwe te laleczki poubierane, mła jest na etapie naprawiania tego błędu chińskich producentów. Mła zdobyła dwie drewniane podstawki pod klosze ( wypatrzone przez Mamiego ) i zamierza wystylizować karnawał pod szkłem ( kto wie, może sama sobie gdzieś wciśnie piórko, jak to w Rio lubieją ? ). Na dużej fotce powyżej najnowszy bombkowy nabytek mła ( rzecz jasna przeceniony ), lisek należycie olampkowany.