Ostatnie malowanie mebelka skończyło się tym że Mrutek chodzi w subtelnej oliwce od ogona po uszy. Na podłodze ciapki w tym samym coolorze, mebel ponownie przeszlifowany a mła wkarwiona, Mamelon zadzwoniła do mła w porze karmienia stada i słyszałam w słuchawce jej rechot kiedy mła dyscyplinowała koty. Nie da się ukryć że kocia paskudność eskaluje. Dziwne zachowanie Szpagetki którym się martwiłam okazało się przygotowaniem do roli. Szpagetka gra Mrutka vel Banasia, złapałam ją z łapami w moim jedzeniu i mało mnie żuchwa nie odpadała kiedy zamiast Szpagetczynego protestacyjnego skrzeku "Mami, mami" ( bo rzuciłam się by bronić swojego ) usłyszałam wydobywające się z jej gardziołka "Madka, to jest dobre!". No porykiwała niemal basem! Dwa Banasie z możliwością pozyskania dwóch następnych to za dużo jak na mła, tak się nie da. Nawet nie chcecie wiedzieć gdzie mła ostatnio była zmuszona śledzika spożywać ( pod zamkniętymi drzwiami duo Banasie ryczało zgodnie "Dej!" ). Mła będzie musiała naprawdę się wziąć za wychowanie kotów bo sytuacja robi się dla niej niewesoła a wychowanie kotów to zawsze jest rzecz wymagająca z jej strony solidnego samozaparcia ( bo mła uwielbia rozpuszczać i rozpieszczać swoją żywinę ). A Mruciu był takim grzecznym kotkiem kiedy do domu przyjechał, no "ja nie poznaję kolegi"że tak sobie zacytuję.
Ciotka Elka jest już po rozgrywkach ze służbą zdrowia, szpitalne badania ( uff, wyniki ma w porzo ) kosztowały ją hym... tego... masę zdrowia. Na ostatniej prostej Ciotka Elka wręcz kipiała mniłością do świata. Szczerze pisząc to nie powinnam szaleńczo rechotać ale nie mogłam się powstrzymać kiedy na czule kontrolny telefon Włodzimierza chcącego ustalić na jakim etapie badań jest Ciotka Elka - "Eluniu, gdzie jesteś?" - moja zważająca na formy Ciotka ryknęła - "K...a, w prosektorium!!!". Ciotka z lekka się na mnie obraziła za ten rechot ale poczucie absurdu wzięło i we mnie rechotem wybuchło a wybuch jak wiadomo trudno jest powstrzymać. Zaryczałam mimo tego że wiem iż nerwy u Ciotki Elki w strzępach i jeszcze trochę przebieżki po szpitalnych korytarzach mogło się dla niej rzeczywiście nie najlepiej skończyć. Z moją drugą Ciotką zalegającą w szpitalu też jest lepiej bo o drugiej w nocy zadzwoniła do siostrzenicy z ciężką pretensją o stan fryzury w której musiała się udać do nemocnicy. Zażądała wałków, szczotki i lakieru, po mojemu idzie znaczy ku wyzdrowieniu. Badania też pozytywne a Ciotka Basia z dnia na dzień silniejsza, wymogła nawet ustawienie parawanu przy wyrku z powodu tego że świat ją obserwuje kiedy nie jest w wyjściowej formie ( jak znam życie zaraz będą pretensje że odgradzają ją od świata, he, he, he ). Tatuś ma spotkanie chirurgiczne dopiero w styczniu, więc będę miała króciutki oddech międzyszpitalny.
Mła usiłowała cóś politycznego przejrzeć ale ją znudziło. Na wszelki wypadek dopilnuje tylko by sprawę jej sąsiada prowadził sędzia z właściwymi uprawnieniami ( i po co to durne ustawy uchwalać jak ludzie i tak, pilnując własnego interesu, będą chcieli orzeczeń wydanych w sposób prawidłowy, tzn. w zgodzie z nadrzędnym dla nas prawem UE ). Odnoszę wrażenie że sprawa nowej ustawy ma niejedno dno ( no niby to nie logiczne ale jak to już jeden pan zauważył "Kiedy myślałem że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu" - niby cytat nie bardzo o tym ale o tym ). W GB koniec hamletyzowania i w końcu zrobią wielkie odejście a potem wielką reformę u się, choć mła nie wyklucza sytuacji że z tego bicia piany będzie formalne wyjście a wszystko zostanie po staremu z jednym wyjątkiem - GB będzie płacić i mieć g.... do gadania. Taa... im więcej zmian tym bardziej się nic nie zmienia. A powinno. O europejskim szczycie klimatycznym i naszym na nim sromotnym zwycięstwie zmilczę bo to rzecz tak oczywista jak milion elektrycznych samochodów. Dla mła istotną wiadomością jest ta o zaostrzeniu fitosanitarnych przepisów unijnych bo oznacza problemy ze sprowadzaniem roślin ze Stanów ( irysy ) czy Azji ( japońskie rarytasy, które już teraz są potwornie drogie będą miały ceny zaporowe dla mła ). Jednakże mła rozumie że tak być musi, tylko dobrze by było żeby badania były na tyle skuteczne że rzeczywiście eliminowałyby patogeny czy szkodniki w "zielonych" transportach komercyjnych. Jak do tej pory to problemy powstawały raczej przy okazji wielkich zamówień ( taka sama historia jak z chińskimi składnikami leków, przeca to zamówienia koncernowe a nie prywatne ).
W sprawie ciasteczkuff to mła ma w lodówce parę rodzajów "piernych" ciast ( odpoczywajo i nabierajo mocy ), lodówka w związku z tym podejrzanie wonieje cynamonem i goździkami ( nuta gałki muszkatołowej mniej wyczuwalna ). Przy okazji mła sprząta sobie kuchnię, w asyście rzecz jasna bo zawsze cóś się może trafić na ząb. Jednak ciepła końcówka tygodnia spowodowała większe zainteresowania stada dziką przyrodą czyli Podwórkiem i Alcatrazem i mła w związku z tym nie musi się oganiać aż tak bardzo jakby musiała to robić w nudne, zimne dni kiedy koci tyłek najlepiej przenieść do cieplejszego domku. Dzisiejsze fotki to upieprzalnik świąteczny i sprawozdawczość z "zielonych słojów".