Hym... chcąc nie chcąc mła się przełamała bo musiała przymuszona okolicznościami i będzie jednak robiła remont lekstryczny. Meblownictwu to nie pomoże bo mła się będzie zwijała w sprawie bardzo istotnej. Roboty meblowe będą prowadzone ale tak półćwiartką, jak to określa Małgoś - Sąsiadka. Dwa mebelki w zasadzie zrobione i przed wykończeniem, dwa dalsze czekają ale przegrywają ze sprawą tak ważną jak dopilnowanie coby piaseczek pokrywający przewody był przesiany. Mła jest cinżko wkurzona i dlatego uprasza żeby jej wybaczyć posępny i zgryźliwy ton który może się wkraść do wpisów. Do przepisów na słoje obiecuje że się zbiorę, zdaje się że nawet szybciej niż do prezentacji wykończonych mebelków. Wrrr.... Jakby było mało sąsiad w sierpniu "osierocony" po śmierci jedynego dziecka wziął się dziś i napił, czego absolutnie mu nie wolno robić ze względu na stan aorty.
Rany, po tym wczorajszym numerze lekstrycznym mam słabsze nerwy, zrobiłam mu awanturę, taką z pianiem a on biedaczek się popłakał! Było mi głupio jak cholera ale trochę przeszło kiedy usłyszałam od niego że poryczał się ze szczęścia. Podobno robię grandy w stylu jego córki a on jak to określił, czuł że ktoś się o niego troszczy. Wygłosiłam kwestię "I to że się pije czystą a nie kolorową nie jest żadnym usprawiedliwieniem!" i czym prędzej zaniknęłam bo czułam jak mi rośnie gula w gardle, taka z tych płaczozwiastujących. Z domu zadzwoniłam do okrzyczanego i kazałam ( ton nie znoszący sprzeciwu ) jutro stawić się poranną godziną u mła na Podwórku. Dam grabki albo szpadelek, cóś nieprzemęczającego wymyślę.
Teraz włączyłam na pożyczonym prądzie kompa i zapaliłam świece ( nie tyle dla nastroju co dla oszczędności ), napiszę ten post i czym prędzej udam się pod kordłę w towarzystwie kotów. Okna mam już zamknięte choć wydawa mła się że dzisiejszy smog to prycho w porównaniu z wczorajszym. Zamierzam czytać kryminałek Agathy przy świetle świec i jakoś przebrnąć do jutra. Jedno co dobre w dniu dzisiejszym to to że jak mła wracała z popołudniowego spacerku relaksacyjnego to uliczni sprzedawcy stojący pod pobliskim cmentarzem przeceniali kwiaty, mła sobie jeszcze dokupiła chryzantem. Mła uwielbia chryzantemy złociste i nie tylko złociste. Z kryształowymi wazonami to gorzej, mła pamięta takie kryształowe ohydki cięte w latach siedemdziesiątych. Fuj!
Na koniec piosenka w sam raz na dzień dzisiejszy.