Niby nie jest to auralna ruletka bo prognozy i tak dalej ale zapowiedzi sobie a życie sobie. Zmiany pogodowe odczuwam cóś mocno, chyba Pan Krupier zbiera się do tego by powiedzieć mła "Rien ne va plus". Znaczy siedzieć na tyłku, robótkować i tetryczeć w nieustającym strachu przed tym że ciśnienie atmosferyczne nagle zjedzie parę hektopaskali w dół, śnieg zacznie sypać, słońce zacznie świecić, wiatr wiać i w ogóle pogoda będzie się zmieniać. Normalnie czas na życie w domu pogodnej starości "Nieustające Słoneczne Popołudnie". Koniec obstawiania, czas na zajmowanie się najważniejszym samopoczuciem bo jak nie to? No właśnie, to co? Ano nic! Dom spokojnej starości "Nieustające Słoneczne Popołudnie" to i tak zakamuflowana rzeźnia, nie ma się co łudzić że będzie się tam fajnie żyło. Zdrowie a samopoczucie temat rzeka, wcale nie jest tak że tzw. złe samopoczucie zawsze zwiastuje zdrowotne kłopoty ( na świecie są wszak całe stada hipochondryków, cieszące się wyimaginowanymi kłopotami zdrowotnymi ). Po prostu złe samopoczucie bywa wpisane w życie, wicie rozumicie, takie są reguły gry. Jako osoba ze skłonnościami do gier hazardowych nadal zamierzam obstawiać, nie taka pogoda jeszcze mnie nie zabija, jeszcze mogę bezczelnie wyleźć na wiosenną śnieżycę i ponarzekać. Dlaczego o tym piszę - bo wczoraj nie było siedzenia na tyłku! Mimo paskudyzmu za oknem cóś tam działałam, pomyślałam sobie bowiem że zależenie kocią metodą ( całe stado w domu na moim wyrku i pod kocykami ) nie będzie sprzyjało mojemu samopoczuciu kiedy znów wróci wiosna ( a ponoć weekend zapowiada się prawdziwie wiosennie ). Przede mną multum ogrodowej roboty i nie chciałabym być wyprana z sił tylko jechać na fali, że tak po surfersku rzecz ujmę. Znaczy siłą woli robiłam wczoraj różne rzeczy domowe, których wcale robić mła się nie chciało ( bo chciało się zalegać z kotami, zamiast tego mam umyte podłogi i dekoracje "niemal świąteczne" gotowe do przeniesienia z kuchennego stołu na pokoje ). W związku ze związkiem w dniu dzisiejszym mimo zmian pogodowych radośnie zauważyłam brak odpływu energii. Cieszę się bo wizja "Nieustającego Słonecznego Popołudnia" jakby nieco przybladła. Jak twierdzi Małgoś - Sąsiadka "W starości najgorsza jest niemoc", a do tej niemocy jeszcze trochę mła brakuje.
Mój optymizm nieco blednie kiedy mam do czynienia ze stadem, stado bowiem wystawia mła na próbę charakteru. Felicjan zachowuje się gorsząco - wyłazi na dwór w celach wydalniczych i jeżeli jest mokro to wraca do domu ciężko obrażony i leje złośliwie obok kuwety ( uprzednio przywabiwszy mnie miaukami ). Potem zagania mła do błyskawicznego sprzątania podgryzając po kostkach ( jakby się ociągała z tym sprzątaniem jego szczochów, wierzcie mła że nie ma to miejsca ). Felicjan wydaje się już kwalifikować do "Nieustającego Słonecznego Popołudnia", moim zdaniem ma jakieś starcze wyłączenia neuronów. No bo jakże inaczej tłumaczyć ryki żeby go wsadzić na łóżko, kiedy on zaraz potem goniąc dziewczynki skacze po szafach, parapetach, drabinie? Oczywiście jak już rozgoni towarzystwo stoi przy łóżku i porykuje, dopiero kiedy nie reaguję z dziesięć minut ( on jest cierpliwy ) fumkając wskakuje sam na wyrko ( lekko i wdzięcznie ). Hym... wmawiam sobie że to pogoda a nie charakter drania za tym wszystkim stoi. Dziewczynki? Nieustający sabat z wszelkimi przypisanymi sabatom atrakcjami! Jest nawet cóś takiego jak lot na miotle ( pod miotłę co prawda podciągam mopa ). Kiedy ja warzę w kociołku mam towarzystwo trzech wiedźm tuż obok, trzeba sznupę niemal wsadzić do gara żeby się przekonać że to nie jest gotowanie miącha dla nich tylko warzywek dla mła. Zainteresowania jednak nie tracą bo a nuż widelec cóś mięsnego się pojawi. Stuknięcie lodówkowych drzwi wywołuje wszystkie biesy z miejsc w których się aktualnie znajdują, z wyjątkiem naczelnego ( ten zawsze porykuje rozkazująco z wyra ). Nawet dotychczas miły Epuzer ostatnio cóś zbezczelniał i pojawia się na odgłos uchylanych lodówkowych drzwi, mimo że to nie są drzwi od lodówki jego państwa. Staram się zachować jak odpowiedzialna, dobra pańcia ale czasem brzydko mła się robi z charakterem i trzaskam złośliwie lodówką a jak się pojawią koty to niby zdziwiona spoglądam na nie - "Któś cóś otwierał, niemożliwe?!". Wiem, niegodne damy!