Nadeszła, glob się wczoraj kiwnął i dnia będzie więcej niż nocy. Czekalim z utęsknieniem, niektórzy nawet wychodzili jej szukać ( Felicjan z Okularią udali się na cały dzień w kierunku nieznanym, Okularia zjawiła się wcześniej powodowana narastającym głodem, jednak zachowywała się godnie a Felek zjawił się mocno wieczorową porą pełen pretensji że żarcie nie czekało naszykowane na parapecie ). W ogrodzie z okazji wiosny czadu dają krokusy i ciemierniki, powoli wyłażą też insze wczesnowiosenne cebulaczki. Byłabym szczęśliwa jak to prosię w błocie wytaplane ale w ostatnim tygodniu problemy weterynaryjne się pojawiły. Co z tego że nie u mnie, kiedy bardzo blisko mła. Suczka Doro, wdziączna dziewczynka rozmiaru wyższego po zabiegu zareagowała paskudnie na narkozę. Trza płukać nerki i to bardzo solidnie, z nadzieją że znikną skutki podtrucia. Pozytywne info z dnia przedwczorajszego jest takie że sucz zaczęła troszki jeść co najprawdopodobniej oznacza spadek wartości kreatyniny i mocznika w krwi. Tfu, tfu, tfu, jakby ku lepszemu szło ale leczenie jeszcze długie! Z kolei najmłodsza suczka Mamelona wylądowała niespodziewanie na stole ze złapanym stanem tuż, tuż przed ropomacicznym. Zarówno Doro jak i Mamelon zastanawiają się co przegapiły, czego się nie zrobiło, co można było i w ogóle. Tak po prawdzie to zarówno w jednym jak i drugim przypadku nie za wiele można było zrobić bo reakcje na narkozę są nieprzewidywalne a Mamelonowa sucz jest zażytą krówką, ogólnie zdrową bez tendencji do ciążów urojonych itp. . Nie są to miłe niespodziewanki na początek wiosny ale mam nadzieję że wszystko się ułoży, zwierzaki dojdą do siebie a zaraz potem dojdą do siebie ich pańcie.
Poszczuję Was trochę ciemiernikami bo mam tzw. przeżycia estetyczne. Co prawda nie wszystkie ciemierniki w tym roku kwitną, spora grupka zakupionych w zeszłym roku pauzuje, mimo tego że szybko przycinałam im po zakupie kwiaty coby rośliny się nie wysilały. Jednak pędzenie "na handel" nie jest najlepszą metodą uprawy dla żadnej rośliny, bidaki po prostu muszą dojść do siebie po takim wysiłku i zanim zaczną pracować nad nowymi pakami kwiatowymi mija zazwyczaj troszki czasu. Na szczęście zakwitają pierwsze siewki made in Alcatraz, dlatego nie narzekam specjalnie na ciemierniczą pustkę. Jak dotychczas najwięcej jest siewek o kwiatach w kolorze bardzo ciemnej czerwieni ( nazywam ją czernią malwową ). Dwie z tych siewek wyjątkowo długo trzymają tę barwę, nieźle dając po oczach. Insze po jakimś czasie robią podobne się do egzemplarza widocznego na zdjątku obok i tym zamieszonym poniżej.
Jestem zadowolona z tego ciemierniczego przychówku, rośliny są zażyte bo oswojone od małego z warunkami mojego ogrodu. Nadają się już do przesadzenia na miejsca docelowe ( i tam niech sobie rosną lata ). Ja wypatruję teraz ciemiernikowych kwiatów mających cechy ciemierników daliowych ( tzw. typ serii 'Tutu' ) czy podobnych do kwiatów mojego "Budynia", które mają barwę śmietanki zaprawionej dobrze rozbitymi z cukrem żółtkami. Hym... pewnie sobie jeszcze poczekam, wymienione przeze mnie cechy kwiatów nie są tymi które najczęściej się dziedziczy. Nasion ciemierniki jednak produkują multum, mrówy transportują je po całym ogrodzie, spora część wydaje siewki, szansa na pojawienie się bardziej zawirowanych genetycznie ciemierników ciągle wzrasta. Mła zostaje uzbroić się w cierpliwość i oczekiwać na nowe kwitnienia!
Przyznam się że mimo tych kwitnień krokusowo - ciemierniczych i przylaszczkowych nadal doskwiera mi przednówkowy głód kwietnego ( to wszystko przez to że coraz gorzej znoszę naszą polską zimę ). Zaradzam temu robiąc co i raz bezczelne zakupy bratkowe. Dlaczego bezczelne? - kaska, misie, kaska! Obiecałam sobie kwiatkowo nie szaleć a cóś mi dotrzymanie obietnicy nie idzie! Roma z wszystkimi jej radościami zbliża się wielkimi krokami do mła i ta matka miast jest niestety nietania, głupie bileciki na zwiedzanie starożytności zakupowane przez net solidnie kosztują. Oddycham z głęboką ulgą że nie będziemy poruszać się komunikacją miejską bo byłoby jeszcze drożej ( Mamelon i mła zawsze przedreptują miasta i nie tylko miasta, tak jakoś lepiej się nam świat poznaje z perspektywy piechura ). No ale bratki kuszą, a ja w tym tygodniu tak samo nieodporna na pokuszenia jak w zeszłym więc niedługo naprawdę będę mogła napisać podręcznik o gotowaniu 365 rodzajów zalewajek na każdy dzień roku, będzie się to nazywało "Kucharka bardzo oszczędna znaczy skąpa". Nie kupuję niby tych brateczków dużo ale tak cóś często ( co tydzień daję ciała ), no a potem finansowe zdumionko! Gdzie jest ten pieniążek co tu był?! Ale co tam, najwyższa pora na dietę a na rabacie z hiacyntami już teraz jest fajnie. Takie słodyczne coolorki, jedna wielka wiosenność.
Bratkowo nasycona ( niemal, widziałam śliczny fioleto - błękicik, powstrzymałam się ostatkiem sił ), należycie zaprzylaszczkowana, obficie uciemierniczona ( Mamelon zakupiła dla mła dwa nowe ciemierniki rarytetne, dla się zresztą tyż choć już obiecała sobie ciemierników nie sadzić - Mamelon ma ten sam problem co mła, ciężki zielony zakupoholizm ), dokrokuszona jak należy powolutku żegnam się z przedwiośniem. Jeszcze dokwita moja leszczyna, która zawsze startuje nieco później niż sąsiedzkie krzewy, jeszcze widać cyklamenki i ostatki śnieżyczek przebiśniegów. Ale pąki na lilakach jasnozielone, kasztanowiec też wyprodukował lepidło na pąkach, róże wypuszczają młode listki - wiosna nam nastaje, prawdziwa! Żegnaj przedwiośnie! W tym roku prawdziwie piękne i długie., choć jak zwykle narzekałam że cóś krótkie, że tylko dwa tygodnie ( typowe - ogrodnik zawsze musi się do pogody doczepić ), że ciepło i w ogóle. Głupie te moje pretensje! Rzekłabym że tegoroczne przedwiośnie tak naprawdę było przedwiośniem właściwym, jak rzadko udało się ogrodnikom dogodzić w drugiej połowie lutego i w marcu. Oby i wiosna była taka.
Poszczuję Was trochę ciemiernikami bo mam tzw. przeżycia estetyczne. Co prawda nie wszystkie ciemierniki w tym roku kwitną, spora grupka zakupionych w zeszłym roku pauzuje, mimo tego że szybko przycinałam im po zakupie kwiaty coby rośliny się nie wysilały. Jednak pędzenie "na handel" nie jest najlepszą metodą uprawy dla żadnej rośliny, bidaki po prostu muszą dojść do siebie po takim wysiłku i zanim zaczną pracować nad nowymi pakami kwiatowymi mija zazwyczaj troszki czasu. Na szczęście zakwitają pierwsze siewki made in Alcatraz, dlatego nie narzekam specjalnie na ciemierniczą pustkę. Jak dotychczas najwięcej jest siewek o kwiatach w kolorze bardzo ciemnej czerwieni ( nazywam ją czernią malwową ). Dwie z tych siewek wyjątkowo długo trzymają tę barwę, nieźle dając po oczach. Insze po jakimś czasie robią podobne się do egzemplarza widocznego na zdjątku obok i tym zamieszonym poniżej.
Jestem zadowolona z tego ciemierniczego przychówku, rośliny są zażyte bo oswojone od małego z warunkami mojego ogrodu. Nadają się już do przesadzenia na miejsca docelowe ( i tam niech sobie rosną lata ). Ja wypatruję teraz ciemiernikowych kwiatów mających cechy ciemierników daliowych ( tzw. typ serii 'Tutu' ) czy podobnych do kwiatów mojego "Budynia", które mają barwę śmietanki zaprawionej dobrze rozbitymi z cukrem żółtkami. Hym... pewnie sobie jeszcze poczekam, wymienione przeze mnie cechy kwiatów nie są tymi które najczęściej się dziedziczy. Nasion ciemierniki jednak produkują multum, mrówy transportują je po całym ogrodzie, spora część wydaje siewki, szansa na pojawienie się bardziej zawirowanych genetycznie ciemierników ciągle wzrasta. Mła zostaje uzbroić się w cierpliwość i oczekiwać na nowe kwitnienia!
Przyznam się że mimo tych kwitnień krokusowo - ciemierniczych i przylaszczkowych nadal doskwiera mi przednówkowy głód kwietnego ( to wszystko przez to że coraz gorzej znoszę naszą polską zimę ). Zaradzam temu robiąc co i raz bezczelne zakupy bratkowe. Dlaczego bezczelne? - kaska, misie, kaska! Obiecałam sobie kwiatkowo nie szaleć a cóś mi dotrzymanie obietnicy nie idzie! Roma z wszystkimi jej radościami zbliża się wielkimi krokami do mła i ta matka miast jest niestety nietania, głupie bileciki na zwiedzanie starożytności zakupowane przez net solidnie kosztują. Oddycham z głęboką ulgą że nie będziemy poruszać się komunikacją miejską bo byłoby jeszcze drożej ( Mamelon i mła zawsze przedreptują miasta i nie tylko miasta, tak jakoś lepiej się nam świat poznaje z perspektywy piechura ). No ale bratki kuszą, a ja w tym tygodniu tak samo nieodporna na pokuszenia jak w zeszłym więc niedługo naprawdę będę mogła napisać podręcznik o gotowaniu 365 rodzajów zalewajek na każdy dzień roku, będzie się to nazywało "Kucharka bardzo oszczędna znaczy skąpa". Nie kupuję niby tych brateczków dużo ale tak cóś często ( co tydzień daję ciała ), no a potem finansowe zdumionko! Gdzie jest ten pieniążek co tu był?! Ale co tam, najwyższa pora na dietę a na rabacie z hiacyntami już teraz jest fajnie. Takie słodyczne coolorki, jedna wielka wiosenność.
Bratkowo nasycona ( niemal, widziałam śliczny fioleto - błękicik, powstrzymałam się ostatkiem sił ), należycie zaprzylaszczkowana, obficie uciemierniczona ( Mamelon zakupiła dla mła dwa nowe ciemierniki rarytetne, dla się zresztą tyż choć już obiecała sobie ciemierników nie sadzić - Mamelon ma ten sam problem co mła, ciężki zielony zakupoholizm ), dokrokuszona jak należy powolutku żegnam się z przedwiośniem. Jeszcze dokwita moja leszczyna, która zawsze startuje nieco później niż sąsiedzkie krzewy, jeszcze widać cyklamenki i ostatki śnieżyczek przebiśniegów. Ale pąki na lilakach jasnozielone, kasztanowiec też wyprodukował lepidło na pąkach, róże wypuszczają młode listki - wiosna nam nastaje, prawdziwa! Żegnaj przedwiośnie! W tym roku prawdziwie piękne i długie., choć jak zwykle narzekałam że cóś krótkie, że tylko dwa tygodnie ( typowe - ogrodnik zawsze musi się do pogody doczepić ), że ciepło i w ogóle. Głupie te moje pretensje! Rzekłabym że tegoroczne przedwiośnie tak naprawdę było przedwiośniem właściwym, jak rzadko udało się ogrodnikom dogodzić w drugiej połowie lutego i w marcu. Oby i wiosna była taka.