Wzięło i popadało, tak jak zimą trzeba popadało - śnieg mamy po całości. Niby luty i ja już prowiosennie nastawiona ale przyznam że ten zimowy opad zrobił dobrze mła na jestestwo. Mrozu wielkiego nie ma więc ludziska nie szaleją z paleniem w piecach, można było nos z domu wyściubić i popodziwiać miastową przyrodę znaczy moje ogródkowe włości. Tego właśnie było mi trzeba, spacerku po ogrodzie. Spacerek co prawda odbył się bez towarzystwa bo śniegu dużo i to ciężkiego, mokrego i oblepiającego a takowy nie cieszy się powodzeniem u naszych kotów. Nawet najbardziej zagorzali koci miłośnicy przebywania na powietrzu olali spacerową propozycję mła i wybrali kaloryfery mile ciałka grzejące. Co prawda odwiedzający nas koci goście dreptali po ogrodzie ale tyż kierowali się szybkimi kroczkami w kierunku domu w którym stoją czekające na nich miski gościnne ( Epuzer jest już tak bezczelny że od rana grzeje tyłek na kaloryferze i do swojego prawdziwego domu udaje się dopiero wieczorem, prawie domownik a nie żaden gość ) i nie zwracali specjalnej uwagi na mła, która snuła się po ogrodzie bez tych wszystkich fajnych rzeczy ( miska i karma ), które powinna mieć przy sobie osoba przyjmująca koty. Na parapecie kuchennego okna odchodziły przywitania, karesy i takie tam kocie rozmówki a po ogrodzie snułam się sama, żadnych ocierek, spojrzeń w oczy i pomiaukiwań porozumiewawczych.
A Alcatraz i Podwórko naprawdę nadawało się dziś do podziwiania, nie wiedzą kocyndry co straciły! Mokry, ciężki śnieg zazwyczaj szybko topnieje ale dziś w mieście Odzi przez cały dzień była ujemna temperatura i drzewa nadal mają obsypane konary, gałęzie i gałązki. Mniam, jest magicznie jak w mojej szklanej kuli z bałwankiem, tylko spacerować z aparatem po zimowej krainie czarów. Tak właśnie powinna wyglądać zima, mocno śnieżnie i tylko lekko mroźnie. Jedyne co mi teraz spędza sen z powiek to takie ogrodnicze zmartwionko dotyczące kolumnowych iglaków. Taki śnieg im nie służy, pod jego ciężarem uginają się pędy i drzewo "traci fason" a w skrajnym przypadku może ulec rozłamaniu. Przyznam że z lekkim niepokojem oglądałam moje kolumnowe cisy ( szczególnie duży egzemplarz odmiany 'Wojtek' - oj, nie chciałabym żeby się zdefasonował ) ale jeszcze nie jest tak że szybciorem trza otrząsać i latać z uniesionymi grabkami albo inszą miotłą w celu otrząsalniczym ( wiązać przed zimą drzew nie ma co, bo są naprawdę spore a z tym śnieżeniem różnie u nas bywa ). Nie zapowiadają nowych opadów śniegu , raczej przyjdzie odwilż więc dam ogrodowi spokój. Niech cieszy oczy prawdziwą, piękną zimową szatą jak długo się da, to już luty i niedługo czeka nas przedwiośnie - będzie po ptokach.
Czuję to całą sobą i natura tyż czuje, kiedy ja tak sobie walking in a winter wonderland to moje oczęta co to są niby ślepawe zatrzymały się na oczarowych gałązkach. Tak, tak, oczary już zaczęły kwitnienie. Kwitnie japoński, i mieszańce - 'Pallida" i 'Diana'. Przedwiośnie do nas zawita chyba jeszcze w tym miesiącu! Co prawda nie udało mi się dotrzeć do leszczyny i sprawdzić na jakim etapie przygotowań do kwitnienia są jej baźki ale zazwyczaj kiedy kwitną mieszańcowe oczary to leszczyna jest "tuż przed kwitnieniem". Kto wie czy pod kopnym śniegiem w pełnej gotowości nie czekają tyż ciemiernikowe pąki?! Jak czujecie ten zimowy spacerek napełnił mnie całkiem wiosennym optymizmem. Kiedy wróciłam z przebieżki do domu darowałam kotom nawet ten bordello, który zrobiły przyjmując towarzystwo w kuchni ( co jest stanowczo zakazane ale wszyscy koci mają gdzieś mój zakaz, wystarczy uchylone okno i niektórzy czują się zaproszeni - tylko Felicjan się oburza na nieuprawnione przebywanie poza wyznaczonym parapetem zewnętrznym ). Zimowe piękno w takiej łagodnej odsłonie, nadchodząca wiosna - nie jest źle. Hym... świstak Phil ponoć nie zobaczył swojego cienia, a jeden słupszczanin ma urządzać ogólnopolskie wiosenne porządki - wyraźnie idzie zmiana pór roku. I dobrze bo marzy mi się pójść w piel, sekatorkiem poprzycinać, poczuć słoneczko na gębie i nieco bardziej czyste powietrze w płucach.