Zakupilim z Mamelonem chujinki. Było dużo wybierania bo mła chciała jodełkę a jodełki majo palowy system korzeniowy i doniczki im nie służo. W związku ze związkiem chujinka nie jest tak duża jak mła chciała choć też nie jest ostatnim ułomkiem. Jest za to bardzo miłym dla oka drzewkiem rarytetnego gatunku. Jodła Frasera Abies fraseri pochodzi z Ameryki Północnej, konkretnie to porasta naturalnie w trzech stanach - Wirginii, Karolinie Północnej i Teneessee. Stany niby południowe ale ona porasta sobie w górach, tak gdzieś do 1500 metrów n.p.m. , znaczy jest gatunkiem dość odpornym na środkowoeuropejską pogodę. Na dziczyźnie dorasta do 20 -25 metrów wysokości i rośnie w miarę szybko ( u nas to 20 metrów osiągnie po około 40 latach ). Cechą charakterystyczną jest jej wąski pokrój, widać go już nawet przy bardzo młodych sadzonkach. Największym naturalnym skupiskiem tych drzew, wpisanych do Czerwonej Księgi jest The Great Smoky Mountains National Park, jeden ze starszych parków narodowych Stanów Zjednoczonych, uznany za rezerwat biosfery i w 1983 roku wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. U nas jodła Frasera często robi za drzewko bożonarodzeniowe bo szybko "nabiera masy". Niestety większość jodełek nie przeżywa wykopków, ja mam nadzieję że z moim egzemplarzem nie będzie problemów. Ten gatunek jodły lubi dość żyzną glebę, wilgotnawą i o zasadowym odczynie, mam takie miejsce w Alcatrazie gdzie chyba drzewko będzie dobrze się czuło.
Ponieważ drzewko nie jest tak duże jak planowałam to nie wyciągnęłam wszystkich bombek. Zeszłoroczne łupy - koty, bałwanki, skrzydlata świnka zostały grzecznie w szafie. Te święta prześpią w swoich pudełkach. Może w przyszłym roku trochę wcześniej rozejrzę się za drzewkiem i kupię coś naprawdę sporego. Hym... mam naprawdę dużą kolekcję kretyńskich bombek, na tegorocznym drzewku nawet połowa moich bombkowych zbiorów nie zawisła. Zatem to jeszcze nie jest prawdziwe chujinkowanie, na nie trzeba poczekać. No chyba że koty w tym roku okażą się na tyle niegrzeczne że w następne święta bombki zostaną zawekowane dla bezpieczeństwa. Jak na razie koty udają że się nie interesują, znaczy nie do końca - Felicjan patrzy z obrzydzeniem ( Cio Mary twierdzi że to dlatego że Felek ma dobry gust ) a reszta tak jakoś jakby nie myślała o czynnościach zakazanych. Może się uda i jakoś z drzewkiem bezstresowo przeżyjemy te święta.
Co do wystroju to hym... chujinka w tym roku jest bardzo, bardzo infantylna. Po prostu nie ma na niej innych bombek niż te foremkowe. Pewnie była by bardziej urocza gdyby zawiesić na niej szklane kule, przedszkolizm nie waliłby wówczas tak po oczach. Z drugiej strony święta jak wiadomo są głównie dla dzieci ( nawet dla tych bardzo dorosłych dzieci ) więc właściwie wszystko jest jak najbardziej na miejscu, he, he, he. Teraz do okolic okołchoinkowych - do pilnowania wyznaczyłam zespół z ogrodu - Wolfgang z żabią koleżanką i dwiema domowymi, pluszowymi abizjanami rozsiadły się koło zafizelinowanej na zielono donicy. To tak na wszelki wypadek, jakby któś chciał sprawdzić czy na pewno nie znajdzie się dla niego miejsce pod chujinką. Psie w Spencerku pod chujnkę został podłożony specjalnie na tę okazję wyprasowany do ostatniego zagniotka obrusek żakardowy z zakupów wysortowych czynionych na rynku w Pabianicach.
Chujinka za długo w domu nie postoi. Zamierzam tuż po Nowym Roku zamienić ją z powrotem w jodełkę. Tak dla jej zdrowia będzie lepiej. Coby za dużego szoku nie przeżyła to w pokoju Cioci Dany i Azy przykręciłam solidnie ogrzewanie. W końcu sezon choinkowy w Polszcze to dwa tygodnie z hakiem a żyć potem trzeba i szumieć w ogrodzie. Poza tym koty nie przepadają za rozkosznym chłodkiem i nie będą za często wizytować chujinki. Hym... przynajmniej taką mam nadzieję.
Ponieważ drzewko nie jest tak duże jak planowałam to nie wyciągnęłam wszystkich bombek. Zeszłoroczne łupy - koty, bałwanki, skrzydlata świnka zostały grzecznie w szafie. Te święta prześpią w swoich pudełkach. Może w przyszłym roku trochę wcześniej rozejrzę się za drzewkiem i kupię coś naprawdę sporego. Hym... mam naprawdę dużą kolekcję kretyńskich bombek, na tegorocznym drzewku nawet połowa moich bombkowych zbiorów nie zawisła. Zatem to jeszcze nie jest prawdziwe chujinkowanie, na nie trzeba poczekać. No chyba że koty w tym roku okażą się na tyle niegrzeczne że w następne święta bombki zostaną zawekowane dla bezpieczeństwa. Jak na razie koty udają że się nie interesują, znaczy nie do końca - Felicjan patrzy z obrzydzeniem ( Cio Mary twierdzi że to dlatego że Felek ma dobry gust ) a reszta tak jakoś jakby nie myślała o czynnościach zakazanych. Może się uda i jakoś z drzewkiem bezstresowo przeżyjemy te święta.
Co do wystroju to hym... chujinka w tym roku jest bardzo, bardzo infantylna. Po prostu nie ma na niej innych bombek niż te foremkowe. Pewnie była by bardziej urocza gdyby zawiesić na niej szklane kule, przedszkolizm nie waliłby wówczas tak po oczach. Z drugiej strony święta jak wiadomo są głównie dla dzieci ( nawet dla tych bardzo dorosłych dzieci ) więc właściwie wszystko jest jak najbardziej na miejscu, he, he, he. Teraz do okolic okołchoinkowych - do pilnowania wyznaczyłam zespół z ogrodu - Wolfgang z żabią koleżanką i dwiema domowymi, pluszowymi abizjanami rozsiadły się koło zafizelinowanej na zielono donicy. To tak na wszelki wypadek, jakby któś chciał sprawdzić czy na pewno nie znajdzie się dla niego miejsce pod chujinką. Psie w Spencerku pod chujnkę został podłożony specjalnie na tę okazję wyprasowany do ostatniego zagniotka obrusek żakardowy z zakupów wysortowych czynionych na rynku w Pabianicach.
Chujinka za długo w domu nie postoi. Zamierzam tuż po Nowym Roku zamienić ją z powrotem w jodełkę. Tak dla jej zdrowia będzie lepiej. Coby za dużego szoku nie przeżyła to w pokoju Cioci Dany i Azy przykręciłam solidnie ogrzewanie. W końcu sezon choinkowy w Polszcze to dwa tygodnie z hakiem a żyć potem trzeba i szumieć w ogrodzie. Poza tym koty nie przepadają za rozkosznym chłodkiem i nie będą za często wizytować chujinki. Hym... przynajmniej taką mam nadzieję.