Świat się zmienia a ja cóś za nim nie nadanżam, popsowało się zdrowie albo co bo wyraźnie nie dotrzymuję mu kroku ( światu, nie zdrowiu ) a czasem nawet jakbym zadyszki dostawała. Ostatnio mła parę rzeczy utwierdziło w podejrzeniu, które się we mła zalęgło jakieś cztery lata temu - mła wyraźnie pierniczeje i powoli przestaje rozumieć co ludzie chcą mła powiedzieć. Duuuży problem ze zrozumieniem. Kolejne z rzędu uświadomienie staroruryzmu nastąpiło z powodu solidnego tarzania się w filmowej rozpuście - mła obejrzała filmik pod tytułem "Hotel Artemis" i mła popadła w zadumę. Czasem tak mła się robi, nie zawsze z powodów do końca uświadamialnych ale tym razem mogłam podać przyczyny dla których mnie się zadumienie zrobiło. To nie jest jakiś bardzo wybitny film, dzieło z tych powalających, ma tzw. mielizny ale jest filmem który będę pamiętać. W przeciwieństwie do chwalonego przez krytyków i wycmokanego przez widzów kinowego hita "Blade Runner 2049", co to niby była w nim świetna rola Goslinga i w ogóle. Taa, pierwszego Łowcę Androidów zapamiętałam tak że mogę z pamięci narysować sceny, drugi niby się mła podobał ale okazał się filmidłem bezpłciowym, takim że zaledwie po roku od oblookania nie kumam o co w nim biegało i to nie z powodu atakującej mnie sklerozy. Pół wieczoru dzielnie usiłowałam sobie bez wspomagaczy przypomnieć fabułę, ujęcia, muzykę i insze smaczki i jedyne co mi się udało odtworzyć to rozmowa nowego Łowcy ze starym Łowcą w ostatkach po Las Vegas. Cała reszta to jakaś nieistotność.
W zasadzie można by to wytłumaczyć przytępieniem, problemami ze stykami czyli tym że nie chłonę już wrażeń jak ta gąbka. Tylko że nadal zdarza mi się oglądać filmy które mogę z pamięci narysować - taki niby smętnie nudnawy "Tinker, Tailor, Soldier, Spy", nawet "Interstellar" jak już tak w futurystycznym temacie pogrzebać. Hym... lepiej pamiętam skeczowaty film o reality show kręconym w domu czterech wampirów ( otępienie starcze jednego z lokatorów to był zabawny pomysł - pocieszka dla tych co otępienie jeszcze przed nimi - przynajmniej nie będzie trwało w nieskończoność ) niż film który tak spodobał się krytyce i publiczności że zyskał swoisty znak jakości. Pewnie były cud zdjęcia na które okazałam się ślepa, muzyka której dźwięków nie słyszałam, scenografia miodna co to miała zapaść w pamięć ale zupełnie nie zapadła i porywająca gra aktorska która mnie nie porwała. No tak, rozjeżdża się tzw. odbiór emocjonalny mła i młodszego pokolenia. Nie jest to tak że podobają mi się tylko te piosenki , które już kiedyś słyszałam, ja po prostu nie odbieram współczesnych kodów, tam gdzie inni widzą znaczenie ja dostrzegam jeno banał, taką poprawną nijakość gorszą od uczciwie złego filmu, obrazu , muzyki. "Hotel Artemis" mało komu się podobał, krytycy objechali, publiczność nie dopisała ( mimo wyraźnych ukłonów w stronę przeca uwielbianej mangi ), tylko co poniektórzy zobaczyli w tym cóś więcej niż świetną Jodie Foster.
Jakbym dejavu miała, "Contact" tyż szału nie wywołał. Taa... tak się pocieszam tym że "Contact" dupska krytyce w latach dziewięćdziesiątych nie urwał a publisia wyraźnie nie była gotowa po tych wszystkich Armagedonach czy Dniach Niepodległości na taki film. Wmawiam sobie że to insi mają dzidziopiernikowatość a ja tylko zwyczajny staroruryzm i po prostu dobrze by było żeby insi się oddzidziowali bo tylko należycie skruszały piernik doceni odpowiednio sporządzony lukier miętowy. No ale to tylko pocieszka i wmawianki, starcze gderanie lepiej potrenować bo pewnie jeszcze nieraz "dzieło wiekopomne" gdzieś tam przejdzie mła koło oczu, uszu, a przede wszystkim głównej stacji odbiorczej a zapamięta za to jakiegoś gniota ze względu na niektóre kwestie rodem z wczesnych "tarantiniaków", klimacik scenograficzno - muzyczny i szczegół typu kroczek Pielęgniarki. No wiecie, stare rury to majo szczególne gusta.
Dzisiejsze fotki ozdabiające to portreciki pań silnych, aż się wierzyć nie chce że i one mogły z czasem zostać starymi rurami, takie na tych zdjęciach hop do przodu. Jest też fotka z tych na czasie, przynajmniej w kwestii kumania że cóś jest na czasie jeszcze nie odstaję za bardzo od inszych.
W zasadzie można by to wytłumaczyć przytępieniem, problemami ze stykami czyli tym że nie chłonę już wrażeń jak ta gąbka. Tylko że nadal zdarza mi się oglądać filmy które mogę z pamięci narysować - taki niby smętnie nudnawy "Tinker, Tailor, Soldier, Spy", nawet "Interstellar" jak już tak w futurystycznym temacie pogrzebać. Hym... lepiej pamiętam skeczowaty film o reality show kręconym w domu czterech wampirów ( otępienie starcze jednego z lokatorów to był zabawny pomysł - pocieszka dla tych co otępienie jeszcze przed nimi - przynajmniej nie będzie trwało w nieskończoność ) niż film który tak spodobał się krytyce i publiczności że zyskał swoisty znak jakości. Pewnie były cud zdjęcia na które okazałam się ślepa, muzyka której dźwięków nie słyszałam, scenografia miodna co to miała zapaść w pamięć ale zupełnie nie zapadła i porywająca gra aktorska która mnie nie porwała. No tak, rozjeżdża się tzw. odbiór emocjonalny mła i młodszego pokolenia. Nie jest to tak że podobają mi się tylko te piosenki , które już kiedyś słyszałam, ja po prostu nie odbieram współczesnych kodów, tam gdzie inni widzą znaczenie ja dostrzegam jeno banał, taką poprawną nijakość gorszą od uczciwie złego filmu, obrazu , muzyki. "Hotel Artemis" mało komu się podobał, krytycy objechali, publiczność nie dopisała ( mimo wyraźnych ukłonów w stronę przeca uwielbianej mangi ), tylko co poniektórzy zobaczyli w tym cóś więcej niż świetną Jodie Foster.
Jakbym dejavu miała, "Contact" tyż szału nie wywołał. Taa... tak się pocieszam tym że "Contact" dupska krytyce w latach dziewięćdziesiątych nie urwał a publisia wyraźnie nie była gotowa po tych wszystkich Armagedonach czy Dniach Niepodległości na taki film. Wmawiam sobie że to insi mają dzidziopiernikowatość a ja tylko zwyczajny staroruryzm i po prostu dobrze by było żeby insi się oddzidziowali bo tylko należycie skruszały piernik doceni odpowiednio sporządzony lukier miętowy. No ale to tylko pocieszka i wmawianki, starcze gderanie lepiej potrenować bo pewnie jeszcze nieraz "dzieło wiekopomne" gdzieś tam przejdzie mła koło oczu, uszu, a przede wszystkim głównej stacji odbiorczej a zapamięta za to jakiegoś gniota ze względu na niektóre kwestie rodem z wczesnych "tarantiniaków", klimacik scenograficzno - muzyczny i szczegół typu kroczek Pielęgniarki. No wiecie, stare rury to majo szczególne gusta.
Dzisiejsze fotki ozdabiające to portreciki pań silnych, aż się wierzyć nie chce że i one mogły z czasem zostać starymi rurami, takie na tych zdjęciach hop do przodu. Jest też fotka z tych na czasie, przynajmniej w kwestii kumania że cóś jest na czasie jeszcze nie odstaję za bardzo od inszych.