Quantcast
Channel: Blog w zasadzie ogrodowy
Viewing all articles
Browse latest Browse all 1491

Różane opowieści

$
0
0
Bajka o tysiącu i jednej róży, szybko  opowiadana bo upał wypala kwiaty. Wielka szkoda  że kwitnienie trwa w tym roku tak krótko, rano widzę rozwijający się z pąka kwiat, wieczorem zastaję kapeć z opadającymi płatkami. Praży, żarzy i w ogóle wypala a róże i owszem lubieją ciepełko ale nie znoszą upału. Na zapachowe odkrycia też nie ma co liczyć, gorące powietrze to nie jest to samo co powietrze  ciepłe, zapachy się nie rozchodzą  tylko zanikają.  Jedynie rano coś tam pachnie ale wielkich ochów i achów  z tego powodu nie ma. Te poranne wonie unoszące się nad różanką są mało intensywne. Suche powietrze,  oto dlaczego nie ma czego niuchać. Ponieważ  Wielki  Pogodowy postanowił być złośliwy i pada we wszystkich dzielnicach  miasta Odzi poza moją, na wąchanie kwiatów róż chyba  będę musiała się wybrać do znajomków.


Najszybciej wykwitają róże posadzone na Suchej - Żwirowej. Tam  mają swoje stanowiska głównie róże historyczne, kwitnące troszkę wcześniej od róż  nowoczesnych. Zazwyczaj  to te jeden raz w sezonie kwitnące, dłuuugo trzymają kwiaty bo  nasza ódzka majowo - czerwcowa pogoda im sprzyja ( na ogół jest średnio ciepło i popaduje )   ale w tym roku tak  nie jest.  Zakwitły bardzo, zaprawdę bardzo  wcześnie i słońce tak  im dało że właściwie  już po kwiatach.  W tym roku  wiosenne letnie temperatury i brak opadów nie sprzyjały moim dzikunom i historyczkom. Może  lepiej poradzą sobie angielki, zapowiadają wszak lekkie  ochłodzenie. Hym... ciągle jeszcze  jestem pełna nadziei  że przynajmniej część róż pokaże się z tej najlepszej strony. Oczywiście mimo tzw. niesprzyjających okoliczności nadal sobie snuję różane marzenia - a to 'Old Port' a to jakaś szkocka piękność, a to urocza austinka, taa - Podwórko się rozciąga w tych moich marzeniach  jakby z gumy  było. No i pogoda  na nim zawsze odpowiednia, he, he, he.




Błyskawiczne wykwitanie  róż historycznych i nie najlepszą  jak do tej pory długość kwitnienia angielek rekompensują mi całkiem niezłe kwiaty tzw. chińskich róż.  Tak nazywa się dość skomplikowane mieszańce ze znaczną ilością genów róż pochodzących z Chin.  Na ogół są to  odmiany niespecjalnie dobrze rosnące w  naszym  klimacie, nie służą im nasze  zimy a wiosenne przymrozki to dla nich  hardcorowe przeżycie. Posadziłam te moje chińczyki   w najbardziej zacisznej części różanki w nadziei  że jakoś tam wytrzymają i jak do tej pory radzą sobie  całkiem nieźle.  Jedyne co  spędza sen  z powiek to ich niezbyt  wysoki  wzrost.  Marzą mi się takie  krzakory jak widziałam w ogrodzie  Beth Chatto. Cóś mi się zdaje  że w pogoni za takim angielskim wyglądem krzewów przyjdzie mi bardziej solidnie chocholić  te róże na zimę. Może dzięki wyczynowemu opatulaniu róż doczekam się właściwego rozmiaru  krzewów z mnóstwem drobnych, ślicznych różyczek na wiotkich bezkolcowych pędach.



Szczęśliwie nie będę musiała chocholić niczego więcej, mój nowy  piżmak ( no dobra, średnio nowy - przyjechał dwa lata temu, jest na fotce powyżej ) i mój zeszłoroczny zakup,  róże zwane florystycznymi ( te z  fotki poniżej ) okazały się całkiem wytrzymałymi krzewami.  Nie tyle zdumiewa mnie  piżmacza odporność co fakt że róże przeznaczone dla kwiaciarni okazały się całkiem przyzwoitymi  różami ogrodowymi. Tfu, tfu, tfu!  - żeby nie zapeszyć. Kto wie, może wymyślą wreszcie dobrą "niebieską różę" dla naszego klimatu?  I tym optymistycznym akcentem kończę tą różaną opowieść.



Viewing all articles
Browse latest Browse all 1491


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>