No tak, może nieco dziwne wydaje się podsumowanie prac ogrodowych wykonanych w najbardziej zimowym z zimowych miesięcy ale wbrew pozorom styczeń wcale nie musi być miesiącem gdzie nic ogrodowego się nie dzieje. Może przycinań krzewów nie uskuteczniam, straszliwych i groźnych gryplanów typu przebudowa Alcatrazu nie snuję ( doświadczenie już mnie nauczyło gdzie Wielki Ogrodowy ma te moje gryplany i informuję zainteresowanych że jeżeli prawdą jest że my na obraz i podobieństwo to nie jest to tzw. miejsce szacowne ) ale stronki zielone oglądam w poszukiwaniu ciekawych roślin, biuletyn irysowy z nabożeństwem czytam ( qrcze, naszłam solidny artykuł o irysach Calsib uprawianych w klimacie mocno umiarkowanym że tak go nazwę, a mnie pacyficzne mieszanki zawsze bardzo się podobały ), zastanawiam się gdzie są nasiona tych dynek od Mamelona. Znaczy niby nic się nie dzieje ale cóś się knuje, a nawet jakby do uprawy człowiek chętnie by przystąpił. W ramach wizytowania Leroja ( gips i oblookanie cen farby ) oczęta moje usiłowały wyśledzić doniczki rozkładalne ale albo ja już mam rogówkę stwardniałą jak stal ruskich czołgów i ślepię w związku z tym albo po prostu w tym markecie budowlanym takowych doniczków nie ma.
Doniczki eko uważam w moim wypadku za najlepsze rozwiązanie, jednakowe, łatwe do zabezpieczenia przed Samym Złem w mini szklarence, gwarantującej że jakaś, choćby i niewielka część zielonego przeżyje hym... tego... warunki domowe absolutnie niesprzyjające młodym roślinom. Szklarenka niestety jest konieczna bowiem obcięte pety nie zdały egzaminu, Samo Zło długo jeszcze po wykończeniu roślinek turlało niepotrzebne już pety po podłodze pralni. Na tłuczenie szklanych kloszy nie ma mojej zgody, opcja szklarenkowa jako opcja wagi na tyle ciężkiej ( zamierzam obciążyć szklarenkę dodatkowo kamorem ) że Samo Zło nie da rady wydaje się jak najbardziej racjonalna. Owszem jeszcze bardziej racjonalna jest opcja wywalenia Samego Zła na stałe do Małgoś - Sąsiadki ale jest to opcja niewykonalna - Samo Zło wraca zawsze jak zły szeląg! No a szklarenkowe plany wysiewowe to ja w tym roku mam - Mamelon zamarzył o białych dynkach coby chałupę jesienią ustroić i o różowych cyniach, które kiedyś tak ją urzekły w ogrodzie Ewandki, mnie się marzą groszki pachnące w dużej ilości i trochę wcześniej kwitnące nasturcje. No i wychodzi na to że w lutym trzeba będzie pogonić koty z niektórych parapetów i stworzyć miejsce na uprawę jednorocznych. Ponoć groszki pachnące siane w styczniu i lutym, kwitną znacznie dłużej niż te siane bezpośrednio do gruntu. Pod warunkiem rzecz jasna że nie pozwala im się na wiązanie zbyt wielu nasion. Znaczy trzeba się koło groszków pokręcić od czasu do czasu z sekatorkiem, jak jaka lady z Albionu dbająca żeby ogród był zawsze kwitnący. No i to by było na tyle tego ogrodowania w styczniu, w sumie to ogólne lenistwo. Dobra, niech będzie że była wykonana praca konceptualna w niewielkim zakresie, choć to chyba tylko dla poprawy mojego samopoczucia ( o boszsz... jaka ze mnie pilna pszczółka, nic we mnie z leniwca, he, he, he ). Na obabrazku dziś macie Felicjanodzillę.