W tym miesiącu w tytułach wpisów słowo jesienny pojawiało się nader często. Odmieniałam tę jesienność przez niemal wszystkie przypadki ( no wołacza nie zastosowałam ) bo aura była w miesiącu niby jeszcze pół letnim całkiem późnojesienna. No ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, z tego ciągłego lania mamy grzybowy urodzaj. Taka rekompensata za brak krajowych czereśni, wiśni, jabłek czy gruszek. W tegorocznych wrześniowych rzadkich słonecznych dniach częściej byłam w lesie niż w ogrodzie. Może i dobrze bo obserwowanie dzikiej leśności przełoży się na uprawę leśności oswojonej czyli Alcatrazu. Przy Podwórku wiele ogrodowej roboty nie miałam, bo oprócz wkopania cebul nic mu właściwie do szczęścia nie było potrzebne. Całkiem nieźle wygląda zamarcinkowane i zatrawione, żyje swoim podwórkowym życiem nie narzucając mi się zanadto ze swoimi potrzebami. Szkoda mi tylko że w tym wrześniu nie było jesiennych koncertów podwórkowych świerszczy, no ale jak leje i jest zimno to nie można wymagać od ciepłolubnych owadów muzyczki. Trzeba się cieszyć tym czy można - bujnością nasturcji, kolejnym kwitnieniem róż, czy motylami tłumnie odwiedzającymi jesienne kwiaty.
Motyle obloty kwiatów rozchodników i marcinków to radość dla oczu wyposzczonych widokiem serwowanym przez zszarzałe i zanoszące się deszczem jak dziecko płaczem niebo ( pod szarym niebem wszystko wydaje się szare ). Towarzystwo masowo obżera się konkurując z pszczołami. Można by napisać że kwiaty są ciężkie od motyli ale w przypadku mało zwiewnej formy rozchodników cóś by to nie grało. Niestety ten motyli karnawał nie będzie trwał długo, w przyszłym tygodniu ponoć wracają deszcze, no i co gorsza pojawią się pierwsze przymrozki. Deszcz jeszcze zniosę ( choć z trudem, tegoroczny sezon ogrodowy był mokry ) ale niemiła sercu ogrodniczki zapowiedź przymrozków, forpoczty zimy, sprawia że mam ogrodowe odchciewajstwo.
A ogrodowe odchciewajstwo jest absolutnie niewskazane w październiku. Przede mną przesadzanie róż, znalezienie nowych stanowisk dla przekwitłych marcinków i floksów, sadzenie drzew w Alcatrazie, przenosiny krzewów i tym podobne rozrywki. No i kto wie czy nie skuszą mnie wyprzedaże bylin i cebul. Jakimś cudownym sposobem obniżka cen roślin powoduje u mnie przypływ chęci na ogrodowanie , taki zdziw marketingowo - ogrodowy ma miejsce. Tylko że przymrozki rozwalają późne zabawy w ogrodzie, nie wszystkie rośliny to hardcory, no i to grzebanie w zimnej glebie - paskudność nad paskudnościami! Na aurę to mam wpływ bardziej niż ograniczony, mogę sobie najwyżej popsioczyć i na tym się kończy. Ponoć nie należy się zamartwiać tym czego nie jest się w stanie zmienić więc postanowiłam się nie stresować za bardzo pojawiającym się wraz z zapowiedzią przymrozków ogrodowym odchciewajstwem. Po prostu zero pokuszeń wyprzedażowych wprowadzę, a roboty ogrodowe przełożę do wiosny. Nic na siłę, nie będzie pogody to nie będę się kopać z Wielkim Pogodowym przebranym za konia.A może niepotrzebnie się obawiam i październik zaskoczy mnie miłym ciepełkiem, takim w sam raz na ogrodowanie. Dobrze by było bo nie odczuwam zmęczenia ogrodowym sezonem. Poszalałabym jeszcze w Alcatrazie.
Motyle obloty kwiatów rozchodników i marcinków to radość dla oczu wyposzczonych widokiem serwowanym przez zszarzałe i zanoszące się deszczem jak dziecko płaczem niebo ( pod szarym niebem wszystko wydaje się szare ). Towarzystwo masowo obżera się konkurując z pszczołami. Można by napisać że kwiaty są ciężkie od motyli ale w przypadku mało zwiewnej formy rozchodników cóś by to nie grało. Niestety ten motyli karnawał nie będzie trwał długo, w przyszłym tygodniu ponoć wracają deszcze, no i co gorsza pojawią się pierwsze przymrozki. Deszcz jeszcze zniosę ( choć z trudem, tegoroczny sezon ogrodowy był mokry ) ale niemiła sercu ogrodniczki zapowiedź przymrozków, forpoczty zimy, sprawia że mam ogrodowe odchciewajstwo.
A ogrodowe odchciewajstwo jest absolutnie niewskazane w październiku. Przede mną przesadzanie róż, znalezienie nowych stanowisk dla przekwitłych marcinków i floksów, sadzenie drzew w Alcatrazie, przenosiny krzewów i tym podobne rozrywki. No i kto wie czy nie skuszą mnie wyprzedaże bylin i cebul. Jakimś cudownym sposobem obniżka cen roślin powoduje u mnie przypływ chęci na ogrodowanie , taki zdziw marketingowo - ogrodowy ma miejsce. Tylko że przymrozki rozwalają późne zabawy w ogrodzie, nie wszystkie rośliny to hardcory, no i to grzebanie w zimnej glebie - paskudność nad paskudnościami! Na aurę to mam wpływ bardziej niż ograniczony, mogę sobie najwyżej popsioczyć i na tym się kończy. Ponoć nie należy się zamartwiać tym czego nie jest się w stanie zmienić więc postanowiłam się nie stresować za bardzo pojawiającym się wraz z zapowiedzią przymrozków ogrodowym odchciewajstwem. Po prostu zero pokuszeń wyprzedażowych wprowadzę, a roboty ogrodowe przełożę do wiosny. Nic na siłę, nie będzie pogody to nie będę się kopać z Wielkim Pogodowym przebranym za konia.A może niepotrzebnie się obawiam i październik zaskoczy mnie miłym ciepełkiem, takim w sam raz na ogrodowanie. Dobrze by było bo nie odczuwam zmęczenia ogrodowym sezonem. Poszalałabym jeszcze w Alcatrazie.