Jesień, Panie tego, jesień - w domu ustrojstwo typu "leśne" ze wszystkiego sztucznego od mchu ( no może jeden jest prawdziwy choć kwiaciarnianego pochodzenia, suszony i barwiony ) poprzez papierowe grzybki na szklanych ptoszkach skończywszy ( no ale te ostatnie to choć z materiału szlachetnego ), za oknem dżedż na przemian ze słoneczkiem, znaczy czas na odwiedziny lasu. Póki jeszcze rośnie bo jak twierdzą mendia Szyszko szaleje, ponoć w towarzystwie kapelana dusiciela rysi ( cóś mi mówiło że to przestępcze dranie, mynister i ta banda go otaczająca ale nie sądziłam że to kłusownicy, myślałam że zwykli kombinatorzy i złodzieje a tu siurprajz - taa, lis pilnuje kurnika, ze słoikiem z kornikiem w łapie, co nie przeszkadza mu wyrzynać czego się da i zabijać kogo się da ). Chyba pierwszy raz aż tak bym chciała żeby mendia koloryzowały, bo jeżeli to prawda jest gorzej niż źle. Rysie to mimo wszystko inna bajka niż rozstrzeliwane bażanty ( choć tamta historia była jak dla mnie wystarczająco obrzydliwa i dyskwalifikująca faceta do zajmowania jakichkolwiek stanowisk związanych z ochroną zasobów przyrodniczych ). O ile polowanie mynisterialne rzeczywiście tak wyglądają to czas zapolować na mynistra. Z naganką, rzecz jasna!
No więc pojechali my do lasu!
Oczywiście wyprawa do lasu nazywała się wyprawą na grzyby, ale tak o prawdzie za grzybami rozglądałam się tyle o ile. Coś tam się zebrało ale szczerze pisząc to zbieranie grzybków było tylko pretekstem do łażenia po lesie. Las po którym chodziłam to nie żadna pradawna puszcza, ot taki podmiejski las użytkowy. Bór sosnowy, niby plantacja drzew bardziej aniżeli las prawdziwy. Jednak wystarczy choć trochę drzew i dzieje się cud, pojawiają się mchy, porosty i grzyby, wysiewają się brzozy, nagle wyrastają borówkowe krzewinki i wrzos i znika plantacja, już mamy las. Żyjące odrębnym życiem istnienie, w którym rośliny i zwierzęta "są na swoim miejscu", tylko człowiek jakby z innej bajki.
Teraz jest czas kwitnienia wrzosów, ich delikatne krzaczki niepodobne do przysadzistych i zażytych "wrzosów hodowlanych" rosną na polankach, przy leśnych duktach, wszędzie tam gdzie mają trochę więcej słońca. Mało jest rzeczy równie miłych jak zasięście w okolicach porośniętych kwitnącym wrzosem i wgapianie się w mikrokosmos wrzosowiska. We fruwaczy i pomykaczy, w życie tych co brzęczą i tych co bezgłośnie sobie bytują, w cały ten światek malutkich stworzeń. A do tego ten zapach, nie kwietny tylko krzewinkowo - mszasty, ziemny i jakby troszkę gorzkawy ( wiem, wiem, gorzkawy to całkiem inny zmysł identyfikuje ale u mnie taka synestezja się czasem robi ). Zatem zamiast pracowicie wypatrywać prawdziwków, krawców, koźlarzy czy tam innych podgrzybków zaległam we wrzosie i śledziłam błonkoskrzydłe. Relaks przez duże R był uprawiany, wiele z tych chwil spędzonych w lesie na radości kuchenne się nie przełoży ale wszak nie samymi sprawami żołądka człowiek żyje. Czasem po prostu potrzebna jest chwila wyciszenia, czas na uważność, przeżywanie teraźniejszości. Ostatnimi czasy bardzo mi takich chwil brakuje w mojej zalatanej codzienności. Korzystałam więc na całego z wrzosowiskowych dobrodziejstw, bezczelnie się leniąc.
A las wokół wrzosem porosłej polanki śpiewał sobie razem z wiatrem. Pieśń była o kolonizacji nowych terenów, o życiu do zmurszałości, zamieraniu przekształcającym się w nowe życie i tym podobnych sprawach. Bo las sobie świetnie bez pomocy ludzkiej radzi, między bajki włożyć jak to człowiek las uprawia. Człowiek to drzewa uprawia, zwierząt dogląda ( na ogół po to żeby je odstrzelić ) ale lasu nie uprawia, las uprawia się sam. Jest tak złożonym ekosystemem że uprawiać się nie da. Można go chronić, odtwarzać, próbować przywracać "leśności" ale uprawiać się go nie da. Tak jak nie da się uprawiać stepu czy morza. Można hodować w fiordach łososie czy przekształcać step w pola uprawne ale to wycinek, wykrojenie z natury tego co wydaje nam się najbardziej dla nas potrzebne. Myślę że większość nieporozumień pomiędzy tzw. ekologami a leśnikami bierze się z tego że wśród tych ostatnich panuje przekonanie że człowiek może kształtować "naukowo" w zasadzie bez konsekwencji przyrodę, bo na studiach uczyli że las gospodarczo się wykorzystuje i to po to leśnik w lesie siedzi żeby dopilnować tej prawidłości gospodarki leśnej. To że z czasem trzeba będzie ograniczać "gospodarczość" lasów a stawiać na ohydną "ekologię" ciężko przyjąć do wiadomości. Nie tylko leśnikom, nam zwykłym ludziom też. Możemy doczekać się zakazu grzybobrań a nawet wstępu do lasów. Mamy to prawie jak w banku jeżeli nadal będziemy gospodarczo wykorzystywać las tak jak teraz go wykorzystujemy. Wiem że smętne, ale człowiek to takie stworzenie które ogranicza się tylko wtedy kiedy nie ma już innego wyjścia. Więc cieszyłam się lasem póki jeszcze można.
No więc pojechali my do lasu!
Oczywiście wyprawa do lasu nazywała się wyprawą na grzyby, ale tak o prawdzie za grzybami rozglądałam się tyle o ile. Coś tam się zebrało ale szczerze pisząc to zbieranie grzybków było tylko pretekstem do łażenia po lesie. Las po którym chodziłam to nie żadna pradawna puszcza, ot taki podmiejski las użytkowy. Bór sosnowy, niby plantacja drzew bardziej aniżeli las prawdziwy. Jednak wystarczy choć trochę drzew i dzieje się cud, pojawiają się mchy, porosty i grzyby, wysiewają się brzozy, nagle wyrastają borówkowe krzewinki i wrzos i znika plantacja, już mamy las. Żyjące odrębnym życiem istnienie, w którym rośliny i zwierzęta "są na swoim miejscu", tylko człowiek jakby z innej bajki.
Teraz jest czas kwitnienia wrzosów, ich delikatne krzaczki niepodobne do przysadzistych i zażytych "wrzosów hodowlanych" rosną na polankach, przy leśnych duktach, wszędzie tam gdzie mają trochę więcej słońca. Mało jest rzeczy równie miłych jak zasięście w okolicach porośniętych kwitnącym wrzosem i wgapianie się w mikrokosmos wrzosowiska. We fruwaczy i pomykaczy, w życie tych co brzęczą i tych co bezgłośnie sobie bytują, w cały ten światek malutkich stworzeń. A do tego ten zapach, nie kwietny tylko krzewinkowo - mszasty, ziemny i jakby troszkę gorzkawy ( wiem, wiem, gorzkawy to całkiem inny zmysł identyfikuje ale u mnie taka synestezja się czasem robi ). Zatem zamiast pracowicie wypatrywać prawdziwków, krawców, koźlarzy czy tam innych podgrzybków zaległam we wrzosie i śledziłam błonkoskrzydłe. Relaks przez duże R był uprawiany, wiele z tych chwil spędzonych w lesie na radości kuchenne się nie przełoży ale wszak nie samymi sprawami żołądka człowiek żyje. Czasem po prostu potrzebna jest chwila wyciszenia, czas na uważność, przeżywanie teraźniejszości. Ostatnimi czasy bardzo mi takich chwil brakuje w mojej zalatanej codzienności. Korzystałam więc na całego z wrzosowiskowych dobrodziejstw, bezczelnie się leniąc.
A las wokół wrzosem porosłej polanki śpiewał sobie razem z wiatrem. Pieśń była o kolonizacji nowych terenów, o życiu do zmurszałości, zamieraniu przekształcającym się w nowe życie i tym podobnych sprawach. Bo las sobie świetnie bez pomocy ludzkiej radzi, między bajki włożyć jak to człowiek las uprawia. Człowiek to drzewa uprawia, zwierząt dogląda ( na ogół po to żeby je odstrzelić ) ale lasu nie uprawia, las uprawia się sam. Jest tak złożonym ekosystemem że uprawiać się nie da. Można go chronić, odtwarzać, próbować przywracać "leśności" ale uprawiać się go nie da. Tak jak nie da się uprawiać stepu czy morza. Można hodować w fiordach łososie czy przekształcać step w pola uprawne ale to wycinek, wykrojenie z natury tego co wydaje nam się najbardziej dla nas potrzebne. Myślę że większość nieporozumień pomiędzy tzw. ekologami a leśnikami bierze się z tego że wśród tych ostatnich panuje przekonanie że człowiek może kształtować "naukowo" w zasadzie bez konsekwencji przyrodę, bo na studiach uczyli że las gospodarczo się wykorzystuje i to po to leśnik w lesie siedzi żeby dopilnować tej prawidłości gospodarki leśnej. To że z czasem trzeba będzie ograniczać "gospodarczość" lasów a stawiać na ohydną "ekologię" ciężko przyjąć do wiadomości. Nie tylko leśnikom, nam zwykłym ludziom też. Możemy doczekać się zakazu grzybobrań a nawet wstępu do lasów. Mamy to prawie jak w banku jeżeli nadal będziemy gospodarczo wykorzystywać las tak jak teraz go wykorzystujemy. Wiem że smętne, ale człowiek to takie stworzenie które ogranicza się tylko wtedy kiedy nie ma już innego wyjścia. Więc cieszyłam się lasem póki jeszcze można.