Ten tydzień nie należał do najłatwiejszych. Co prawda Sławencjusz wrócił ze szpitala z nowymi lekami i lepszym samopoczuciem, za to Małgoś się staranie rozłożyła bo jej syn odebrał wnuczka z przedszkola. Zawsze wiedziałam że dzieci to zaraza ale Kubusia nie podejrzewałam. A tymczasem Małgoś miała zapodanego najnowszego wirusa dziecięcego, i dostała leki z antybiotykiem osłonowym włącznie. Obecnie już mówi, na ogół same brzydkie rzeczy o mła i katowaniu jedzeniem. Mła załatwia sprawę krótko, zdawało się Małgoś a w ogóle to ma rozmiękczenie mózgu. Małgoś na to mła że rozmiękczenie to ma nasz komendant główny policji a Małgoś to ma co najwyżej lekką niedyspozycję mentalną. No nie wiem czy to krzywienie się , machanie łapkami i usiłowania ryczenia niemym gardziołkiem to jest lekka niedyspozycja, dla mła to wyraźnie mózg miękki jak niedogotowane jajko. Jak widzicie nie było pierniczenia bo Małgoś leczona, młą nieco zajechana i wogle się działo. Na ten przykład sąsiad Maciuś wrócił był z pracowej wigilii o drugiej nad ranem i zaliczył glebę przed wejściem. Dobrze że mła kole drugiej w nocy ostatnio na nogach bo ten dureń by zamarzł. Mła jak zobaczyła zwłoki leżące przed domem, to czym prędzej wybiegła na to - 11 i zbierała idiotę z dużym trudem, bo jemu się wydawało że mła chce go wyrzucić z tramwaju. Tak mła wkurzył że udałam się po parasol i moim starym sposobem przećwiczonym na dużych facetach z zaburzoną świadomością, zapędziłam do kojca, znaczy na korytarz. A potem zaczęły się schody, dosłownie. Tak w połowie drogi przyszło mła do głowy żeby się zorientować czy Maciejuchna ma klucze przy tyłku, oczywiście nie miał i twierdził że współpracownicy mu ukradli, ponoć z zazdrości o mniłość kotki do jego osoby. Potem niepokój nim targał czy aby kotka Czarnuszka nie głoduje i czy nie trzeba natentychmiast wzywać ślusarza albo straż pożarną, coby drzwi wystawiła . Na wszelki wypadek odebrałam komórkę grożąc parasolem i na kopach wciągałam dalej. Pod drzwiami jego mieszkania, w korytarzyku, który jest ciepły, pościeliłam psie kocyki, ułożyłam, pozwoliłam sobie przyjąć wyznanie że jestem najukochańszym administratorem nieruchomości, przypierniczyłam parasolem bo mną nosiło i Maciuś zachrapał. Rano było mu głupio jak cholera i dobrze. Małe elfy zrobiły odśnieżanie po całości za mła i wylizały schody. Ot, nieoczekiwane obowiązki administracyjne mła w nocy dopadajo i nerwujo. Dla mła niby to nic nowego, w końcu jest zaprawiona w bojach od czasu kiedy jeden z jej lokatorów przeczytał na monitorze kompa że powinien udać się do admina w celu przywrócenia czegóś tam z systemu. Mła nie przepuściła Maćkowi, odbyła rozmowę z nieodpowiedzialnym opiekunem kota, który to opiekun jak się okazało klucz od mieszkania miał przezornie schowany w skarpetce. Ulałam się Ciotce Elce, która czym prędzej chciała pożyczyć parasol, bowiem Włodzimierz coś tam bredził o pracowym opłatku. Ku jej rozczarowaniu wrócił bez promili i cały zdziwiony był tym że oczekiwała go w progu z parasolem. Zapodał info że nie śnieży i z tą zadymką to przesada. I jedno szczęście bo jego kolega Snuj się był urżnął z okazji świątecznej i Włodzimierz jako jedyny trzeźwy na pracowej fieście musiał go do domu zaholować. Włodzimierz rozmówkę później ze mła prowadził na temat złego humoru Ciotki Elki, objawiającego się chodem sztywnym jak u Jaruzelskiego i jadem z ust spływającym jak u Urbana Jerzego. Cóż, mła nie wyjaśniała sprawy ciotczynych oczekiwań i parasola, pomyślała sobie tylko że Włodzimierz ma troszki racji, kiedy mawia że Elunia jest z tych wybrednych, które ciężko byle czym zadowolić.
↧