U nas w krateczkę, Małgoś pociesza się że jej spadek formy nie skończył się tak jak ten, który wieść gminna przypisuje Wujkowi Wowie. Spierdolamento ze schodków z posrywem to taka prawda nieprawda, ale Małgoś wydaje się jadowicie usatysfakcjonowana że o możnych tego świata krążą takie radosne opowiastki. Hym... nic współczucia, mściwe "Dobrze tak, staruchowi jednemu" padło z tych niemal prawie sto lat liczących usteczek. Nad sobą Małgoś się nie użala, bardzo za to przeżywa szpitalnictwo Sławencjusza. Jej zdaniem mogą zamorzyć Sławencjusza w szpitalu, więc namawia mła na akcję ratunkową, znaczy sprawdzenie czy aby nie morzą głodem i interwencję. Cóś z tym morzeniem jest na rzeczy, Sławencjusz wczoraj przesłał Mamelonu zdjęcie obiadku, ponoć zimnego. Mła przyznawa że widok łyżki kaszy i kawałków gotowanej, fuj, wątróbki oraz tzw. surówki czyli wiórków z marchwi, był mało apetyczny. Dziś w związku z tym jedziemy z akcją ratowniczą, wyposażone będziemy w bardzo delikatne jedzonko coby Sławencjusz dohtorom kłopotu nie sprawił. Na jedno szczęście nic się u niego nie rozbujało, Mamelon przygraża że Sławencjusz będzie pieszo chodził do piekarni po chlebek w ramach rekonwalescencji i skończy się samochodowanie do miejsc oddalonych o "trzy kroki". To i tak dobrze, zdaniem Małgoś ze Sławencjusza taki młodzieniaszek że w piłkę kopaną jeszcze powinien pograć. I cóś jakby realistycznie dodaje że wcale nie byłby gorszy niż niektórzy z naszych piłkarzy. Mła co prawda nie ogląda sportowych transmisji ale docierają do niej via Małgoś, Januszek i Hania info o tej marności w wykonie naszych reprezentantów.
Mła usiłuje ogarnąć temat świąteczny. Ma już zarobioną część ciast, posiekane bakalie do keksów, wymyte i naszykowane formy. Są nawet rozrobione lukry i zakupione cukrowe i czekoladowe ozdóbstwa do ciast. Teraz przed nią jeszcze pakowanie prezentów i w końcu może uda się mła zabrać za pierniczenie. Małgoś ćwierka żeby nic nie planować, wtedy jest szansa że trafimy na właściwą, tą jaśniejszą część losowej kratki i pierniczenie się uda. Mła więc udawa przed samą sobą że nic nie planuje , coby się nie pofyrtało. Przed mła tyż tworzenie zimowych dekoracji, na kuchennym stole jeszcze jesiennie. Podobnie jest u Mamelona, jak się człowiekowi gmatwa to jakoś nie ma głowy do zabaw domowych. Mła zatem nadal niucha gorzką woń chryzantem a nie żywiczne zapachy igiełek. Nic to, mła się grudniowo ogarnie i cóś tam upituli w tym bałaganie. Okien dla Jezusa myć nie będę, mój własny Malusieńki zwykł się zadowalać jako takimi porządkami i dekoracjami. Koniec z wyrzutami sumienia że bałagan, bordello i kto wie czy karaluchy się już nie skrzykują coby zasiedlić te stosy papirów u mła. Co roku o tej porze mam niemile poczucie że nie robię wszystkiego co powinnam, won z tym. W końcu najważniejsza w świętach jest tzw. atmosfera a do wytworzenia tej to mła wcale nie potrzebuje nieskazitelnego błysku szyb, mła wystarczy oczekiwanie na cud w domowym bajzlu z jako chujinkopodobnym tworem. Wczoraj mła przygotowała kartony do paczkowania i wyciągnęła papirki coolorowe, jakoś te zabawy bardziej do niej przemawiają niż pucowanie okien. Mnie to tam czyste okna wielkiej radości nie sprawiają a robienie prezentów jak najbardziej. Mam nadzieję że i inszym radość z nich będzie. A szybki niech się kurzą.
Dzisiaj za ozdóbstwo robią karteczki autorstwa Helen J. Maguire i Louisa Waina. W Muzyczniku całkiem insze pienia świąteczne.