U nas powoli do przodu, choć mła jakoś tak biegiem to powoli musi wykonywać. U Małgoś górki i dołki ale ani górki za wysokie ani dołki to nie depresje, taka równina z lekka się wznosząca, poprzecinana dolinkami. Małgoś zdeprymowana tym że się szybko nie poprawia, jak to ona ćwierka - "Starość starością ale żeby być takim tobołem?!" Mła ją musi uspokajać i zapewniać że da radę, choć tak po prawdzie to mła nie jest pewna sukcesu, pewnych spraw się nie przeskoczy. Jednakże Małgoś odzyskała jakąś tam część tej swojej niezatapialności, dobre i to. Perełki są pilnowane jak oczko w głowie, zyskały status skarbu szkatułkowego. Małgoś stroi się w nie na wycieczki wózkowe. Co prawda podczas tych wycieczek na słoneczku robi sobie drzemu ale przynajmniej uperełkowana. Gienia pozazdrościła Małgoś i miała jazdy ciśnieniowe i podejrzenia neurologiczne. W zeszłą niedzielę była przymusowa jazda do szpitala. Ponieważ na SORze nic nie wykryto a dalsze badania proponowano na tym samym oddziale na którym niedawno leżała Małgoś, Gienia stanowczo zażądała przewiezienia do chałupy, gdzie dojdzie w spokoju do siebie i nawet lekarz pierwszego kontaktu ją odwiedzi. Wicie rozumicie, w szpitalu wizyta lekarska wcale nie jest pewna, teoretycznie powinien być obchód ale znam szpital w którym pacjent nie widział lekarza a lekarz pacjenta przez trzy doby. To był przypadek komplikacji podczas przebiegu terapii nowotworowej. Nie, nie żartuję, to się naprawdę zdarzyło w tym miesiącu mojemu znajomemu. Zdziczenie covidowe zbiera żniwo.
Takie są smętne skutki czegóś co się nazywało chronieniem społeczeństwa przed zarazą. Dużo spraw wstrętnych zaczyna się niby niewinne, jak to drzewiej mawiano - miłe złego początki. No ale mła teraz nie będzie narzekać, ulży sobie w Święto Niepodleglości, bo mła uznawa że to jest czas w sam raz kiedy "Trzeba rozrywać rany polskie, żeby się nie zabliźniły błoną podłości". Co prawda przed sprawami naszymi "wyższego rzędu" obecnie trudno uciec, takie czasy że te wyższorzędowe się mocno na real przekładają. Idzie człek do sklepu a tam szczerzy się drogaśna kaszanka, przyczyna rewolt za PRLu. Zastanawia się czy ogrzewanie włączyć czy jeszcze pomarznąć, jak to mła wmawiają, sojuszniczo ( no bo przeca marże z doopy wzięte nic wspólnego nie mają z ceną energii ). Nerwowo przelicza czy aby starczy na lepszą kocią karmę, paciorki zmawia żeby nic weterynaryjnego nie wypadło. Rachunki na raty rozkłada. Na widok oprocentowania kredytów ludzie omdlewają, ekonomiści zaczynają omdlewać na widok oprocentowania obligacji państwowych i wskaźnika inflacji bazowej, tej której na wojenkę u granic zwalić się nie da. Mła mimo pokrycia folią, która jak wiadomo potrafi człeka ochronić i działa stabilizująco, he, he, he, przeżywa to samo co większość naroda - powtórkę z rozrywki. Może gdyby nie kontakt z tzw. służbą zdrowia mła by była bardziej optymistycznie nastawiona, bo mła to wie że nie takie przeciwności losu nam przyszło w naszym miejscu na Ziemi znosić i jakoś z kłopotów wychodzić. Jednakże kontakt ze służbą zdrowia zdrowiu psychicznemu mła nie posłużył i we mła się zjadliwość zalęga. Stąd terapia zajęciowa czyli zajęcie rąk haftem i powrót do robienia jedwabnych kfiotkow. Agniecha była bardzo blisko prawdy kiedy podejrzliwie wysnuła teoryjkę o wbijaniu igły w mendycznych, mła się bezwstydnie przyznawa że jej umysł podczas haftowanek się nie odpręża w okolicach nirwany tylko przedstawia miłe sercu mła obrazki wbijania solidnej igiełki w odpowiednie tyłki. Hym... może mła powinna wykonywać haft wieloma igłami?Ba, może mła koronkarstwem powinna się zająć i koronki igłowe , np. weneckie, wykonywać. No dobra, koniec pastwienia się nad innymi, mła się ostatnio pastwiła nad sobą. Wróciłam do książki do której się nie powinno wracać, do "Spowiedzi" Calka Perechodnika. Podkusiło mła bo na jednym z portali przeczytała o inicjatywie związanej z budynkiem przedwojennego kina w Otwocku. No quźwa, nie powinna mła była tego robić! Mła cierpi po lekturze Borowskiego, po lekturze tzw. archiwum Ringenbluma robi się jej mocno depresyjnie ale po zapiskach Perechodnika jest jazda nieporównywalna z niczym. No bo to jest to dno dna, wspomnienie chwil w których stoimy naprzeciw rzeczywistości bez żadnej zbroi, nadzy w tej prawdzie o sobie, bez osłonek i wymówek. Mła było niedobrze kiedy czytała "Spowiedź" po raz pierwszy, jeszcze gorzej było kiedy czytała po raz drugi, bo jest starsza i bogatsza w doświadczenia. Jeżeli ta książka ma być lekarstwem dla duszy to jest to lekarstwo tak gorzkie że mła skręca. Całe trzy dni po lekturze mła łaziła jak struta, nigdy więcej nie dam się podkusić, mam zbyt żywą wyobraźnię żeby do "Spowiedzi" podejść jeszcze raz, autoironia Calka mła tu w niczym nie pomogła. Następna lektura to będzie zdecydowanie cóś podnoszącego na duchu, mła jeszcze nie wie co ale wie że musi być insze. Mła rzadko czytywa beletrystykę ale chyba sobie sięgnie do onej w charakterze odtrutki. Mła postara się znaleźć czas na lekturę, choć czas u niej towarem deficytowym, mła podczytuje w nocy.
Teraz z inszej mańki, sprawa z tych poważnych. Tej jesieni u Kocurrka znów przerąbane, tym razem słodki Mefi postanowił dać popalić. Nie to że sam z siebie bo złośliwiec tylko choróbsko go dopadło i to takie nie do końca zdiagnozowane, wiadomo tyle że z trawieniem jest problem. Kocurrek zapodaje żarło z małą ilością tłuszczu, kombinuje z karmami jak się da i jak się nie da, no i płaci niebagatelne koszty leczenia. A tu przeca stadko liczne i niejedyny Mefisio na garnuszku. Kocurrek ma robotę z tych pewnych ale małopłatnych, więc robi bokami i urządza zbiórkę. Zdarza się w najporządniejszych rodzinach, kotowe i psowe, końskie i insze zwierzęce co i raz się do takich działań są zmuszane przez rosnące koszty opieki weterynaryjnej. Ci którzy mają pod opieką więcej zwierzaków jadą na oparach także z powodu wzrostu cen karmy. Nie jest lekko nam wszystkim, jednakże w kupie siła, co głoszę jako doświadczona ogrodująca. Razem jakoś to wszystko przeżyjemy co nam tu niektórzy pospołu z zarzundem zgotowali, choć z niejakim trudem. Każdy grosz się liczy, z wielu groszy robią się peeleny, które pozwalają przetrwać i leczyć. Mła tu pisze o zbiórce dla Mefisia ale sprawa jest szersza, rozejrzyjcie się wokół siebie, obliczcie na ile Was stać - to nie zawsze jest kwestia pieniędzy, czasem potrzebna jest pomoc całkiem insza - i nie zostawiajcie ludzi i zwierząt w potrzebie samych. Nikt tak naprawdę się o nas nie zatroszczy, co najwyżej doleje benzyny do ognia czyli sypnie wyborczym groszem czym rozpędzi inflację, która zubaża nas wszystkich a tuczy jedynie zarzund. Jak my się o siebie wzajemnie nie zatroszczymy to kto to zrobi? Państwo? Państwo to my, tylko mało z nas zdaje sobie sprawę że my wszystkie to Króle Słońce i liczymy że w troszczeniu wyręczy nas leniwy i niekompetentny zarzund.
No dobra, przejdźmy do rzeczy milszych bo się ze mła znów zacznie żółć ulewać a do tego mła nie chce dopuścić. Mła woli o sprawach milszych pisać, choćby o planowanych wyprawach. Powoli coś się krystalizuje, choć nie wiadomo co się z tego planowania wykrystalizuje ze względów oczywistych czyli finansowych. Co prawda mła uważa że wyprawa do Małkini czy Sieradza może być równie interesująca co zwiedzanie Lazurowego Wybrzeża, bo tak naprawdę to wszystko zależy od tego co gdzie człek chce zobaczyć i w jakim towarzystwie, ale chciałoby się jej zapuścić w jakieś strony insze, całkiem różne od naszych. Na razie mła się cieszy planami, wszak one nic nie kosztują a dla mła są balsamem dla duszy. Mła sobie umyśliwa różne takie miejsca, które chciałaby zobaczyć i wciąga w te swoje marzonka rodzeństwo i przyjaciół. Hym... teraz to właściwie snujemy marzenia podróżnicze wszyscy, to taka odskocznia od realu w którym rachunki rosną a przyszłość rysuje się raczej w szarych barwach. I to jest taka ciemnawa szarość. He, he, he, mła ma nadzieję że na bilet do Pabianic to będzie nas stać, jak nie to da się dojść pieszo. W każdym razie obiecałam Małgoś że na pewno nie odwiedzę Dupaju. Dupaj, jak twierdzi Małgoś, jest bardzo niebezpieczny dla prawie sześćdziesięcioletnich dziewcząt. Wielbłądy czekają na wymianę czy jakoś tak. Małgoś jest święcie przekonana że moje wałki, fałdy i inne oponki oraz platynowa siwizna mogłyby zrobić piorunujące wrażenie na szejkach roponośnych i jeszcze skończyłabym w tajnym seraju na Saharze, z którego musieliby mła odbijać żołnierze la Légion étrangère, co rodzi kolejne niebezpieczeństwo, bo żołdactwo tylko za nic wykorzystuje niewinne piękności i mogłoby zabrać prezenty od roponośnych. Dla spokojności Małgoś mła w planach podróżniczych nie uwzględnia Dupaju. W Muzyczniku piosenka podróżna.