![]()
Dlaczego mła kochała od zawsze historię? Bo historia to nie były dla niej daty do wkucia, miejsca bitew do zapamiętania czy imiona ludzi którzy tak dali nam się we znaki że jeszcze setki lat po ich śmierci nauczyciele katujo ich życiorysami uczniów. Mła kocha historię dlatego że to jest teraz, które już miało miejsce, no i to jest przeszłość która właśnie się dzieje. Nigdy nie jest tak samo, szczegóły wzorów się różnią, tu, Panie tego, pikotka a tam wykończenie łańcuszkiem. No, ale nadal ta sama robótka szydełkowa z oczek z narzutem. Historia jest dla mła kluczem do rozumienia świata, ba, ona jest tym w czym mła się zanurza kiedy chce ten świat odczuć, takim płynem owodniowym pozwalającym jej funkcjonować. Dlaczego mła tak w historię dziś rzuciło? Mła chce Wam pokazać jak urodziła się Wróżka Edna, skąd się wzięła i kto i co za nią stoi, że tak w ulubionym spiskowym stajlu polecę. Jak już zorientowaliście się po teorii historii w wykonie mła, jest drobny problem z wymiarem fizycznym. Mła i czas majo do siebie stosunek trochę nie tego, mła stara się czas ignorować kiedy tylko może, czas za to zawsze może ignorować i ignoruje mła. Gnój taki się zrobił po tym kiedy mła się zorientowała że nie postrzega go linearnie jak przystało na oświecono kagańcem oświaty tylko bardzo tradycyjnie, jak chłopka XIX wieczna z podłódzkiej wsi - cyklicznie. Bo mła czasu nie mierzy zegarem atomowych tylko tak jak ta chłopka, wydarzeniami życia własnego i przodków. Dla chłopki był sobie rok obrzędowy, dla mła są obrzędowe lata. Dla chłopki zimo Pan Jezusek się rodził, wiosno 33 letni umierał i zmartwychwstawał, zresztą po to by Go zaraz zwiastowano. Dla mła np. rewolucje wieńczo epoki, z chaosu rodzi się nowy porządek, potem jest kontrrewolucja i wreszcie stabilne przerabianie wcześniej zdobytego nowego doświadczenia. Cały czas w ruchu, cały czas płynnie i niespokojnie, reaktor z wydarzeniami w charakterze paliwa. Od czasu do czasu chłodzenie, niekiedy podniesienie mocy, bywa że piendrolnie ale do tej pory jakoś utrzymaliśmy moc.
![]()
Mła jest staro ruro, znaczy skończyła pół wieku i w przeciwieństwie do seksownych pięćdziesiątek z wielkiego miasta wie że jeżeli nie chce zostać seksowno osiemdziesięciolatko i napadać młodocianych, coby ich niecnie wykorzystywać w ciemnych uliczkach, musi bardzo pracować nad swoimi czterema komórkami mózgowymi na krzyż i czerpać z tego doświadczenia, które przez tak długi czas udało jej się zdobyć, przy układaniu sobie rzeczywistości. No wiecie, mła nie chce się znaleźć w sytuacji że tylko sex, drugs ( spróbujcie być osiemdziesiątką co nie jedzie na żadnych lekach ) a po rock and roll śladu ni ma. Mła zatem przypomina sobie wzory, nie te matematyczne tylko te robótkowe, historyczne. Szuka analogii we współczesnych wydarzeniach, nowych ślicznych bluzeczkach, porównuje czy i jak się różnią od dawnych sweterków i czapeczek. Czasem ją emocje poniosą, nie tak wbije to szydełko umysłu jak czeba i potem popruć musi, co ją zresztą każdorazowo nerwuje bo nikt nie lubi prucia robótek. Czasem na szydełku ma zbyt wiele nitek i one cóś przez oczko jej nie chco przejść a czasem to włóczka jest tak dupiasta że mła się zastanawia kto ten badziew wyprodukował i dlaczego mła akurat z niego musi bluzeczkę upitalać. Jako jedna z trzech sióstr, he,he, he, mła plecie te nitki wydarzeń, odziera je z czasu coby łatwiej się jej układały i popatruje czy wzorek wychodzi i czy, qurna, ona już czegóś takiego nie widziała albo może nawet sama nie wyrabiała. Jak wzorek cóś znajomy to mła ma epizod, który nazywa traumą wiedzy i wytwarza bezpieczno osobowość czyli Ednę. Edna ma wszystko gdzieś bo jest wyzwolona jeszcze bardziej niż mła i bez żadnych hamulców opowiada jak bedo nitki przekładane żeby rękawek wyrobić. Mła się czasem z Edno drażni i jej tak bezczelnie wypala - "A jak rękawka nie będzie?". Edna jednakże mła gasi - "Znaczy miał być bezrękawnik".
![]()
Mła włóczkę pozyskuje stamtąd skąd pozyskujo jo wszyscy, no wiecie - olbrzymi market z włóczkami zarządzany przez strzygących będących jednocześnie dostawcami i tzw. zarzund sklepu. Jest jeszcze dział księgowy i ci od reklamy oraz całe mnóstwo tych... jak to się dawniej mawiało, subiektów. W markecie ważni so też ochroniarze, bardzo nie lubio jak któś szydełko zwinie albo ma cały komplet i innym udziela do dziergania za darmochę. Podobno ochrona najbardziej się boi żeby klienci marketu nie robili sobie karnawału po sklepie z szydełkami w charakterze broni. Były takie przypadki. Dlatego podsłuchujo i podgladajo czy jakie niekoncesjonowane kółka dziewiarskie się nie zawiązujo. Wszystkie w markecie lubio mówić że rzundzi w nim niejaki pan Klaus co ma być zarzundzającym w imieniu właścicieli. Mła wie że to plotka, Edna tyż to wie, wzięła się ona stąd że dawno, dawno temu któś sobie pomyślał że dobrze by było żeby się nazywało że właścicielami marketu są ci co strzygą i robio dostawy. Taa... a od kiedy to oni majo market ja się pytam? Oni majo tylko towar, jak nie będo mieli kogo ostrzyc to co oni będą sobie mogli dostarczać? No i dochodzimy do prawdziwych właścicieli marketu. Każda współwłasność ułamkowa rodzi problemy, pisze to ja, ódzka kamienicznica. Im więcej właścicieli tym więcej interesów własnych i różnych punktów widzenia. Te sprzeczności wykorzystują co cwańsi subiekci, którzy marzą o tym żeby dostać się do zarzundu. Lubio w tym celu bratać się z księgowymi i strzygącymi dostawcami, ochrona ma to w dupie, bowiem i tak zawsze jest poczebna w markecie. Mła teraz napisze pouczona przez Ednę - zawsze jest jakiś pan Klaus i cooledzy, który mają trochę zbyt duży apetyt i trzeba ich przycinać, coby nie wprowadzali nadgodzin niepłatnych i nie kradli talonów na lepsze włóczki. Przycinanie odbywa się na różne sposoby: karnawał, zmiana struktur zarzundzania marketem i ulubiony przez mła i Ednę i prawie nigdy nie stosowany bo uchodzący za utopię - ujawnienie własności i wezwanie współwłaścicieli do wykonywania czynności zarzundu w określonych przez nich strukturach.
![]()
Teraz będo majaczenia Edny, centurie czy jakoś tak. Dawno, dawno temu, w pewnym kraju gdzie rzeka z gór spływa do morza, spał sobie snem mocnym pewien ludek. Kłótliwa społeczność, lubiąca narzekać ale o silnym poczuciu że jest ludkiem właściwym. Ba, byli tacy, którzy głosili że jest to ludek wybrany, co powodowało konflikt z innym ludkiem, który ponoć sobie zaklepał u Najwyższego że wybrany jest właśnie on a reszta stoi w kolejce. Ostatnio ludkowi żyło się kiepskawo, tłamszony był. Nie żeby zdychał ale żywność była na kartki i kaszanka była cóś droga. Głównie dlatego że zarzund chciał żeby go ludek kochał i nabrał kredytu coby u ludka mniłość przez dawanie dobrodziejstw spowodować. Tylko że kredyty trza spłacać co nie jest wesołe i znów zrobiło się dupiasto. Jak nie stać na kaszankę to istnieje silna potrzeba związania się z Najwyższym, zrozumienia losu, prawideł świata, po czym występuje tzw. niezgoda na rzeczywistość. No i u ludku wystąpiła i to taka powiązana z karnawałem, wszystko było na opak i w ogóle było wesoło. Hurra, hurra, i jeszcze raz hurra! Z tym że każdy karnawał się kończy, bo nie da się karnawałować cały czas. Takie jest prawo kultury i cywilizacji, w którą przetworzyliśmy naturę. Ludek jednakże bardzo tęsknił za czasem zabaw i swobody więc znaleźli się tacy , którzy postanowili dogadać się z zarzundzającym ludkiem że zrobio dil - ludek będzie miał wincyj swobody i będzie sobie sam kaszankę zapewniał a towarzystwo podzieli się fruktami które ludek wypracował. Tak się robi zgniły kompromis. Taa... tylko właściwie każdy kompromis jest w jakimś stopniu zgniły. Ludek to rozumiał i był najsampierw gotów zapłacić tako cenę jak oddanie fruktów. Jednakże jak tylko dostał swobodę to mu się odwidziało i chciał z powrotem dostać frukty.
![]()
Tylko że tak się nie robi interesów, więc ludek olano i kazano się uczyć reguł świata biznesu. No i ludek się uczył, ale nie wszystkim dobrze szło. Ludek uznał że cóś jest nie halo bo niby biznes ale jakby nie do końca uczciwy, ponieważ niektórzy sponsorowani są przez państwo, ci od Najwyższego tyż majo biznesy choć nie powinni i w ogóle jak to tak można? No to ludkowi zatkano otwór gębowy tzw. dobrobytem na kredyt, który każden zarzund bierze jak chce żeby ludek kochał. I nagle jak na zawołanie kaszanka zrobiła się cóś droga. A potem przyszła zaraza, działo się i kaszanka zrobiła się cenna jak ten kawior więc ludek poczuł że czas na cóś co kiedyś nazywali solidarnością. Tylko że ich solidarość najsampierw pozwolili wykorzystać tym od zgniłych kompromisów, potem różnym zarzundzającym, potem tym od Najwyższego, potem tym od zarazy. Teraz ludek czeka na czas karnawału, niepomny że problem nie leży tylko i wyłącznie po stronie tych co wykorzystali ale też tych co dawali się wykorzystać. Nadal jest zreszto głupio przekonany że jak ten Staszek poradzi sobie w biznesie, mimo tego że wie że biznes jest oszustny. Żeby nie był oszustny z paru spraw ludek musiałby zrezygnować. No ale ludki nie lubio rezygnować, one lubio robić karnawały w których wszystko tak zmieniajo że jest znów jak było. Niby lepiej materialnie ale jakie kłopoty człowiek ma. No więc ludek w sprawie biznesu oszukuje sam siebie. Tak jest łatwiej. Mła i Edna zaczynają być tym kółeczkiem zmęczone. Nie żeby chciały ajciu czy cóś sobie odpuścić, tylko majo wrażenie że one już widziały ten film. Kombinujo troszki żeby akcję urozmaicić i żeby to co ogladajo nie było kolejnym produkcyjniakiem, akcyjniakiem, dramatem politycznym przeradzającym się w durno komedię kryminalno. Mielizny scenariusza je drażnio.
![]()
Dobra, teraz o dzisiejszych ozdobnikach. To fotki kobiety kobiety która nazywała się Louise Weber ale wszyscy znali ją pod kswyką La Goulue, co po naszemu znaczy obżartuch. Była jedną z twórczyń tańca kankan. Dziś tańczy się go jedynie na scenie ale La Goulue, uboga żydowska praczka znana jako Królowa Monmartre dzięki temu że go z wdziękiem i żywiołowością tańczyła i zaraziła nim Paryż przetrwała, uwieczniona, zatrzymana w czasie przez wicehrabiego Henri Marie Raymonda de Toulouse - Lautreca - Montfa zwanego Imbryczkiem, tego od wypowiedzi "Drogi panie, malarstwo jest jak gówno, to się czuje, ale nie tłumaczy." Dobrali się malarz i modelka, oboje bezkompromisowi i zdrowo odjechani, beztalencia jeśli chodzi o pomnażanie mamony. No ale przynajmniej szczerzy wobec samych siebie. La Goulue odeszła jako ubożuchna sprzedawczyni orzeszków, papierosów i zapałek na jednym z rogów ulic niedaleko Moulin Rouge, z którym ją utożsamiano, Imbryczek zszedł był na kiłę i skutki alkoholizmu po życiu krótkim ale bujnym. W muzyczniku oczywiście kankan. Ten najbardziej znany, czyli piekielny galop z operetki "Orfeusz w Piekle" Offenbacha.