No i mamy zimę, nieważne że nie jest to zima kalendarzowa czyli astronomiczna, zima jest bo jest grudzień i meteorologia twierdzi że u nas jest zima. Przez okno wygląda że cóś w tym jest bo nawet jakby białego przybyło. Mła się rusza, co prawda jak mucha w smole ale się rusza, koty w dzień śpio za to w nocy urządzajo brewerie. Sztaflik przyniosła do domu żywą myszkę, o drugiej w nocy mła musiała ścigać koty i ich zwierzynę coby mysie życie ratować. Sztaflik ma zapowiedziane że jeszcze jeden taki numer a zostanie nadana paczką świąteczną do Agniechy ( mysz nie w jej zagrodzie, ona jej nie zna, to się nie będzie tak sumitować jak Pi ). Mła postanowiła mieć z nadejściem grudnia lepszy humor i jej chciejstwo zostało spełnione. Wicie rozumicie wirus na O straszny bardzo i wszystkie państwa odwołujo odloty do Afryki Południowej i przyloty z onej. No zakaz jest. My też zakazaliśmy i nie ważne że od nas nic tam nie latało już od dłuższego czasu. Serio, zakazaliśmy lotów których nie było. Mła po raz enty się przypomniał film Mela Brooksa pod tytułem "Blazing Saddles", tam jest taka scena kiedy sznur wozów jadących go west napadają Indianie. Rodzina czarnych łobywateli, którzy musieli jechać swoim wozem w odpowiedniej odległości za wozami białych obywateli bo segregacja i te sprawy, nie może stworzyć kręgu z wozów zza którego by się mogła ostrzeliwać, więc kręcą się tym swoim wózkiem w kółko. Indianie stają zdumieni, po czym wódz rozeznawszy sytuację ryczy "Schwarze!". Cóż, sztuka czasem wincyj mówi o życiu niż byśmy byli w stanie założyć.
Mimo że grudzień i wielkie chujinkowe oczekiwanie Małgoś cóś gorzej się czuje. Nie że przeziębiona czy zacovidowana, pogoda ją dobija. Mła musiała dziś z rana wysłuchać kolejnych dyspozycji pogrzebowych - jest cóś nowego, po poprzedniej "najświeższej" zmianie garsonki na kostiumik, tym razem to biała bluzka wylatuje z trumny, ma być ta popielata. Reszta zostaje, włos ma być naprawdę porządnie nalakierowany. Mła zmierzyła Małgoś ciśnienie i cukier, zrobiła mocnej kawy i zapodała biszkopty lady fingers, pomogło o tyle że miałam przypiąć skórzano - pierzastą broszkę i dopilnować żeby najmłodsze pokolenie spadkobierców Małgoś nie pobiło się o ceramiczne pieski grające na instrumentach ( znaczy zostałam spadkobierczynią ). Po południu troszki lepiej, Małgoś nawet do lektury zasiadła. W okolicach podwieczorkowych wywaliła z trumiennej kreacji broszkę "bo niepoważna". Potem były narzekania że do kremacji ( Małgoś preferuje spopielanie ) okularów nie można wziąć. Mła miała na końcu języka pytanie po co? Ugryzła się w ten jęzor bo Małgoś miała po prostu ochotę ponarzekać. Jest nadzieja że wieczorem będzie oglądając polityków w telewizorni wyzywać ich od złodziei i krwiopijców. Hym... po tym wszystkim mła wie jedno - we własnej trumnie mła wystąpi nago!
Koty w związku z nastaniem zimy robio się namolne. Mruciu żąda co najmniej półgodzinnych sesji głaskomasaży , najlepiej to ze trzy razy dziennie powinny się odbywać, Pasiak ma ochotę na pogaduchy ( nadaje i trąca mła nosem ) a dziefczynki po prostu na mła zalegajo. Pokotem zalegajo tak że mła się we własnym wyrku ruszyć nie może bo oburzenie jest okazywane. Takie zalegania odbywajo się nad ranem, mła ma utrudnione wstawanie bo koty zmęczone nocnym życiem ani myślą wstawać w porze kiedy mła się musi ruszyć. Mła w zasadzie nie powinna się dziwić swojej chęci przyspania w dzień, w nocy polowania a potem jeszcze przyduszenia. Mła jutro pakuje łozdobnie ( bardzo to lubię robić ) nagromadzone prezenty i nadawa w poniedziałek, nie że jakieś wymyślności czy cóś, drobiezgi i takie tam. Przyszły tyzień mła ma cinżki bo musi ogarnąć współwłaściciela, któren najsampierw starannie rozpierniczył budynek którym zarządzał ( ruina taka że nasza starsza o 70 lat i ledwie stojąca kamienica to przy tym dramacie Ritz ) a teraz kombinuje co by tu. Mła przytnie jadowicie i krótko przy tyłku, no niestety, czasem tak trzeba. Najgorsze że to tzw. przedsiębiorca unijny, wicie rozumicie , dojenie dotacji i pieprzenie o wolnym rynku. Dżizuuu, kocham takie klimaty jak salowa pełne baseny i kaczki ale co robić, jak nie dopiendrole z grubej rury to będzie mendzenie a mła nie ma ani czasu ani ochoty na takowe zabawy.


W niedzierle mła miała zrobić babkę ziemniaczaną z grzybowym nadzieniem ale za Małgoś strasznie chodzi groch z kapustą, znaczy jutro nastawiamy gar. Przy okazji Panu Dzidkowi cóś tam skapnie. Szczerze pisząc w weekend zamierzam się byczyć, chyba że coś z Fantą wypadnie ( kotka sąsiadki, słabuje ostatnio ). Dzisiejszy wpis ozdabiają prace Vladimira Dunjicia, serbskiego malarza, tak bardzo elegancko malowane damy ze źwierzętami. W muzyczniku piosenka którą podśpiewywała Mama mła.