![]()
![]()
Mła sobie szuka zajęcia, szuka bo się martwi. Kotowymi przypadłościami ( mała dropiatka Nikusia u Kocurro ), ludzkimi przypadłościami ( dzieci Izydora chorujo i mła sobie wyobraziła jak Izydor się martwi i z tej wyobraźni to sama zaczęła się martwić, nie o te testy pitupitu ale o to że naprawdę chore dziecko Izydora stało na deszczu po ten durny test zamiast w wyrku leżeć i na medycznych oczekiwać - nóż się w kieszeni otwiera ), roślinnymi przypadłościami ( jeden z asparagusów cóś mła się nie podobie ). Listopadowy humor mła ma od tego wszystkiego. Jak sobie jeszcze pomyślała o tych wmuszaniach czepionki w ludzi którzy muszą podróżować, albo leczyć się w szpitalu to też jej się od tego lepiej nie zrobiło. Potem sobie czarnowidzko uświadomiła że po austriackim przekroczeniu Rubikonu i niemieckich awanturach ( Niemce to lubio totalitarne ciągoty z Austrii sprowadzać ) czeka nas nie miękkie rozmontowywanie systemu a raczej prędzej czy później mało przyjemne załatwianie spraw z zarzundami ( oby bez patroszenia ). Oj, będzie się działo! Tak po całości. Mła bardzo lubi swoje różowe okulary i nie ma ochoty ich zdejmować ale rzeczywistość skrzeczy. Listopadzieje od tego w środku, kafkizm się w niej zalągł i dziobie duszydło mła. Trza cóś, Panie tego, zacząć robić żeby człowieka nie dogniotło, tylko problem jest taki że robota się w rękach nie pali. Snuj się za to snuje. Niedobrze. Mła się zmusiła do dokończenia lektury, którą z miesiąc międliła. Hym... to było cóś jakby bohaterstwo.
![]()
Mła oczywiście poddusza swoje koty, podduszanie robi jej dobrze na jestestwo, koty tyż wyraźnie zadowolnione - łebki się odchylajo, oczka zapluszczajo, moduł mruczący się włącza. Mła pucha w miękkie futra, drapie po słodkich dupkach, ćwierka im do uszek. Pomaga, mła izolowana od zgniłości listopadowych zapada się w kotostwo. Wieczorkami mła udawa się do Mamelona i to jej służy. Mamelonu chyba tyż. Za to na pewno nie służy to naszym portfelom, oglądamy różniste stronki wypatrując okazji, które po dokładnym przeliczeniu okazują się nie być aż takimi okazjami. Kupujemy bardzo dużo, klikając radośnie w ikonki po czym starannie nie realizujemy zakupów. Hym... tzw. stosunek przerywany. Czasem niestety cóś nas jednak podkusi żeby zakupić i wówczas jedna strofuje drugą i walczymy wspólnymi siłami z chciejstwem i materializmem. Przy okazji mamy troszki zabawy bo oferty z netu tłumaczone translatorem są po prostu cudowne. Gdyby nie to że mła absolutnie nie pasuje wysoka cena, rozmiary, coolor oraz materiał z którego został towar oferowany wykonany, to mła pewnie by się skusiła na zakup pościeli bo posiadanie pościeli "w stylu duszpasterskim" wydawa się mła odjazdowe.
![]()
Albo posiadanie czegóś w "czeski rzucik" czy "nadziewane w sześć płatek ". Na szczęście sześćpłatek jest okrutny, zarówno z nadzieniem jak i bez, a czeski rzucik przypomina coolorowe womity, więc mła nie realizuje pokus napędzanych semantyką. Taa... kretyńskie te nasze radości, mła powinna czytać Mamelonu na głos Heideggera pitulenia o nicości a Mamelon grzebać w myślach coby jakie kawałki miłe dla naszych uszu wycyckać z tej smętnej filozoficznej pulpy ( np. ten stosowny na czas naszej zdziwnej odgórnie zarządzonej zarazy - "Pytanie jest pobożnością myślenia", staramy się być nabożne z całych sił bowiem wiemy że "Rezygnacja jest gotowością do wejścia w nowy układ" a my sobie dopiero układ układamy, znaczy zastanawiamy się jak podzielimy pieniądze Gates'a i Bezosa między siebie i te siedem miliardów inszych ludziów). A zamiast tego rechoczemy z wpadek sztucznej ćwierćinteligencji.
![]()
No bo my tak w sprawie transhumanistycznych ciągot niektórych technokratycznych to w zasadzie jakby oprotestowujemy. Nie będziemy się z ćwiarą zbytnio fraternizować ( właściwie to siostrzyć ). Po pierwsze sztuczna jest dupowata i prosto ją oszukać, po drugie ma tendencje do pętlenia się jakby Alzheimera miała. Owszem możemy się ze sztuczną zabawiać ale żeby tak cóś na poważnie to jednak nie tego. Nie ten poziom, nie ta matryca. Problem z uczeniem sztucznej zdaniem mła najlepiej oddaje takie zdanie Rozczochranego Alberta - " Nie możemy rozwiązywać problemów używając takiego samego schematu myślowego, jakim posługiwaliśmy się w trakcie ich pojawienia się." To nie jest przeca kwestia jakichś obliczeń a zmian mentalnych, cóś nie do przeskoczenia bowiem do tej pory nie wiemy które z wyładowań elektrycznych , zwanych przez nas myśleniem, stanowią o naszej świadomości. Szczerze pisząc to nie za bardzo wiemy czym w ogóle jest ta świadomość, znamy tylko objaw, który odczuwamy. Nasz rozwój odbywa się przez negację, kreację i weryfikację, możemy maszyny nauczyć weryfikować, troszkę negować ale jak z uczeniem negacji i kreacją? Te kreacje maszyn to nie są po bliższym się im przyjrzeniu aż tak nadzwyczajne. Jakoś nie rozwiązują za nas problemów matematycznych z wyższej półki ( prawidłowości w teorii liczb pierwszych choćby ), krótko pisząc wyżej procesora nie podskoczą. To całe pitu - pitu, opowiastki nawiedzonych o transhumanizmie, które mła podczytywała to takie bajki dla fascynatów technologii ( oni uwielbiajo nie widzieć słabości wysoce złożonych systemów ). Mła cóś się wydawa że ta cała obecna pop gadka o transhumanizmie to zwykła pulpa, przykrywka do odhumanizowania, w dodatku tak jakoś kiepsko zapodawana że nawet taka matołecka jak mła się zorientowała że to lanie wody i lep na muchy.
![]()
Owszem, technologie rozwijają się w sposób dla nas przeciętniaków niemal niewyobrażalny ale zasadniczo to jak wspomniałam podstawowych problemów jakoś nie rozwiązujo, np. z magazynowaniem energii lekstrycznej nadal jesteśmy w lesie baterii, jakby było mało to ciągle słabo odporni na magnetyczne zawirowania a stopień naszego uzależnienia od nieodpornych na wiatr słoneczny technologii czyni sytuację o wiele bardziej dla nas groźną niż sto lat temu. Do tego jeszcze te problemy pozatechnologiczne, dotyczące działania wszechświata, złośliwie napomknę że i owszem wiemy prawie od 400 lat że istnieje grawitacja ale nadal nie znamy jej natury. Fizyka kwantowa daje nam już sto lat odpowiedzi na pytania jakim cudem ten świat trzyma się kupy ale odpowiedzi na te najważniejsze jeszcze nie udzieliła. Cieniutko. Wdrożyliśmy sztuczną do obliczeń i mamy różne nowe pomysły i zabawki ale prawdziwego przełomu technicznego i technologicznego jakoś nie widać. Opowieści o zmianie ludzkości za pomocą technologi w świadomy rój mają w sobie ten sam czar co opowieść o potworze Frankensteina. I ten sam stopień realizmu. Za pomocą dostępnych technologii to można odczłowieczyć i odświadomić, to wszystko. Ludzie będący stale on line to żadna mentalność roju tylko cinżki nałóg. Tyle po lekturze ( ciężko mła szło, z przerwami, dużo mundrych wyrazów ), która miała mła rozwinąć i wogle jej otworzyć nowe horyzonty. Mła teraz powie polecającemu lekturę że nic z tego nie zrozumiała bo stara jest i ma umysł sztywny jak galareta prosto z lodówki, zawsze to grzeczniej niż mu zapodać że on cinżko naiwny ( młodzi ludzie już tak majo, ostatnio tak się jakoś zrobiło że dla mła młodzi to ci co są po trzydziestce, he, he, he, przejawiajo taki stopień naiwności który za czasów młodości mła charakteryzował znacznie młodszych osobników ). A mła weźmie się tradycyjnie listopadowo za "Dolinę Mumunków w listopadzie", lekturę sam raz dala niej, taką do której chętnie wraca bo nie ma w niej żadnych cinżko mundrych wyrazów.
![]()
Dobra, teraz o ozdobnikach - to jesienne elfy i wiedźmy autorstwa Arthura Rackhama, brytyjskiego ilustratora z przełomu wieków XIX i XX. W muzyczniku możecie sobie odsłuchać co obecnie podśpiewuje sobie mła. Ryczę jak Florence, własny skrzek mnie na duchu podnosi. I aaaaaaaa, aaaaaaaa, aaa, aaa, aaejkheaaa, akhhaaa!