Prasóweczka - mła przeczytała artykuł pani K. z jej żądaniem segregacji sanitarnej skierowanym do zarzundu . No cóż było klasycznie, jak to cza segregować bo część społeczeństwa zawierzyła nauce i co z tego ma. Mła do tej pory sądziła że zawierzenia to głównie w "Gościu Niedzielnym" ale widać mła się robi otępiała na starość. Na pewno jednak mniej niż redaktory który taki kawałek puściły w gazecie, mającej w stopce redakcyjnej hasło "Nie ma wolności bez Solidarności". No i gdzie ta solidarność i ta wolność? Cóś jakby mentalność Kalego, solidarnie to jest tylko wtedy kiedy solidaryzujemy się z tymi wyczepionymi bo nam za to płacą? Co to w ogóle za nawoływanie do podziałów?! Pani K. mentalnie cóś blisko do pani G. działaczki na rzecz zwiększenia praw zygot i płodów kosztem życia praw ludzi urodzonych, zdaniem mła obie są ciężkostrawne. Do tego stopnia że mła ma ochotę tym paniom zaproponować udział w takim performance jaki widziała w filmie "La Grande Bellezza" - solidny rozbieg i przypieprzenie czółkiem w filar akweduktu. Trzecia pani która jest dla mła denerwująca to pani Makrela, której cóś cinżko się rozstać z urzędem i co i raz jakiegoś byka gabarytów przewodnika stada ustrzeli.
Na szczęście udało jej się tym razem wkarwić nawet własny zarzund który wyczuł z kolei wkarw unijny. Na jedno szczęście nasze dupki poczuły że kryzys na granicy się zaraz będzie kończył i przynajmniej się podłączyły pod unijną politykę z groźbą odcięcia połączeń kolejowych. Mogli to zrobić w sierpniu ale słupki były ważne. U nas mendialne ogólne pianie jak to Polacy chcą lockdownu. Taa... proponuję tym razem zmienić taktykę, Biedronki i Lidle nie pracujo, urzędasy zapiendralajo - każdy chce odpocząć. Mła czyta te opowieści Szeherezady w mainstreamie informacyjnym z obowiązku, są bowiem nużąco jednostajne, jednostronne i wykrzywiające obraz rzeczywistości. Dotyczy to nie tylko srandemii ale też wszelkich nowych wałków. Cóż, po tej lekturze politycznej wiem już jedno - o ile nie pojawi się któś mający cóś racjonalnego i realnego do zaproponowania to mła sobie darowuje wybory - szkoda jej głosu bo wszyscy teraz obecni w polityce nie majo jej nic do zaproponowania. W żaden sposób nie są przedstawicielami ani opinii mła ani jej interesów. Politycznie to mła jest obecnie na etapie spuszczania wody po obecnym zarzundzie i jego parlamentarnej opozycji. Dobra łobowiązek łodwalony, przejdźmy do spraw milszych.Ostatnie złoto jesienne chwile w ogrodzie, znaczy u mła jeszcze resztki liści na berberysach i wytrwale na prawie zielono, w pełnym ulistnieniu egzystuje ambrowiec. Mła i Pan Darek dokonywali pospiesznych ogrodowych prac, bo już lada chwila śnieg i przymrozki. W końcu mamy końcówkę listopada, ma prawo śnieżyć. Mrozić będzie głównie w nocy, ale tak bez przesadyzmu. Mła ma wrażenie że śniegu raczej nie zobaczy prędzej niż w grudniu. Koty w porządku ale mła się znów stresuje bo ten rok u Kocurro cinżki, na zdrowiu zapadła jedna z młodszych członkiń rodziny, prześliczna niebieskooka popielato - dropiata Nikusia. Trzymamy mocno kciuki. Poszukujemy też bardzo dobrego domu dla kota wyjątkowego umaszczenia i usposobienia, Jogurcik się nazywa i jest ponoć prawego charakteru, metafizycznie wrażliwy ( usiłował ulokować się w kościele ) a jednocześnie zaradny ( nawiązał stosunki z Panią Sklepową ). Z urody przypomina koty które wyszły spod pędzli z chińskich i japońskich artystów, normalnie czar Orientu z tą jednolicie szarą częścią okrywy. Koty mła zdrowe ale tak mła skoncentrowana na tym żeby nie upaść Mrutka rozpasła niechcący Pasiaka, któren osiągnął gabaryty Piesowej Łazanki. Teraz mła już pilnuje wszystkich z żarłem, nawet Szpagetki, która jak wiadomo nie jest z tych łapczywych ( no chyba że wołek surowy albo wątróbka kurzęca ).
Mła się wzbogaciła kaktusowo o trzy malutkie ( wiadomo, cena ) kaktusiki. One takie jakby prezentowe troszki bo kiedy Ciotka Elka dowiedziała się że mła by chciała to kasa prezentowa została mła przekazana. Ciotka bowiem doszła do wniosku że taki prezent to ona mła chętnie zasponsoruje "Zamiast głupoty kupować!". Wczoraj wieczorem mła została dumną posiadaczką sulcorebutii Sulcorebutia rauschii i echinocereusa Echinocereus pectinatus var. rubispinus. Wybarwienie rebutii, i kolor cierni echinocereusa bardzo mła się podobają. Sama już sobie dofundowałam malutkie gymnocalycium Gymnocalycium horstii. Gymnolek jest nieco dziwny, miękkawy, ale ten gatunek ponoć tak ma. Pampiak, znaczy pochodzi z pamp Ameryki Południowej, naturalnie występuje w Urugwaju i Argentynie. Sulcorebutia pochodzi z kolei z Boliwii a nowy echinocereus to Meksykanin. Zdjęcia nówek nie są najlepsze ale pogoda jest jaka jest, światła mało a przy sztucznym świetle robione fotki nie pokazują prawdziwych coolorów. No a w tym wypadku to coolorki przeca chodzi. Pampiaka mła posadziła razem z krewnym z Argentyny, natomiast do coolorowych kaktusów dosadziła gymnolka zmieniającego coolor pod wpływem nasłonecznienia, Gymnocalycium mihanovicii.
Ponieważ mła nie może cieszyć się czymś dużym, jakimś przełomem mentalnym większości społeczeństwa ( mła jest pewna że on przełom się dzieje ale mła jest z tych presto, presto a społeczeństwo jest z tych langsam, langsam, he, he, he ), który umożliwiłby mła spokojniejsze patrzenie w przyszłość to mła się cieszy tzw. małym. Wiecie, takimi drobnymi przyjemnościami życia codziennego typu zasłonka zrobiona z olbrzymiego szala z indyjskiej bawełny wymacanego w lumperionku i nabytego za trzy złote polskie ( uwielbiam kupować takie szmatki za cenę biletu MPK - sumienie mnie nie rusza, ba, nawet czuję się jakby lepiej ze świadomością że przelezę się "nogami" dla zdrowotności ), jak i prezentową poduszeczką w kocie fête galante. Ponieważ sama cieszę się prezentami postanowiłam w tym roku zatrudnić św. Mikołaja. Nie że na umowę, porobi u mła na zlecenie - kogo dzisiaj stać na ZUS?! Albo ZUS albo działalność czyli prezenty, he, he, he. Do niezłych absurdów dochodzimy. Części składowe mikołajowego mła właśnie kompletuje ( czekolady wiadome na razie nabyła ) , nie chodzi o to żeby było drogo, chodzi o to żeby było przyjemnie.
Niektórzy dostano szpieniądze, bo akurat to im się przyda najbardziej ( nawet jak piniądz niewielki to zawsze to coś ), insi dostano drobiazgi ale takie żeby ciepło się człowieku zrobiło. Za drogo nie będzie ale jak sami widzicie nawet trzy złote mogą sprawić że jakoś tak lepiej na duszy się robi. Mikołaj musi mieć w tym roku sporo roboty bo mła się wydawa że trza go w czas kryzysowy wesprzeć, niech nosi choćby słoik domowych powideł, chodzi o to by jak najwięcej osób poczuło że są dla mła ważne. Taka własna wersja Orkiestry Świątecznej Pomocy, wspierająca głównie na duchu, żebyśmy poczuli się ważni. No i przede wszystkim żeby mła poczuła się ważna, obdarowywanie to czysty egoizm, człowiek czuje się taki wspaniałomyślny, dobry i wogle. Dzisiejszy wpis mła obkleiła zdjątkami z listopadowego Podwórka i Alcatrazu, fotkami kaktusowych łupów i pokrzepiających dobrutek ( nie wszystkich, niektóre musiała przed krążącą niczym sowa polująca na myszki Małgoś schować - ona ma jakiś radar nastawiony na pojawiające się w domu słodkości ). W muzyczniku piosenka zapewniająca że nie ma na świecie takiej rury, której by nie można odetkać ( mła miała weekend hydrauliczny, Gieni udało się zalać Małgoś, wyobraźcie sobie jaką rewie urządziły panie starsze - mła latała z acardem i kropelkami a hydraulik rurował ).