Mamy spore zmartwienie sąsiedzkie u Pana Dzidka. Ninka i Mundi się rozchorowali, tak na bardzo, bardzo poważnie ( tlen był podawany już w domu ). Obydwoje bardzo wiekowi i bardzo schorowani, dzieci zagranicą mieszkają, syn mieszkający w Polsce oczekuje na zabieg w szpitalu a tu trzask, łup i bum! W zeszłym roku przeszli covid, średniawo bo jedno miało zapalenie oskrzeli ale w sumie to bez ekscesów, się wykaraskali i doszli do siebie ( oczywiście jedno słabsze było bo zapalenie to przeca komplikacja ). Mimo tego że ozdrowieńcy to ulegli namowom bo przeca będą mieli więcej przeciwciał ( jakby odporność tylko na posiadanych przeciwciałach polegała wg. namawiającego ich dohtora ) i się latem czypnęli ( wyszło nam że cztery miesiące temu ). Jednakże obydwoje nie są z tych którzy szaleją bo szczepienie zapewni im wieczność, co to to nie. Rozsądnie było. Zawsze ostrożni, w tłumy się nie pchali. Jedyny wyjątek jaki w ostrożnym postępowaniu zrobili to udali się do chorego syna do szpitala. Starannie zamaseczkowani rzecz jasna. No i zaczęła się jazda! Najsampierw poszła w górę temperatura ale podejrzewali że się po prostu zarazili tym świństwem które teraz w mieście Odzi panuje, problem się jednak zrobił z omdleniami i Pan Dzidek doglądający zaryczał. Pogotowie przyjechało, tlen poszedł na dzień dobry, pomógł średnio bo z przejściem do karetki nie dało rady, no i teraz obydwoje z pełnobjawowym cinżkim covidem wylądowali w szpitalu.
Na razie wiemy tyle że u Mundiego, starego palacza, wydolność oddechowa jest graniczna, z Ninką troszeczkę lepiej. Pan Dzidek mocno przeżywa, mła tyż bo zna ludzi od dawna i lubi sobie pogawędki z Ninką ucinać. Tyle w temacie zaczepieni przechodzą covid lekko. Pan Dzidek teraz zastanawia się jak tu syna zawiadomić delikatnie, tak żeby mu nie zaszkodzić. Mła mu odradza bo co ma być to i tak będzie, w żaden sposób im syn teraz nie pomoże a mła znając Ninkę to wie że nie chciałaby żeby jej syn przed operacją jakieś dodatkowe stresy miał. Pana Dzidka na wszelki wypadek opakowałam tranem, cynkiem i witaminą C, do obiadu ma wypić kieliszek wódki z pieprzem ( zaznaczyłam że jeden ) a później wziąć sobie ziołówkę podwójną na uspokojenie. Mła w ramach uspokojenia uda się do Mamelona i Sławencjusza ( Gosia i Piotrek mają przyjechać, imprezka golonkowa będzie ). Małgosi nic na tematy chorobowe nie mówiłam żeby jej nie dołować.Wczoraj byłam u Pani Ceramicznej i popłynęłam. Jakbym czuła nadchodzące zmartwienie i pocieszała sie na zapas. Tak się sama przed sobą tłumaczę. Jakby było mało kupiłam przecenionego ze względu na wadę szkliwa ( rysa ) liska osłonkowego w Half Price. Taa... Na fotkach łupy i owocki żółte jak te liście co już z brzóz opadły. W muzyczniku Manhattan Transfer i kocia piosenka.