Gdyby mła była złośliwa, tak prawdziwie, to lobbowałaby za tym żeby na egzaminie państwowym ze znajomości języka polskiego łobcokrajowce łamały sobie jęzory na tytule tego wpisu. Toż to prawie ta klasa co Grzegorz Brzęczyszczykiewicz zapodany Hansowi do zapisu nazwiska. Jednakże mła wie że są pewne rzeczy których robić po prostu nie warto ( np. sprawdzać czy X Przykazań jest na pewno zgodnych z polską konstytucją ), bowiem są głupie. Tak po prostu. A głupota nie popłaca o czym najlepiej świadczy szkielet zamku Krzyżtopór, największej magnackiej rezydencji Rzeczypospolitej XVII wieku ( tak po prawdzie to on się początkowo nazywał Krzysztopór od imienia fundatora ale z czasem przerobiono to na Krzyżtopór ). Co ciekawe, takie głupoty zdarzają się wcale nie głupim ludziom, co wg. mła jest dowodem na to że inteligencja potrafi zawieźć człowieka w najmniej spodziewanym momencie i że mądrym to się tylko bywa. Dobra, zacznijmy od Ossolińskich, tych dzięki którym szkieletor powstał. Protoplastą rodu był Jan z Ossolina, który w pod koniec XIV wieku dochrapał się godności kasztelana wiślickiego. Nie był on rzecz jasna pierwszym z rodu, imię jego ojca poświadczono w 1366 roku, ale o godnościach cicho sza. Co nie znaczy że ród był jakiś tam parweniuszowski, herb rodowy Topór należy do najstarszych herbów szlachty polskiej. Pieczętowali się nim znamienici ludzie ( najstarszy wizerunek pochodzi z pieczęci Żegoty, wojewody krakowskiego z lat 1282 - 1285 ). Posiadaczy prawa do tego herbu uważano w średniowieczu za potomków palatyna Sieciecha, legenda herbowa wiązała powstanie godła z Lechem IV, jednym z mitycznych władców Polan. Od XV wieku ród z Ossolina wzrastał w znaczenie. W XVI wieku to już była magnateria pełną gębą, Krzysztof Ossoliński który wpadł na pomysł zbudowania zamku Krzyżtopór był wojewodą sandomierskim a i innych godności miał sporo. Osobą był ciekawą, człowiekiem wykształconym i wychowanym w wierze kalwińskiej ( zmienił wiarę na katolicką chyba ze względów koniunkturalnych, po śmierci ojca szczerego protestanta i po wstąpieniu na tron chyba najbardziej zdewociałego z naszych królów, Zygmunta III Wazy ). Był człowiekiem znającym się na gospodarce, dbałym o majątek własny i potrafiącym pomnażać kasę, niegłupim a jednak to właśnie jemu zaświtało w głowie tak gdzieś koło 1627 roku żeby we wsi Ujazd postawić fortecę, która jednocześnie byłaby siedzibą rodu.
Na samo dzień dobry zamek miał pochłonąć pięć milionów złotych. Hym... to było w czasie zanim waluta polska poleciała na łeb na szyję wskutek potopu szwedzkiego, znaczy zanim zaczęto bić tymfy i boratynki i szelągi , które miały mniej kruszcu niż to ludziom wmawiano. Mła Wam to opisze tak - złoty polski wynosił wówczas wartość trzydziestu groszy a za jeden grosz człowiek mógł się przed zawirowaniami potopowymi w XVII wieku przez tydzień utrzymać. Nie że na bogato, ale przeżyć to spoko. Wiecie już zatem że pięć baniek to była nielicha sumka. No bo było za co płacić, zamek Krzyżtopór w momencie powstania był jedną z największych rezydencji w Europie, prawdziwym palazzo in fortezza, wzniesionym tak że do dziś zachowały się olbrzymie oryginalne obwarowania, nasypy i mury. To zresztą go wyróżnia z tysiąca inszych starych budowli, stan zachowania wynikający przede wszystkim z jakości materiałów i ze sposobu w jaki zamek wzniesiono. Ponadto nigdy nie był przebudowywany ( bo nawet ukończony nie został ). Nie wiemy tak naprawdę jak nazywał się twórca projektu tego obiektu, przypuszcza się że mogli to być włoscy architekci z kręgu następców J. B. da Vignoli. Realizację projektu przypisuje się Wawrzyńcowi Senesowi, przy czym bardzo często zaznaczane jest że na etapie realizacji swoje trzy grosze wtrącał inwestor. Są tacy którzy twierdzą że zarówno wykonawca jak i inwestor nanieśli na projekt własne wizje i tym tłumaczą niejaką naiwność form ( dużym wkładem inwencji własnej budowniczego ) jak i zapożyczenia włosko - hiszpańskie ( pomysły fundatora, który odbył podróże poznawcze po krajach południowej i zachodniej Europy ).
Jak to ktoś ładnie napisał - "Formy zamku są zarazem wyszukane i naiwne, układają się w wymyślne zestawy przestrzenne". To prawda, w tych murach można odnaleźć podobny klimat co w kamieniczkach Kazimierza Dolnego, choć to przeca festung a nie patrycjuszowska kamienica. Jest jakaś ludowość, pełna wdzięku toporność, coś bardzo dla nas swoistego. Kamieniczki są przeca wcześniejsze i to znacznie ale pewnie przy budowie zamku pracowali podobni majstrowie. Może nawet tacy z okolic Pińczowa i Lublina. Te projekty włoskie realizowane przez rodzimych budowniczych nie przypominają manierystycznych czy wczesnobarokowych założeń pałacowo - obronnych w innych krajach naszego kontynentu. Zamek Krzyżtopór jest taki szczerzepolski, mimo tej niby włoskiej proweniencji. Jest też w pewien sposób obiektem unikalnym, właściwie później już tak u nas nie budowano. Znaczy tak spontanicznie, po majstrowsku, w swobodny sposób przekształcając pierwotny projekt. He, he, he, może do czasów bazyliki licheńskiej, która jako i zamek Krzyżtopór wyrasta z pól, łąk i wiejskiej niskiej zabudowy, jest łobrzydliwie wymarmurzono złocona i przypomina koszmarek o Bazylice Świętego Piotra w Rzymie po pijaku śniony przez polskiego budowlańca .

Dobra w okolicy Iwanisk stały się własnością rodu Ossolińskich na początku XVII wieku. Dlaczego Krzysztof akurat tu zaplanował budowę rodowej siedziby? Na miejsce budowy wybrano cypel skalny otoczony wąwozami i podmokłym terenem utworzonym przez ciek wodny, miejsce w sam raz na założenie typu obronnego. Fortecę wzniesiono w zasadzie jednofazowo, tak od początku do końca. Owszem, były fragmenty które kończono w latach późniejszych ale prawie cała monumentalna budowla powstała w sumie w krótkim jak na takiego kolosa okresie czasu - za rok rozpoczęcia budowy przyjęło się uważać 1627 a już w roku 1644 zamek był na tyle gotowy by w swoich murach przyjąć króla Władysława IV Wazę, najznamienitszego gościa jaki mógł się pojawić w polskim zamku ( wizyta króla wiązała się z imprezą weselną Krzysztofa Baldwina Ossolińskiego, syna Krzysztofa ). W ciągu niespełna dwudziestu lat powstała rezydencja która zachwyciła gości z królewskiego dworu i przeszła do legendy polskiego sarmatyzmu jako najbardziej pański z pańskich pałaców. Przepych zamku Krzyżtopór uchodził za niezrównany, ale i sama architektoniczna koncepcja zachwycała współczesnych.
Jak już wspomniałam program ideowy universum, czyli np. fascynację czasem której ulegali ludzi baroku, widać w konstrukcji, choćby w symbolice liczb w niej zawartych. Zamek w Ujeździe miał mieć cztery główne wieże ( jak cztery pory roku ), dwanaście głównych sal ( dwanaście miesięcy w roku ), pięćdziesiąt dwie komnaty ( ilość tygodni w roku ) i trzysta sześćdziesiąt pięć okien ( ilość dni w roku ). Szczerze pisząc mła nie liczyła, za gorąco było. Jednakże przeszło jej przez głowę że nawet dzisiaj oszklenie tego obiektu kosztowałoby majątek. Być może goście imprezki weselnej Krzysztofa Baldwina policzyli ale na nich zdaje się największe wrażenie zrobiło akwarium. W ośmiobocznej wieży miał znajdować się szklany pojemnik, basen, którego dno stanowiło sufit sali znajdującej się poniżej. Znaczy akwarium było takie że można sobie było nad wodą pochodzić piętro wyżej a piętro niżej obserwowało się rybki i blask słońca przez wodę przebłyskującego. Nawet dziś robiłoby to wrażenia a co dopiero wtedy. Żłoby z marmuru i stajnie na trzysta koni to przy tym prycho. O kryształowych lustrach doświetlających dzięki odbiciom światła wnętrza ledwie napomknę. Malarskie dzieła widzące na ścianach to Panowie Bracia mieli gdzieś, ważne że malarze włoscy a nie krajowi, natomiast o kobiercach rozwieszonych i rozłożonych w salach zamku, tak miłych sercu naszej szlachty i magnaterii i owszem często wspominano.
Teraz wróćmy do historii zamku, po śmierci Krzysztofa w 1645 roku spadkobiercą został Krzysztof Baldwin, który okresowo zamieszkiwał w Krzyżtoporze i być może kontynuował prace wykończeniowe. Niestety niedługo cieszył się życiem, zginął jak na wojaka przystało pod Zborowem w 1648 roku. Niestety bezpotomnie. Dobra iwaniskie wraz z Ujazdem przeszły w ręce dalszej rodziny i skoligaconych rodów. Byli więc właścicielami zamku kolejno: Kalinowscy, Morsztynowie, Sanguszkowie, Denhoffowie Pacowie, Sołtykowie, Łempiccy i Orsetti. W czasie najazdu szwedzkiego zaledwie po jedenastu latach trwania skończyły się czasy splendoru, zamek został zdewastowany i ograbiony, tak do końca to nie za bardzo wiadomo przez kogo. Wiadomo za to że nie został zniszczony. Z tego czasu pochodzi jedyny zachowany zamkowy plan Dahlbergha. Obiekt był użytkowany i najprawdopodobniej przetrwał w niezmienionym kształcie do 1770 roku kiedy to Michał Jan Pac musiał szybko zniknąć z kraju po konfederacji barskiej. Krótko przedtem wyremontował południową część pałacu, w której zamieszkał, ale po jego wyjeździe zamek znów zaczął podupadać i chylić się ku ruinie. Sołtykowie, nie podejmowali prób odbudowy, ograniczając się do użytkowania jedynie części pomieszczeń. Za drogo było remontować. W roku 1815 r. kolejni właściciele - Łempiccy, nie mieszkali już w zamku tylko w pobliskim dworze, podobnie sprawa się miała z kolejnymi właścicielami, rodziną Orsetti, których własnością Krzyżtopór był aż do roku1944. Ruiny zamku były schronieniem zarówno powstańców styczniowych, ludności cywilnej podczas I Wojny Światowej, partyzantów podczas II Wojny Światowej. Potem o zgrozo był tu poligon Armii Czerwonej. Po wojnie Krzyżtopór stał się własnością Skarbu Państwa, w latach 90. XX wieku skomunalizowaną. W latach 70. i 80. XX wieku w obrębie założenia prowadzono prace zabezpieczające i częściowo rekonstrukcyjne ( sklepienia pięter ). W 1991 roku obiekt otwarto dla zwiedzających. Zrobiono rampki i inne takie ułatwiające zwiedzanie. Teraz cóś ćwierkają o świetle i dźwięku więc śpieszcie się jeśli chcecie jeszcze zobaczyć porządne ruiny bez disco archeo.