Quantcast
Channel: Blog w zasadzie ogrodowy
Viewing all articles
Browse latest Browse all 1489

Zejście MM - o lekcjach do odrobienia

$
0
0


Dziś mła zapodaje zapowiadany temat, niby historyczny bo działo się to wszystko kiedy mła jeszcze na świecie nie było ale cóś  jakby aktualny. Jutro premiera  nowej książki o niejasnych okolicznościach zejścia Normy Jean Baker znanej jak  Marilyn Monroe. Zapytacie czym  mła się tak ekscytuje bo MM to tylko nieżyjąca  od lat parudziesięciu aktorka a większość jej filmów to raczej historykom kina znana, książka jak  kasiążka, znaczy któś kasę na nieboszczce robi a MM nie jedyna platynowa blendynka w dziejach Hollywooda i mła sobie mogła fajniejszą teorię spiskową znaleźć  do rozkmin  w dzień upalny. No niby tak tylko że  to wszystko co działo się wokół  śmierci MM tak ładnie wpisuje się mła w kontekst medialnych  ściem, a  z tymi mamy ostatnio nagminnie  do czynienia. O czym mła pisze? Mła pisze o pierwszej na taką skalę robionej medialnej  manipulacji dotyczącej działań przestępczych mających miejsce na terytorium demokratycznego państwa. Wcześniejsze manipulacje to przy tym prycho nawet maccartyzm wysiada. Większość bajań zarzundowo - prasowych dotyczyła w USA działań przestępczych  prowadzonych  przez  amerykańskie służby poza granicami kraju, poza tym w "kraju wolności" tyż "nie tykano królowej"że tak rzecz określę - władza miała komfort rządzenia bo starano się oddzielać sferę prywatną życia polityków.  Jakby cenzuralnie było. Jednakże w porównaniu z naszą  "Trybuną Ludu"  i inszymi  krajowymi tytułami wychodzącymi w tym   czasie  to amerykańska prasa i inne środki przekazu miały nieporównanie  większy zakres wolności, dziennikarstwo jako zawód społecznego zaufania był wprost przez  amerykańską konstytucję chroniony. To że w dekadę po śmierci MM dziennikarze amerykańscy musieli na drodze  sądowej walczyć  o wolność słowa zawdzięczali brakowi własnej czujności i sprzeniewierzeniu się  etyce dziennikarskiej, sami to sobie zrobili bo im się role pomyliły i obiektywizm dziennikarski zamienili na rozsiewanie propagandy,  mniej topornej  niż nasza socprasowa ale propagandy.

A zaczęło się  niewinnie, od  duszności których społeczeństwo amerykańskie dostało od długiego łażenia w gorsecie politycznym który,  że tak rzecz określę, okazał się dla  onego społeczeństwa zbyt przyciasny. Społeczeństwo się zmieniało, jak zwykle proces przebiegał nierównomiernie ale przebiegał. Aspirujące mniejszości, powojenny wyż demograficzny, pełzające zmiany gospodarcze, procesy nie do zatrzymania które u progu lat sześćdziesiątych zaczęły przeorywać  Hamerykę - czas zmian którego twarzą został John Fitzgerald Kennedy, 35 prezydent Stanów Zjednoczonych.  Młody, uchodzący za przystojnego, pierwszy katolik na prezydenckim stanowisku, no postęp, Panie tego, postęp na całego. Uchodziło wszystko, nawet nepotyzm bo czymże innym było wybranie prezydenckiego brata na stanowisko prokuratora generalnego. Prasa piała, nawet ta republikańska cóś przysiadła a później dołączyła do chórku kiedy po słynnej debacie telewizyjnej z Nixonem wygranej przez Kennedy'ego, który nie tylko składniej  ćwierkał ale przede wszystkim lepiej  wyglądał, Kennedy został prezydentem. Tylko że Kennedy wygrał malutką różnicą głosów, w jakiejś części były to zresztą głosy załatwione przez mafię, społeczeństwo było dopiero u progu zmian - już chciało ale ciągle jeszcze się bało ( a grzych "brzydkich kontaktów"  z mafią już  był ). Zaczęło się więc urabianie świadomości społecznej za pomocą "zaprzyjaźnionych"  mendiów, które przejęły rolę działu propagandy. Niepostrzeżenie dla siebie bo przeca działały w zgodzie z sumieniami redachtorów. Wolności obywatelskie tak zajmowały kolegia redakcyjne że mnóstwo sygnałów dotyczących tzw. ciemnych stron Camelotu, czyli czegoś na kształt niemal dworu, który stworzyli wokół siebie bracia Kennedy, nie docierało do zakutych dziennikarskich głów. Dziennikarze związani  z republikanami dość szybko zaczęli trzeźwieć  ale ludzie Kennedych naprawdę potrafili robić PR. Ponadto J.F.K. okazał się być zręcznym politykiem, był jednym z lepszych prezydentów Stanów Zjednoczonych w  XX wieku. Hym... cel niby uświęca środki.

Miał J.F. K.  słabość wynikającą najprawdopodobniej ze sposobu leczenia choroby Addisona na którą cierpiał - był z niego pies na baby. Wzorców z domu rodzinnego  odpowiednich nie wyniósł, jego ojciec był gotów przelecieć zlew w haleczce, oczywiście przed światem udając tzw. dobrego katolika. J.F.K. nawalony na przemian testosteronem i środkami przeciwbólowymi,  podobnie jak tatuś prowadził podwójne życie. Prasa nie grzebała  bo uważano że polityk ma prawo do prywatności i o ile nie dochodziło do jakichś straszliwych ekscesów to sobie panowie prezydenci mogli mieć kochanki a ich małżonki też mogły mieć nawet  kochanki. Byleby to z obowiązkami nie kolidowało i pozwoliło trwać fasadowemu wizerunkowi. J.F.K. z bratem złamali regułę w ten sposób  że zaczęli zabawę z kobietą uchodzącą za boginię a która była niestabilna emocjonalnie. Urocza, inteligentna ale borderline momentami bez  zahamowań. No i się posypało, bo są damy których polityk powinien unikać. Mła tu nie będzie snuła dywagacji kto, dlaczego i czy w ogóle zabił Marilyn  Monroe, mła będzie ciągnęła snujki z tego co po śmierci Marilyn medialnie wyczyniano, jak  gaszono pożar za pomocą policji, FBI i mediów żeby ochronić tyłki zarzundzającym. Bo ewidentnie chroniono. Prasa w Europie Zachodniej pisała że cóś ze śmiercią MM jest nie halo ale w prasie  hamerykańskiej o tym nie można było przeczytać. Opowieści snuto o złym systemie gwiazd, o niestabilności  Marilyn, nawet o lekach co są łatwo dostępne ale cisza na temat okoliczności zgonu. No a działo się, bardzo dziwne śledztwo, niejasności wokół sekcji zwłok, zaginione próbki tkanek ( tylko krew i tkanki wątroby przebadano po czym zniszczono, resztę próbek usunięto bez przebadania ), brak zdjęć sekcyjnych  ( ostały się tylko fotki twarzy ), przynajmniej dwa protokoły koronera, raczej  niespotykana konkluzja  - "najprawdopodobniej samobójstwo".  No i te zeznania świadków, niektóre niespójne, inne rzucające całkiem nowe  światło na zdarzenia ( np. brak zdjęć sekcyjnych wydaje  się być zrozumiały kiedy w zeznaniach świadków pojawia się przenoszenie zwłok - po plamach opadowych o których mowa w protokole sekcyjnym można by takie zeznania jeszcze ściślej weryfikować ), brak przesłuchań świadków mogących rzucić światło na rolę Roberta Kennedy'ego. No i niepowołanie Wielkiej Ławy Przysięgłych, i brak zaprzysiężonych zeznań ( w prawie  hamerykańskim  krzywoprzysięstwo to wyrok więzienia  ). W latach 80 XX wieku wznowiono śledztwo dotyczące śmierci MM i czym prędzej zamknięto, w świetle dziś dostępnych  dokumentów okazuje się że dużo ludzi ze służb jak też urzędników miało wówczas zbyt wiele  do stracenia, gdyby prawidłowo chciano wyjaśniać  sprawę. Dotyczyło to zarówno ludzi związanych z demokratami jak i tych z szeregów republikańskich.  Dlaczego?

Proste jak drut. Metoda która okazała się skuteczna jest stosowana przez wszystkich bez względu na zapatrywania   polityczne. Skoro udało się ukręcić  łeb śledztwu w sprawie śmierci osoby tak znanej jak Marilyn Monroe to można było spróbować ukręcić łeb sprawie zabójstwa prezydenta. W 1962 roku Kennedy i Chruszczow podjęli najważniejszą decyzję czasu swojej władzy - kryzys kubański nie przerodził się w III wojnę światową.  Obaj zapłacili za to tejże władzy utratą, z tym że w demokratycznym kraju ciężko jest odsunąć  popularnego prezydenta  popieranego przez media,  więc trzeba było odstrzelić Kennedy'ego. Metody wypróbowane przy okazji zejścia MM zostały wykorzystane przy zaciemnianiu okoliczności zejścia prezydenta USA . Ginące próbki - ba,   cały prezydencki mózg zaniknął,  niejasny miejscami protokół sekcyjny, policja i FBI kombinująca z raportami i zeznaniami świadków. Dodali tylko element "samotnego zamachowca", tak dobrze potem wykorzystywany przy okazji zabójstw Martina Luthera Kinga i Roberta Kennedy'go.  A prasa relacjonowała na bazie i po linii bo przeca władzy należy się zaufanie.  Ironią losu jest to że te same techniki które zastosowano przy sprzątaniu po śmierci Marilyn zastosowano później po  śmierci braci Kennedy'ch. Mafia, służby  - kto zabił Marylin? Taa... mafia, służby - kto zabił braci Kennedy'ch? Hym.. mła wysnuła że to się nazywa sposób na morderstwo. Z tego wszystkiego mendiom udało się wyjść tylko dlatego obronną ręką że zjednoczone postawiły się w sprawie   raportów wietnamskich McNamary i w sprawie  Watergate. Oczywiście że i w tym wypadku usiłowano nimi manipulować ale mendialni  nauczyli się już wtedy kopać i nie mieli żadnych oporów przed wyciąganiem uchodzących dawniej  za prywatne, sprawek polityków. Dziś niestety koncerny mendialne po raz enty usiłują zawładnąć mendiami (  tym którym się wydawa  że koncern od mediów jest tym samym co  medium uświadamiam że nie jest ), każda władza  tak ma, także ta nieformalna, sprawująca rzundy za pomocą ekonomii. Mendialni powinni odrobić lekcję z czasu śmierci MM - nie wiesz dla kogo stwarzasz metody działania, może dla takich którzy przyjdą zamknąć  ci dziób. Najbardziej zaś  trza  się strzec  tych którzy wydają się porządni, oni też mają swoją ciemną stronę, której  nie chcą nikomu pokazywać. 



Viewing all articles
Browse latest Browse all 1489


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>