
A zaczęło się niewinnie, od duszności których społeczeństwo amerykańskie dostało od długiego łażenia w gorsecie politycznym który, że tak rzecz określę, okazał się dla onego społeczeństwa zbyt przyciasny. Społeczeństwo się zmieniało, jak zwykle proces przebiegał nierównomiernie ale przebiegał. Aspirujące mniejszości, powojenny wyż demograficzny, pełzające zmiany gospodarcze, procesy nie do zatrzymania które u progu lat sześćdziesiątych zaczęły przeorywać Hamerykę - czas zmian którego twarzą został John Fitzgerald Kennedy, 35 prezydent Stanów Zjednoczonych. Młody, uchodzący za przystojnego, pierwszy katolik na prezydenckim stanowisku, no postęp, Panie tego, postęp na całego. Uchodziło wszystko, nawet nepotyzm bo czymże innym było wybranie prezydenckiego brata na stanowisko prokuratora generalnego. Prasa piała, nawet ta republikańska cóś przysiadła a później dołączyła do chórku kiedy po słynnej debacie telewizyjnej z Nixonem wygranej przez Kennedy'ego, który nie tylko składniej ćwierkał ale przede wszystkim lepiej wyglądał, Kennedy został prezydentem. Tylko że Kennedy wygrał malutką różnicą głosów, w jakiejś części były to zresztą głosy załatwione przez mafię, społeczeństwo było dopiero u progu zmian - już chciało ale ciągle jeszcze się bało ( a grzych "brzydkich kontaktów" z mafią już był ). Zaczęło się więc urabianie świadomości społecznej za pomocą "zaprzyjaźnionych" mendiów, które przejęły rolę działu propagandy. Niepostrzeżenie dla siebie bo przeca działały w zgodzie z sumieniami redachtorów. Wolności obywatelskie tak zajmowały kolegia redakcyjne że mnóstwo sygnałów dotyczących tzw. ciemnych stron Camelotu, czyli czegoś na kształt niemal dworu, który stworzyli wokół siebie bracia Kennedy, nie docierało do zakutych dziennikarskich głów. Dziennikarze związani z republikanami dość szybko zaczęli trzeźwieć ale ludzie Kennedych naprawdę potrafili robić PR. Ponadto J.F.K. okazał się być zręcznym politykiem, był jednym z lepszych prezydentów Stanów Zjednoczonych w XX wieku. Hym... cel niby uświęca środki.
Miał J.F. K. słabość wynikającą najprawdopodobniej ze sposobu leczenia choroby Addisona na którą cierpiał - był z niego pies na baby. Wzorców z domu rodzinnego odpowiednich nie wyniósł, jego ojciec był gotów przelecieć zlew w haleczce, oczywiście przed światem udając tzw. dobrego katolika. J.F.K. nawalony na przemian testosteronem i środkami przeciwbólowymi, podobnie jak tatuś prowadził podwójne życie. Prasa nie grzebała bo uważano że polityk ma prawo do prywatności i o ile nie dochodziło do jakichś straszliwych ekscesów to sobie panowie prezydenci mogli mieć kochanki a ich małżonki też mogły mieć nawet kochanki. Byleby to z obowiązkami nie kolidowało i pozwoliło trwać fasadowemu wizerunkowi. J.F.K. z bratem złamali regułę w ten sposób że zaczęli zabawę z kobietą uchodzącą za boginię a która była niestabilna emocjonalnie. Urocza, inteligentna ale borderline momentami bez zahamowań. No i się posypało, bo są damy których polityk powinien unikać. Mła tu nie będzie snuła dywagacji kto, dlaczego i czy w ogóle zabił Marilyn Monroe, mła będzie ciągnęła snujki z tego co po śmierci Marilyn medialnie wyczyniano, jak gaszono pożar za pomocą policji, FBI i mediów żeby ochronić tyłki zarzundzającym. Bo ewidentnie chroniono. Prasa w Europie Zachodniej pisała że cóś ze śmiercią MM jest nie halo ale w prasie hamerykańskiej o tym nie można było przeczytać. Opowieści snuto o złym systemie gwiazd, o niestabilności Marilyn, nawet o lekach co są łatwo dostępne ale cisza na temat okoliczności zgonu. No a działo się, bardzo dziwne śledztwo, niejasności wokół sekcji zwłok, zaginione próbki tkanek ( tylko krew i tkanki wątroby przebadano po czym zniszczono, resztę próbek usunięto bez przebadania ), brak zdjęć sekcyjnych ( ostały się tylko fotki twarzy ), przynajmniej dwa protokoły koronera, raczej niespotykana konkluzja - "najprawdopodobniej samobójstwo". No i te zeznania świadków, niektóre niespójne, inne rzucające całkiem nowe światło na zdarzenia ( np. brak zdjęć sekcyjnych wydaje się być zrozumiały kiedy w zeznaniach świadków pojawia się przenoszenie zwłok - po plamach opadowych o których mowa w protokole sekcyjnym można by takie zeznania jeszcze ściślej weryfikować ), brak przesłuchań świadków mogących rzucić światło na rolę Roberta Kennedy'ego. No i niepowołanie Wielkiej Ławy Przysięgłych, i brak zaprzysiężonych zeznań ( w prawie hamerykańskim krzywoprzysięstwo to wyrok więzienia ). W latach 80 XX wieku wznowiono śledztwo dotyczące śmierci MM i czym prędzej zamknięto, w świetle dziś dostępnych dokumentów okazuje się że dużo ludzi ze służb jak też urzędników miało wówczas zbyt wiele do stracenia, gdyby prawidłowo chciano wyjaśniać sprawę. Dotyczyło to zarówno ludzi związanych z demokratami jak i tych z szeregów republikańskich. Dlaczego?
Proste jak drut. Metoda która okazała się skuteczna jest stosowana przez wszystkich bez względu na zapatrywania polityczne. Skoro udało się ukręcić łeb śledztwu w sprawie śmierci osoby tak znanej jak Marilyn Monroe to można było spróbować ukręcić łeb sprawie zabójstwa prezydenta. W 1962 roku Kennedy i Chruszczow podjęli najważniejszą decyzję czasu swojej władzy - kryzys kubański nie przerodził się w III wojnę światową. Obaj zapłacili za to tejże władzy utratą, z tym że w demokratycznym kraju ciężko jest odsunąć popularnego prezydenta popieranego przez media, więc trzeba było odstrzelić Kennedy'ego. Metody wypróbowane przy okazji zejścia MM zostały wykorzystane przy zaciemnianiu okoliczności zejścia prezydenta USA . Ginące próbki - ba, cały prezydencki mózg zaniknął, niejasny miejscami protokół sekcyjny, policja i FBI kombinująca z raportami i zeznaniami świadków. Dodali tylko element "samotnego zamachowca", tak dobrze potem wykorzystywany przy okazji zabójstw Martina Luthera Kinga i Roberta Kennedy'go. A prasa relacjonowała na bazie i po linii bo przeca władzy należy się zaufanie. Ironią losu jest to że te same techniki które zastosowano przy sprzątaniu po śmierci Marilyn zastosowano później po śmierci braci Kennedy'ch. Mafia, służby - kto zabił Marylin? Taa... mafia, służby - kto zabił braci Kennedy'ch? Hym.. mła wysnuła że to się nazywa sposób na morderstwo. Z tego wszystkiego mendiom udało się wyjść tylko dlatego obronną ręką że zjednoczone postawiły się w sprawie raportów wietnamskich McNamary i w sprawie Watergate. Oczywiście że i w tym wypadku usiłowano nimi manipulować ale mendialni nauczyli się już wtedy kopać i nie mieli żadnych oporów przed wyciąganiem uchodzących dawniej za prywatne, sprawek polityków. Dziś niestety koncerny mendialne po raz enty usiłują zawładnąć mendiami ( tym którym się wydawa że koncern od mediów jest tym samym co medium uświadamiam że nie jest ), każda władza tak ma, także ta nieformalna, sprawująca rzundy za pomocą ekonomii. Mendialni powinni odrobić lekcję z czasu śmierci MM - nie wiesz dla kogo stwarzasz metody działania, może dla takich którzy przyjdą zamknąć ci dziób. Najbardziej zaś trza się strzec tych którzy wydają się porządni, oni też mają swoją ciemną stronę, której nie chcą nikomu pokazywać.