Mła jest wkurzona bo nie wszystko idzie tak jak powinno - po pierwsze to Kotek Błyskotek u Rabarbary, po drugie po upale miało być przyjemniej a nie jest w związku z czym prace w ogrodzie leżą i kwiczą a mła nękają wyrzuty sumienia, po trzecie urząd jak to urząd, najchętniej chciałby żebym wykonała pracę za którą urząd płaci swoim pracownikom tyle że to fajnie by było jakby mła za darmo robiła, po czwarte koty znów leją się między sobą nie do końca wiadomo o co a lokatorzy toczą wojenki o szafki na korytarzu, które mła wnerwiona sytuacją zaraz wywali coby tzw. źródło bólu doopy usunąć. Spotkałam wczoraj w sklepie Dorotę, sąsiadkę Dżizaasa, i to było smętne bo Dorota chodzi jak ten cień. Jej mężowi postawili diagnozę po roku od opowieści jak mu to nic nie jest i jest to diagnoza najgorsza z możliwych. On w szpitalu a ona biedna przeżywa. Mła nawet nie wiedziała jak pocieszyć no bo tak po prawdzie tu się nie pocieszy. Dżizaas podobno Dorocie wciska żarło na siłę ale Dorocine rączki jak patyczki, mła serce bolało jak patrzała. Mła będzie musiała zadzwonić do Dżizaasa bo tu zdawa się większe wsparcie będzie potrzebne. Mła jak jest smutna to robi się jeszcze bardziej zła, zupełnie jak ta Buka. Lepiej teraz do mnie z niczym nie uderzać. Z rzeczy dobrych to dzwonilim do Tatusia z okazji dnia jego i zastalim go w dobrej formie, wręcz ćwierkającego , choć przyznał się że przed południem i jemu się smętnawo zrobiło na wspomnienie że tego samego dnia którego wypada Święto Ojca są imieniny Babci Wandzi. Hym... dziećmi jesteśmy przez całe życie, nosimy w sobie to pragnienie bezwarunkowego uczucia aż do schyłku żywota. Na szczęście Tatuś nie sam, jego dziewczyna przyjechała na dłużej więc są rozrywki. Dziewczyna Tatusia jest bardzo miłą straszą panią, to samo pokolenie co Tatuś, więc i sposób odczuwania podobny. Tatuś lekko zazdrosny o kota, któren okazał się zdradziecką świnią preferującą kobiece ciepełko ale czegóż on się spodziewał, że Rattusek odpuści dodatkową parę rąk do głaskania i miejsce na podołku do wymrukiwania? No nie ma opcji żeby normalnie i prawidłowo rozpuszczony kot odpuścił możliwość dodatkowego dopieszczania.
W środę mła przyszło też pokląć na sprzęt własny do focenia, choć tak po prawdzie to nie do końca na sam sprzęt co raczej na oprzyrządowanie czyli kabelek do zgrywania na kompa. Mła się natentychmiast przypomniały problemy Agniechy z jej złośliwym aparatem i jeszcze złośliwszym komputerem, nie żebym schadenfreude odczuwała ale lżej mła się jakoś na duchu zrobiło że nie tylko ją problemy techniczne dotykają. W gronie technicznie przez los doświadczonych jakby łatwiej paskudność sprzętu znosić niż samej się borykać z wrednością kabelka. Niestety wszystko wskazuje na to że znów będę musiała zakupić nowy kabelek, znaczy chińskie goowno krótkoterminowego użytku. Taa... kiedy mła walczyła z okablowaniem zadzwonił do niej operator netu z super promocjami i ofertą lizania mła po tyłku i podrapywania po piętach. Oj, nie w porę zdzwonił, mła była resztką sił grzeczna ale w ten sposób w jaki jest kiedy chce żeby było jasno zrozumiane że należy się od niej tego... ten... odtralala. Powinnam mieć zaćmienie umysłu bo pogoda i wogle ale jakoś nie miałam i kiedy zaćwierkali ile to oszczędzę na ich nowej ofercie to im w pamięci wyliczyłam na ile mnie w nowej opcji naciągną i trzy razy to powtórzyłam dla pewności coby się nagrało. A potem postraszyłam że sama to nagrywam i pojechałam UOKiKiem bo w ofercie podano nieprawdziwe dane i wyliczenia dotyczące umowy. Po drugiej stronie było tłumaczenie, dość mętne a mła się w końcu głupio zrobiło bo co biedny telemarketer winien że mu taki plan sprzedażowy zapodajo i każo ściemniać wg. wzornika. Zakończyłam rozmowę ugodowo, znaczy że jak będę chciała przedłużyć umowę to sama się skontaktuje. Oczywiście tego nie zrobię, bo nie mam zamiaru dostawać po kieszeni ku chwale dostawcy, któremu zresztą mam nadzieję dobiorą się do doopska.
Dziś rano mła obudziła burza, popadało bardzo ładnie i tak bez ekscesów. Znaczy żadnych drzew z korzeniami w okolicy wiatr towarzyszący burzy nie powyłamywał, zalać nas nie zalało a i wyładowania były z tych które dadzą się przeżyć. Mła teraz czeka na lekkie podsuszenie i wyjdzie rozejrzeć się czy aby cóś tam można ogrodowego dziś po południu uskutecznić. Jutro ma dzień sprawozdawczy i wyjazdowy ale dziś może troszki sobie odpuścić. Wieczorem może nawet cóś oblooka, w planie ma dwa dokumenty: "Framing Brithney Spears" ( hym ... zdawa się że tytuł "Farming Brithney Spears" byłby bardziej odpowiedni ) i "The Pharmacist" - opowieść o tym jak Big Pharma przejęła rynek narkotykowy w USA przy wydatnej pomocy FDA, ichniej agencji dopuszczającej substancje do obrotu ( film o tyle ciekawy że kryzys opioidowy w Stanach rozkłada na czynniki pierwsze osoba będąca częścią systemu, mały plankton żyjący z wielkiego farmaceutycznego przemysłu, aptekarz z Luizjany, który stracił syna ) - mła zapoda Wam fragmencik jakby cóś znajomy - "Lokalny szpital we wschodnim Nowym Orleanie nie mógł przyjmować chorych na serce starych ludzi, bo wszystkie miejsca zajęte były przez tych, którzy przedawkowali leki wydawane na receptę.". No cóż, żądza piniądza i naturalna tendencja żeby z nielegalnej maszynki do trzepania kasy uczynić biznes legalny, choć nadal uciekający przed solidniejszym opodatkowaniem. Wszyscy wierzący w poświęcanie się dla ludzkości przez biznesmenów produkujących substancje wykorzystywane w medycynie powinni sobie obejrzeć ku przestrodze i nie dlatego że czepionki - sronki, tylko że takie zwyczajne "codzienne" leki przechodzą dokładnie przez taką samą procedurę jak Oksykodon. Żyjemy w czasach w których społeczeństwo wspomina sobie jaki to zły był Escobar, przegryzając te wspominki fentanylem i łykając na każdą infekcję antybiotyki srętej generacji.
A tak à propos wyrobów farmaceutycznych to czy nie dziwi Was fakt trwania jakiejś dziwnej wojny pomiędzy zaczepionymi i niezaczepionymi. Wojny radośnie podsycanej trollingiem i mendialną pulpą. Mła ma wrażenie że niezdrowo nakręcaną wojną o czepionki usiłuje się przykryć znacznie poważniejsze problemy dotyczące zarządzania pandemią. Wiecie jest bardzo sporo spraw którymi ludzie powinni się zająć coby im się naprawdę żyło w bardziej przejrzystym świecie, na ten przykład tym czy polityk po zakończeniu kariery powinien przechodzić do biznesu. Albo czy kryzysami w dziedzinie finansowej aby na pewno powinni się zajmować politycy i czy nie potrzeba jeszcze silniejszej i naprawdę niezależnej od polityków instytucji banków centralnych. Tyle do zrobienia w dziedzinie zarzundzania kryzysami medycznymi - tu zdecydowanie więcej procedur a mniej polityki. A mendia? Takie one wolne jak kura na kurzej fermie, coraz częściej przypominają te z "W oparach absurdu" Słonimskiego i Tuwima. Mła jak sobie czyta niektóre teksty z mainstreamu to się jej przypominają takie kfiotki poetów -"Rada Miejska w Grodzisku postanowiła zaprotestować gorąco przeciwko orkanowi w Ameryce i trzęsieniu ziemi w Alasce. Zwłaszcza wystąpienie przeciwko orkanowi zredagowane jest w bardzo mocnym tonie.". Takie to so wiadomości. Mój boszsz... z lewa one , z prawa,a wszędzie te samo guano tylko w inny papierek zapakowane. I jeszcze ci nieszczęśni stażyści wklepujący teksty wprost z translatora, mła onegdaj przeczytała że pomocnik szeryfa w jakiejś mieścinie w Kolorado był oficerem. Nawet taki matoł lingwistyczny jak mła jest świadom różnicy pomiędzy polskim oficer a angielskim officer, to jest poziom żenady jak u mynistra Czarnka. Zarzund zresztą w formie, znów Słonimski i Tuwim - "... Cukier należy do węglowodanów i skręca płaszczyznę polaryzacji. Kto by się temu opierał, podlega karze bezwzględnego aresztu, bez zamiany na grzywny. Osoby posiadające więcej niż półtora proc. cukru, odwiedzać mogą szalety miejskie jedynie w godzinach przedobiednich ( 12—12.30 ), za okazaniem specjalnej przepustki poświadczonej przez urząd zdrowia i komisariat odnośnego okręgu." Pomysłów sto a co jeden to głupszy.
Zresztą nie tylko zarzund nasz kretyński, w naszym parlamencie toczyły się jakieś bzdurne akcje z cyklu "A tamten to brzydko powiedział" z góry skazane na niepowodzenie. Czy oni do cholery nie mogliby się zająć czymś konstruktywnym? Dostosowaniem prawa krajowego do dyrektyw bo z tym to leżymy i kwiczymy. Albo napisaniem porządnej ustawy o dekarbonizacji, takiej która nie zostawiłaby z dnia na dzień gmin górniczych z problemem bezrobocia a nas wszystkich z problemem energetycznym. Quźwa, śmieci - z tym trza cóś na szybko robić bo to co wymyślili w tym temacie to pudrowanie wymiocin i udawanie że nic nie śmierdzi. Niech cóś konkretnego, potrzebnego ludziom zrobią a nie przedstawienia dają w stylu "Mody na sukces" ( mamy całą masę polityków którzy już "spali" ze wszystkimi partiami ). Przeca jak się wakacje skończą, kasy z EU widać nie będzie to znów tylko zarzundowi przy wsparciu prawie całej klasy politycznej lockdown przyjdzie wprowadzać coby ich ludzie nie pogonili gdzie pieprz rośnie. Strasznie oni wszyscy mła denerwujo, mła nie może się już doczekać kiedy oni wszyscy na urlop wyjado. Mła ma dziwne przekonanie że zarówno bez zarzundu jak i tej całej hałastry politycznej która udaje że coś robi, będzie nam trochę lżej znosić codzienność. Mła ma takie marzenie, bynajmniej nie ciche - niech się oni wszyscy od nas odpierdolą! Sorry za słownictwo ale kiedy mła tego słucha albo czyta o politycznych to jakoś jej eufemizmy się nie trzymają. Buka, Buka po całości ze mła wychodzi! Dobra, czas na muzycznik, zamiast fotek macie truskaweczki autorów różnych. A w muzyczniku dwa kontralty i mezzosopran - Pearl, Sarah i Ella. Jakość samego nagrania nie najlepsza ale jakość wykonania, mniam!