Szuflandio, moja Szuflandio! Co teraz się porobiło, krasnal ogrodowy od paru lat tracił popularność na rzecz innych ozdóbstw ogrodowych. Degradacja krasnala nie spowodowała jednak że ogródki w Polsce w tym czasie jakoś nadzwyczajnie wypiękniały. Są jakby nawet mniej ciekawe niż były, w końcu krasnale stanowiły jakiś punkt zaczepienia dla wzroku w tym zalewającym Pol -Ogrodolandię morzu trawniczków i tuj. Szczerze pisząc jak dla mnie jest gorzej niż było. Polbruk, trawnik ( najlepiej z rolki ), obowiązkowy iglak w charakterze żywopłotu i zastępca krasnala ( co tam kto lubi ) w charakterze zdobnictwa ogrodowego - tak to teraz wygląda jak człowiek się po ogródkach przydomowych pogapi. Zieleń miejska znaczy z elementem kojarzonym "z ogrodowością". Smętne to jak przedstawicielka najstarszego zawodu świata na zasłużonej emeryturze. Krasnale były przynajmniej jakieś, w złym guście jak to się teraz o nich mawia, ale jakieś. Nie wiem czy ludzie czują że w sumie rzecz uważaną za kicz zastąpili kiczem innego rodzaju, masowo powielają obrazki z lat osiemdziesiątych XX wieku jakimi reklamowały się firmy deweloperskie w Niemczech Zachodnich. To właściwie nawet nie kicz, w końcu ten jest bratem sztuki, to coś znacznie bardziej smutnego - wyobraźnia unicestwiona. Marzenia o lepszym życiu ( och, tam na tym Zachodzie ) skrzyżowane z brakiem czasu i potrzeby otaczania się czymś wyjątkowym. "Ładność", porządek i zieleń instant - tak wygląda większość nowo zakładanych "ogródków przydomowych" w miastach. To właściwie nie są ogrody tylko przydomowe tereny rekreacyjne z niewiadomych przyczyn nazywane ogrodami. Mało kto sadzi jakieś byliny, drzew liściastych to najlepiej się pozbyć bo to tylko panie tego...... robota. Dobrze jest postawić donicę z czymś kwitnącym i kolorowym i żadnego krasnala bo to kicz. A jak krasnala nie ma to taki "ogródek" to już nie jest kicz tylko "piękno jak z żurnala". Krasnal unicestwiony i oto pięknieje nam ogrodowa Polska! Wcale nie pięknieje, jest nadal brzydka i sztampowa do bólu, zatyka banałem i bylejakością. To właśnie bylejakość jest najgorszą zmorą naszych zielonych terenów przydomowych a nie krasnale same w sobie.
Dawniej na terenach Polski, które były pod zaborem pruskim a później niemieckim krasnale występowały bardzo często. Ogródki śląskie czy pomorskie były całkiem nieźle wyposażone w gnomy, śmiem twierdzić że krasnale wrosły w tamtejszą tradycje ogrodniczą ( szczególnie na Śląsku ). Krasnale jako ozdoby ogrodowe pojawiły się już w okresie renesansu. Oczywiście nie wyglądały tak jak teraz, były to przedstawienia cudacznie ubranych małych ludzików, często o zniekształconej budowie ciała, wzorowane na tzw. Hofzwergen czyli karłach trzymanych w charakterze "rozrywkowych" zwierząt domowych na wielkopańskich dworach. Najstarsze zachowane figury gnomów pochodzą z ogrodu przy pałacu Mirabell w Salzburgu. Tzw. Zwergelgarten zaprojektował Johann Bernhard Fischer von Erlach, znajdowało się w nim dwadzieścia osiem figur wykonanych z piaskowca przedstawiających gnomy. Rzeźby wykonano w latach 1690 i 1991. Zwergelgarten uległ zniszczeniu w roku 1800 a figury uległy rozproszeniu. Szczęśliwie część z nich udało przywrócić się miejscu ich powstania i zostaną one wykorzystane przy odtwarzaniu założeń barokowych w Mirabellgarten. Kamienne gnomy były popularnym "wyposażeniem" barokowych ogrodów zamkowych i pałacowych na terenie Austrii, Niemiec, Czech a także północnych Włoch i Słowenii. Po okresie zafascynowania krajobrazowym ogrodnictwem angielskim, które znacznie ograniczało korzystanie z rzeźb jako elementu wyposażenia ogrodu ( zwracam uwagę że słowo ograniczało nie jest tożsame ze słowem wyeliminowało ), gdzieś koło połowy XIX wieku krasnale ponownie pojawiły się w ogrodach Europy. Zaatakowały w Anglii. W 1847 roku Sir Charles Isham wzbogacił ogród rodzinnego majątku Lamport Hall w hrabstwie Northamptonshire dodając krasnoludkowe figury z terakoty. Dwadzieścia jeden figur w ogrodzie rezydencji to było dla krasnali wyjście z podziemia.
W drugiej połowie XVIII wieku i przez pierwszą połowę wieku XIX krasnale egzystowały bowiem w małych ogródkach, to dla takich ogródków kwitła produkcja terakotowych figurek w manufakturach Turyngii, a nawet w tak znanych wytwórniach ceramiki jak Wiedeń i Miśnia. W roku 1800 w Anglii powstała pierwsza seria krasnoludków rodzimych, to zdanko dedykuję wszystkim miłośnikom angielskich ogrodów. Nie od razu wyspiarze byli przekonani do tego że rośliny w ogrodzie to tak same mogą występować, bezkontekstowo, że się tak wypiszę. No ale ta produkcja z XVIII wieku i z początku wieku XIX to nie było coś bardzo znaczącego, na masową produkcję trzeba było jeszcze poczekać. W roku 1872 roku w Gräfenroda w Turyngii pan August Heissner założył fabryczkę w której wkrótce uruchomiono masową produkcję krasnali. Dwa lata później Philipp Griebel rozpoczął produkcję w swojej wytwórni ceramiki, od roku 1880 głównym produktem tej firmy stały się krasnale. Fabryka miała dość burzliwe dzieje ( w 1948 w Turyngii zakazano produkcji figur ogrodowych - krasnale antykomunistami? ) ale do dzisiaj istnieje Gartenzwergmanufaktur Philipp Griebel i produkuje krasnoludki z terakoty. Jak ktoś ma ochotę zapoznać się z historią krasnoludyzmu to na terenie firmy znajduje się muzeum krasnali ogrodowych. Za klasyczne uznaje się dziś krasnoludki wyprodukowane w drugiej połowie XIX wieku, w tzw. złotym okresie krasnoludyzmu. Były wykonane z terakoty i ręcznie malowane, przedstawiały krasnoludkowe postacie pracujące w pocie czoła, stąd skórzane fartuchy, czapki taczki i kilofy. Najprawdopodobniej ma to związek z popularnymi na terenie Niemiec legendami o krasnalach strzegących podziemnych skarbów. Pochodzenie uzupełnienia krasnoludkowego stroju czyli pończoszek i czegoś podobnego do frygijskiej czapki jest bardziej tajemnicze. Takie właśnie zapończczoszkowane, uczapione na czerwono i robocze były pierwsze krasnoludki zaprezentowane na Targach Lipskich. Krasnoludki klasyczne czyli krasnoludki właściwe.
W dziejach krasnoludyzmu były okresy chwały i niemal całkowitego upadku. Klasyczne krasnoludki w jaskrawych barwach budziły albo zachwyty spragnionych bajkowości ogrodników albo potępienie obrońców "dobrego smaku". Tych rozbieżnych ocen nie poprawiło pojawienie się tworzyw sztucznych. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku nastąpił krasnoludkowy Drang nach Westen w wykonaniu plastikowych krasnoludków z zachodnich rubieży demoludów. O ile klasyczne krasnoludki oskarżano o nacjonalizm ( zakaz przywozu krasnoludków w czasie wojen światowych ), szpecenie czysto niemieckiego krajobrazu w niektórych landach ( funkcjonariusze NSDP byli nieprzejednani ), powodowanie wypadków drogowych przez rozpraszanie uwagi kierowców ( won z ogródków przydrożnych ) o tyle nowoczesne plastikowe krasnoludki oskarżano o godzenie swoją tandetnością w honor prawdziwych terakotowych krasnoludków. Imigranci byli jednak chętnie zatrudniani w charakterze ozdóbstw w niemieckich ogrodach. Plastikowa horda była coś inna kulturowo, owszem już wcześniej zdarzały się krasnoludki obsceniczne ale "ci nowi" to była całkiem nowa obyczajowa jakość ( inne dziwy też się pojawiły, np. krasnoludy giganci - polokoktowcy ). Pełna groza, że tak się wypiszę. Rozpełzło to się po ogrodach, zadomowiło i co gorsza zaczęło pozyskiwać dla się producentów krasnali z lepszych tworzyw. Atakowało tak mocno że przerażeni Anglicy zakazali na Chelsea Flower Show pokazywania krasnoludków i wszelkich jaskrawo pomalowanych rzeźb ogrodowych. Ponieważ nie zakazali jednak pokazywania innych kontrowersyjnych urodności ogrodowych guzik to dało, bo o gustach jak wiadomo się nie dyskutuje, a w końcu dlaczego rdzawe żelastwo pomalowane techniką przecierania na zielony kolor czy drewniane sprzęty domowe z posadzonymi na nich roślinami mają być niby lepsze od krasnoludka właściwego?
Ogrodnicy brytyjscy sobie nadal w spokoju prywatnych ogródków krasnoludkują ( warzywniki to krasnoludkowy matecznik, nawet w jednym z pokazowych ogródków w RHS Garden Rosemoor można się napatoczyć na krasnoludkowego krewniaka, Petera Rabbita ), choć nie jest to zjawisko o takiej skali jak krasnoludkowanie niemieckie. W roku 1981 w Bazylei powstało Internationale Vereinigung zum Schutz der Gartenzwerge, organizacja zajmująca się ochroną krasnoludyzmu jako części dziedzictwa kulturowego. We Francji w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia powołano z kolei do życia Front de Liberation des Nains de Jardins, co po naszemu brzmi przecudnie - Front Wyzwolenia Krasnali Ogrodowych. Organizacja ta zajmuje się ustawianiem krasnali w leśnych założeniach, uznając środowisko klasycznych ogrodów za obce krasnoludkom. Jak widzicie krasnoludki w ogrodach to nie jest tylko kicz i bezguście, to o wiele bardziej złożona historia.
A co z naszym własnym ogródkowym światkiem i krasnoludkami. W większości mamy do czynienia z kiepskimi projektami, równie kiepskimi materiałami i paskudnym wykonaniem. Krasnoludek właściwy jest za drogi na polską kieszeń, krasnoludki designerskie, bardzo nowoczesne w formie prawie nie występują bo ceny mają jeszcze bardziej niebotyczne. To co ustawiamy po ogrodach jest byle jaką tandetą, taniochą i podróbą ( sorry, ale żyjemy w kraju krasnoludków dla ubogich ). Niemal wszyscy bardziej zaawansowani ogrodowo na krasnoludki psioczą, ja jakoś tak nie mogę. Po pierwsze wspomnienia prawdziwych krasnali ustawionych w jednym z ogrodów mojego dzieciństwa ( w hortensjach stały ), po drugie wycieczka do Marle Place Garden i tamtejsze schody. Czy pamiętacie silny trynd włocławski w polskim ogrodnictwie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku? Jak nie pamiętacie to wam opiszę - stłuczkę ceramiczną zatapiano w betonie, tworzono z tego donice i inne "cudności". W Marle Place Garden stworzono schody i tarasik, trochę inspirując się pracami Gaudiego ale nie do końca. Schody z Marle Place Garden są rozpoznawalne na całym świecie dzięki temu że stworzono jakby nową jakość, wpisano je w kontekst brytyjskiej kultury. Nie tylko mnie kojarzą się one z szaloną herbatką, Alicją, Kapelusznikiem, Marcowym Zającem i susłem. Szalone schody z wieczkami imbryków i uszkami filiżanek. A przecież to wcale niedaleko od włocławskiego tryndu. Z krasnoludkami jest tak samo jak z tryndem włocławskim i schodami w Marle Place Garden - ubodzy krewni, ale dlatego że ubóstwo wynika z braku wyobraźni. Brak wyobraźni jest znacznie gorszy niż brak pieniędzy. Przecież można produkować i u nas lepsze krasnoludki, nowoczesne wariacje na temat krasnoludyzmu w cenach porównywalnych z maszkaronami z żywic. Tylko kto je kupi? Ludzie, którzy za szczyt ogrodnictwa uznają trawniczek i żywopłot z iglaków? Oj, nie krasnoludki są tu problem, nie zwalać mi na nie własnej nijakości i bylejakości!
Dawniej na terenach Polski, które były pod zaborem pruskim a później niemieckim krasnale występowały bardzo często. Ogródki śląskie czy pomorskie były całkiem nieźle wyposażone w gnomy, śmiem twierdzić że krasnale wrosły w tamtejszą tradycje ogrodniczą ( szczególnie na Śląsku ). Krasnale jako ozdoby ogrodowe pojawiły się już w okresie renesansu. Oczywiście nie wyglądały tak jak teraz, były to przedstawienia cudacznie ubranych małych ludzików, często o zniekształconej budowie ciała, wzorowane na tzw. Hofzwergen czyli karłach trzymanych w charakterze "rozrywkowych" zwierząt domowych na wielkopańskich dworach. Najstarsze zachowane figury gnomów pochodzą z ogrodu przy pałacu Mirabell w Salzburgu. Tzw. Zwergelgarten zaprojektował Johann Bernhard Fischer von Erlach, znajdowało się w nim dwadzieścia osiem figur wykonanych z piaskowca przedstawiających gnomy. Rzeźby wykonano w latach 1690 i 1991. Zwergelgarten uległ zniszczeniu w roku 1800 a figury uległy rozproszeniu. Szczęśliwie część z nich udało przywrócić się miejscu ich powstania i zostaną one wykorzystane przy odtwarzaniu założeń barokowych w Mirabellgarten. Kamienne gnomy były popularnym "wyposażeniem" barokowych ogrodów zamkowych i pałacowych na terenie Austrii, Niemiec, Czech a także północnych Włoch i Słowenii. Po okresie zafascynowania krajobrazowym ogrodnictwem angielskim, które znacznie ograniczało korzystanie z rzeźb jako elementu wyposażenia ogrodu ( zwracam uwagę że słowo ograniczało nie jest tożsame ze słowem wyeliminowało ), gdzieś koło połowy XIX wieku krasnale ponownie pojawiły się w ogrodach Europy. Zaatakowały w Anglii. W 1847 roku Sir Charles Isham wzbogacił ogród rodzinnego majątku Lamport Hall w hrabstwie Northamptonshire dodając krasnoludkowe figury z terakoty. Dwadzieścia jeden figur w ogrodzie rezydencji to było dla krasnali wyjście z podziemia.
W drugiej połowie XVIII wieku i przez pierwszą połowę wieku XIX krasnale egzystowały bowiem w małych ogródkach, to dla takich ogródków kwitła produkcja terakotowych figurek w manufakturach Turyngii, a nawet w tak znanych wytwórniach ceramiki jak Wiedeń i Miśnia. W roku 1800 w Anglii powstała pierwsza seria krasnoludków rodzimych, to zdanko dedykuję wszystkim miłośnikom angielskich ogrodów. Nie od razu wyspiarze byli przekonani do tego że rośliny w ogrodzie to tak same mogą występować, bezkontekstowo, że się tak wypiszę. No ale ta produkcja z XVIII wieku i z początku wieku XIX to nie było coś bardzo znaczącego, na masową produkcję trzeba było jeszcze poczekać. W roku 1872 roku w Gräfenroda w Turyngii pan August Heissner założył fabryczkę w której wkrótce uruchomiono masową produkcję krasnali. Dwa lata później Philipp Griebel rozpoczął produkcję w swojej wytwórni ceramiki, od roku 1880 głównym produktem tej firmy stały się krasnale. Fabryka miała dość burzliwe dzieje ( w 1948 w Turyngii zakazano produkcji figur ogrodowych - krasnale antykomunistami? ) ale do dzisiaj istnieje Gartenzwergmanufaktur Philipp Griebel i produkuje krasnoludki z terakoty. Jak ktoś ma ochotę zapoznać się z historią krasnoludyzmu to na terenie firmy znajduje się muzeum krasnali ogrodowych. Za klasyczne uznaje się dziś krasnoludki wyprodukowane w drugiej połowie XIX wieku, w tzw. złotym okresie krasnoludyzmu. Były wykonane z terakoty i ręcznie malowane, przedstawiały krasnoludkowe postacie pracujące w pocie czoła, stąd skórzane fartuchy, czapki taczki i kilofy. Najprawdopodobniej ma to związek z popularnymi na terenie Niemiec legendami o krasnalach strzegących podziemnych skarbów. Pochodzenie uzupełnienia krasnoludkowego stroju czyli pończoszek i czegoś podobnego do frygijskiej czapki jest bardziej tajemnicze. Takie właśnie zapończczoszkowane, uczapione na czerwono i robocze były pierwsze krasnoludki zaprezentowane na Targach Lipskich. Krasnoludki klasyczne czyli krasnoludki właściwe.
W dziejach krasnoludyzmu były okresy chwały i niemal całkowitego upadku. Klasyczne krasnoludki w jaskrawych barwach budziły albo zachwyty spragnionych bajkowości ogrodników albo potępienie obrońców "dobrego smaku". Tych rozbieżnych ocen nie poprawiło pojawienie się tworzyw sztucznych. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku nastąpił krasnoludkowy Drang nach Westen w wykonaniu plastikowych krasnoludków z zachodnich rubieży demoludów. O ile klasyczne krasnoludki oskarżano o nacjonalizm ( zakaz przywozu krasnoludków w czasie wojen światowych ), szpecenie czysto niemieckiego krajobrazu w niektórych landach ( funkcjonariusze NSDP byli nieprzejednani ), powodowanie wypadków drogowych przez rozpraszanie uwagi kierowców ( won z ogródków przydrożnych ) o tyle nowoczesne plastikowe krasnoludki oskarżano o godzenie swoją tandetnością w honor prawdziwych terakotowych krasnoludków. Imigranci byli jednak chętnie zatrudniani w charakterze ozdóbstw w niemieckich ogrodach. Plastikowa horda była coś inna kulturowo, owszem już wcześniej zdarzały się krasnoludki obsceniczne ale "ci nowi" to była całkiem nowa obyczajowa jakość ( inne dziwy też się pojawiły, np. krasnoludy giganci - polokoktowcy ). Pełna groza, że tak się wypiszę. Rozpełzło to się po ogrodach, zadomowiło i co gorsza zaczęło pozyskiwać dla się producentów krasnali z lepszych tworzyw. Atakowało tak mocno że przerażeni Anglicy zakazali na Chelsea Flower Show pokazywania krasnoludków i wszelkich jaskrawo pomalowanych rzeźb ogrodowych. Ponieważ nie zakazali jednak pokazywania innych kontrowersyjnych urodności ogrodowych guzik to dało, bo o gustach jak wiadomo się nie dyskutuje, a w końcu dlaczego rdzawe żelastwo pomalowane techniką przecierania na zielony kolor czy drewniane sprzęty domowe z posadzonymi na nich roślinami mają być niby lepsze od krasnoludka właściwego?
Ogrodnicy brytyjscy sobie nadal w spokoju prywatnych ogródków krasnoludkują ( warzywniki to krasnoludkowy matecznik, nawet w jednym z pokazowych ogródków w RHS Garden Rosemoor można się napatoczyć na krasnoludkowego krewniaka, Petera Rabbita ), choć nie jest to zjawisko o takiej skali jak krasnoludkowanie niemieckie. W roku 1981 w Bazylei powstało Internationale Vereinigung zum Schutz der Gartenzwerge, organizacja zajmująca się ochroną krasnoludyzmu jako części dziedzictwa kulturowego. We Francji w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia powołano z kolei do życia Front de Liberation des Nains de Jardins, co po naszemu brzmi przecudnie - Front Wyzwolenia Krasnali Ogrodowych. Organizacja ta zajmuje się ustawianiem krasnali w leśnych założeniach, uznając środowisko klasycznych ogrodów za obce krasnoludkom. Jak widzicie krasnoludki w ogrodach to nie jest tylko kicz i bezguście, to o wiele bardziej złożona historia.
A co z naszym własnym ogródkowym światkiem i krasnoludkami. W większości mamy do czynienia z kiepskimi projektami, równie kiepskimi materiałami i paskudnym wykonaniem. Krasnoludek właściwy jest za drogi na polską kieszeń, krasnoludki designerskie, bardzo nowoczesne w formie prawie nie występują bo ceny mają jeszcze bardziej niebotyczne. To co ustawiamy po ogrodach jest byle jaką tandetą, taniochą i podróbą ( sorry, ale żyjemy w kraju krasnoludków dla ubogich ). Niemal wszyscy bardziej zaawansowani ogrodowo na krasnoludki psioczą, ja jakoś tak nie mogę. Po pierwsze wspomnienia prawdziwych krasnali ustawionych w jednym z ogrodów mojego dzieciństwa ( w hortensjach stały ), po drugie wycieczka do Marle Place Garden i tamtejsze schody. Czy pamiętacie silny trynd włocławski w polskim ogrodnictwie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku? Jak nie pamiętacie to wam opiszę - stłuczkę ceramiczną zatapiano w betonie, tworzono z tego donice i inne "cudności". W Marle Place Garden stworzono schody i tarasik, trochę inspirując się pracami Gaudiego ale nie do końca. Schody z Marle Place Garden są rozpoznawalne na całym świecie dzięki temu że stworzono jakby nową jakość, wpisano je w kontekst brytyjskiej kultury. Nie tylko mnie kojarzą się one z szaloną herbatką, Alicją, Kapelusznikiem, Marcowym Zającem i susłem. Szalone schody z wieczkami imbryków i uszkami filiżanek. A przecież to wcale niedaleko od włocławskiego tryndu. Z krasnoludkami jest tak samo jak z tryndem włocławskim i schodami w Marle Place Garden - ubodzy krewni, ale dlatego że ubóstwo wynika z braku wyobraźni. Brak wyobraźni jest znacznie gorszy niż brak pieniędzy. Przecież można produkować i u nas lepsze krasnoludki, nowoczesne wariacje na temat krasnoludyzmu w cenach porównywalnych z maszkaronami z żywic. Tylko kto je kupi? Ludzie, którzy za szczyt ogrodnictwa uznają trawniczek i żywopłot z iglaków? Oj, nie krasnoludki są tu problem, nie zwalać mi na nie własnej nijakości i bylejakości!