Co ogrodnicy robią zimą kiedy przestają śledzić prognozy pogody? Ogrodnicy przeglądają oferty szkółek. Sławek nazywa to domową wiosną i ma rację, dwie sweety czyli bambaryłki siedzą przed kompem, chłepczą kawę, zagryzają słodkim, tyłki rosną a one w świecie wkopywania bulw, przycinania cisów, możliwego kwitnienia co rarytetniejszych bylin. Domowa wiosna w przeciwieństwie do tej prawdziwej, znojno - ogrodowej, jak widać nie służy utrzymaniu linii. Tym bardziej że apetyt ogrodniczy na te wszystkie zielone chciejstwa przełazi w taki zwyczajny apetyt kulinarny. Późnymi popołudniami żremy lody waniliowe z gorącą polewą z owoców leśnych ( i nie tylko to żremy ) walimy niemiłosiernie w klawiaturę i myszkujemy myszką w rejonach szkółkarsko - ogrodowych. Pływamy po tym oceanie ofert ogrodniczych jak Kolumb po Atlantyku, w nadziei odkrycia nowego. Rzecz jasna napotykamy czasem rafy, rośliny o których mało wiemy, a które kuszą urodą. Wtedy zwracamy naszą "Santa Maria" na kurs ku netowym wyspom wiedzy - poszukujemy info w bazach ogrodniczych na "naszych forach" , szukamy na blogach cooleżanek i coolegów "po zielonym", udajemy się do zatoki dobrej pamięci Pani Zoji. Zdarza nam się głębokie nurkowanie w necie bo roślina nówkowa i słabo opisana. Na ogół jednak żeglujemy po spokojnych wodach pełnych roślin dobrze nam znanych, uzupełniamy nasadzenia albo zwiększamy ilość roślin sprawdzonych w naszych ogrodach w myśl zasady - "Mniej gatunków czy odmian, więcej sadzonek paru wybranych roślin".
To bardzo zdrowa zasada, szczególnie jeżeli mamy do obsadzenia małe rabaty. Szlachetna rezygnacja z chęci posiadania wszystkiego - od tego chyba powinno zaczynać się wszelkie kursy ogrodnicze. No ale się nie zaczyna a ogrodnicy bezkursowi folgują sobie na całego. Znam dobrze takie chciejstwa żeby i to mieć i tamto i jeszcze tu wkopać taką roślinkę - zawsze się taki nieumiarkowany apetyt źle kończył dla Alcatrazu. Wystarczy kolekcjonerski zapęd irysowy żeby ogród uczynić hym....tego..... niekoniecznie pięknym ( napomykam tylko o tym że i niełatwym w utrzymaniu ), za to skutecznie "upakowanym", a co dopiero kiedy do tego dołożymy wszystkie chciejstwa. Szlachetną sztukę rezygnacji rozpoczęłam od zakazania sobie nabywania innych cebul tulipanów niż te botaniczne. W ogrodzie i tak wyłażą stare, poczciwe apeldoorny, reszta nowszych holenderskich odmian odpłynęła dawno temu. Jedyne większe "prawdziwie ogrodowe" cebulowe z których nie potrafię zrezygnować to hiacynty, moje narcyzowe fascynacje są takie mniej wielkokwiatowe a szafirki to w ogóle drobnica pasząca mi do reszty nasadzeń w Alcatrazie. W styczniu trzymam reżim liliowy. Orienpety i trąbkowe rosną w podwórkowej części, w niezbyt wielkich ilościach, jednak wystarczających by przyduszać Ciotkę Elkę. Jak ognia wystrzegam się chęci posiadania wszystkich najnowszych jasnych różyków i kremowych bieli. Różny termin kwitnienia, niuanse kolorystyczne i dopiero się porobi misz -masz na rabacie. Tej wiosny rozstaje się z odmianą orienpeta 'On Stage', który pasił mi do reszty nasadzeń jak pięść do nosa i w miejsce po nim ( z wymienioną ziemią rzecz jasna ) wsadzam kolejne cebule 'Big Brother', odmiany która rośnie u mnie bardzo dobrze i nieźle wygląda z innymi nasadzeniami. Ponieważ tzw. inwestycja została już wykonana mogłam sobie pozwolić na kupienie jeszcze paru uzupełniaczy liliowych na "ziemie odzyskane". Spokojnie, bez ekscesów, tylko w jednym wypadku zdecydowałam się na eksperyment, jak nie wypali to ledwie dwie cebule powędrują do innego ogrodu.
Pierwszą ofertę irysową w tym roku przysłał Robert, maluchy czyli SDB. Mam już upatrzeńca, takiego must have. 'Neony Warszawy' się nazywa, nad następnymi leniwie się zastanawiam. Ta czynność sprawia mi ogromną przyjemność, tysięczny raz oglądam zdjęcia i oczami wyobraźni widzę już całkiem spore, kwitnące kępy. Zusammen z tymi lodami waniliowymi z gorącą polewą ( i nie tylko nimi ) to jest namiastka raju, he, he.
To bardzo zdrowa zasada, szczególnie jeżeli mamy do obsadzenia małe rabaty. Szlachetna rezygnacja z chęci posiadania wszystkiego - od tego chyba powinno zaczynać się wszelkie kursy ogrodnicze. No ale się nie zaczyna a ogrodnicy bezkursowi folgują sobie na całego. Znam dobrze takie chciejstwa żeby i to mieć i tamto i jeszcze tu wkopać taką roślinkę - zawsze się taki nieumiarkowany apetyt źle kończył dla Alcatrazu. Wystarczy kolekcjonerski zapęd irysowy żeby ogród uczynić hym....tego..... niekoniecznie pięknym ( napomykam tylko o tym że i niełatwym w utrzymaniu ), za to skutecznie "upakowanym", a co dopiero kiedy do tego dołożymy wszystkie chciejstwa. Szlachetną sztukę rezygnacji rozpoczęłam od zakazania sobie nabywania innych cebul tulipanów niż te botaniczne. W ogrodzie i tak wyłażą stare, poczciwe apeldoorny, reszta nowszych holenderskich odmian odpłynęła dawno temu. Jedyne większe "prawdziwie ogrodowe" cebulowe z których nie potrafię zrezygnować to hiacynty, moje narcyzowe fascynacje są takie mniej wielkokwiatowe a szafirki to w ogóle drobnica pasząca mi do reszty nasadzeń w Alcatrazie. W styczniu trzymam reżim liliowy. Orienpety i trąbkowe rosną w podwórkowej części, w niezbyt wielkich ilościach, jednak wystarczających by przyduszać Ciotkę Elkę. Jak ognia wystrzegam się chęci posiadania wszystkich najnowszych jasnych różyków i kremowych bieli. Różny termin kwitnienia, niuanse kolorystyczne i dopiero się porobi misz -masz na rabacie. Tej wiosny rozstaje się z odmianą orienpeta 'On Stage', który pasił mi do reszty nasadzeń jak pięść do nosa i w miejsce po nim ( z wymienioną ziemią rzecz jasna ) wsadzam kolejne cebule 'Big Brother', odmiany która rośnie u mnie bardzo dobrze i nieźle wygląda z innymi nasadzeniami. Ponieważ tzw. inwestycja została już wykonana mogłam sobie pozwolić na kupienie jeszcze paru uzupełniaczy liliowych na "ziemie odzyskane". Spokojnie, bez ekscesów, tylko w jednym wypadku zdecydowałam się na eksperyment, jak nie wypali to ledwie dwie cebule powędrują do innego ogrodu.
Pierwszą ofertę irysową w tym roku przysłał Robert, maluchy czyli SDB. Mam już upatrzeńca, takiego must have. 'Neony Warszawy' się nazywa, nad następnymi leniwie się zastanawiam. Ta czynność sprawia mi ogromną przyjemność, tysięczny raz oglądam zdjęcia i oczami wyobraźni widzę już całkiem spore, kwitnące kępy. Zusammen z tymi lodami waniliowymi z gorącą polewą ( i nie tylko nimi ) to jest namiastka raju, he, he.