Mła dziś miała bardzo pracowity poniedziałek. Rano chciała wypruć do Leroja po taczkę, upewniwszy się przedtem przez net że on otwarty. Na szczęście zadzwoniła do Mamelona która uświadomiła mła że i owszem otwarty z tym że nie tak jak mła sobie myśli. Otóż trza zrobić zamówienie przez sklep netowy a po dwóch, trzech godzinach można zamówiony towar odebrać przy wejściu do Leroja. Wleźć na teren sklepu i organoleptycznie poznawać towar mogą jedynie tacy którzy mają firmę budowlaną. No to mła nie miała wyjścia i musiała rzeczoną taczkę ogrodową zakupić przez net. Przy okazji mła dokupiła grabie, jak się okazuje są to grabie do kamieni. Taa... teraz mła musi dokupić tylko z parę ton żwiru do kompletu. Towar ze sklepu przywiózł nam Piotruś i na szczęście przemyślnie przywiózł do Mamelona i Sławencjusza, bowiem przeczuwał że składanie taczki może przerosnąć techniczne zdolności mła. Przerosłoby na pewno, taczkę składaliśmy w trójkę ze Sławencjuszem w roli głównego składacza i Mamelonem i mła jako asystującymi ( "Siostro, sączek proszę !" ). Główny składacz porykiwał na nas że się nie znamy na składaniu a my spokojnie myliłyśmy kolejność nakrętek na śrubki i dociskałyśmy wszystko nie tak jak trzeba. Mamelon została oskarżona o nieumiejętne wkładanie śruby a mła o ogólną gułowatość ale spoko. Kiedy Sławencjusz napompował koło ( "Mówiłem patrzeć na skalę i dać znać kiedy będzie jeden i siedem!" ) i je zamontował znaczy wykonał zadanie, bardzo wrednie, jadowicie i mściwie postraszyłyśmy go czepionką, o której Sławencjusz nie lubi słuchać bo cóś jej niepewny. Po tej mście ( paskudnej bo Sławncjusz taczkę złożył ) mła wyprawiona przez Mamelona i Sławencjusza przydreptała prowadząc pojazd jednośladowy triumfalnie do chałupy gdzie czekali na nią chcący z niego skorzystać.
No bo dziś mła miała akcję podwórkową, przyszła exsąsiadka zwana czule Isaurą ( literacko - plantacyjnie zalęgło się w głowie Ciotki Elki ) i ruszyła w piel. Mła nieobecna bo poszukująca "takiego boczku co to wiesz" dla Pana Dzidka i "przepaski takiej samej" dla Małgoś - Sąsiadki, w związku z tym pieleniem bez nadzoru miała czarne wizje wyrwanych bylin i skróconych do korzeni lawend. Na szczęście Isaura zimą oglądała namiętnie programy ogrodnicze i mła po powrocie do chałupy ( biegiem, groźba uszkodzenia irysów mła gnała ) zastała bardzo prawilnie przycięte lawendy i szałwie oraz starannie opielone kłącza irysów. Głęboki oddech a potem zaraz myśl jak dobrze że Podwórko obszerne bo te jeżdżące dziś w dużej ilości radiowozy mogłyby się przy nas zatrzymać - sąsiedztwo wypełzło tłumnie. Isaura nie miała prawa narzekać na izolację. Na tapecie zebrania podwórkowego historia Jusi, córki Oli, ujadająca na temat szczegółów Jusiowego życia Ciotka Elka, Gienia dorzucająca dwa słówka podczas wyprowadzania głuchej i słabej Małgoś - Sąsiadki ( która jak się okazało jednakże nie omdlała a na temat omawiany miała jakimś cudem mimo głuchoty która niby powodować powinna nieznajomość omawianych zagadnień, sporo do powiedzenia ), Dziadek i Pan Dareczek tnący palety piłą spalinową oraz Włodzimierz Ciotczyny i Pan Dzidek na gościnnych występach udzielający rad tnącym. Przy samochodach Maciek i Pan Krzysiu z kolegą z pracy, który też zna Jusię bo razem do szkoły chodzili ale oni nie o życiu Jusi tylko osamochodach tak paplają. Ta... Jakby było mało Babe, pies pana Dzidka ganiał Mrutka a potem Mrutek ganiał padniętego Babe'go ( reszta kotów obserwowała z bezpiecznej wysokości te gonitwy, w momencie padnięcia pieska wszystkie chciały go gonić, nawet Szpagutek, która się niby nie interesowała ). Na szczęście zaczęło się robić zimno więc taczka odbyło się tylko parę kursów i wszyscy się porozłazili. Exsąsiadka szczęśliwa, postraszyła że przyjdzie w sobotę bo "wasza kamienica to żyje".
Na tym dzień zalatany mła się nie skończył, co prawda mła nie musiała już nigdzie wychodzić za to Małgoś - Sąsiadka miała zadanie bojowe dla mła. Ponieważ nasza fryzjerka ma rodzinną kwarantannę ( dziecku nastoletniemu teścik wylazł ) Małgoś stwierdziła że najwyższy czas abym opanowała nowe rzemiosło. Starsza mocno pani, głucha i ślepa i cóż ona do mła ćwierka? - "Zobacz jak się tnie włosy w internecie, na tubie, tam wszystko pokazują". Już ja wiem skąd ta tuba, będę musiała ograniczyć kontakty Małgoś - Sąsiadki z Ciotką Elką, to stąd te wieści o radościach netu do Małgoś spływają. Małgoś jak chce to potrafi być naprawdę nieustępliwie upierdliwa, mła oświadczyła jej że jeżeli chce łazić z dziwną fryzurą to właściwie nie jest mła problem i zabrała sie do cięcia. Zaznaczam nie chodzi o podcinanie włosów, co mła U Małgoś potrafi wykonać, a o ich cięcie i zrobienie fryzury. Znaczy najsampierw było włączenie tuba i zapoznanie się z tematem ( mła się spociła na dzień dobry ), potem pojawił się problem pod tytułem co to są nożyczki do degażowania, potem z ust Małgoś padło "A jakby tak użyć nożyczek do skórek?" co spotkało się z mojej strony ze stanowczą odmową. Skończyło się na zwyczajnych nożyczkach, maszynce do golenia i klamerkach przytrzymujących włosy. Mła grzebieniowała i przycinała włosy na skos, o dziwo udało się zrobić w miarę poprawną obcinkę tyłu w stylu bob. Z przodem poszło gorzej bo to Małgoś mogła obserwować w lustrze i się wtrącać w strzyżenie. Tak jadziła że w pewnym momencie dałam jej nożyczki do ręki i zaproponowałam żeby mistrzyni ostrzy obcięła się sama. No taka to Małgoś odważna to nie jest i mła mogła kontynuować obcinkę po swojemu. Wyszło tak sobie ale ujdzie, błędy mła skorygowała na umytych i wysuszonych a poza tym od czego jest szczotka do układania włosów. Małgoś niby zadowolona, niby bo pożegnała mła zdankiem "Nie martw się, odrosną".
Dziś w muzyczniku bardzo odprężająco "Albartos" Fleetwood Mack, mła tęskni za spokojnym, miarowym szumem oceanicznych fal. Ba, jej nawet bałtyckie by wystarczyły.