Po Wielkim Mrozie przyszła Szybka Odwilż i zrobiła się Wielka Chlapa i mła w związku z tym lata w sprawach rurowych swoich i nie tylko swoich. No bo wicie rozumicie, zamarzło i odpuściło a Pan Dzidek nadal w szpitalu ( w którym leżąc na tzw. oddziale covidowym zrobił się bardzo antycovidowy, antyrządowy oraz antysystemowy ) a jego lokatorzy i jego rury na mojej głowie. U siebie mła ma prychol ( znaczy wszyscy mają wodę w chałupie, tylko "przerabiany łazienkowo" korzystał z sąsiedzkiej wody ) a nie problem, natomiast poważniejsza hydrauliczna zabawa szykuje się w sąsiedniej kamieniczce. Jakby było mało kłopotów mła wczoraj przeprowadzała u się śledztwo w sprawie zapachu gazu unoszącego się w korytarzu ( skromne zebranie lokatorskie się odbyło i po przesłuchu winną okazała się stara, niemal pusta butla gazowa oczekująca na wymianę ). Mła wygłosiła stosowną przemowę, odbyło się wielkie wietrzenie, później zamykanie wywietrzonego i mła wreszcie mogła zająć się sobą a nie śledztwami i usuwaniem skutków beztroski inszych ( mła miała na końcu języka podczas przemowy że to beztroska słabo myślących ale się wzięła i resztką sił powstrzymała ).W sąsiedniej kamieniczce mła nie przemawiała, nie jej małpy , nie jej cyrk że tak rzecz określę. Po prawdzie tam dopiero odkryła jak mogą wyglądać skutki braku pomyślunku użytkowników lokalu, ale ona nie jest od wychowywania cudzych najemców, mła tylko usunie szkody, zrobi zabezpieczenie a wykłócanie się zostawi komu inszemu ( tym bardziej że wykłócanie mogłoby się zamienić w lincz, bo sąsiedzi mają na głowie tzw. człowieka z problemami a w wypadku kiedy problemy jednego lokatora zaczynają zamieniać się w problemy pozostałych lokatorów o brzydkie zachowania bardzo łatwo ). Od poniedziałku do końca tygodnia mła ma sesje z hydraulikami, taka przydługa "przyjemność" instalacyjno - sanitarna. Mła nie cierpi ale co robić, bez różnych rzeczy można żyć ale bez wody jest naprawdę kicha. Pocieszkowe jest dla niej to że przybył pierwszy kranik i po rozpakowaniu okazał się być jeszcze ładniejszym niż na fotkach. Mła teraz oczekiwa na kranik nr 2, czyli ten od wanny. Ma nadzieję że w styczniu zakończy erę napełniania wanny garnkiem. Jutro posprząta łazienkę na bardzo serio ( szorowanie fug ) a potem zamontuje kraniki coby się nowością w czystości wielkiej nacieszyć. Hym... remonty i nowe instalację zawsze jakoś powodują u mła przypływ sił do robót domowych i co najważniejsze przypływ chęci do ich wykonywania. Co do inszych spraw, do mła docierają niedobre wiadomości o znajomkach, zarówno tych ludzkich jak i tych źwierzęcych. Na szczęście mła przyuważyła że po tzw. strzale następuje uspokojenie sytuacji bo sprawy wyglądały na groźniejsze niż są rzeczywiście. Dla mła to pocieszające. Jednakże strach swoje robi i dla mła to on jest głównym wrogiem zarówno dotkniętych chorobami jak i jej samej. Kiedy człowiek oswaja strach związany czy ze swoją chorobą czy też zwierzaczka, wszystko staje się prostsze, dążenie do lepszego zdrowia jest łatwiejsze ( takie uspokajanie przez procedury czy rytuały jest w miarę skuteczne ). Tylko że to się lekko pisze a strach zwalczyć trudno bo emocje są ciężkie do racjonalnej obróbki. Człowiek chciałby zapanować nad uczuciami ale jedyne co potrafi to emocje wyciszyć ( a podskórnie nadal jest przez strach gryziony ). Bardzo rzadko trafiają się takie osobniki które nie tyle nad strachem panują co mają na niego wylane. Mła sama nie wie czy to źle czy to dobrze bo zauważyła że jak któś ma wylane na strach to ma też wylane na wszystko inne. Więc może lepiej że podskórny jakoś tam żre. Sama nie wie, ale odczuwa i współczuwa. Znaczy ma zgryzienie, bo mła by chciała żeby człowiek sobie bezchorobowo żył dopóki mu się nie znudzi i lekko się wyłączał na własne życzenie ( ze źwierzaczkami tak samo jej zdaniem powinno być ) no a świat ma gdzieś jej chcenia za to Matka Natura wyraźnie lubi być suką i zamiast dać jakieś godziwe warunki do życia to dopieprza nam chorobami przez które to życie robi się paskudne i niemiłe. Hym... Matka Natura jest po prostu amoralna. Dobra, koniec smętków, czas na radości. Mła ogłasza niebywałą okazję. Jest do wzięcia Prawdziwa Książniczka i nie to że tylko wykwalifikowany personel się łapie, najważniejszym kryterium konkursu na opiekunów Prawdziwej Książniczki jest tzw. dobre serducho i chęć umilenia życia Prawdziwej Książniczce. Jak to jest, to wszystkiego obsługowego się człowiek nauczy. Troszki tego jest ( ale bez przesadyzmu, obsługa kota nie wymaga doktoratu , wystarczy być uważnym na początku znajomości a poza tym jak na damę przystało Prawdziwa Książniczka potrafi należycie kuwetować i wogle ) bo Książniczka jest istotą delikatną i po rewolucyjnych przejściach. Urody jest przecudnej bo chodzi w białej maseczce. Konkursowicze mogą zgłaszać się do Psa w Swetrze na wpis Zębuszka ( Prawdziwa Książniczka tak się nazywa, no wicie rozumicie - Prawdziwa Książniczka Zębuszka, Princessa Kotolandii i Pani na Katzburgu ). Tylko poważne oferty ( Jej Wysokość nie znosi takich którzy nie wiedzą kogo chcą ani czego oczekują ). Zębuszka jest odłowiona z dziczy ale mimo przejść jak najbardziej chętna do udomowienia, mruczenia, udeptywania oraz ocierek - słowem wszystkich kocich obowiązków. Wypełnia je z wdziękiem, jak na damę przystało. Zwycięzca konkursu przy okazji zasłuży się polu prewencji psychiatrycznej, bo Piesa Zaswetrowana miała u się ostatnio szpitalik, taką zvířecí nemocnice, co nie posłużyło ponoć jej zdrówku psychicznemu. Dzisiejsze zdjęcia to domowiaki a w muzyczniku klasyczny balet.
↧