O Rzymie już kiedyś pisałam ( Roma przyswojona ), tylko że o Rzymie to tomiszcza można pisać, znaczy mła ledwie musnęła temat. No bo tego wszystkiego dużo i to dobrego, wicie rozumicie - molto bene, ciężko to w jednym poście upchnąć. Jest państwo w państwie czy Vaticano, jest zewsząd wyłażąca starożytność, są XV wieczne palazzo w których nadal toczy się życie. Po prostu kipi, wszytko w tym mieście kipi życiem, zarówno tym przeszłym jak i tym które wciąż się toczy. Wszystko kipi, nawet cmentarze. Rzym oblegany przez turystów jak na razie uniknął losu Wenecji, może dlatego że jest stolicą? Mła wam zaprezentuje dziś foty, z miejsc obleganych jak i takich gdzie turystę rzadko uświadczysz. Powinnam zacząć od dzielnicy która przylega do Watykanu, od rione Prati, jednej z dwóch starych dzielnic znajdujących się poza Murem Aureliana ( druga to Borgo, w starożytności okolice Watykanu to zadupie było ). Głównie dlatego że mła w niej mieszkała, jednakże tak się jakoś składało że największą atrakcją tej dzielnicy dla mła był Mercato Trionfale, znacie słabość mła do rynków. Hym... mła fociła głównie rynkowo, za nic mając wysokie kamienice na Via Ottaviano czy urocze schody prowadzące do Musei Vaticani. Mła lepiej od razu przejdzie do uroków Watykanu.
Watykan to przede wszystkim wprost przerażająca pięknem Bazylika Świętego Piotra, a właściwie to cały zespół wraz z placem przed bazyliką i kolumnadą Berniniego. Tak, to jest piękno przerażające, wynikające jak to zazwyczaj w Rzymie ma miejsce, z przeskalowania. Szczerze pisząc na mła większe wrażenie wywiera bazylika widziana z zewnątrz niż jej interior. Monumentalne piękno w odcieniach beżo - szarościo- bieli bardziej działa na mła niż ociekające złotem i lśniące od wypolerowanych marmurów wnętrze. Mła docenia skalę, doświetlenie, harmonię barw, nagromadzenie zabytków itd. ale z pięknem zewnętrznym tego obiektu jego wnętrzu zdaniem mła nie ma się co mierzyć. Mam nadzieję że na moim zdjęciu widać że bazylika leży na wzniesieniu a plac opada w stronę Tybru ( zdjęcia telewizyjne jakoś tak wypłaszczają obraz i wydaje się że to wszystko takie, Panie tego, równiutkie ). Za bazyliką ogrody, które mła chciała zwiedzać w kwietniu tego roku, niestety nasz minister zdrowia wówczas wypłaszczał to czego wypłaszczać wcale nie trzeba było. A i Włosi zidiocieli i mła się obeszła smakiem. Takie widoczki jak te powyżej to chyba każden turysta foci, taki obowiązkowy fotnik z Watykanu ( mła i tak jest słabo łobowiązkowa, tego okna nie sfociła - zresztą mła w Rzymie nie widziała papieża, hym... nawet się nie starała zobaczyć bo co innego jej myśli zaprzątało ).
Po wydostaniu się z z części placu św. Piotra zamkniętej owalem Kolumnady Berniniego jakoś tak naturalnie ludziska spływają w stronę miasta jedną z najsłynniejszych ulic świata - Via della Conciliazione. To stosunkowo młoda ulica jak na Rzym, bo jej ostateczny kształt nadano po podpisaniu Traktatów Laterańskich ( przebudowa trwała od 1936 roku do 1950 roku ). Hym... jest tak bardzo w stylu ery Mussoliniego, szeroka, prosta, w sam raz na paradę, choć uzbrojona w chodniki na których można w deszczowy dzień wychlastać sobie zęby. Przed przebudową to 500 metrów dzielące Plac św. Piotra od Zamku Świętego Anioła wyglądało zupełnie inaczej. Od ostatniej dużej przebudowy w rione Borgo w XV wieku, miejsce którym biegnie dzisiejsza Via della Conciliazione, przez prawie 500 lat pozostawało zabudowane. Papieże cóś tam usiłowali kombinować ale koszty wyburzenia połowy dzielnicy były zastraszające i na usiłowaniach papieskich się kończyło. Ostateczny sprawę załatwiło zjednoczenie Włoch w XIX wieku, Rzym został stolicą państwa i zaczęła się przepychanka polityczna która skończyła się za czasów Mussoliniego podpisaniem Traktatów Laterańskich, regulujących posiadanie Kościoła katolickiego w Rzymie. Znaczy impuls do budowy drogi miał przede wszystkim charakter polityczny, trza się było pokazać a właściwie pokazać komuś. Mussolini zwrócił się do swoich ulubionych architektów, Marcella Piacentiniego i Attilio Spaccarelliego no i mamy Via della Conciliazione. Hitler zazdraszczał!
Z owej sławnej ulicy trafiamy pod jeden z najbardziej znanych zabytków Rzymu, Zamek Świętego Anioła. Nie jest celem tego wpisu dokładne przedstawienie tej budowli. Mła zatem tylko nadmieni że Castel Sant’Angelo to tak naprawdę jest starożytnym Mauzoleum Hadriana. Budowę owego przybytku zakończono w 139 roku, przez ponad sto lat pełnił funkcję grobowca cesarzy rzymskich. Pochowano tu Hadriana i jego żonę Sabinę, Antonina Piusa z żoną Faustyną Starszą, Lucjusza Aeliusza, Lucjusza Werusa, Marka Aureliusza, Septymiusza Sewera, Julię Domnę, Getę i Karakallę. Z czasem życie wymusiło inszą koncepcję użytkowania budowli, włączono ją w system murów obronnych i zmieniła się w twierdzę. Pod koniec VI wieku papież Grzegorz I Wielki przemianował budowlę na Zamek św. Anioła, aby upamiętnić ukazanie się podczas zarazy anioła chowającego miecz na znak końca epidemii. W 608 roku papież Bonifacy IV na szczycie budynku wzniósł kaplicę Świętego Anioła w Niebie. Różne rzeczy jeszcze do tej budowli dodawano, przebudowywano ale ciągle jest to starożytna konstrukcja. Cóś jak piramidy Azteków z katolickimi kościołami na szczytach.
Koło Zamku Świętego Anioła przez Tybr przerzucony został most zwany dziś Ponte San Angelo, kiedyś to był Pons Aelius, tak cóś kole 134 roku. Tak, tak, mostek jest starawy. Co prawda przebudowano go w 1892 roku ale trzy środkowe przęsła pamiętają czasy Hadriana. Wielu turystów sądzi że most jest młodszy a to za sprawą figur aniołów dłuta Berniniego i jego współpracowników, które ustawiono na moście na polecenie papieża Klemensa IX w XVII wieku. Pod mostem przepływa Tybr który nie ma w sobie nic z majestatycznej dużej rzeki. Nie wiem czy to bliskie kontakty z Cloaca Maxima czy insze okoliczności ( cembrowinka straszliwa zbudowana pod koniec XIX wieku ) sprawiły że rzymski odcinek Tybru nie robi na mła, mieszkance nadwiślańskiej krainy, specjalnego wrażenia. Ot, rzeczka taka, z tych szerszych, trochę jak kanał w Cambridge do którego wpychają się wzajemnie studenci z okazji dnia urodzin królowej. No mła wie że do tej rzeki wrzucono trupa Cezara Borgii a i różne sławne prochy spływały jej wodami ( najczęściej za karę ), jednakże w tej toczącej dość leniwie wody rzeczce trudno mła się było dopatrzyć powiernika złowrogich tajemnic czy narzędzia sprawiedliwości. Duchy z burzliwej rzymskiej historii nie unoszą się nad wodami, pewnie nie śmiałyby startować ze straszeniem do podmostowej społeczności. Podmostowiaki by pogoniły!
Kiedy przekroczymy most i znajdziemy się na drugim brzegu Tybru to jesteśmy w "prawdziwym" Rzymie. Wkraczamy w starożytne rejony miasta ( żadne tam podmiejskie rekreacje jakie kiedyś znajdowały się w Watykanie, jesteśmy po wielkomiejskiej stronie Tybru ). O ile teraz zboczysz z utartego szlaku trafisz w niesamowite miejsca w których nie ma zatrzęsienia turystów. Znaczy zamiast na Piazza Navona można dojść do Via Giulia, jednej z najciekawszych rzymskich ulic. Kiedyś obszar zwany Campus Martius wraz z nastaniem średniowiecza rozwinął się w jedną z najgęściej zaludnionych dzielnic Rzymu. Komunikacyjnie to był jeden wielki chaos więc pod koniec średniowiecza zaczęto poważnie myśleć o przebudowie dzielnicy. Juliusz II stwierdził że o ile Rzym ma dobrze funkcjonować jako centrum chrześcijaństwa ( pielgrzymki ) konieczne jest nałożenie regularnej sieci drogowej ze środkiem ciężkości nadanym przez rzekę na nieuporządkowany zestaw budynków, jakim był średniowieczny Rzym. Ten środek ciężkości koło Tybru to dlatego że papież skłócony z rzymskimi rodami kombinował jakby tu centrum Rzymu przenieść z okolic Kapitolu bliżej Watykanu. Około 1508 roku Donato Bramante na zlecenie papieża rozpoczął wywłaszczenia i związane z nimi wyburzenia ( w Rzymie nadano mu przydomek Mastro ruinante ). Po śmierci Juliusza II w 1511 roku budowę nowej ulicy kontynuował jego następca, papież Leon X de' Medici. Szczególny nacisk położył na rozwój w północnej części drogim między niedokończonymi ruinami Palazzo dei Tribunali a dzielnicą bankową. Po prostu papież chciał tam osadzić florenckich kupców coby w razie czego mieć własne stronnictwo. Zresztą florentczycy to nie jedyna kolonia pochodzących z innych włoskich miast mieszkańców, okolice zamieszkiwali sieneńczycy, neapolitańczycy czy mieszkańcy Bolonii. Ba, były nawet kolonie angielskie czy szwedzkie. Wszystkie one miały ambicje posiadać własne "narodowe" kościoły. Stąd mnóstwo kościołów w rione Regola i rione Ponte. Na tym obszarze działali wówczas artyści tej miary co jak Rafael Santi i Antonio da Sangallo Młodszy, kupowali działki lub budowali imponujące pałace. Działo się, jednym słowem a właściwie dwoma.
W XVII wieku Via Giulia to był jeden z najbardziej prestiżowych adresów w Rzymie. Promenada, miejsce urządzania procesji, festynów i inszych uciech ( czasem nawet zalewano ulicę coby efektowniej było ) . Mnóstwo palazzo: Farnese, Falconieri, Cisterna, Ricci, Varese, Doanarelli, Sacchetti, Medici Clarelli. Z kościołów na mła największe wrażenie zrobił kościół San Giovanni dei Fiorentini. W 1519 r. "naród" florentyńczyków otrzymał od Leona X przywilej budowy kościoła parafialnego pod wezwaniem San Giovanniego Battisty . Kościół ten stoi na północnym krańcu Via Giulia, w tzw. dzielnicy florenckiej. Kościół swoją wielkością odzwierciedla wpływy rodziny Medici, która kiedyś była właścicielem budynku tuż obok kościoła. Uwierzcie mła, to były wpływy potężne, kościół jest olbrzymi! Budowa kościoła, największego i najważniejszego na Via Giulia, została rozpoczęta początku XVI wieku, trwała ponad 200 lat. Niestety od połowy XVIII wieku ulica zaczęła podupadać, jej charakter zmienił się. Zaczęło się tu osiedlać sporo rzemieślników a bardziej majętni mieszkańcy odpływali w lepsiejsze rejony miasta. Nic nowego, gentryfikacja z tradycją. Dziś ulica odżywa, restauracja budynków z okazji 500 lecia ulicy spowodowała że znów adres Via Giulia dobrze wygląda.
Watykan to przede wszystkim wprost przerażająca pięknem Bazylika Świętego Piotra, a właściwie to cały zespół wraz z placem przed bazyliką i kolumnadą Berniniego. Tak, to jest piękno przerażające, wynikające jak to zazwyczaj w Rzymie ma miejsce, z przeskalowania. Szczerze pisząc na mła większe wrażenie wywiera bazylika widziana z zewnątrz niż jej interior. Monumentalne piękno w odcieniach beżo - szarościo- bieli bardziej działa na mła niż ociekające złotem i lśniące od wypolerowanych marmurów wnętrze. Mła docenia skalę, doświetlenie, harmonię barw, nagromadzenie zabytków itd. ale z pięknem zewnętrznym tego obiektu jego wnętrzu zdaniem mła nie ma się co mierzyć. Mam nadzieję że na moim zdjęciu widać że bazylika leży na wzniesieniu a plac opada w stronę Tybru ( zdjęcia telewizyjne jakoś tak wypłaszczają obraz i wydaje się że to wszystko takie, Panie tego, równiutkie ). Za bazyliką ogrody, które mła chciała zwiedzać w kwietniu tego roku, niestety nasz minister zdrowia wówczas wypłaszczał to czego wypłaszczać wcale nie trzeba było. A i Włosi zidiocieli i mła się obeszła smakiem. Takie widoczki jak te powyżej to chyba każden turysta foci, taki obowiązkowy fotnik z Watykanu ( mła i tak jest słabo łobowiązkowa, tego okna nie sfociła - zresztą mła w Rzymie nie widziała papieża, hym... nawet się nie starała zobaczyć bo co innego jej myśli zaprzątało ).
Po wydostaniu się z z części placu św. Piotra zamkniętej owalem Kolumnady Berniniego jakoś tak naturalnie ludziska spływają w stronę miasta jedną z najsłynniejszych ulic świata - Via della Conciliazione. To stosunkowo młoda ulica jak na Rzym, bo jej ostateczny kształt nadano po podpisaniu Traktatów Laterańskich ( przebudowa trwała od 1936 roku do 1950 roku ). Hym... jest tak bardzo w stylu ery Mussoliniego, szeroka, prosta, w sam raz na paradę, choć uzbrojona w chodniki na których można w deszczowy dzień wychlastać sobie zęby. Przed przebudową to 500 metrów dzielące Plac św. Piotra od Zamku Świętego Anioła wyglądało zupełnie inaczej. Od ostatniej dużej przebudowy w rione Borgo w XV wieku, miejsce którym biegnie dzisiejsza Via della Conciliazione, przez prawie 500 lat pozostawało zabudowane. Papieże cóś tam usiłowali kombinować ale koszty wyburzenia połowy dzielnicy były zastraszające i na usiłowaniach papieskich się kończyło. Ostateczny sprawę załatwiło zjednoczenie Włoch w XIX wieku, Rzym został stolicą państwa i zaczęła się przepychanka polityczna która skończyła się za czasów Mussoliniego podpisaniem Traktatów Laterańskich, regulujących posiadanie Kościoła katolickiego w Rzymie. Znaczy impuls do budowy drogi miał przede wszystkim charakter polityczny, trza się było pokazać a właściwie pokazać komuś. Mussolini zwrócił się do swoich ulubionych architektów, Marcella Piacentiniego i Attilio Spaccarelliego no i mamy Via della Conciliazione. Hitler zazdraszczał!
Z owej sławnej ulicy trafiamy pod jeden z najbardziej znanych zabytków Rzymu, Zamek Świętego Anioła. Nie jest celem tego wpisu dokładne przedstawienie tej budowli. Mła zatem tylko nadmieni że Castel Sant’Angelo to tak naprawdę jest starożytnym Mauzoleum Hadriana. Budowę owego przybytku zakończono w 139 roku, przez ponad sto lat pełnił funkcję grobowca cesarzy rzymskich. Pochowano tu Hadriana i jego żonę Sabinę, Antonina Piusa z żoną Faustyną Starszą, Lucjusza Aeliusza, Lucjusza Werusa, Marka Aureliusza, Septymiusza Sewera, Julię Domnę, Getę i Karakallę. Z czasem życie wymusiło inszą koncepcję użytkowania budowli, włączono ją w system murów obronnych i zmieniła się w twierdzę. Pod koniec VI wieku papież Grzegorz I Wielki przemianował budowlę na Zamek św. Anioła, aby upamiętnić ukazanie się podczas zarazy anioła chowającego miecz na znak końca epidemii. W 608 roku papież Bonifacy IV na szczycie budynku wzniósł kaplicę Świętego Anioła w Niebie. Różne rzeczy jeszcze do tej budowli dodawano, przebudowywano ale ciągle jest to starożytna konstrukcja. Cóś jak piramidy Azteków z katolickimi kościołami na szczytach.
Koło Zamku Świętego Anioła przez Tybr przerzucony został most zwany dziś Ponte San Angelo, kiedyś to był Pons Aelius, tak cóś kole 134 roku. Tak, tak, mostek jest starawy. Co prawda przebudowano go w 1892 roku ale trzy środkowe przęsła pamiętają czasy Hadriana. Wielu turystów sądzi że most jest młodszy a to za sprawą figur aniołów dłuta Berniniego i jego współpracowników, które ustawiono na moście na polecenie papieża Klemensa IX w XVII wieku. Pod mostem przepływa Tybr który nie ma w sobie nic z majestatycznej dużej rzeki. Nie wiem czy to bliskie kontakty z Cloaca Maxima czy insze okoliczności ( cembrowinka straszliwa zbudowana pod koniec XIX wieku ) sprawiły że rzymski odcinek Tybru nie robi na mła, mieszkance nadwiślańskiej krainy, specjalnego wrażenia. Ot, rzeczka taka, z tych szerszych, trochę jak kanał w Cambridge do którego wpychają się wzajemnie studenci z okazji dnia urodzin królowej. No mła wie że do tej rzeki wrzucono trupa Cezara Borgii a i różne sławne prochy spływały jej wodami ( najczęściej za karę ), jednakże w tej toczącej dość leniwie wody rzeczce trudno mła się było dopatrzyć powiernika złowrogich tajemnic czy narzędzia sprawiedliwości. Duchy z burzliwej rzymskiej historii nie unoszą się nad wodami, pewnie nie śmiałyby startować ze straszeniem do podmostowej społeczności. Podmostowiaki by pogoniły!
Kiedy przekroczymy most i znajdziemy się na drugim brzegu Tybru to jesteśmy w "prawdziwym" Rzymie. Wkraczamy w starożytne rejony miasta ( żadne tam podmiejskie rekreacje jakie kiedyś znajdowały się w Watykanie, jesteśmy po wielkomiejskiej stronie Tybru ). O ile teraz zboczysz z utartego szlaku trafisz w niesamowite miejsca w których nie ma zatrzęsienia turystów. Znaczy zamiast na Piazza Navona można dojść do Via Giulia, jednej z najciekawszych rzymskich ulic. Kiedyś obszar zwany Campus Martius wraz z nastaniem średniowiecza rozwinął się w jedną z najgęściej zaludnionych dzielnic Rzymu. Komunikacyjnie to był jeden wielki chaos więc pod koniec średniowiecza zaczęto poważnie myśleć o przebudowie dzielnicy. Juliusz II stwierdził że o ile Rzym ma dobrze funkcjonować jako centrum chrześcijaństwa ( pielgrzymki ) konieczne jest nałożenie regularnej sieci drogowej ze środkiem ciężkości nadanym przez rzekę na nieuporządkowany zestaw budynków, jakim był średniowieczny Rzym. Ten środek ciężkości koło Tybru to dlatego że papież skłócony z rzymskimi rodami kombinował jakby tu centrum Rzymu przenieść z okolic Kapitolu bliżej Watykanu. Około 1508 roku Donato Bramante na zlecenie papieża rozpoczął wywłaszczenia i związane z nimi wyburzenia ( w Rzymie nadano mu przydomek Mastro ruinante ). Po śmierci Juliusza II w 1511 roku budowę nowej ulicy kontynuował jego następca, papież Leon X de' Medici. Szczególny nacisk położył na rozwój w północnej części drogim między niedokończonymi ruinami Palazzo dei Tribunali a dzielnicą bankową. Po prostu papież chciał tam osadzić florenckich kupców coby w razie czego mieć własne stronnictwo. Zresztą florentczycy to nie jedyna kolonia pochodzących z innych włoskich miast mieszkańców, okolice zamieszkiwali sieneńczycy, neapolitańczycy czy mieszkańcy Bolonii. Ba, były nawet kolonie angielskie czy szwedzkie. Wszystkie one miały ambicje posiadać własne "narodowe" kościoły. Stąd mnóstwo kościołów w rione Regola i rione Ponte. Na tym obszarze działali wówczas artyści tej miary co jak Rafael Santi i Antonio da Sangallo Młodszy, kupowali działki lub budowali imponujące pałace. Działo się, jednym słowem a właściwie dwoma.
W XVII wieku Via Giulia to był jeden z najbardziej prestiżowych adresów w Rzymie. Promenada, miejsce urządzania procesji, festynów i inszych uciech ( czasem nawet zalewano ulicę coby efektowniej było ) . Mnóstwo palazzo: Farnese, Falconieri, Cisterna, Ricci, Varese, Doanarelli, Sacchetti, Medici Clarelli. Z kościołów na mła największe wrażenie zrobił kościół San Giovanni dei Fiorentini. W 1519 r. "naród" florentyńczyków otrzymał od Leona X przywilej budowy kościoła parafialnego pod wezwaniem San Giovanniego Battisty . Kościół ten stoi na północnym krańcu Via Giulia, w tzw. dzielnicy florenckiej. Kościół swoją wielkością odzwierciedla wpływy rodziny Medici, która kiedyś była właścicielem budynku tuż obok kościoła. Uwierzcie mła, to były wpływy potężne, kościół jest olbrzymi! Budowa kościoła, największego i najważniejszego na Via Giulia, została rozpoczęta początku XVI wieku, trwała ponad 200 lat. Niestety od połowy XVIII wieku ulica zaczęła podupadać, jej charakter zmienił się. Zaczęło się tu osiedlać sporo rzemieślników a bardziej majętni mieszkańcy odpływali w lepsiejsze rejony miasta. Nic nowego, gentryfikacja z tradycją. Dziś ulica odżywa, restauracja budynków z okazji 500 lecia ulicy spowodowała że znów adres Via Giulia dobrze wygląda.