Mła się wynarzekała do Mamelona że niby ciągle coś robi ale rzeczy dla niej istotne odłogiem leżą bo czas się jakoś złośliwie kurczy kiedy mła ma się za nie zabrać. Mamelon stwierdziła że czai bazę bo u niej z czasem robi się dokładnie to samo co u mła. Jestem zmęczona bo się zwijam jak ten mrówek ale wokół mnie bordello kwitnie w najlepsze. Co prawda mła zaczęła w tym tygodniu trenować asertywność ale asertywność nie zawsze można zastosować. Covid nasz powszechny jest świetnym pretekstem do nieróbstwa ( ostatnio kurier któren miał przywieźć umowę wymagającą podpisu nie zadzwonił do Cio Mary coby się konkretnie umówić, nie odbierał od niej telefonu a jak już pod wieczór po całym dniu czekania się odezwał to zaćwierkał że ten brak kontaktu to przez zarazę ) ale mła wie że lenistwo na dłuższą metę źle się kończy i trza swoje zrobić.
W tym tygodniu mła odpuściła sobie zajęcia z wiedzy o świecie, już sam widok gęb politycznych ją wkurza a jakby jeszcze miała ich słuchać albo czytać te ich mundrości dla świata to chyba by się obwiesiła z łobrzydzenia. Fuj, aż mła w przełyku gulgocze jak sobie o nich pomyśli. Mła poczytała sobie zamiast info - info książkę rozrywkową, zajęła się urodą ( maseczka wewnętrzna z lodów z truskawkami ), oblookała serial co to jest polską filmową wersją kryminalnej powieści hamerykańskiego pisarza, poszperała w necie w sprawie jednej paproci i dwóch astrologów. Z całej okultystycznej otoczki w której tak lubili się pławić najwyżsi nazistowscy przywódcy tylko działania Wilhelma Wulffa i Karla Krafta nie dają bardzo prosto się wyjaśnić, mła się zastanawia czy były to tylko tzw. samospełniające się przepowiednie za którymi stał któryś z alianckich wywiadów albo taki cwany lis jak Walter Schellenberg czy też oprócz wykonywania poleceń ci konkretni astrologowie jakimś cudem potrafili wyciągnąć wnioski jak nie z tych swoich wykresów to z czegoś inszego.
Większość ze spełnionych przewidywań można wytłumaczyć wiedzą operacyjną i wykonywaniem zadań wywiadowczych, ale jeżeli prawdą jest to że w 1941 roku czy też w pierwszej połowie roku 1943 Wulff wyćwierkał "Dass Hitler noch vor dem 7 Mai 1945 Jahre eines geheimnisvollen Todes sterben werde" a ambitny do bólu pronazistowski Kraft w 1940 roku , zanim Hitler uderzył na ZSRR, zapodał że jeżeli wojna nie skończy się choćby częściowym pokojem z niektórymi aliantami do zimy 43 roku to Niemcy czeka katastrofa i to zapodał z konkretami, to dokładność tych przepowiedni ( Wulff sobie mógł po wojnie koloryzować ale Kraft zmarł w Buchenwaldzie w 45 roku więc nic nie kręcił po wojnie na swój temat ) mła zaciekawia. Mła jest słabo wierząca w paranormalność więc drąży co zostało dodane a co miało miejsce naprawdę, przy okazji odkrywając i insze fascynujące rzeczy. Straszne czasy są naprawdę bardzo ciekawe.
W ogrodzie parno i duszno bo to co napadało paruje. Koty wygrzane jedzo średnio, znaczy chłopcy się rzucajo a dziewczynki to tak po pół porcji. Generalnie obowiązuje wypoczywu, nawet polowań zaniechano. Dopiero wraz z falą deszczu mła widzi koty w domu, przemoczone i niezadowolone drą sznupy o natychmiastową gratyfikację z powodu zmoczenia futer. Mła się wówczas uwija bo niektórzy zbezczelnieli aż tak że usiłują mła podgryzać po piętach. Pasiak zadomowił się do tego stopnia że zaczyna pyskować Epuzerowi, co Mrutek przyjmuje z pełnym niedowierzania oburzeniem. Na szczęście Epuzer zażyty w bojach, te Pasiakowe pomruczyste pretensje ma gdzieś, bardziej mu pasi uwielbienie Mrutiego. Dziefczynki w ogóle nie interesują się "chłopskimi" sprawami, dla nich najważniejsze to zająć właściwą pozycję w wyrze, na mebelku przy oknie, albo tuż - tuż przed monitorem. Zająć i nie ustąpić!
Znów miałam napad zakupoholizmu, na szczęście taki który można spokojnie określić incydentalnym ( słowo incydent brzmi zaprawdę uspokajająco ). Wszystko przez pogodę bo zaczęło lać a ja tu znów bez parasola w centrum handlowym ( Ciotka Elka twierdzi że zapominanie parasola to jest zapomnienie Freudowskie, nieświadomie świadome ). Na szczęście skończyło się tylko na poszewkach na poduszki ( dwie, przecenione z 29 złociszy na 9, 99 peelena ) i na malutkim kompleciku, znaczy filiżance ze spodeczkiem, do espresso ( no bo ja mam po prostu za mało skorup do mycia ). W chwili pakowania zdobyczy do torby wiedziałam że dałam ciała i trza mi uciekać z tych sklepów bo kasa potrzebna jest na cóś innego niż kolejne poszeweczki czy skorupki. Cio Mary mła pocieszała że poszeweczki w każdej ilości są u mła mile widziane bo koty przeca na wyrku zalegają i mła nieustająco cóś pierze w związku z tym zaleganiem. No ale nabycia nowej skorupki tak prosto wytłumaczyć się nie da a i Cio Mary tyż nie jest do końca obiektywna bo i ona popełnia zakupowe grzychy naprawdę cinżkie i w związku z tym jest skłonna wybaczać takowe u innych. Mła się zastanawia czy nie napisać za karę ze 100 razy "Minimalizm jest piękny, potrzebny i dobrze robi na duszę".
Na razie w ramach ekspiacji to mła wykonywa dżemy. Zaczęła od powidełek rabarbarowych z bardzo małą ilością cukru ( dała też troszki, naprawdę tyci tyci, muscovado bo wyrazistość tego cukru wzbogaci rabarbarowy kwach ), w gryplanach wyprawa po truskawki i klasyczny dżemik. Może będzie jeszcze robiony dżem rabarbarowo - bananowy i rabarbarowo - imbirowy chutney. O przetworach z czereśni nie ma co marzyć, nie te ceny owoców. Żeby poczuć się prawie bezgrzesznie mła zaczęła tyż zapiski irysowe i nie tylko irysowe uskuteczniać w zeszyciku ogrodowym. W tym roku czeka ją zrobienie nowych mapek nasadzeń SDB. Szczęśliwie zeszycik łatwiej uporządkować niż ogród, mła czyniąc zapiski ma wrażenie że cóś ogarnia całokształt ( w realu ogrodowym to mła niczego nie ogarnia bo mało czasu może ogrodowi poświęcić a zielone robi co chce ). Szukając jakichś innych pozytywów zwycięstwa chwaściorów nad mła to ona doszła do wniosku że przymusowe nieróbstwo ogrodowe pozwoliło doprowadzić jej krokodyle łapy do jako takiego wyglądu. Mła nabyła jeszcze w ramach promocji dwa kremy do rąk i wciera zapamiętale mając nadzieję że jak ruszy w piel to dłonie jej nieurękawicznione będą odporne i nie zamienią się tak szybko gadzie łapy.
Dzisiejszy wpis zilustrowany domowymi fotami ( maseczka do użytku wewnętrznego i Pasiak na nielegalu na stole ). W muzyczniku The Hot 8 Brass Band gra stary hicior Marvina Gaye "Sexual Healing". Nie dość że Gaye wymawia się jak gej to jeszcze tekścik, Panie tego, o nieprzyzwoitościach. Odtrutkę Wam serwuję na tych wszystkich politycznych z nadania ducha śniętego, których gęby są pełne dewocyjnej adoracji jedynego słusznego sposobu życia, a reszta ciałka usia siusia szaleje i tylko strach się w tych małych politycznych móżdżkach gnieździ coby się nikt nie dowiedział. Bo to wstyd być złapanym. No a kraść to nie jest wstyd! Nawet jak złapią to zawsze można powiedzieć że to dla dobra ogólnego i w ogóle to odpalimy dolę, jakieś tam + na cóś. A z dupcenia nieprawomyślnego same kłopoty!