Ciepło, koty wylegli na dwór i balują w ogrodzie. Madka od czasu do czasu tylko wzdycha kiedy widzi tarzania się w krokusach albo ostrzegawczo ryczy kiedy niektóre osobniki usiłujo polować na pszczoły. Mruciu z tą swoją poważną sznupą, zupełnie nie paszącą do jego domowej kocięcej słodyczy, na dworze zmienia się - jest zajadłym łowcą wszystkiego fruwającego i pełzającego. Czarny panter najprawdziwszy znaczy, buźka panterza jak najbardziej oddająca pozadomowy charakter Mrutiego. Na razie zarówno ptaki jak i owady mu umykają, jedyna ofiara nad którą się pastwił była pożytecznym robalem. Madka przemawiała do Mrutiego mordującego dżdżownicę a przed oczami miała Lalusia, który uwielbiał katować wypełzające na deszcz dżdżownice. Mruti jest kontynuatorem tej strasznej tradycji. Już wie że robi cóś nie tego, bo zmyka z tymi dżdżownicami sprzed moich oczu. Mła słyszy tylko dobiegające z daleka jego usatysfakcjonowane popiskiwania i radosne pomruki. Taa... Mruti szlachetny łowca! Kiedy pod łapą nie ma żadnych robali, biedronki się pochowały a pszczoły poleciały nie wiadomo gdzie, Mrutek w ramach rozrywki dopada Okularię. Ta dwójka uwielbia się razem bawić w takie gierki jak: napad z zębem, próba morderstwa pierwszego stopnia, złodziejstwo z miski z pościgiem z włączoną syreną. Okularia wyraźnie prowokuje znaczy zaprasza do zabawy a Mrutek nie jest z tych co odmawiają jak ich kto ładnie prosi.
Z czarnulami Mruti się w takie gry nie bawi, dziefczynki starsze są bardziej poważne. One tylko lubią bawić się w koncerty podokienne ( zawsze lecą coby uczestniczyć w kocich kłótniach ), prawdziwe "nawalanie łobcych" i polowanie na gryzonie ( i bardzo nielegalne polowanie na gołębie ). Zabawy z Mrutkiem w wykonaniu czarnul kończą się zazwyczaj laniem Mrutka, dzięki Najwyższemu Kotowemu tzw. laniem lekkim. Na szczęście Mrutek nie jest z tych co się obrażają, odnoszę nawet wrażenie że Mrutek jest dumny z tego że dziefczyny z którymi mieszka są takie bitne ( ostatnimi czasy napuścił Sztaflika na Pasiaka, znaczy ryczał że Pasiak go molestuje, a potem zadowolony patrzył jak Sztaflik spuszcza Pasiakowi solidny łomot - aż mrużył ślepka z satysfakcji ).
Szpagetka trenuje stare numery ( "Bo ja jestem taka mala..." ) i trzeba jej przyznać że osiągnęła mistrzostwo w udawaniu nieporadnej kocinki, której trzeba usługiwać i która nie ma nic wspólnego z tajemniczym zniknięciem śmietany doprawionej do mizerii. Po pierwsze ona jest zbyt wyrafinowana żeby wyżerać doprawioną śmietanę, szczególnie że jej zdaniem była trochę źle rozbita i osadzała się na wąsach. Po drugie to kocie damy niczego nie wyżerają tylko się częstują. No i po trzecie to jak ktoś miał połamane łapki to mu się od życia cóś należy, nieprawdaż?! Bo ten ktoś jest mały i był bardzo, bardzo poszkodowany. I może rzucić mu się na stawy bo ma krótszą łapkę! Albo na coś innego może się rzucić i ten ktoś powinien jeść śmietanę bo może to pomoże. Taa... i to niewinne spojrzenie dziewczynki komunijnej.
Ponieważ Sztaflik i Okularia spływają natentychmiast kiedy tylko sięgam po aparat zamieszczam tylko zdjęcia Szpagetki i Mrutka. Sesja na wyrku była robiona w bólach bo madka śmiała słoneczko futra grzejące zasłaniać ( stąd to niedowierzanie a potem wyraz dezaprobaty na sznupach ). Mrutek z nerwowości aż futerko wylizywał a Szpagetka postanowiła zalec na nowej, odpowiednio nasłonecznionej pozycji. Było na mła mruczane.