Nowy Rok i wszystko będzie nowe. Cud, miód i malina! Za stara jestem żeby uwierzyć, będzie tradycyjnie po staremu tylko w noworocznym przybranku z nadziei. Po staremu będziemy narzekać na pogodę, bo dla ogrodników aura nigdy nie jest tak absolutnie doskonała, zawsze jest coś nie tak - za sucho, za mokro, za mało słońca, zbyt słonecznie. Jak niby wszystko jest cool, to okazuje się że nie w tym terminie co trzeba - za wcześnie to ciepełko albo za późno. Prawdziwy ogrodnik ma zawsze jakieś "ale" do pogody, rozmowy o niej mogą mu bardzo po angielsku wypełniać czas. No cóż, prognozy długoterminowe jak wiadomo nie są wyrokiem w ostatniej instancji, często metereologom trafia się tzw. babol a nie porządna prognoza. Od paru lat jednak amerykański instytut "kosmiczny" prognozuje nam na poziomie nieźle zarabiającej wróżki. Przyznam że o ile prognoza zimowa jest z tych w miarę mi odpowiadających, o tyle letnia, wieszcząca upały i suszę napawa mnie niemałym lękiem. Ubiegłoroczne upały były dla mnie przeżyciem, jeżeli powtórzą się w tym roku to należy liczyć się z jeszcze większymi przeżyciami. Większymi bo będzie bardziej sucho, ubiegłoroczna susza plus tegoroczne upały może dla ogrodowych oznaczać przestawienie się na uprawę rojników, rozchodników i ostnic. Niby irysom bródkowym też za wiele wody nie potrzeba, ale głównie latem wymagają suchych nóżek. Sucha i bardzo ciepła wiosna wcale nie jest dla nich taka bardzo dobra.
A ja tu ,qrczę, planuję bardziej cienisty Alcatraz - funkie, paprociumy, magnolki i ciemierniki, takie klimaty. Te zapowiadane upały i susze tak mi do tych planów pasują jak pięść do nosa. Może tym razem Amerykanie nie będą tak dokładni w tej letniej prognozie, wszak to rok w którym ma występować efekt El Niño. Klimatyczne boskie dzieciątko ma to do siebie że rozwala nawet najlepiej skonstruowane prognozy, mając wszelkie dane służące do wyciągania meteo wniosków za nic i kapryśnie rozporządza aurą po swojemu. Pozostaje mieć nadzieję, jak to w pierwszy dzień nowego roku, że nie będzie z tą pogodą najgorzej i braci ogrodniczej uda się porządnie zaogrodować. Gdyby tak wszystko pogodowo ułożyło się po mojej myśli, roboty alcatrazowe ruszyłyby już w marcu. Przede mną wykończanie trawki żubrówki bezczelnie atakującej co się da na byłym Ciepłym Monstrum ( w planach to jest Kremowo - Magnoliowa, he, he ). Bardzo się boję że bez chemii nie dam rady żubrówce, tym bardziej że nie ma opcji kartonowania, które tak ułatwia rozprawianie się z chwastami ( no wicie rozumicie, drzemy kartony i układamy grubą warstwą na zachwaszczeniu po choćby pobieżnym odchwaszczeniu zachwaszczenia, he, he ). Z tą żubrówką walczę już od paru lat i nie da się ukryć że sromotnie przegrywam ( podobnie rzecz ma się ze skrzypem i podagrycznikiem w innych częściach ogrodu ). Raczej wolałabym nie działać w stylu Chemicznego Alego, ale muszę wymyślić coś naprawdę skutecznego zanim żubrówka zarośnie cały Alcatraz.
Będę też miała sporo roboty z uciążliwymi chwaściorami wieloletnimi, których nasionkami obdarzało mnie telekomunikacyjne sąsiedztwo. U nich teraz przebudowa, odchwaszczają koparkami i spychaczem ( kawiaczek w związku z nieznanymi mi robotnikami budowlanymi nadal w domowych pieleszach, powtórka "odzysku z meliny" mogłaby mnie tak wkurzyć że nie wiadomo czym to by się skończyło ), ja będę pozbywała się nawłoci i ostów bardziej tradycyjnymi i mniej radykalnymi metodami. Życzyłabym sobie w "dzień noworoczny"żeby chwaścidła nie dały mi w tym roku za mocno w kość, to takie mało wydumane życzenie, bezekscesowe że się tak wypiszę, ale naprawdę takie że człowiek chciałby żeby się spełniło. A co z innymi, poza alcatrazowymi życzeniami. Z zeszłorocznej podróży do Paryża guzik wyszło, boję się miejsc gdzie wariaci biegają z bronią ku większej chwale ich wersji religii. W związku z tymi biegającymi zrezygnowałyśmy też z Mamelonem z planowanej na ten rok tygodniowej wyprawy do Rzymu, ku mojemu wielkiemu żalowi. Oczyma duszy już widziałam się na Zatybrzu, czy w innej mało turystycznej dzielnicy wiecznego miasta, popijającą espresso. Takie jakie tylko Włosi są w stanie zaparzyć ( to chyba magia miejsca że kawa we Włoszech smakuje inaczej, w końcu dobre ekspresy stoją w barach i kawiarniach całego świata, szczególnie tych prowadzonych przez Włochów, he, he ).
No oczywiście życzę sobie tradycyjnie zdrówka, zresztą nie tylko sobie. Żadnych choróbsk w rodzinie i wśród przyjaciół. Szczególnie opiece opatrzności powierzam koty ( choć one na ogół opacznie mnie rozumieją więc może lepiej byłoby powierzyć je opiece opaczności, he, he ). W tzw. nawiązaniu do kotów, to tegoroczne "noworoczki" są starymi kartami pocztowymi z życzeniami noworocznymi. Motyw koci jak widać był bardzo popularny. Karty z początku XX wieku prezentują często kociambry w przebraniu. Stroje nawiązywały do okazji - kot kominiarczyk, kot we fraczku, kocie damy z kwiatami. Normalnie tylko brakuje kotów przebranych za świnki, krasnoludki i muchomorki, bo ustrojone ostrokrzewem, w maseczkach typu Zorro i przybrane czterolistnymi koniczynkami i pastwiące się nad biedronkami siedmiokropkami to znalazłam. Oprócz przebierankowych kocich karteczek trafiały się takie na których koty nie prezentowały się w ubrankach, za to wykonywały dziwne czynności ( jak na pierwszej karteczce poniżej ). Bywały też karteczki z normalnymi kocimi zachowaniami, o ile wyżeranie z filiżanek czy napad na konewkę jest tak całkiem w normie. Jednak moim ulubionymi karteczkami są dwie ostatnie niemieckie pocztówki. Ta z zabawą sylwestrową jeszcze mnie tak nie kładzie, ale ta z ryczącą kotką z mufką już tak. Wypisz wymaluj Felicjan ze Sztaflikiem ( ksywa Misialda ) i ryczącą Szpagetką. Może grymasy sznup nie do końca odpowiadają rzeczywistości radosnych harców Felka i Sztaflika, ale szpagetkowa "dziewczyńska" wściekłość przypomina real. Słodkie to.
Do siego roku Kochani!
A ja tu ,qrczę, planuję bardziej cienisty Alcatraz - funkie, paprociumy, magnolki i ciemierniki, takie klimaty. Te zapowiadane upały i susze tak mi do tych planów pasują jak pięść do nosa. Może tym razem Amerykanie nie będą tak dokładni w tej letniej prognozie, wszak to rok w którym ma występować efekt El Niño. Klimatyczne boskie dzieciątko ma to do siebie że rozwala nawet najlepiej skonstruowane prognozy, mając wszelkie dane służące do wyciągania meteo wniosków za nic i kapryśnie rozporządza aurą po swojemu. Pozostaje mieć nadzieję, jak to w pierwszy dzień nowego roku, że nie będzie z tą pogodą najgorzej i braci ogrodniczej uda się porządnie zaogrodować. Gdyby tak wszystko pogodowo ułożyło się po mojej myśli, roboty alcatrazowe ruszyłyby już w marcu. Przede mną wykończanie trawki żubrówki bezczelnie atakującej co się da na byłym Ciepłym Monstrum ( w planach to jest Kremowo - Magnoliowa, he, he ). Bardzo się boję że bez chemii nie dam rady żubrówce, tym bardziej że nie ma opcji kartonowania, które tak ułatwia rozprawianie się z chwastami ( no wicie rozumicie, drzemy kartony i układamy grubą warstwą na zachwaszczeniu po choćby pobieżnym odchwaszczeniu zachwaszczenia, he, he ). Z tą żubrówką walczę już od paru lat i nie da się ukryć że sromotnie przegrywam ( podobnie rzecz ma się ze skrzypem i podagrycznikiem w innych częściach ogrodu ). Raczej wolałabym nie działać w stylu Chemicznego Alego, ale muszę wymyślić coś naprawdę skutecznego zanim żubrówka zarośnie cały Alcatraz.
Będę też miała sporo roboty z uciążliwymi chwaściorami wieloletnimi, których nasionkami obdarzało mnie telekomunikacyjne sąsiedztwo. U nich teraz przebudowa, odchwaszczają koparkami i spychaczem ( kawiaczek w związku z nieznanymi mi robotnikami budowlanymi nadal w domowych pieleszach, powtórka "odzysku z meliny" mogłaby mnie tak wkurzyć że nie wiadomo czym to by się skończyło ), ja będę pozbywała się nawłoci i ostów bardziej tradycyjnymi i mniej radykalnymi metodami. Życzyłabym sobie w "dzień noworoczny"żeby chwaścidła nie dały mi w tym roku za mocno w kość, to takie mało wydumane życzenie, bezekscesowe że się tak wypiszę, ale naprawdę takie że człowiek chciałby żeby się spełniło. A co z innymi, poza alcatrazowymi życzeniami. Z zeszłorocznej podróży do Paryża guzik wyszło, boję się miejsc gdzie wariaci biegają z bronią ku większej chwale ich wersji religii. W związku z tymi biegającymi zrezygnowałyśmy też z Mamelonem z planowanej na ten rok tygodniowej wyprawy do Rzymu, ku mojemu wielkiemu żalowi. Oczyma duszy już widziałam się na Zatybrzu, czy w innej mało turystycznej dzielnicy wiecznego miasta, popijającą espresso. Takie jakie tylko Włosi są w stanie zaparzyć ( to chyba magia miejsca że kawa we Włoszech smakuje inaczej, w końcu dobre ekspresy stoją w barach i kawiarniach całego świata, szczególnie tych prowadzonych przez Włochów, he, he ).
No oczywiście życzę sobie tradycyjnie zdrówka, zresztą nie tylko sobie. Żadnych choróbsk w rodzinie i wśród przyjaciół. Szczególnie opiece opatrzności powierzam koty ( choć one na ogół opacznie mnie rozumieją więc może lepiej byłoby powierzyć je opiece opaczności, he, he ). W tzw. nawiązaniu do kotów, to tegoroczne "noworoczki" są starymi kartami pocztowymi z życzeniami noworocznymi. Motyw koci jak widać był bardzo popularny. Karty z początku XX wieku prezentują często kociambry w przebraniu. Stroje nawiązywały do okazji - kot kominiarczyk, kot we fraczku, kocie damy z kwiatami. Normalnie tylko brakuje kotów przebranych za świnki, krasnoludki i muchomorki, bo ustrojone ostrokrzewem, w maseczkach typu Zorro i przybrane czterolistnymi koniczynkami i pastwiące się nad biedronkami siedmiokropkami to znalazłam. Oprócz przebierankowych kocich karteczek trafiały się takie na których koty nie prezentowały się w ubrankach, za to wykonywały dziwne czynności ( jak na pierwszej karteczce poniżej ). Bywały też karteczki z normalnymi kocimi zachowaniami, o ile wyżeranie z filiżanek czy napad na konewkę jest tak całkiem w normie. Jednak moim ulubionymi karteczkami są dwie ostatnie niemieckie pocztówki. Ta z zabawą sylwestrową jeszcze mnie tak nie kładzie, ale ta z ryczącą kotką z mufką już tak. Wypisz wymaluj Felicjan ze Sztaflikiem ( ksywa Misialda ) i ryczącą Szpagetką. Może grymasy sznup nie do końca odpowiadają rzeczywistości radosnych harców Felka i Sztaflika, ale szpagetkowa "dziewczyńska" wściekłość przypomina real. Słodkie to.
Do siego roku Kochani!