Minął tydzień i jeden dzień odkąd nie ma z nami tu i teraz Felka i jakoś powoli do siebie dochodzimy. Co prawda dziewczyny siedzą wyczekująco w jego bazach ale zaczynają powoli oswajać się z sytuacją. Ciężko się przyzwyczaić że nikt nie pierze futra za niedogodnościowanie i ustawienie ciałka nie z tej strony parapetu co trzeba. Mła też brakuje tych pełnych pretensji miauków i żądań lodówkowych. Mła jednak wie że w pewien sposób to Felicjan jest z nią już na zawsze i że dobre życie miał i zakończone w sposób dla wielu wymarzony. Dziewczyny jak na razie dalej w spółdzielni, choć Sztaflik podjęła próbę zarządu podwórkiem. Trochę nie wyszło bo akurat mięskiem dzieliłam ale kierownicze zdolności były wyraźnie okazane. Okularia zaczęła przychodzić do każdej michy a nie jak zwykle raz dziennie i spieprzanko, a Szpagetka posunęła się nawet do dopieszczeń zakończonych skaleczeniem mojej powieki ( udeptywała mła z uślinieniem i nóżka jej się omsknęła kiedy postanowiła przejść się mła po twarzy - taki wypadek przy pieszczotach ). Znaczy wracam do normalności, choć z niejakim trudem ( taa... Feluś tak mła przetresował że wszelkie skaleczenia kotopochodne mła uznaje za cóś normalnego ).
Lato trwa ale wchodzi już w tę fazę kiedy czuć nadchodzącą powoli jesień, do domu tradycyjnie przyszła kolejna Balbina i rozsnuła siatkę na oknie. Jest potężnym krzyżakiem i Ciotka Elka odczuwa wobec niej obrzydzenie i chęć mordu. Balbina siedzi z dala od mła więc jakoś łatwo mła przyszło zwalczyć objawy arachnofobii i darzyć stawonoga sympatią tym bardziej że w siateczce Balbiny znaleźli się wrogowie mła. Znaczy żyjemy z Balbiną w symbiozie, mła udostępnia lokal a Balbina go oczyszcza z elementów niepożądanych. Ciotka Elka nie wchodzi do pokoju, kawę pijemy w kuchni. Naprawdę robi się jesiennie u mła, kiedy krzyżaki odwiedzają jej chałupkę. Małgoś - Sąsiadka odchorowuje Felicjanowy numer co było do przewidzenia, Felicjan uwielbiał z nią przebywać ponieważ ustępowała mu na każdym kroku. Na szczęście Sztaflik stanęła na wysokości zadania i zaczęła ryczeć pod Małgosiną lodówką. Jednak w Małgoś odejście Felka zrobiło dużą dziurwę emocjonalno - egzystencjalną i ma teraz zastanowienia nad tym czy aby na pewno w tym wieku powinna kupować opał na zimę. Takie myśli z "opłacaniem się" pojawiają się u niej zawsze kiedy ma doła. Postanowiłam że pójdziemy do restaurana żeby Małgoś się rozerwała. No i żeby mogła ponarzekać na restauracyjną kuchnię i "wymyślności", to jej dobrze zrobi ( choć nie wiem czy na uchyłki ale na psyche to na pewno ). Cio Mary urlopuje wraz z Wujkiem Jo, na razie zaliczyli ekscytującą kąpiel w jeziorku ( towarzystwo mieli takie ekscytujące - żmije z całej okolicy z powodu suszy postanowiły nie oddalać się zbytnio od jeziora ). Cio Mary ustaliła podział terytorialny, znaczy Cio i Wujek mają swoją stronę bajora.
Mam nadzieję że żmije o tym wiedzą. Wg. przyjacióły Cio Mary, Zelżbiety, to nie żmije ale gniewosze rezydują w tej wodzie ( tu było powołanie się na naukowe źródła ) ale zdaniem mła lepiej żeby Cio i Wuj nie weryfikowali hipotez naukowych i trzymali się swojej strony jeziorka. Tatuś oczekuje na planowy zabieg ( miejmy nadzieję że nic nie stanie na przeszkodzie, żadne zawirowania typu strajki czy brak kasy ), Magdzioł gluta czwarty tydzień glutami ale już bez antybiotyków ( ma tak doglutywać jeszcze jakiś czas ), Dżizaas milczy jak J-23 w casie wielkiej wsypy. A ja mam mnóstwo roboty której nie lubię! Jednak postanowiłam że w tym tygodniu, pod koniec zrobię sobie małą przerwę. Poszukam pierwiosnków dla Ewandki, spotkam się z Sylwikiem i będę bezczelnie nachodzić Mamelona ( Mamelon pocieszycielsko piecze drożdżówki albo wyrabia insze słodkości ). Może nawet postraszę swoją osobą Alcatraz albo przynajmniej Suchą - Żwirową. No i roją mła się gryplany podróżne, co zawsze jej dobrze robi na jestestwo.