Kwietniowe zmasowane kwitnienie rwie oczy a jednak wcale nie raduje ogrodniczego serca. Za tym zmasowanym kwitnieniem kryją się bowiem wysokie temperatury. Upały w kwietniu i susza to nie jest cóś co służy ogrodowemu życiu. Właściwie to zaraz, za chwilieczkę będzie po kwitnieniu magnolek, jabłonek, wisien japońskich i kto wie czy nie kalin mieszańcowych. Tulipany kwitną kole trzech dni i padają, błyskawicznie wykwitają sasanki i narcyzy. Dodatkowo susza nie sprzyja bratkom, fiołkom i wychodzącym frondom paproci. No nie jest, Panie tego, dobrze. Człowieka nie cieszą nawet pierwsze kwiaty irysów SDB, przy takiej pogodzie nie ma szans żeby dłużej nacieszyć nimi oczy. Zgroza, zgroza po całości. Od paru dni zapowiadają burze, wyczekuję z utęsknieniem ich nadejścia już teraz solidnie zmartwiona przyszłym rachunkiem za wodę. No pogoda cóś nas nie dopieszcza, właściwie jedyne dobre co zawdzięczamy ekscesom pogodowym to zniszczenie starego gniazda srok na kasztanowcu ( razem z częścią konarków niestety ). Sroki się obraziły i jak się okazało na stałe przeniosły do sąsiadów. Znaczy radosne srocze skrzeki dochodzą do moich uszu zza ulicy. Ogród sąsiadów należycie zarośnięty więc ptaszyska tam postanowiły założyć nowy domek. U nas od razu zwiększyła się liczba małych ptaków, kosy i sikorki, mazurki widywane są stadnie. Małgoś - Sąsiadka, Ciotka Elka i Gienia są zachwycone. Zdaje się że jedynymi niezadowolonymi z wyprowadzki srok są koty. Nie ma z kim prowadzić wojny! A tak pięknie się towarzystwo nienawidziło, he, he, he.
Co dalej z ogrodowaniem czyli gryplany na majowy długi weekend. Planów tak po prawdzie nie robię żadnych, uzależniam wszystko od tego jaka będzie pogoda. Tak szczerze to dla mła cały długi weekend mogłoby lać, mła byłaby wtedy nieco bardziej spokojna o stan swoich roślinnych rarytetów które wymagają nieco więcej wody. Przy takiej suszy to nawet tak odporne na nią rośliny jak irysy bródkowe mogą produkować mniejsze kwiaty. Może w przyszłym tygodniu postraszę swoją osobą szkółki, zielony zakupoholizm wiosenną porą zapuszcza głębiej swoje macki. Niby niczego zielonego nie potrzebuję ale "przydałoby się". Z "przydałobysiów" to mogłabym parę ogrodów urządzić, mania mania mienia zielonego ma się u mła w najlepsze, terapia by się jakaś przydała czy cóś bo kolejny kosztowny remont lekstryczny za pasem. A wicie rozumicie, środki płatnicze niestety nie do wyhodowania na drzewie. Jakby tak porastały to mła dawno temu by zapuściła sadek pieniężny i hodowała dulary, eurosy a nawet swojskie złotówki ( już słyszę te rozmówki z Mamelonem - "Mój boszsz... jak mi pięknie w tym roku drzewko dolarowe obrodziło, same Frankliny bez uszkodzeń!", "Kochana nawieź złotówki to może porządne euro wyjdzie.", "No rupii to ja bym nigdy nie zapuściła w ogrodzie, szkoda gleby!" ).
Ten kolejny pierdylion zamieszczonych zdjęć to przez wyrzuty sumienia - cóś mało piszę ale obrabianie ogroda zajmuje mła sporo czasu. No a co to byłby za blog ogrodowy gdybym tak tylko po teorii jechała?! Trza praktykować by o ogrodzie pisać, także wybaczcie małą ilość postów w najgorętszej dla mła części ogrodowego sezonu ( iryski, iryski ). Postaram się poprawić i skrobnę, nawet pozaogrodowo skrobnę.