Jak pięknie nam się popierniczyło, pogoda taka że tylko kwiczeć ze szczęścia gdyby nie ten brzydki szepcik w mózgu "Normalne to to nie jest". Ten szepcik kieruje me ślepia w górę w celu wypatrywania komety i innych znaków grożących. No w listopadzie to winny opadać ostatnie liście, lać deszcze i snuj się po ziemi snuć powinien, taki wpełzający do domów i atakujący ludzi "grypom i depresjom". A tu temperatury z tych wiosennych, czuć zapach ziemi a nie tylko charakterystyczną dla późnej jesieni woń butwiejących liści. No i te promienie słoneczne wydobywające kolory ze wszystkiego z czego da się jeszcze wydobyć. Normalnie tylko rapetką grzebnąć w glebę i do lasu na grzyby się udać albo do ogrodu w ramach ogrodowania zajrzeć. Oczywiście piękna pogoda nie eliminuje jesiennych przypadłości, zwłaszcza tych kocich. W domu tradycyjny o tej porze roku koci szpitalik, bo po co chorować tak sobie jednostkowo jak można urządzić grupowe niedomagania. W związku ze związkiem co i raz wizytuję naszego dohtora z co i raz inszym członkiem naszego kociego stada. Ramię mi niedługo odpadnie od dźwigania kontenerka a mózg od kombinowania forsy ( bestie nie chcą jeździć komunikacją miejską, ryczą w niej okrutnie domagając się wożenia tyłków taksówkami ). Ech, paniska z tych moich kotów!
Małgoś - Sąsiadka zaciągnęła mnie na cmentarz, w charakterze obstawy vipa kontrolującego prawidłowe wykonanie zadania przez członków rodziny. Przy okazji wysłuchałam jaki scenariusz sobie przygotowała z okazji własnego pogrzebu. Hym... i dla mnie jest tam przewidziana rólka, bynajmniej nie jakiś ogon i trzymanie halabardy, nawet kwestie wypowiadam! Małgoś z wyraźną lubością babrała się w takich szczegółach jak szarfy na wieńcach ( stosowność napisów na onych spędza jej sen z powiek ) a ja obserwowałam nowe nagrobki co to wyrosły na cmentarzu jak grzybki wyjątkowo trujące. O Najwyższy Cmentarny, co to się porobiło! Wiem że romskie grzebalnictwo jest ciut insze, znaczy lampki jak choinkowe, mnóstwo dyń, mnóstwo kwiatów, mnóstwo wszystkiego ale tym razem zaskoczyła mnie swoim umiłowaniem wszystkiego najlepszego nie mniejszość etniczna ale ci należący do większości. Mój boszsz... te nasze nowe cmentarze są równie badziewne jak nasze osiedla mieszkalne, cóż to za piękne rezydencje rodacy zmarłym wystawiają, jakie Caringtonowo a nawet chwilami Mar a Lago w hołdzie straszy, śmieszy czy też tumani. Taa... cmentarze zdaje się zmieniają się w miejsca pełne grozy, człowiek zafascynowany oczu oderwać nie może od upiornych nagrobków.
Licheńskie lśnienia, łobabrazki "w kamieniu cieniowane", rzeźby chińskiej proweniencji, złocistości i kolumienki wyrastają wśród pochodzących z głębokiej komuny "lastrikowych" nagrobków ( jednakowych jak bloki z wielkiej płyty ). Społeczeństwo się nam bogaci i zachłystuje tym co uznaje za oznakę statusu. Przypomina mi się anegdotka mojego Taty o tym jak jego znajomy udał się wraz z pracownikiem do Szwecji i podczas tej podróży usłyszał był od owego pracownika zdanko o tym że "Tu bardzo biedni ludzie mieszkają, Pan popatrzy na ten cmentarz - co za bida!". Taa... urok protestanckich cmentarzy nam wyraźnie nie odpowiada, masowo budujemy cóś na kształt castrum doloris uwielbianych przez XVII wieczną polską szlachtę. Cmentarze jednak też umierają, nie każdy zostanie zabytkiem jak Powązki. Za jakiś czas przyjedzie spych i znikną chińskie konglomeraty, białe Marianny, wszelkie złocistości i cud rzeźbki. Sama widzę zamieranie cmentarzy wraz z malejącą liczbą mieszkańców miasta. Pamiętam osoby w czerni odwiedzające sąsiednie groby, dziś same w nich leżą a dzieci i wnuki rozlazły się po świecie. Naturalna kolej rzeczy, pamiętamy tak do trzech pokoleń, wszystko ponad to historia. Płakać nad tym nie ma co, zawsze tak było. Prędzej zadumać się można nad tą optymistyczną pewnością która dziś każe wielu rodakom uważać miejsce spoczynku rzeczywiście za miejsce wiecznie im przypisane. I to w czasie kiedy opłaty cmentarne robią się zawrotnie wysokie, zasiłek pogrzebowy nie starcza na opłacenie kosztów pogrzebu w dużym mieście a tzw. ustawa pogrzebowa jest z epoki króla Ćwieczka. Grzebiemy się przepiąknie, jak w serialu jakimś czy cóś.
No cóż, Fryderyk Wielki wreszcie spoczął obok swoich chartów, Wolfgang Amadeusz Mozart
leży w kawałkach gdzieś tam między innymi mieszkańcami Wiednia, Doris Duke rozsypano zgodnie z jej życzeniem bez ceremonii pogrzebowej nad wodami Oceanu. A nasi przodkowie? Ci z kresów, z cmentarzy pozarastanych przez lasy, ci co to ich wywieźli w różnych kierunkach i śladu po nich nie zostało? Pamiętamy ich mimo że w cud granitowych festungach grobowych nie leżą, literków złotych nie mają ani różyczków z mosiądza. Co roku pod białymi brzozowymi krzyżami w Warszawie świeczki stawiają - to piękny zwyczaj. Pod Mękami Pańskimi, wielkimi krzyżami na cmentarzach pełno ogni dla tych co grobów nie mają. Nie trza marmurów, chryzantem skomponowanych w wymyślne wiązanki, wielogodzinnego stania przy grobach, wystarczy tylko pamięć która zamienia historię w coś nam bliskiego. Taa... tylko z pomnikiem to mniej kłopotów, a pamiętanie bywa czasem wymagającym zajęciem. Prościej pomnik cudny ustawić żeby somsiady wiedziały z jaką familią mają do czynienia niż chcieć pamiętać. To nie jest moralizowanie, przemawia smętne doświadczenie życiowe - nie lubimy zmarłych, tak jak nie lubimy chorych. Rozumiem to, razi mnie tylko hipokryzja w którą obrastamy jak w tłuszcz i która znajduje wyraz w cudnościach nagrobnych. Mam nadzieję że kiedy przyjdzie czas by to co ze mnie zostanie schować, to ustawa pogrzebowa będzie respektowała prawo jednostki do stanowienia co też ma się dziać z jej ciałem post mortem a nie wspomagała interes zakładów pogrzebowych i administracji cmentarzy. Po spaleniu byłabym świetna jako odżywka pod ukochane irysy, Mamelon z kolei twierdzi że powinno się na jej prochach posadzić jakieś fajne drzewo. Tak, wydziedziczę każdego kogo będę podejrzewała o chęć pieprznięcia mi marmura, a za różyczkę z mosiądza nawet postraszę.
Dzisiejsze łobabrazki to XIX wieczne malarstwo "na temat". Dwa pierwsze chryzantemowe malowidła stworzył Claude Monet, trzecie wyszło spod pędzla Pierre Augusta Renoira, scenkę rodzajową "Dzień Wszystkich Świętych" namalował Émile Friant, a panią z chryzantemami James Tissot. Kolejne chryzantemowe dziełko stworzył mistrz martwej natury Henri Fantin - Latour a smutny obrazek ze staruszką Jakub Schikaneder.