To nie był dla mnie dobry miesiąc, niby pogoda jak z obrazka i w ogóle ale choroba i odchodzenie Lalentego przebiły wszystko, tak naprawdę to nic nie było dla mnie równie ważne. Taki paskudny maj miałam w 2005 roku kiedy odchodziła Tabisia i cztery lata temu kiedy Szpagetka miała wypadek. Nie za bardzo w czasie gdy chorują moje zwierzęta mam ochotę na zajmowanie się czymś czy kimś innym niż nimi. Z doświadczenia wiem że nie ma sensu zajmować się innymi sprawami kiedy myśli i tak krążą wokół sprawy dla mnie najważniejszej. Czego się wówczas nie tknę to spieprzę po całości, niezależnie od tego czy to przycinanie drzewek czy pisanina urzędowa. Mam taką męską przypadłość skupiania się tylko na jednym zagadnieniu i nic na to nie poradzę. Taka moja uroda. Dlatego w ogrodzie niewiele się działo, zrobiłam jakieś tam zakupy ale szaleństw nasadzeniowych nie było. Zaplanowane roboty się nie odbyły bo co innego na głowie, bo za ciepło, bo za sucho i w ogóle to najlepiej było się z kotami na kocyku uwalić i miziaństwa odprawiać. Co innego z kawencją w dłoni i trenem z kotów ranną porą przechadzać wśród rozkwitających irysów a insza inszość to walka z podagrycznikiem czy tam innym skrzypem albo tworzenie rabaty. Jedyny obowiązek ogrodowy sumiennie w tegorocznym maju wykonywany to podlewanie, konieczne do tego żeby szlag nie trafił co wrażliwszego zielonego. Małgoś - Sąsiadka przekonywała Ciotkę Elkę i Gienię "ucieknietą" ze szpitala że ta wiosna była w tym roku taka błyskawiczna żeby Lalek zdążył ją zaliczyć w całości. Chórek przytaknął a ja pomyślałam że może teraz Wielki Pogodowy pozwoli wierzyć Małgosi w jej teorię i nieco przystopuje z upalnym latem robionym wiosną. Taką mam nadzieję że pogoda nam nieco znormalnieje.
Po irysowym szale śladów już niewiele, upał nie sprzyja irysowym kwiatom i nie tylko im. Zrobiłam drugi w tym roku zakup irysowy ( nie liczę irysków wyłudzonych od Andrzeja ) i zanabyłam dwa nowe TB od Waldemara. Czyściutkie jak to je nazwała Mamelon. Fakt, obydwie odmiany jak dla mnie nietypowe bo żadnych tam skomplikowanych łamań kolorystycznych i tzw. niuansów barwy na nich nie widać ale irysowa rabata złożona z samych wysubtelnionych czy szmateksów będzie nuda no bo jak ukazać to czym jest złamanie koloru bez kontrastu z czymś "zdrowo określonym"? Dobra, przechodzę do konkretów - przyjedzie odmiana Terrego Aitkena z 2006 roku 'Bon Appetit' i odmiana Paula Blacka z roku 2014 'Clouds Go By'. Jeszcze nie wiem gdzie posadzę, nie miałam sił przemyśleć. Poza kwitnącymi irysami trzech kategorii ten maj zapisze się w pamięci obłędnym kwitnieniem kielichowców. W tym roku nawet moja kapryśna 'Venus' pokazała wreszcie kfiota. Przy kwiatach czerwono kwitnących kielichowców nie wypadło to kwitnienie jakoś ekscytująco ale trza poczekać bo tu w masie siła, obsypany białymi kwiatami kielichowiec będzie wyglądał uroczo ( pamiętam takiego z Wisley ).
W tym roku w maju zakwitły też wcale niemajowe róże i rośliny zazwyczaj kwitnące w czerwcu. To przyspieszenie nie wyszło wcale roślinom na dobre, wiele z nich wygląda tak sobie. Popaliło też moje siewki jednorocznych tak szaleńczo chronione w lutym i marcu przed kotami. Hym... pozostaje mi późne sianie do gruntu i oczekiwanie na że może jednak. No i to by było na tyle o ogrodowym maju.